Reklama

Miłość od pierwszej idei

Kult św. Józefa w rodzinie państwa Krystyny i Andrzeja Millerów tlił się od dawna. Zawsze w trudnych sytuacjach zwracali się do Tego, który z takim oddaniem opiekował się Jezusem i Maryją. Andrzej podkreśla, że od jakiegoś czasu miał w sercu pragnienie posiadania „własnego” św. Józefa. Myślał o tym, choć wiedział, że jest to tylko marzenie…

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Wakacje u sióstr, w domu rekolekcyjnym na Podhalu. Podczas przypadkowej rozmowy jedna z nich wspomina, że ma wielki problem ze św. Józefem. Andrzej z zaciekawieniem pyta, jak ma to rozumieć. Otóż okazuje się, że siostry są w posiadaniu pokaźnej figury św. Józefa, która jest już tak zniszczona, że nie mają co z nią zrobić i będzie trzeba ją spalić. - To ja go przygarnę. - W jaki sposób? - pyta siostra. - Zwyczajnie - odpowiada Andrzej - ubiorę go w najlepszą koszulę i kurtkę i wezmę do domu. Jak człowieka.
Następnego dnia rano św. Jozef, przejęty z siostrzanych rąk, podróżował już do domu Krystyny i Andrzeja w Krakowie. Od tej chwili w ich rodzinie rozpoczął się świadomy kult Opiekuna Maryi i Jezusa.

Św. Józef jest szybki

Małżonkowie wspominają jedną z sytuacji namacalnego działania św. Józefa. Zamówili szafę wnękową. Ekipa fachowców od dłuższego czasu obiecywała jej montaż. Dni mijały, a nie można było doprosić się realizacji usługi. Krystyna przekazała więc całą sprawę mężowi. On udał się na adorację przed figurę św. Józefa, prosząc go o rozwiązanie problemu. I w ciągu 2 dni szafa była gotowa! Firma nieoczekiwanie sama zadzwoniła i zadeklarowała przyjazd w środę, a ostatecznie pojawili się już we wtorek. - Kiedy prosi się o coś św. Józefa trzeba uważać co się mówi, bo on jest naprawdę szybki! - śmieje się p. Andrzej.
Andrzej od dzieciństwa ma problemy ze wzrokiem. To utrudnia mu m.in. przemieszczanie się.
- Kiedy gdzieś się wybieram, zawsze proszę o pomoc św. Józefa. On staje się moją laską i zawsze bezpiecznie mnie prowadzi - mówi.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Małżonkowie o sobie

Krystynę i Andrzeja połączyło pragnienie służenia drugiemu człowiekowi. On jest masażystą - rehabilitantem na oddziale psychiatrycznym. Ona pracuje jako pielęgniarka środowiskowa. Sami postanowili opowiedzieć Czytelnikom „Niedzieli”, jak realizują się w pracy zawodowej, jak narodziła się ich miłość i jak pielęgnują to uczucie do dzisiaj.

Reklama

Dar od Boga

Andrzej:
- Bardzo lubię swoją pracę. To jest moje życie. Ale tak naprawdę nigdy nie chciałem pracować jako masażysta. Myślałem raczej, by być psychologiem, terapeutą. Pan Bóg jednak tak pokierował moim życiem, że dziś łączę w swojej pracy terapię psychiczną z rehabilitacją fizyczną.
Kiedy uczyłem się masażu, czułem pod palcami wszystkie napięcia mięśniowe w człowieku, wszystkie reakcje pacjenta - czy się otwiera, czy się zamyka. Myślę, że jest to dar od Stwórcy. Dziś już jest on poparty wieloletnim doświadczeniem. Gdy ktoś mówi, że coś go boli, muszę dotknąć i wiem, czy problem tkwi rzeczywiście tam, czy może jego źródło jest zupełnie gdzie indziej.

Nic na siłę

- Na początku pracy bardzo chciałem wszystkim „wlewać” Pana Boga. Na siłę. Dziś, po latach, wiem, że tak się nie da. Nie każdemu można od razu mówić o Bogu, ale każdemu można pokazywać dobro i kierować go w tę stronę. Teraz podczas rehabilitacji to ja częściej słucham. Ludzie otwierają się, opowiadają historie swojego życia. Mówią o cierpieniu, o braku nadziei. A ja im opowiadam o zaufaniu, o radości, o wybaczeniu. I dopiero kiedy ktoś bezpośrednio zapyta, gdzie w takim razie tkwi źródło tego, o czym mówię, zdradzam, że źródłem tym jest sam Jezus.

Dotykać, by nie dotknąć

Miałem kiedyś pacjenta, który wiele lat chorował na serce. Tak przynajmniej go zdiagnozowano i tak był leczony. W rzeczywistości ból spowodowany był zmianami w kręgosłupie piersiowym, które powodowały ucisk. Po 2 zabiegach wszystko przeszło. Z radości, nie wiedząc chyba, co ma zrobić i jak podziękować, zaczął się nade mną użalać. Że jestem biedny bo niedowidzę, że muszę być nieszczęśliwy. Wytłumaczyłem mu więc spokojnie, że szczęście i radość człowieka nie zależą od tego, czy widzi, czy nie, ale od tego, co ma w sercu. I uważam, że tak naprawdę to on jest biedny, bo nie wie, jak zachować się wobec mojej niepełnosprawności. Ja nie mam z tym problemu, bo wiem, że tak naprawdę chodzi o to, czy potrafimy zbudować dobre relacje z innymi.
Moja praca jest specyficzna, specyficzni są moi pacjenci. Tu istotne jest, by spotkać się z człowiekiem, aby obdarować go dobrem, a nie skrzywdzić. Można powiedzieć, że tak go dotykam, aby go nie dotknąć… Pacjent ofiaruje mi siebie, a ja kładę ręce i to jest mój dar dla niego.

Reklama

Wspólne idee

Kiedy byłem młodym rehabilitantem, poznałem starszą pacjentkę, która posiadała duży dom za miastem. Mieszkała w nim sama i zaproponowała mi wynajem pokoju, na co przystałem. Przychodziły pomagać jej trzy dziewczyny - wolontariuszki. Często rozmawiały, a ja przysłuchiwałem się temu w ukryciu.
Potem tak się ułożyło, że jedną z tych dziewcząt zacząłem odprowadzać… Najpierw tylko kawałek, potem dalej i dalej… aż wreszcie do samego domu. Podczas tych spacerów okazało się, że mamy wspólne idee - by przede wszystkim służyć drugiemu człowiekowi. To zafascynowało mnie u niej… Była między nami duża różnica wieku, ale przecież w miłości nie ma żadnej miary, myślałem. I kiedy potem wracałem sam do domu, zawsze modliłem się do Matki Bożej o dobrą żonę. Wiedziałem, że bez Bożego błogosławieństwa nic się nie da, ale z Nim wszystko można osiągnąć! I tak się zaczęło… Nasze spotkanie można nazwać miłością od pierwszej idei.

Trochę mi się podobał...

Krystyna:
- Będąc jeszcze w liceum, zastanawiałam się nad swoim powołaniem. Wiedziałam jedno: chcę pomagać ludziom. Podjęłam więc decyzję, że zostanę pielęgniarką. Zawsze byłam usłużna, nie widziałam więc dla siebie innego zawodu.
Z potrzeby serca zrodził się też pomysł, aby zostać wolontariuszką. W domu jednej z pań, którą odwiedzałyśmy wraz z koleżankami, spotkałam Andrzeja. Wtedy nie przypuszczałam jeszcze, że będzie moim mężem. Poznawaliśmy się dużo rozmawiając podczas moich powrotów do domu, w których Andrzej mi towarzyszył. W sumie to mi się troszkę podobał… Był bardzo dojrzały i to mi imponowało. Już wtedy miał problemy ze wzrokiem, ale widziałam, jak ze wszystkim świetnie sobie radzi. No i bardzo podobał mi się jego uśmiech!

Reklama

Tym zajmie się Bóg

Będąc młodą mężatką, a zarazem początkującą pielęgniarką, przepełniona byłam wielkimi ideałami. Każdemu chciałam dogodzić i pomóc. Z biegiem czasu jednak moje podejście uległo zmianie. Zrozumiałam, że nie jestem od tego, aby wszystko poukładać, pozałatwiać. Tym zajmie się Pan Bóg. Moim zadaniem jest być dyspozycyjną, doradzić, wysłuchać, aby ludzie mogli zrzucić swoje problemy.

Najważniejsza dobra wola

Małżonkowie wspólnie:
- Kiedy zdarzają się jakieś sytuacje zapalne, a przy czwórce naszych dzieci bywa ich niemało, staramy się załagodzić je rozmową. Wciąż uczymy się tworzyć relacje w rodzinie, ale mamy dobrą wolę i to jest najważniejsze. Zło zawsze rodzi zło, dlatego usilnie próbujemy wszędzie szukać dobra. Kłótnie powstają wtedy, gdy nasza świadomość przyprószona jest emocjami i egoizmem. Wtedy rodzą się problemy, bo każdy skupia się na sobie. Dlatego wciąż trzeba być czujnym, mimo że często jest to bardzo trudne.
W trudnych chwilach zazwyczaj zwracamy się do Ducha Świętego. I do św. Józefa. Mamy namacalne doświadczenie jego interwencji.
- On zło, które jest moim udziałem, odwraca w dobro - mówi Andrzej
- A ja często proszę Ducha Świętego o mądrość. O nią się modlę. Ona bowiem pozwala podejmować dobre decyzje. - dodaje Krystyna.

Tylko dobro!

W relacjach z ludźmi i w służbie innym bardzo ważna jest odpowiednia hierarchia wartości - zgodna z naturą. „Na naturze fundamencie, łaska Boża działa święcie” - często powtarza Andrzej.
Dziś nie należymy do żadnej wspólnoty, choć z wieloma mieliśmy kontakt. Teraz obraliśmy bezpośredni ster na Boga, na doskonalenie relacji z Nim, by móc potem przelać te relacje na budowanie więzi w pracy, w domu, z dziećmi. Widzimy, jak ważne jest, aby wybierać w życiu dobro. Zawsze dobro. Żadne mniejsze zło, ale zawsze konkretnie i konsekwentnie tylko dobro! A źródłem dobra jest sam Bóg. Dlatego trzeba odbudować hierarchię: On na pierwszym miejscu. On, który jest samym dobrem i obdarzył nim każdego człowieka. I tego Bożego dobra musimy szukać w ludziach, przede wszystkim najbliższych: współmałżonku, dzieciach. Ono ukryte jest w każdym z nas, bez wyjątku.

2009-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Czy 3 maja obowiązuje wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych?

2024-05-02 07:20

[ TEMATY ]

wstrzemięźliwość

Adobe Stock

W związku z przypadającą w piątek, 3 maja, w Kościele katolickim uroczystością Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski, głównej patronki kraju, katolików nie obowiązuje wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych. Mimo uroczystości wierni nie są zobowiązani do udziału we Mszy świętej.

Zgodnie z obowiązującymi w Kościele katolickim przepisami wstrzemięźliwość od spożywania mięsa lub innych pokarmów należy zachowywać we wszystkie piątki całego roku, chyba że w danym dniu przypada uroczystość. Post ścisły obowiązuje w Środę Popielcową i w Wielki Piątek.

CZYTAJ DALEJ

Litania nie tylko na maj

Niedziela Ogólnopolska 19/2021, str. 14-15

[ TEMATY ]

litania

Karol Porwich/Niedziela

Jak powstały i skąd pochodzą wezwania Litanii Loretańskiej? Niektóre z nich wydają się bardzo tajemnicze: „Wieżo z kości słoniowej”, „Arko przymierza”, „Gwiazdo zaranna”…

Za nami już pierwsze dni maja – miesiąca poświęconego w szczególny sposób Dziewicy Maryi. To czas maryjnych nabożeństw, podczas których nie tylko w świątyniach, ale i przy kapliczkach lub przydrożnych figurach rozbrzmiewa Litania do Najświętszej Maryi Panny, popularnie nazywana Litanią Loretańską. Wielu z nas, także czytelników Niedzieli, pyta: jak powstały wezwania tej litanii? Jaka jest jej historia i co kryje się w niekiedy tajemniczo brzmiących określeniach, takich jak: „Domie złoty” czy „Wieżo z kości słoniowej”?

CZYTAJ DALEJ

Wytrwajcie w miłości mojej!

2024-05-03 22:24

[ TEMATY ]

rozważania

O. prof. Zdzisław Kijas

Agata Kowalska

Wytrwajcie w miłości mojej! – mówi jeszcze Jezus. O miłość czy przyjaźń trzeba zabiegać, a kiedy się je otrzymuje, trzeba starać się, by ich nie spłoszyć, nie zmarnować, nie zniszczyć. Trzeba podjąć wysiłek, by w nich wytrwać. Rzeczy cenne nie przychodzą łatwo. Pojawiają się też niezmiernie rzadko, dlatego cenić je trzeba, kiedy się wreszcie je osiągnie, trzeba podjąć starania, by w nich wytrwać.

Ewangelia (J 15, 9-17)

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję