Dnia 25 grudnia 2016 r. będziemy obchodzić 100. rocznicę śmierci św. Brata Alberta. W tym dniu, jak ogłosił Episkopat Polski, rozpocznie się jubileuszowy rok poświęcony świętemu, który czynił miłosierdzie. Za jego przykładem Kościół będzie wskazywał, jak w codzienności żyć uczynkami miłosierdzia. Będzie to kontynuacja przesłania Roku Świętego Miłosierdzia.
Adam Chmielowski – późniejszy brat Albert, opiekun sierot i bezdomnych, „dobry jak chleb”, który jednak zanim stał się „chlebem”, stanął jako młody chłopak w szeregach powstańców styczniowych, gotowy poświęcić życie dla Polski.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Urodził się 20 sierpnia 1845 r. jako najstarszy syn Wojciecha Chmielowskiego herbu Jastrzębiec i Józefy Borzysławskiej. Dzieci były wychowywane w duchu głębokiej miłości do Boga i ojczyzny. Mały Adaś i trójka jego rodzeństwa szybko stracili rodziców. W 1853 r. zmarł ojciec, a w 1859 r. – matka. Przed śmiercią wręczyła Adamowi obrazek Matki Bożej Częstochowskiej, prosząc, by zachował go na pamiątkę. Osieroconymi dziećmi zajęła się ciotka Petronela Kobylańska.
Gdy 22 stycznia 1863 r. wybuchło powstanie styczniowe, 17-letni Adam, jako student uczelni rolniczej w Puławach, wraz z kolegami ruszył do walki w oddziale „Puławiaków” pod dowództwem 19-letniego Leona Frankowskiego. Gdy oddział został rozbity, Adam odnalazł swe miejsce jako kawalerzysta w szeregach Mariana Langiewicza. Brał udział w starciach pod Nową Słupią, na Świętym Krzyżu, potem pod Staszowem i Małogoszczem, gdzie 24 lutego doszło do jednej z największych bitew stoczonych podczas powstania styczniowego. W tym starciu kawalerzysta Adam Chmielowski w pierwszym szeregu torował drogę powstańcom wydostającym się z okrążenia wroga. Nie brakowało mu odwagi i męstwa.
Oficer francuski Franciszek Rochebrune utworzył oddział zwany „Żuawi Śmierci”. Była to formacja konna o ostrym rygorze. Kto w niej służył, składał przysięgę, że nigdy się nie cofnie ani nie podda – zwycięstwo albo śmierć. Pod twardą ręką Rochebrune’a żuawi stali się jedną z doborowych formacji powstania. Należał do nich także Adam Chmielowski.
Reklama
18 marca doszło do krwawej bitwy pod Grochowiskami. Oddział gen. Mariana Langiewicza w liczbie 3 tys. powstańców zaatakowały na grzęzawisku 4 kolumny rosyjskie w sile 3,5 tysięcy ludzi. Langiewicz zmuszony był do walki w skrajnie niekorzystnych warunkach terenowych. Gdy stracił kontrolę nad oddziałami, Rochebrune i jego żuawi opanowali chaos w szeregach, a nadto zdobyli armaty wroga. Dzielnością w walce wykazał się również młody Chmielowski. Ale po bitwie, razem z grupą powstańców, dostał się w ręce władz austriackich i trafił do obozu jenieckiego w Ołomuńcu. Stamtąd uciekł i powrócił do Polski.
Znowu walczył – tym razem pod wodzą Zygmunta Chmieleńskiego. Został mianowany podoficerem 2. plutonu kawalerii. Pierwszą bitwę powstańcy stoczyli 6 lipca pod Janowem, leżącym niedaleko Częstochowy. Po tej zwycięskiej bitwie nastąpiła kolejna – 27 lipca pod Rudnikami. Później oddział stanął do walki pod Obiechowem, jednak przewaga wroga zmusiła powstańców do odwrotu. Wojska carskie nie odpuszczały, tropiły powstańców. Kolejne starcie miało miejsce m.in. w okolicach wsi Gaj, gdzie Chmielowski i jego pluton wykazali się niezwykłym męstwem. Osłaniali wycofujący się oddział, sami będąc pod nieustannym ostrzałem nieprzyjaciela.
Spośród bitew stoczonych w tym czasie pod dowództwem płk. Chmieleńskiego, warta podkreślenia jest bitwa pod Mełchowem, do której doszło 30 września. W czasie jej trwania Adam Chmielowski został ranny, pod jego koniem wybuchł granat. Potężny odłamek trafił jeźdźca w nogę i zrzucił go z siodła. Adam dostał się do niewoli. Na pytanie kapitana wojsk rosyjskich, dlaczego nie zginęli podczas walki, odpowiedział: „Oddaliśmy się w opiekę Matki Najświętszej, która nas nigdy nie opuszcza”.
Reklama
Rana nie wyglądała dobrze. Wobec groźby zakażenia całego organizmu konieczna była natychmiastowa amputacja lewej nogi poniżej kolana. Operacja odbywała się w prymitywnych warunkach, bez znieczulenia. Adam mężnie znosił zabieg, czym zjednał sobie sympatię i podziw rosyjskich żołnierzy. Dalsze leczenie odbywało się w szpitalu w Koniecpolu. Mimo kalectwa powstańcowi groziła zsyłka na Sybir za bunt przeciwko władzy, do czego ostatecznie nie doszło. W 1864 r., jak wielu powstańców tułaczy, Chmielowski udał się do Paryża.
Czego chce nas nauczyć Adam Chmielowski, czyli św. Brat Albert, w nadchodzącym roku jubileuszowym? Kochać Boga i być dobrym jak chleb. Kochać ojczyznę, kraj „gdzie kruszynę chleba podnoszą z ziemi przez uszanowanie dla darów Nieba”.
Tekst opracowany na podstawie książki ks. Stanisława Latosińskiego „Adam Chmielowski – Brat Albert. Powstaniec”.
Wydawnictwo „Czuwajmy”, Kraków-Miechów 2013.