„Wierność jest pierwszą z cnót; to ona nadaje naszemu życiu jednolitość w przeciwnym wypadku rozprysnęłoby się na tysiące chwilowych wrażeń, jak na tysiąc szklanych odłamków”. Tak o wierności pisał eseista Milan Kundera i moim zdaniem miał rację. Wierność nie funkcjonuje tylko w kontekście zdrady. Wierność to zgodność naszego postępowania z tym, co mamy zapisane w sercu, a przede wszystkim jest związana z Bogiem.
Reklama
Pośród obowiązków, degrengolady i braku czasu jesteśmy my. Gonimy za karierą, zaniedbujemy bliskich. By coś osiągnąć, naginamy to, w co wierzymy. Jesteśmy jak kameleon, który w obliczu zagrożenia zmienia kolor, by uniknąć przykrych konsekwencji. Jednak logicznie analizując życie takiego „kameleona” można stwierdzić, że z pewnością nie jest on szczęśliwy, bo brak mu autentyczności i wierności podstawowym zasadom. Ta autentyczność jest niezwykle ważna w kontekście wiary. Msza „od święta”, modlitwa, gdy w naszym życiu pojawia się kryzys, selekcja przykazań nie o to w tym chodzi. Przykazania będące drogowskazem są nam dane w całości, dlatego nie można traktować ich wybiórczo, tym bardziej, że one w żadnej mierze nie ograniczają naszej wolności. Czasem trudno przeciwstawić się złu lub powiedzieć prawdę w momencie, gdy otoczenie wywiera naciski, sama przecież tego wielokrotnie doświadczyłam. Jednak dzięki wierności Jezusowi, szczerej rozmowie z Bogiem, która stanowi dla mnie dwa elementarne filary dnia jest o wiele łatwiej uporać się z problemami. Jest łatwiej poukładać priorytety, odnaleźć prawdziwe wartości, znaleźć źródło szczęścia i odwagę. Bóg traktuje każdego z nas indywidualnie, widzi nasze czyny, dlatego warto oddać mu się w całości i zaufać. Oszukując Jego, tak naprawdę oszukujemy siebie, a będąc dla Niego tylko w 50 procentach jesteśmy w 50 procentach wiarygodni dla innych.
I tu warto wspomnieć postać bł. Karoliny Kózkówny. Ta patronka młodych, którzy zobowiązują się żyć w czystości przedmałżeńskiej, od najmłodszych lat czuła się powołana do działalności na rzecz Kościoła. Doskonale wiedziała, że wierność to nic innego jak czyny, wyraz całej osobowości, zasad i miłości. To także stanowienie autorytetu dla przyjaciół, bycie wsparciem dla partnera, a patrząc szerzej zmierzanie do świętości. Życie błogosławionej wypełniły: nauka Jezusa, stosowanie przykazań w praktyce, bronienie wartości oraz aktywna praca w różnych grupach, np. w Apostolstwie Modlitwy. Siłę do bycia nieugiętą, radość oraz odwagę czerpała z modlitwy. Ostateczne świadectwo swojej wiary i troski o cnotę dała 18 listopada 1914 r., kiedy to w domu Kózków pojawił się rosyjski żołnierz i wyprowadził ją do lasu. Karolina została odnaleziona martwa, walczyła do końca o to, w co wierzyła.
My mamy łatwiej; nie żyjemy w napięciu przed tym, że w domu pojawi się uzbrojony mężczyzna, w Polsce nie trwa wojna. Możemy uczyć się od takich bohaterów jak bł. Karolina, możemy sami stać się takimi bohaterami dla naszych najbliższych, możemy być wierni wielowymiarowo.
* * *
Agnieszka Gawron: Studentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II. Współpracowała z portalami: franciszkanska3.pl oraz IMF.pl. Od trzech lat związana z „Niedzielą Małopolską”. Próbująca swoich sił także w tematyce kulturalnej, o czym świadczą materiały publikowane w portalu: kulturawkrakowie.pl.
Jako dziecko w kościele wsłuchiwałam się w śpiew organisty (już wtedy chciałam śpiewać w kościele), obserwowałam gesty kapłana, z wiekiem uczyłam się uczestnictwa we Mszy św.
Już jako kilkunastoletnia dziewczynka prowadziłam scholę w rodzinnej parafii. Moje życie toczyło się wokół kościoła. Jednak ciągle czegoś mi brakowało...
Po wyprowadzeniu się z rodzinnego miasta z racji rozpoczęcia studiów zetknęłam się ze wspólnotą Odnowy w Duchu Świętym. Była to grupka głównie młodych osób, niezwykle pogodnych, rozmodlonych, rozśpiewanych, wśród których był mój przyszły mąż! Na spotkania przychodziłam z wielkim entuzjazmem tym bardziej, że nie sama. Towarzyszyły mi koleżanki z akademika, które oprócz studiowania, chciały pogłębiać swoją wiarę. Mieszkanie w akademiku wcale nam tego nie ułatwiało. Ciągle były imprezy, hałas, zamieszanie. Pamiętam doskonale sytuację, kiedy jako początkująca organistka (to był mój drugi „kierunek”, który wkrótce okazał się pierwszym) zbiegałam ze schodów akademika i pędziłam do kościoła. Była 6. rano. Na schodach slalomem omijałam kolegów trzeźwiejących po całonocnej imprezie. Oni dopiero kładli się spać! Tak też było ze wspólnotą – ja z koleżankami wręcz biegłam w piątkowy wieczór na spotkanie modlitewne, podczas gdy większość znajomych szła do lokalu czy do dyskoteki. My naturalnie również prowadziłyśmy życie towarzyskie, to przecież normalna rzecz w życiu studenta. Bóg jednak wtedy nas bardziej przyciągał. I chwała Mu za to!
Kolejnym etapem mojej drogi wiary było Seminarium Odnowy w Duchu Świętym. Podeszłam do tych rekolekcji dość niepewnie; po raz pierwszy usłyszałam o wylaniu darów Ducha Świętego, modlitwie o uzdrowienie… Mój dystans został złamany, kiedy usłyszałam: „Dziecko moje, Ja żyję w twoim sercu, żyj miłością, żyj dla braci”. To było 10 lat temu...
Praca organistki jest niezwykła. Dla mnie jest pasją, ale przede wszystkim radością z częstego uczestniczenia w Cudzie Eucharystii. Jakże piękny jest moment uwielbienia po Komunii św. Wyciszenie, delektowanie się obecnością żywego Jezusa w sercu, dziękczynienie Mu za Jego wniknięcie w naszą duszę, ciało, życie. Wtedy też jest możliwość wyśpiewania pięknej pieśni uwielbienia Boga. Niedawno założyłam tzw. zespół uwielbieniowy. Spotykamy się, aby wyśpiewywać chwałę Bożą i przygotować cykl wieczorów uwielbienia. Tak właśnie działa Duch Święty: obudziłam się pewnego dnia rano, a po głowie krążyła mi myśl o jakimś duchowym muzycznym projekcie, jakimś zespole. Uruchomiłam kontakty, popytałam, zachęciłam do współpracy i na efekty nie trzeba było długo czekać. Obecnie zespół składa się z 20 osób, ale na każdej kolejnej próbie pojawia się ktoś nowy i od razu zakochuje się w tym, co razem tworzymy dla Boga.
Duch Święty posługuje się ludźmi – doświadczyłam tego nie raz w swoim życiu. Duch Święty porusza nas i popycha w ramiona Boga, zaprasza do nieustannego wielbienia Jezusa w każdym momencie życia, i tym lepszym, i tym gorszym; czy to w pracy, czy w czasie odpoczynku. Przypomina, że Bóg jest w nas, w naszych bliźnich, w naszej, często szarej codzienności. Nie jest bowiem sztuką tylko wznoszenie rąk w czasie śpiewu pieśni uwielbienia, nie jest sztuką modlitwa w zaciszu świątyni, kiedy nic nie jest w stanie zakłócić naszego nastroju, kiedy wręcz czujemy oddech Boga. Sztuką jest wielbienie Go również wtedy, gdy w naszym życiu musimy sprostać wielu trudnym sytuacjom, kiedy przychodzą emocje, kiedy drugi człowiek doprowadza do frustracji. Sztuką jest miłość do Boga, objawiająca się miłością do człowieka.
Tym, co pozwala nam widzieć znaki, jakie dokonują się w nas i w świecie, i zarazem pozwala nam właściwie ich odczytywać, jest MODLITWA.
Kiedy się modlę widzę siebie i to, co mnie otacza, ale widzę również Boga i to, co On może.
Jezus powiedział do swoich uczniów: «Będą znaki na słońcu, księżycu i gwiazdach, a na ziemi trwoga narodów bezradnych wobec huku morza i jego nawałnicy. Ludzie mdleć będą ze strachu w oczekiwaniu wydarzeń zagrażających ziemi. Albowiem moce niebios zostaną wstrząśnięte. Wtedy ujrzą Syna Człowieczego, nadchodzącego w obłoku z mocą i wielką chwałą. A gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie. Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych, żeby ten dzień nie spadł na was znienacka jak potrzask. Przyjdzie on bowiem na wszystkich, którzy mieszkają na całej ziemi. Czuwajcie więc i módlcie się w każdym czasie, abyście mogli uniknąć tego wszystkiego, co ma nastąpić, i stanąć przed Synem Człowieczym».
Najprostszą drogę do Boga odnajdują prostaczkowie. To im Jezus odsłania najgłębsze tajemnice swojego serca.
„Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom” – modli się dziś Jezus w Ewangelii. Ale jak to możliwe, by Bóg chciał przed kimkolwiek cokolwiek zakrywać? Dlaczego miałby to robić akurat przed mądrymi i roztropnymi? Bóg jest przecież hojnym dawcą, jest dobry dla dobrych i złych, Jego deszcz pada na sprawiedliwych i niesprawiedliwych… Aby zrozumieć słowa Jezusa, trzeba wniknąć w mentalność epoki i hebrajski sposób wypowiadania się. To nie Bóg chce zakryć cokolwiek, ale człowiek, który w swej pysze i wyniosłości stawia się nad Bogiem lub na Jego miejscu, staje się ślepy i ograniczony. Ci, którzy opierają się jedynie na ludzkiej mądrości, mogą poznawać tylko sprawy tego świata, pokorni prostaczkowie otrzymują natomiast zdumiewające objawienie Wszechmocnego.
W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.