Tadeusz Sygietyński, mając zaledwie jedenaście lat, był już autorem kilku udanych kompozycji. Jako czternastolatek prowadził zajęcia z rytmiki w Operze Lwowskiej. Później pobierał nauki u tak wybitnych kompozytorów jak Zygmunt Noskowski czy Arnold Schönberg. Po ukończeniu konserwatorium Galicyjskiego Towarzystwa Muzycznego we Lwowie w okresie II Rzeczypospolitej pracował m.in. dla teatrów Krakowa, Lwowa i Warszawy. Również dla oper w Wiedniu czy Gratzu. W Dubrowniku natomiast założył filharmonię. Współpracował z Polskim Radiem, a także teatrzykami ogródkowymi czy kabaretami, tam też w latach 30. poznał swą przyszłą żonę Mariannę, czyli Mirę Zimińską, popularną wówczas artystkę kabaretową i dramatyczną.
Idea stworzenia zespołu folklorystycznego towarzyszyła Tadeuszowi Sygietyńskiemu od lat 20. Był zafascynowany prostotą polskich pieśni. Zbierał je. Opracowywał. Komponował na ich kanwie własne. Do tego marzenia Sygietyński pozyskał Mirę Zimińską, która miała ogromne wpływy w środowisku komunistycznych notabli. To dzięki niej właśnie w 1948 r. udało się kompozytorowi założyć w podwarszawskich Otrębusach „Mazowsze”. Większość artystów mieszkała i pracowała w pobliskim siedlisku Karolin, tworząc osobliwy rodzaj artystycznej wspólnoty.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Z amatorów zawodowcy
Reklama
Pod koniec lat 40., na apel animatorów ludowej kultury, do Otrębus zaczęli przyjeżdżać utalentowani młodzi artyści z całej Polski. Dzieci, młodzież, dorośli. Pieśniarze, grajkowie. Sygietyński i Zimińska zaczęli tworzyć z tych twórców profesjonalny zespół folklorystyczny. Zamieszkali w pałacu. Ściągano też ludowych folklorystów, muzyków, pieśniarzy, tancerzy zarówno instruktorów, jak i wykonawców. Sygietyńscy również wyjeżdżali w Polskę, zbierając pieśni, przyśpiewki i tańce wielobarwnych polskich regionów. Do dziś „Mazowsze” ma w swoim repertuarze pieśni z 42 regionów, z 60 opisanych przez Oskara Kolberga w „Pieśniach ludu polskiego”. Ostatnio opracowywany jest kolejny region: mazursko-warmiński. Z czasem do utworów ludowych, bądź tworzonych na ich kanwie, twórcy „Mazowsza” dołączyli pieśni patriotyczne i narodowe tańce: poloneza, krakowiaka, oberka, kujawiaka, mazura, również pieśni religijne, w tym kolędy i pieśni pasyjne, utwory Chopina i Moniuszki, które w zeszłym roku zostały wydane na płycie, a także piosenki różnych narodów.
W zespole śpiew przeważał nad tańcem. Po śmierci niespełna 60-letniego Tadeusza Sygietyńskiego, w 1955 r., zespołem zaczęła kierować Mira Zimińska-Sygietyńska. Wspierało ją grono wybitnych artystów: śpiewaków, tancerzy, muzyków-kompozytorów i dyrygentów, m.in.: Elwira Kamińska, Michał Jarczyk, Zbigniew Kiliński, Eugeniusz Papliński, Stanisław Jopek, Witold Zapała.
Długoletnią współtwórczynię i dyrektor „Mazowsza” artyści zespołu wspominają do dziś jako osobę niezwykle pracowitą i wymagającą. Opowiadają, że oprócz zdolności artystycznych, posiadała osobisty urok i charyzmę. Była dla mnie damą w każdym calu, mimo już słusznego wieku mówi Wioletta Milczuk, kierownik baletu. Zawsze była pięknie uczesana, ubrana. Wytworna. Blisko stulatka, a gotowa, by przyjąć u siebie wspaniałych gości. Taką ją zapamiętałam, taka była. Bardzo związana z chórem, bo przecież sama śpiewała, często sprawdzała interpretację. Dzieliła się z nami swoim doświadczeniem.
Reklama
Czasem upatrywała sobie jakiegoś delikwenta i mówiła: „Przyjdziesz do mnie, pośpiewasz”. Brała do swojego gabinetu też akompaniatora i słuchała. Później lubiła opowiadać o swoim życiu. Głównie artystycznym. To były jednostkowe sytuacje. Trzeba było mieć szczęście, aby być tak wyróżnionym… choć trochę się do niej też szło jak na egzamin opowiada chórzysta Piotr Tomasik. Przychodziła do nas na próby. Czasem potrafiła przerwać dość ostro, tłukąc ręką w wieko fortepianu. Dla niej, jako artystki teatru, najważniejszy był tekst. Oczywiście muzyka, aranżacja też, ale przede wszystkim tekst. To było wielkie wyróżnienie z nią pracować.
Znakomicie znała się na ludziach. Była niezwykle wymagająca i wielu z tego skorzystało, m.in. ja wspomina Katarzyna Klepacz, pracująca w zespole „Mazowsza” jako krawcowa i garderobiana od 1959 r. Czasem nas obsztorcowała, bo koralik nie w tym miejscu, nie tego koloru. Dbała o każdy szczegół. Po kilku dniach jednak do nas przychodziła. Pukała i mówiła: „Dzień dobry, dziewczynki. Nie gniewacie się na mnie, że was obsztorcowałam?”, „No nie, nie gniewamy się na panią dyrektor”, „No to dobrze, ale przecież wiecie, że miałam rację, prawda?”. I wtedy trzeba było odpowiedzieć: „Tak”, no więc się mówiło i wychodziła uspokojona. Lubiliśmy ją, bo była sprawiedliwa.
Brzemię czasu
Po śmierci współtwórczyni „Mazowsza”, w 1997 r., kolejno szefowali zespołowi: Brygida Linartas, Włodzimierz Jakubas, Włodzimierz Sandecki, Jacek Kalinowski. Od trzech lat zespół prowadzi Włodzimierz Izban. W 2009 r. staraniem mazowieckiego samorządu i w trzech czwartych za pieniądze z UE wybudowano nowy budynek dla zespołu „Matecznik Mazowsze” centrum folklorystyczne. Pomieszczono tam pełne zaplecze techniczne, sale prób dla baletu, chóru i orkiestry. Również widownię na blisko 600 miejsc. Wkrótce, rozszerzając swoją ofertę, artyści zespołu zaczęli prowadzić warsztaty muzyczne dla dorosłych i dzieci. „Matecznik” ma być zapleczem artystycznym dla „Mazowsza”.
Reklama
Dziś zespół, choć nadal rozpoznawalny, musi zabiegać o widza. Również wzbogacać swoją ofertę artystyczną. Śpiewa więc i tańczy nie tylko utwory ludowe, ale też wystawia opery: „Cud mniemany, czyli Krakowiacy i Górale”, jak również sięga do muzyki klasycznej mówi Michał Haber wieloletni tancerz i pieśniarz „Mazowsza”, dziś zajmujący się marketingiem. Kiedyś zdarzało się, że koncertowaliśmy przez dwa tygodnie, dzień w dzień, w Sali Kongresowej w Warszawie czy katowickim „Spodku”, bo zakłady wykupywały bilety. Mieliśmy mnóstwo koncertów w tzw. słusznych krajach. W ZSRS czy innych socjalistycznych, ale także wszędzie tam, dokąd ówczesny PAGART mógł wysyłać polskich artystów.
Na przełomie ubiegłego i obecnego wieku zaczęto nas postrzegać jako jakąś archaiczną instytucję. „Mazowsze” przestało być samonapędzającą się maszyną. Poszerzyliśmy więc krąg naszych zainteresowań i od niedawna mamy w repertuarze również „Mszę Koronacyjną” Mozarta. Przygotowujemy „Requiem” również z udziałem naszych solistów. To przyciąga nowych odbiorców, ale i rozwija. Nie zamyka zespołu i orkiestry tylko w kręgu folkloru mówi Jacek Boniecki, dyrygent. Rocznie przygotowujemy dwie, trzy premiery. Oczywiście, poza nurtem zasadniczym. Trzeba przyznać też, że te nasze nowe spektakle świetnie działają na chór i orkiestrę. Zyskujemy nowe brzmienie. Niebawem gościem na próbach ze swoimi cennymi wskazówkami będzie wybitny dyrygent Jerzy Maksymiuk, który zaoferował nam pomoc. Z pewnością da pewien impuls zespołowi, szczególnie podczas przygotowań do „Requiem” Mozarta. To będzie inspirujące dla naszych artystów. Jesteśmy zespołem, który liczy się na rynku. Kiedyś w „Mazowszu” byli zdolni amatorzy. Dzisiaj w dużej mierze są to zawodowi muzycy, śpiewacy, tancerze. Ten nabór warunkuje zmianę, wpływa też na przeobrażanie się stylistyki zespołu.
Reklama
Dyrygentka Aleksandra Kopp mówi, że osoby stanowiące kierownictwo artystyczne „Mazowsza” muszą być też po trochu etnografami, kulturoznawcami. Do dzisiaj bowiem jeżdżą po Polsce i zbierają kolejne pieśni i tańce w kraju, by później opracowywać je na potrzeby „Mazowsza”. Aleksandra Kopp, oprócz studiów na dyrygenturze, ma również znakomite zaplecze badawcze. Pisała pracę magisterską o Tadeuszu Sygietyńskim. W szczególności o czasie, kiedy zbierał materiały do repertuaru „Mazowsza”. Był jego wielkim pasjonatem, podkreśla dyrygentka. Oprócz tego wybitnym kompozytorem muzyki klasycznej. Stworzył wiele pięknych utworów klasycznych, jak również opracowań muzyki tradycyjnej w bardzo prosty, a zarazem urokliwy sposób. I dlatego te utwory „folklorystyczne” są atrakcyjne do dnia dzisiejszego. Nie są błahe i nie naruszył ich ząb czasu. Do tej pory są wykonywane przez nas, bo są na najwyższym poziomie. Charakteryzuje je z jednej strony prostota, a z drugiej profesjonalizm. Szczycimy się tym, że nasz chór ma bardzo charakterystyczne brzmienie jeśli chodzi o śpiewanie naszych mazowszańskich piosenek. Udało nam się opracować jasne i miłe brzmienie dziewcząt. I jest to naprawdę nie do podrobienia. W dużym stopniu to zasługa pani Miry, która wkładała w to mnóstwo uwagi i energii. Staramy się to dzisiaj pielęgnować i odtwarzać. Ale dzięki temu, że mamy tak świetny zespół, możemy robić tak trudne rzeczy, jak wspomnianego Mozarta.
Tysiące strojów
Zespół „Mazowsze” to nie tylko ponad setka artystów. Niemal drugie tyle stanowi zaplecze techniczne. Pracownicy księgowości. Oświetleniowcy, krawcowe czy obsługa „Matecznika Mazowsze”, gdzie jest bufet, restauracja, hotel dla gości, jak również bursa dla pracowników. Przede wszystkim jednak olbrzymia garderoba, w której jest przechowywanych ponad dwa tysiące kostiumów. Tancerze bowiem w czasie jednego koncertu dwadzieścia razy zmieniają strój. Wszystkie z misternie wykonanymi haftami, złoceniami. Niektóre jeszcze używane na początku XX wieku. I współczesne, stylizowane. Nad całością pieczę sprawuje kostiumolog Rafał Orłowski. Najcenniejsze kostiumy to te z końca XIX wieku. Ale pokazujemy je w naszym muzeum czy w gablotach. Jednak jeszcze niektóre z początku ubiegłego wieku są przez zespół używane, np. żupan sprzed 60 lat mówi Rafał Orłowski. Wiele strojów odnawiamy. A te, które są szyte dziś, muszą być wykonane z oryginalnych materiałów. Kostiumy muszą też być odpowiednio skrojone ze względu na dynamikę podczas tańca. Staramy się wszystko wykonać ręcznie dodaje.
Rysa na kolorze
W ubiegłym roku „Mazowsze” skończyło 65 lat. W swym życiorysie miało lepsze i gorsze dni. Przed dwoma laty zespół zastrajkował przeciwko ówczesnemu dyrektorowi Jackowi Kalinowskiemu. Gdy ten podał się do dymisji, pojawił się obecny Włodzimierz Izban pełniący wówczas obowiązki dyrektora. Załoga przedstawiła wiele postulatów. Pracownicy domagali się m.in. podwyżek. Pensje bowiem niektórych artystów tego reprezentacyjnego zespołu wynosiły… 1400 złotych brutto dla młodszych adeptów. Zaś dla pracowników z dwudziestoletnim stażem sięgały… 2000 złotych brutto. Dziś sytuacja finansowa zespołu poprawiła się. Choć nie wszyscy są zadowoleni. Mają jednak nadzieję, że Samorząd Województwa Mazowieckiego zauważy, iż „Mazowsze” jest reprezentacyjnym zespołem Polski.