Reklama

Ostatnia wielka wojna

Inżynierowie przyszłości, łamiąc zasady porządku naturalnego, tworzą - za biernym przyzwoleniem społecznym - odczłowieczony świat. Kiedy nadchodzi czas prawdy i wielka wojna niszczy ową koszmarną rzeczywistość, to jedyną ocalającą siłą okazuje się… zwyczajna ludzka miłość. „Ostatnia wielka wojna” to rodzaj antyutopijnej noweli, poddającej totalnej krytyce eksperymenty z ludzką naturą i z ludzką wolnością; z tą wolnością, która w wykreowanej przez „ideologów gender” przyszłości wyradza się i staje się przerażającą dowolnością. Pisarz w wielkim skrócie, niepozbawionym jednak trafności, przepowiada przyszłe losy Ziemian. Na szczęście w finale zwycięża miłość, a nie technologia „in vitro”, triumfuje rodzina i małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, a nie eksperymenty z seksualnością.
(zs)

Niedziela Ogólnopolska 9/2013, str. 42-43

JACEK RUTKOWSKI

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Ostatnia Wielka Wojna objęła prawie cały świat. Nie jest ważne, kto zaczął, bo też nikt nie wie, kto skończył. Po długiej nuklearnej zimie powoli zaczęło wracać życie. Jakże inne od dotychczasowego. Ludzie, którzy przeżyli katastrofę, wegetowali, ale powoli przystosowywali się do warunków, jakie zapanowały na ziemi. Nie było miast i lasów. W zasadzie nie było nic. Wszystko było wymieszane i stłamszone. Ocalona reszta ludzkiej populacji wymierała a to od chorób popromiennych, a to ze starości, a to bijąc się o resztki. Partnerzy i partnerki, osobnicy alfa i beta nagle stali się bezradni wobec życia. Kliniki „Invitros”, które zapewniały przetrwanie ludzkiego gatunku, zostały zmiecione z powierzchni ziemi. W powojennych warunkach były nie do odbudowania. A poza tym kto z ocalałych znał technologię życia? Próby odnalezienia protologów zakończyły się niepowodzeniem. Jedyny, jaki jeszcze żył, był keloidem, niezdolnym poprzez potworne blizny do jakichkolwiek działań, w dodatku był ślepy i w głowie mu się pomieszało, mówiąc językiem starej literatury.

Twominutes i Daabrys byli invitrowcami, tylko każdy z nich miał innego dawcę, tzn. jak się dawniej mówiło - „tatusia”, zanim zakazano używania tych pojęć. Surogatka była anonimowa. Nie znali jej. Zaraz po „cesarce” zostali zabrani przez obu dawców. Mieli szczęście, że byli bez wad, że nikt się nie rozmyślił, że nieprzewidziane okoliczności społeczne nie spowodowały skoszarowania ich w Banku Ciał. A stamtąd, jak wiadomo, albo się szło od razu na „krem”, albo do „hodowli na części zamienne”. Dawcy zaufali całkowicie biotechnolożce, o której mówiono, że ma szczęśliwą rękę do babyvitrowców. Chociaż to zaufanie kosztowało trochę grosza, to jednak opłaciło się - rzeczywiście obaj chło… ups! oczywiście, obaj invitrowcy rozwijali się pomyślnie i to zgodnie z harmonogramem wzrostu i dojrzewania. Byli tuż przed pierwszym określeniem płci. Kursy symetrii i relatywizmu biologicznego miały ich obu przygotować do terapii genowej, gdyby naturalne cechy płciowe nie odpowiadały im. Niestety, wojna zmieniła wszystko. Na szczęście ocaleli nie ponieśli jakichś ubytków na zdrowiu i dorastali jako osobnicy o męskich przejawach płciowych. Mieszkali w miejscu, gdzie zastała ich wojna. Reprodukodawcy, niestety, nie przeżyli wybuchu. Zaopiekowali się nimi inni, ale i oni z czasem powymierali. Ostatni, który się o nich troszczył, w pożegnalnych słowach, tuż przed osobistą eutanazją, radził im szukać innych ocalonych. Żywność z podziemnych schronów skończyła się i nie mieli innego wyjścia, jak tylko posłuchać rady opiekuna. Przed exodusem zapalili ostatnie ognisko i rozmawiali.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

- Jak byłeś mały, to kim chciałeś zostać?

- A ty? - zaczepnie odpowiedział Daabrys.

Twominutes był starszym invitrowcem od „brata” o dwie minuty, więc uważał się za poważniejszego i bardziej odpowiedzialnego, dlatego przybrał minę zatroskanego popularnego niegdyś internetowego mediokreatora i powiedział:

- Najpierw dawcą, a potem inkubatką…

- A ja chciałbym być surogatką! - wykrzyknął Daabrys.

- To takie potrzebne ludziom - dodał.

- Tak, to jest na pewno powołanie - potwierdził Twominutes.

Nagle zamilkli obaj. Zdali sobie sprawę z bezsensowności swoich marzeń.

O poranku wyruszyli z miasta w nieznane. Długo by opowiadać, co ich spotkało podczas wędrówki. Najważniejsze, że pewnego dnia, wchodząc do nieznanych ruin miasteczka, usłyszeli jakieś dziwne wysokie dźwięki, dochodzące gdzieś z podziemia gruzowiska. Ostrożnie podchodzili do źródła głosu. W otworze ziemi, przykrytym jakąś przezroczystą taflą, zobaczyli pomieszczenie mieszkalne z łóżeczkiem i z małym człowieczkiem, drącym się wniebogłosy. Patrzyli zafascynowani widokiem ludzika. Nagle do łóżeczka podeszła inkubatka i przyłożyła wrzeszczącego do swojego tułowia, obnażając stygmat płciowy, który ten chwycił ustami. Nigdy czegoś takiego nie widzieli. Potem pojawił się przy tej dwójce jakiś dawca i uśmiechał się to do małego, to do inkubatki. Zarówno Daabrys, jak i Twominutes chcieli jak najwięcej zobaczyć i nieostrożnie pochylili się nad otworem… Stracili równowagę i przebijając prowizoryczne zabezpieczenie niby-okna, wpadli do środka pomieszczenia. Ocknęli się, oparci o ścianę ze związanymi rękami i nogami.

Reklama

- Macie małego invitrowca? Skąd? Jak? - wykrzykiwali na zmianę do nieznajomych.

Po kilku dniach wzajemnych przesłuchiwań i ostrożnych wynurzeń nieznajomi rozwiązali intruzom ręce i pozwolili im samodzielnie spożyć pierwszy posiłek.

- Skoro jest mały invitrowiec, to… życie jest ocalone. Musimy się dostać do „Invitros”! - zwrócił się z apelem do nieznajomego Daabrys.

- Nie ma „Invitros”, nic nie ma… - odpowiedziała z dozą smutku i ironii nieznajoma.

- To skąd macie…? - Daabrys nie odpuszczał.

- Z miłości.

A kiedy dalej nie rozumieli, co im było mówione, rozwiązano im nogi i pozwolono zostać, aż do czasu, kiedy mała Nowonarodzona stała się dojrzałą kobietą. Wtedy Daabrys wziął ją do siebie i zrozumiał, czym jest miłość.

Zapytacie, a co z Twominutesem? No cóż. Dziecko Daabrysa i Nowonarodzonej uwielbiało swojego wujka, który pozostał starym kawalerem.

Tłumaczenie z języka francuskiego - Zdzisław Skotnicki

2013-02-25 14:46

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Litania nie tylko na maj

Niedziela Ogólnopolska 19/2021, str. 14-15

[ TEMATY ]

litania

Karol Porwich/Niedziela

Jak powstały i skąd pochodzą wezwania Litanii Loretańskiej? Niektóre z nich wydają się bardzo tajemnicze: „Wieżo z kości słoniowej”, „Arko przymierza”, „Gwiazdo zaranna”…

Za nami już pierwsze dni maja – miesiąca poświęconego w szczególny sposób Dziewicy Maryi. To czas maryjnych nabożeństw, podczas których nie tylko w świątyniach, ale i przy kapliczkach lub przydrożnych figurach rozbrzmiewa Litania do Najświętszej Maryi Panny, popularnie nazywana Litanią Loretańską. Wielu z nas, także czytelników Niedzieli, pyta: jak powstały wezwania tej litanii? Jaka jest jej historia i co kryje się w niekiedy tajemniczo brzmiących określeniach, takich jak: „Domie złoty” czy „Wieżo z kości słoniowej”?

CZYTAJ DALEJ

Nosić obraz Maryi w oczach i sercu

2024-05-03 21:22

ks. Tomasz Gospodaryk

Kościół w Zwanowicach

Kościół w Zwanowicach

Mieszkańcy Zwanowic obchodzili dziś coroczny odpust ku czci Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski. Sumie odpustowej przewodniczył ks. Łukasz Romańczuk, odpowiedzialny za edycję wrocławską TK “Niedziela”.

Licznie zgromadzeni wierni mieli okazję wysłuchać homilii poświęconą polskiej pobożności maryjnej. Podkreślone zostały ważne wydarzenia z historii Polski, które miały wpływ na świadomość religijną Polaków i przyczyniły się do wzrostu maryjnej pobożności. Przywołane zostały m.in. ślubu króla Jana Kazimierza z 1 kwietnia 1656 roku, czy 8 grudnia 1953, czyli data wprowadzenia codziennych Apeli Jasnogórskich. I to właśnie do słów apelowych: Jestem, Pamiętam, Czuwam nawiązywał kapłan przywołując słowa papieża św. Jana Pawła II z 18 czerwca 1983 roku. - Wypowiadając swoje “Jestem” podkreślam, że jestem przy osobie, którą miłuję. Słowo “Pamiętam” określa nas, jako tych, którzy noszą obraz osoby umiłowanej w oczach i sercu, a “Czuwam” wskazuję, że troszczę się o swoje sumienie i jestem człowiekiem sumienia, formuje je, nie zniekształcam ani zagłuszam, nazywam po imieniu dobro i zło, stawiam sobie wymagania, dostrzegam drugiego człowieka i staram się czynić względem niego dobro - wskazał kapłan.

CZYTAJ DALEJ

Drogi miłości

2024-05-03 20:56

ks. Jakub Nagi

Brat

Brat

Jak podkreśla ks. Krystian Winiarski, prefekt WSD w Rzeszowie, film rzeszowskich alumnów ma służyć najpierw refleksji nad życiowym powołaniem, które dla chrześcijan jest przede wszystkim powołaniem do świętości. W życie każdego człowieka wpisane jest także powołanie szczegółowe: do małżeństwa, kapłaństwa, życia konsekrowanego, a może do samotności, które też wymaga rozeznania, odkrycia i decyzji, by tą konkretną drogą iść przez życie.

„Pytania, emocje, rozterki, lęk przed podjęciem decyzji. To wszystko towarzyszy młodemu człowiekowi, który zastanawia się jaką życiową drogę wybrać, czy odpowiedzieć na powołanie, także to do kapłaństwa. O tym chcieli opowiedzieć swoim kolegom klerycy, którzy rozpoczynają swoją formację w seminarium” – wyjaśnia ks. Krystian Winiarski.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję