Reklama

Misje to wzajemne oddziaływanie

Niedziela płocka 2/2009

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Renata Kowalska: - Jak doszło do tego, że Ksiądz podjął się takiego wyzwania, jakim jest praca na misjach, i to tak daleko, za oceanem?

Ks. Jacek Kędzierski: - Nigdy nie myślałem o tym, żeby zostać misjonarzem. Pan Bóg ma swoje plany i przygotowuje do ich realizacji. Pierwszy raz pomyślałem o misjach, kiedy byłem w Hiszpanii. Tam poznałem księży z Ameryki Południowej - Boliwii, Wenezueli, Peru. Po powrocie z Hiszpanii pracowałem dalej jako wikariusz, później w Kurii w Wydziale Duszpasterskim, ale ta myśl powoli się rodziła. Myślałem też o tym, że warto by było wykorzystać znajomość języka hiszpańskiego. Kontakty z misjonarzami, ks. Grzegorzem Mierzejewskim i ks. Zbyszkiem Rębałą, utwierdziły mnie w tym, że warto spróbować.

- Jaki był pierwszy kontakt z ludźmi, z którymi Ksiądz miał pracować? Pierwsze spotkanie z nimi?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Pamiętam ogromną życzliwość z ich strony. Wtedy niewiele mówiłem, więcej słuchałem. Przyjęto mnie z ogromną otwartością. Zaraz po przyjeździe zostałem skierowany na zastępstwo do jednej z parafii za misjonarza, który pojechał na urlop do Polski. Nie bardzo potrafiłem się tam poruszać, nie wiedziałem wielu rzeczy, chociażby jak dojechać do kolejnej kaplicy, w której trzeba odprawić Mszę św. Wtedy poczułem ogromną życzliwość, nawet opiekuńczość ze strony ludzi, którzy tam mieszkają.

- Dla nas Peru to takie egzotyczne miejsce. Czy tam jest rzeczywiście tak dużo wody, dużo insektów, dżungla, dzikie zwierzęta?

- (śmiech) Myślę, że Peru kojarzy nam się raczej z górami, Andami, kondorem, Indianami ubranymi w kolorowe, wełniane poncza. Tymczasem ta część peruwiańskiej Amazonii jest inna. Jest to tropikalna dżungla. Na pewno to wszystko jest tam obecne, a więc i dzikie zwierzęta, insekty i węże; ale miejsce, w którym żyjemy, to miasto 500-tysięczne, więc jest to jakby wyspa w tej dżungli, i nawet misjonarze, którzy pływają do dzikich wiosek po rzece, mają jednak bazę w mieście. Jest to dla nas ogromne ułatwienie, bo możemy korzystać ze wszystkich wygód cywilizacji, przygotować się do wypraw w jakieś bardziej odległe, dzikie rejony.

Reklama

- Jak wygląda dzień pracy misjonarza?

- To zależy od tego, w jakiej parafii misjonarz przebywa. Jeśli pływa po rzekach - przygotowuje wyprawę, która trwa około tygodnia, dwóch. Ja natomiast pracuję w parafii podmiejskiej; to jest takie osiedle slumsów. Są to nowe osiedla, które powstają dookoła miasta. Ludzie z dżungli, z różnych rejonów przybywają, szukają lepszego życia, i tam budują jakiś skromny szałas. Nie ma tam światła, bieżącej wody. Wśród takich właśnie osiedli, które rosną jak grzyby po deszczu, staramy się, by powstawały miejsca, gdzie ludzie mogliby spotykać się i modlić we wspólnocie wiary. Moja praca polega najpierw na tym, aby takie miejsca odwiedzać, szukać ludzi, którzy albo już są katolikami, albo mają pragnienie, by nimi zostać; jakoś z tymi ludźmi się zapoznać, z czasem może zaprzyjaźnić, powoli formować maleńką wspólnotę, w której uczy się podstawowych rzeczy, mówi się o sakramentach, przygotowuje się do chrztu, Komunii św. Następnie szukamy jakiegoś miejsca, by się spotykać, odprawić Mszę św. Najpierw są to domy, później jakieś miejsce, gdzie może się zgromadzić większa liczba wiernych, a w końcu staramy się znaleźć miejsce na kaplicę, którą będzie można zbudować. Najistotniejsze to być pośród tych ludzi, żyć razem z nimi, ich problemami, poznawać, jak myślą, starać się współpracować. Myślę, że jest to najprostsza i najlepsza forma ewangelizacji - skuteczniejsza niż jakieś mądre nauki.

- Wielu misjonarzy mówi, że przed wyjazdem byli przekonani, że tylu rzeczy nauczą tych, do których są posłani, a później stawali w pokorze, że to ja się uczę i więcej otrzymuję, niż daję. Czy tak jest również w Księdza przypadku?

- Niewątpliwie. Takie wzajemne oddziaływanie jest czymś nieuniknionym. Ja, żyjąc pośród nich, muszę się dostosować do ich sposobu życia. Mówię tu o najprostszych rzeczach, choćby o mierzeniu czasu, punktualności. Dla nich zegarek nie ma znaczenia. Przyjdą na spotkanie wtedy, kiedy będą gotowi. Muszę się nauczyć na nich czekać. Pamiętam, kiedyś miałem dać ślub, kaplica pełna gości. Uroczystość miała rozpocząć się o 17. Pięć po - nie ma młodych, dziesięć po - też. Niepokoję się. W końcu o 17.30 przychodzi pan młody. Pytam, gdzie narzeczona, a on spokojnie: „No jak to gdzie, u fryzjera!”. Dzięki temu uczę się, że świat się nie zawali, jeżeli spotkanie odbędzie się pół godziny później, że są rzeczy istotniejsze. Uczę się od nich takiego podejścia do życia, które również jest bardzo ewangeliczne: nie troszczcie się zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczył się będzie.
Poza tym podziwiam ogromną wiarę ludzi, wśród których żyjemy, ich wiara umacnia też moją własną. Przez takie proste gesty, że podchodzą np. prosząc o błogosławieństwo, przynoszą dzieci, aby kłaść na nie ręce, przynoszą całe wiadra wody, aby ją pobłogosławić, aby mieli wodę święconą. Całe mnóstwo tego typu znaków wiary, które mówią mi: jesteś tam potrzebny! - nie dlatego, że to jesteś ty, tylko dlatego, że przekazujesz tę Bożą łaskę, którą oni chcą przyjmować.

- Najodleglejsze, najdziwniejsze miejsce, gdzie Ksiądz odprawiał Mszę św., spotkał się ze swoimi parafianami?

- Dotarłem do wioski, która była jakby ostatnią wioską peruwiańską. Dalej już tylko dżungla, dżungla i później Ekwador. Czułem się troszkę jak człowiek, który dociera na biegun. Należy podziwiać ludzi, którzy tam mieszkają, bo niemal dwa tygodnie muszą płynąć, aby dotrzeć do miasta, cywilizacji. Wyobraźmy sobie sytuację, że ktoś potrzebuje lekarza lub musi kupić jakąś rzecz, która jest w dżungli nie do zdobycia: jest to wtedy cała wyprawa. Ci ludzie muszą umieć żyć w takich warunkach, zdając sobie sprawę, że muszą być praktycznie samowystarczalni.

- A czego brakuje Księdzu tam, w Peru, tego, co w Polsce było na wyciągnięcie ręki, niedoceniane?

- Ogórków kiszonych i śledzi (śmiech). Mogę powiedzieć, czego nie brakuje. Zdałem sobie sprawę, że nie potrzebuję radia, telewizji, wielu urządzeń. Okazuje się, że człowiek potrafi żyć bez tego wszystkiego i niekoniecznie jest mniej szczęśliwy. Natomiast są sytuacje, kiedy cywilizacja okazuje się błogosławieństwem: kiedy chcemy chociażby pójść do lekarza i wiemy, że dostaniemy i leki, i odpowiednią pomoc. Czasem też tęskni się za wygodnym łóżkiem, szczególnie gdy przez dwa tygodnie odwiedza się wioski.

- Dla misjonarzy daleko od Polski ważna jest pamięć tych, którzy zostali w domu, modlitwa, jak jeszcze możemy pomóc?

- Modlitwa jest tym, co najważniejsze, pewnie też taki zwykły kontakt. Ważne jest, byśmy wiedzieli, że tutaj, w Polsce, ktoś o nas pamięta, że nie jesteśmy odcięci od naszej diecezji, Kościoła. Istotne jest także propagowanie idei misyjnej, jeżeli możemy wracając stamtąd i pokazać wystawę, o czymś opowiedzieć, kogoś zainteresować tematyką misyjną. To jest zaplecze, które tutaj się tworzy. Może być nie tylko modlitewna współpraca, ale i materialna. Potrzeby są ogromne.

Dla tych, którzy chcieliby pomóc, podajemy numer konta ks. Jacka Kędzierskiego:
58 1500 1618 1016 1003 9955 0000.

2009-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

XIV Konwencja Stanowa w Polsce - Rycerzy Kolumba

2024-05-19 08:24

[ TEMATY ]

Rycerze Kolumba

Facebook/Rycerze Kolumba w Polsce

Rycerze Kolumba zwołali XIV Konwencję Stanową Zakonu, w tym roku odbywa się ona w Licheniu.

W XIV Konwencji Stanowej uczestniczą - z pełnią praw - Delegaci z Rad Lokalnych zarejestrowanych do dnia 1 marca 2024 roku. Każda Rada jest reprezentowana przez dwóch Delegatów.

CZYTAJ DALEJ

Iran: Prezydent i szef MSZ zginęli w katastrofie śmigłowca

2024-05-20 08:18

[ TEMATY ]

Iran

PAP/EPA/Iranian state TV (IRIB)

Prezydent Iranu Ebrahim Raisi, szef MSZ Hossein Amirabdollahian i kilku innych wysokich rangą przedstawicieli irańskich władz zginęli w katastrofie śmigłowca w pobliżu Dżolfy w irańskiej prowincji Azerbejdżan Wschodni - poinformował w poniedziałek rano irański Czerwony Półksiężyc.

Jak powiedział szef tej organizacji Pir Hossein Kolivand maszyna rozbiła się o zbocze góry i całkowicie spłonęła.

CZYTAJ DALEJ

Kard. Nycz: wszyscy możemy robić dużo więcej na rzecz wsparcia kobiet w ciąży

2024-05-20 17:59

[ TEMATY ]

kobieta

kard. Kazimierz Nycz

Karol Porwich/Niedziela

kard. Kazimierz Nycz

kard. Kazimierz Nycz

Wzmocnienie pomocy kobietom, które przeżywają problemy związane z ciążą jest absolutnie niezbędne - powiedział KAI kard. Kazimierz Nycz. “Możemy w tej dziedzinie robić dużo więcej: zarówno społeczeństwo, państwo, samorządy jak i Kościół” - stwierdził metropolita warszawski.

Świetnym przykładem i wzorem takiej pomocy jest, zdaniem kardynała, bł. Edmund Bojanowski, który w XIX wieku założył cztery gałęzie zgromadzenia sióstr służebniczek. “Pochodził z wysoko postawionej rodziny ziemiańskiej, odkrył ducha i potrzeby tamtego czasu. Na szeroką skalę zakładał ochronki, troszczył się nie tylko o dzieci, ale też o kobiety, które nie mogły zapewnić urodzonym dzieciom opieki i wykształcenia” - przypomniał kard. Nycz.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję