Pani Aleksandro,
Parę razy zamieściła Pani mój anons - szukałem przyjaciół, potrzebowałem pomocy psychicznej. Nadeszło ok. 15 listów. Część osób szybko się wykruszyła, bo ich oczekiwania były ponad moje możliwości i stan. Ostał się jeden korespondent - rodzina z trójką dorastających synów, biedni, ale solidni, a ponadto są mieszkańcami parafii, w której się urodziłem, gdzie zostałem ochrzczony i gdzie nie byłem już 23 lata. Dzięki nim (w gruncie rzeczy dzięki Pani!) wiem o tamtych stronach prawie wszystko.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
A co u mnie dziś? Jestem inwalidą I gr. (cukrzyca, serce, kręgosłup) i jestem sam (wdowiec od 11 lat, mam 68 lat). I coraz mi ciężej, coraz bardziej gorycz zalewa moje serce. Proszę jeszcze raz o anons, może znajdzie się bratnia dusza...
Józef z Gliwic
Pan Józef ofiaruje miejsce do wspólnego zamieszkania i wspólnego gospodarowania, w dobrym punkcie miasta, dla osoby także mającej swoje źródło utrzymania. Takie jest jego marzenie. Może to być na pewno jakiś cel życiowy dla kogoś o dobrym sercu. Często i na co dzień mamy bowiem dobre chęci pomocy komuś, tak wiele deklaracji jest na naszych ustach. A tu - konkret, i człowiek wołający o pomoc.
Służyć drugiemu człowiekowi to jakby trochę wyrzec się siebie. Nawet w najlepszej, żyjącej w zgodzie rodzinie zdarzają się trudne momenty, „ciche” dni czy godziny. Wiele zależy tu od stanu naszych emocji, od tego, jak nad nimi panujemy (czy one nad nami…). Gdy byłam młodsza, miałam z tym problemy i prosiłam Pana Boga, by mi pomógł te emocje wyciszyć. Teraz już wiem, że leczy je - Miłość...
Aleksandra