Pierwsze zderzenie z Wrocławiem było krótkie. Poeta został zatrzymany tu w 1831 roku, kiedy jechał z ogarniętej powstaniem listopadowym Warszawy do Drezna. Władze odebrały mu paszport i kazały czekać na nowy dokument pruski. Ze stolicy wyjechał 8 marca, w dzień powszechnego wyjścia z miasta przed spodziewanym oblężeniem rosyjskim. Do Wrocławia dotarł po pięciu dniach, 13 marca. Mieszkał tu w hotelu „Pod Złotą Gęsią”, przy Junkersstrasse 27/29 (dziś ul. Ofiar Oświęcimskich) ponad dwa tygodnie. Był wtedy młodym poetą, któremu „towarzyszył już zalążek sławy”. Jego powstańczy „Hymn” podnosił na duchu Warszawę i znany był Polakom w Dreźnie.
Kompas by się przydał
Reklama
Jak 22-letni romantyk odebrał miasto? W liście do swojej matki, Samueli Bécu, pisał: „Samo miasto Wrocław jest dosyć ładne, niezmiernie stare, wszystkie domy podobne do siebie, tak że dla kierowania się w tym mieście kompas by się bardzo przydał. Kilka ślicznych gotyckich kościołów, dwa place, z tych jeden nazywa się placem Bluchera, na którym stoi statua tego pruskiego bohatera - drugi plac wielki jest to rynek, pośród którego stoi jeden z gotyckich kościołów, a naokoło mnóstwo bud i szop ogromnych; przybyłem tu albowiem w czas jarmarku”.
Ówczesny Plac Bluchera to dzisiejszy Plac Solny. Nie wiadomo natomiast o jakim kościele pisze Słowacki. Anna Krawczyk, przewodnik wrocławskiego oddziału PTTK, przypuszcza, że poeta za wieżę świątyni wziął kopułę ratusza.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Nudne miasto
W tym samym liście, z 17 marca, poeta skarży się matce: „Siedzę więc już od kilku dni w tym nudnym mieście, a co gorzej, że mi pobyt w nim drogo kosztuje”. Trudno oczekiwać od Słowackiego wielkiego entuzjazmu, ten pobyt był nieco przymuszony. Poeta nie planował być tu tak długo.
Co robił we Wrocławiu? Sam napisał, że życie prowadzi „bardzo jednostajnie”. Może nie było aż tak nudno? Wiadomo, że podczas tego pobytu wybrał się do Opery. W hotelu „Pod Złotą Gęsią” miał pokoik na drugim piętrze, od dziedzińca. Za pobyt w nim przyszło mu słono zapłacić. W „niegodziwym” Wrocławiu „zdarli mnie okropnie, bo za dni 16 zapłaciłem 30 talarów, i miałem tylko tę przyjemność, że mieszkałem w zupełnie starożytnej kamienicy, której dachy wyższe są niż trzypiętrowe ściany, a pod dachami pieje kogut i krzyczą koty.”
Spotkanie z matką
Reklama
Drugi pobyt Słowackiego we Wrocławiu wyglądał już zupełnie inaczej. Był dłuższy od poprzedniego i z pewnością ważniejszy.
W 1848 roku, gdy wybuchła w Paryżu Wiosna Ludów, Słowacki udał się do ojczyzny. Na wieść o powstaniu wielkopolskim, wyruszył do Poznania. Wziął tam udział w zebraniu Komitetu Narodowego. Stamtąd, po uzyskaniu pozwolenia, pojechał do Wrocławia. Przybył 9 maja, a wyjechał stąd dopiero 8 lipca. Był już wtedy ciężko chory, bliski śmierci. Dramatyczny był dla niego ten czas. Wiedział, że prawdopodobnie zobaczy matkę po raz ostatni. Długo czekał na jej przyjazd. Z Wrocławia słał listy z gorącymi prośbami o spotkanie i nie otrzymywał odpowiedzi. „Od miesiąca codziennie chodzę bezskutecznie na pocztę pytając listu od Ciebie, i zrozpaczony, i coraz bardziej rozpaczający, że tej zapory, która jest między nami, złamać nie mogę” - pisał do matki 15 czerwca 1848 r.
Po niemal dwumiesięcznym oczekiwaniu, w końcu się zobaczyli. Salomea Bécu przybyła pod koniec czerwca. Przeżyli tu razem dwa tygodnie. Słowacki i tak przesunął okres, na jaki miał wydane zezwolenie policji.
Wspólny czas
Tym razem wieszcz zatrzymał się u niemieckiej rodziny przy Neue Schwidnitzer Strasse, na drugim piętrze (obecnie ul. Świdnicka) - („teraz siedzę w ciupie najętej u Niemca... jak ptaszek uwięziony patrzę na przestwory niebieskie”). Prosił, aby listy do siebie kierować do p. Stachlschmidta przy Banhofstrasse 5 (obecnie ul. Dworcowa) lub do swojej przyjaciółki - p. Zofii Mielęckiej, na Tauenzienstrasse 69 (dziś pl. Kościuszki). Salomea zamieszkała w hotelu „Zum Weisse Adler” („Pod Białem Orłem”) przy Ohlaustrasse 10/11 (obecnie ul. Oławska).
Jak matka i syn spędzali razem czas? Na rozmowach i długich spacerach. Przemierzali dzisiejsze Śródmieście: od Mostu Pokoju (wtedy Most Lessinga) do Parku Szczytnickiego.
Pili kawę „po krzemieniecku”, którą Salomea parzyła w swej kawiarniczce i dawnym zwyczajem jadali obiad o godz. 14. Przy ul. Wita Stwosza Słowacki, żeby zatrzymać spędzony wspólnie czas, kupił matce na pamiątkę złoty zegarek, ona zostawiła mu miniaturkę ze swoją podobizną (gładko zaczesanymi włosami i ciemnymi oczami).
Dzięki napisanemu wspólnie z Salomeą listu do Teofila i Hersylii Januszewskich (przyrodniej siostry Słowackiego i jej męża) wiemy, jak po latach rozłąki odebrała syna matka: „Julo jeszcze teraz bardziej ma fizjognomię myśląco [!] i więcej schodzono [!], spokojny i poważny (…)”.
Kawiarnia Periniego
Słowackiemu przyszło czekać na matkę prawie dwa miesiące. W tym czasie, prócz częstego i niestrudzonego pisania do niej listów, bywał często w kawiarni Periniego przy Junkernstrasse 2. Był to znany XIX-wieczny lokal, który podawano nawet jako punkt orientacyjny. Poeta czytał tam gazety, dostępne w języku francuskim, polskim i włoskim. Tam też spotykał się z różnymi ludźmi, m.in. działaczem narodowościowym Janem Nepomucenem Niemojewskim, który w swoich „Wspomnieniach” napisał:
„Raz w cukierni u Periniego rozmawiałem właśnie z taką zwątpiałą gromadką rodaków, wtem wchodzi Juliusz Słowacki. [...] Zbliżam się do niego i przypominam znajomość. Uściskaliśmy się z serca, prosił mnie tylko, żeby nikomu o jego przyjeździe nie wspominać, bo chciał uniknąć nowych znajomości”. Jednym z głównych powodów dla których Słowacki nie chciał rozgłosu, był być może strach przed przymusowym opuszczeniem miasta. „Breslauer Zeitung” z 13 maja pisało o 300 emigrantach zmuszonych do wyjazdu z Wrocławia.
Wiadomo, że podczas tego pobytu Słowacki opuszczał miasto. Były to jednak wyjazdy rekreacyjne. Wraz z Zofią Mielęcką wyruszył do Jeleniej Góry. Podróżowali pociągiem relacji Wrocław - Świdnica - Świebodzice, a potem dyliżansem pocztowym.
Słowacki nie stworzył wiele we Wrocławiu. Napisał kilka wierszy („O! nieszczęśliwa! o! uciemiężona…”, „Wieniec związano”, „Wyjdzie stu robotników”) i kilkanaście listów (w większości do matki).
Juliuszada
„Juliuszada” to cykl imprez kulturalnych i edukacyjnych, które trwają we Wrocławiu od marca. Jest to projekt wrocławskiego IX Liceum Ogólnokształcącego, noszącego imię poety.
Z inicjatywy uczniów i dyrekcji szkoły odbyło się już wiele wydarzeń, m.in.: odsłonięcie pamiątkowej tablicę przy ul. Oławskiej, symbolizującej wizyty wieszcza we Wrocławiu, wystawa plenerowa w parku Słowackiego, wykład o pomnikach poety, czytanie jego dzieł w ramach „Czynnych poniedziałków” w Teatrze Polskim, a także spacery z przewodnikami „wrocławskimi śladami wieszcza”. Jedną z atrakcji jest również tramwaj „Juliusz”, przekazany animatorom obchodów przez Towarzystwo Miłośników Wrocławia. Zaprezentowana w nim ekspozycja dotyczy życia i twórczości Słowackiego.„Juliusz” kursuje w piątki, soboty i niedziele w godz. 13-19 co dwie godziny. Z przystanku na pl. Teatralnym dojeżdża do Hali Stulecia.
W organizację imprez zaangażowanych jest wiele instytucji, m.in.: Ossolineum, Instytut Filologii Polskiej UWr., Wrocławski Teatr Lalek i Kolegium Karkonoskie.
Kulminacyjne obchody „Juliuszady” odbędą się we wrześniu, miesiącu urodzin poety.