Wiadomo, że najbliższy, nadzwyczajny Synod biskupów pod koniec października w Rzymie będzie poświęcony sprawie małżeństwa i rodziny. Z materiałów przygotowanego już instrumentum labpris Synodu wynika, że niemało uwagi podczas tego spotkania ojcowie synodalni poświęcą tak zwanym związkom niesakramentalnym. Zapowiedziany już na przyszły rok światowy kongres małżeństwa i rodziny w Filadelfii z pewnością też będzie się zajmował tymi związkami.
Różne są kategorie owych związków. Oto niektóre z nich.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
1.
Tak zwane związki partnerskie, czyli trwanie ze sobą dwu osób, niekoniecznie nawet odmiennej płci, bez rejestracji nie tylko kościelnej, ale i cywilnej, zazwyczaj nie przyrzekają sobie „bycia razem” przez całe życie. Zdarzają się, niestety, nie tylko w środowiskach ludzi niewierzących. Jest ich coraz więcej. Także między ochrzczonymi, czasem nawet z różnych powodów bywającymi w kościele, także w naszym katolickim kraju.
2.
Związki małżeńskie niesakramentalne mimo że nie ma żadnych przeszkód kanonicznych, by stały się sakramentalnymi. Powody takiego stanu rzeczy bywają różne:
Nie wykluczają, co prawda, zawarcie małżeństwa w kościele, ale ciągle, nie wiadomo dlaczego chyba przez karygodną lekkomyślność odkładają to na później i na później; siebie samych uspakajają, jeśli czasem odczuwają niepokój, że przecież tak żyje wiele ludzi.
Reklama
Rzekomy brak środków materialnych na opłacenie formalności związanych nie tyle może z samym zawarciem ślubu, choć to wyraźnie podnosi się bardzo często, ile raczej z urządzeniem tak zwanego wesela. Ciągle pocieszają, zwłaszcza tradycyjnie katolicką rodzinę, że kiedyś ich sakramentalny związek zostanie zawarty.
3.
Związki niesakramentalne, na drodze do uzdrowienia których znajdują się przeszkody, najczęściej w postaci żyjącego małżonka lub małżonki z zawartego wcześniej małżeństwa sakramentalnego. Warto pamiętać, że do rozpadu pierwszego związku, czyli małżeństwa sakramentalnego, nie zawsze dochodzi w ten sam sposób. Oto kilka przykładów.
Po ostatniej wojnie najczęściej do rozpadu małżeństw katolickich dochodziło dlatego, że mąż „poszedł na wojnę”, a po wojnie, mimo szczerych chęci, z różnych powodów nie mógł wrócić do kraju. Nie tylko on jakoś „urządził się” za granicą, ale podobnie postąpiła jego małżonka w kraju, zwłaszcza gdy musiała wychowywać czasem kilkoro jeszcze małych dzieci. Przypadki to zasługujące na szczególne współczucie.
Ale te rozstania dwojga ludzi połączonych ze sobą przez jakiś czas więzami sakramentu nie zawsze są wynikiem oddziaływania okrutnego losu. Ludzie rozstają się dobrowolnie. Czasem uzgadniają ze sobą taką decyzję obustronnie, kiedy indziej jedna ze stron, mimo sprzeciwu drugiej, odchodzi. Zazwyczaj postępowanie sądowe ustala całą procedurę tego bolesnego rozstania. Mówią, że nieubłagane prawo życia zmusza ich do szukania innego towarzysza lub towarzyszki: zmaganie się z trudem zaopiekowania się dziećmi. Czasami chodzi po prostu o poprawę trudnego życia w pojedynkę.
4.
Reklama
Ci wchodzący w nowe, oczywiście tylko cywilne, związki małżeńskie, to tak zwani rozwodnicy. Wielu z nich taki sposób nowego istnienia na ziemi przeżywa bardzo boleśnie, bo jest to związane z różnymi ograniczeniami. Najdramatyczniej przeżywają oni to oczywiście nie wszyscy ale podobno dość liczni że nie mogą przyjmować Komunii św. Ich tęsknota za Eucharystią nie wszystkich rzecz jasna, ale bardzo wielu robi wrażenie nawet na duszpasterzach małżeństw niesakramentalnych. Chyba już w każdej diecezji, przynajmniej w Polsce, są tacy duszpasterze. Właśnie oni opowiadają, że postawa tych ludzi, ich pragnienie przystępowania do stołu Pańskiego jest godna prawdziwego podziwu. Zdobywają się na różne poświęcenia i ofiary związane z udziałem w cotygodniowych spotkaniach, ale też przeżywają głębokie rozczarowanie, gdy dowiadują się, że ich trwanie w związku niesakramentalnym zamyka im dostęp do Eucharystii. Mówił niedawno jeden z owych duszpasterzy, że gdy w pewnej rodzinie, właśnie takiej, dziecko przystąpiło do Pierwszej Komunii św., to matka po powrocie do domu dziecka kazała chuchać na siebie, żeby i na nią przeszło coś z Ciała Pańskiego.
5.
Jakby tym ludziom pomóc? Wiadomo, że ich los bierze sobie szczególnie do serca obecny Ojciec Święty, tak bardzo wrażliwy na wszelkie potrzeby zarówno materialne jak i duchowe każdego człowieka.
Nauka Kościoła katolickiego o nierozerwalności związku małżeńskiego jest jasna i opiera się na równie jednoznacznych wypowiedziach Jezusa.
Oto One: „Kto oddala żonę swoją, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo względem niej.
I jeśli żona opuści,swego męża, a wyjdzie za innego, popełnia cudzołóstwo” (Mt 10, 11n).
„A ja wam powiadam: Każdy, kto oddala swoja żonę naraża ją na cudzołóstwo. A kto by oddaloną wziął za żonę, dopuszcza się cudzołóstwa”.
„Każdy kto oddala swoją żonę a bierze inną, popełnia cudzołóstwo. I kto oddaloną przez męża bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo” (Łk 16, 18).
Nie bez znaczenia jest także to, że wszyscy trzej ewangeliści zanotowali słowa Jezusa.
Wypada jednak zwrócić uwagę na zapisany przez Marka dialog Jezusa z faryzeuszami, właśnie na temat nierozerwalności małżeństwa. Czytamy u Mka 10, 2-9.
Reklama
„Przystąpili do Niego faryzeusze i chcąc Go wystawić na próbę, pytali Go, czy wolno mężowi oddalić żonę. Odpowiadając zapytał ich: «Co wam nakazał Mojżesz?”. Oni rzekli: «Mojżesz pozwolił napisać list rozwodowy i oddalić». Wówczas Jezus rzekł do nich: «Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych napisał wam to przykazanie. Lecz na początku stworzenia Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę; dlatego opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. SA tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela»”.
W całym tekście interesują nas obecnie w sposób szczególny słowa: „Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych napisał wam to przykazanie” (w. 5). Rodzi się mimo woli pytanie: Czy serca wielu dzisiejszych ludzi nie są zatwardziałe tak bardzo, albo jeszcze bardziej, niż serca Izraelitów z czasu Mojżesza? Obserwacja złych znaków naszych czasów zdaje się wyraźnie wskazywać na to, że epoka ludzi o zatwardziałych sercach wcale się nie skończyła. Doradza się nam przecież dziś, żeby wyeliminować z naszej potocznej mowy termin „małżeństwo”, zastępując je opisowym „byciem razem”? Autorzy tego pomysłu domagają się też, by nie mówić już o ojcu i matce tylko o „rodzicu nr 1”, „o rodzicu nr 2”. Czyż takie życzenia nie rodzą się właśnie w zatwardziałych sercach? Co by też powiedział dziś Jezus, gdyby z Nim doszło do dyskusji na temat takich pomysłów? Jak określiłby nasze serca?
Refleksje nad wspomnianą przez Jezusa zatwardziałością serc ludzkich nie wydają się żadną miarą być dążeniem do zmiany dotychczasowego nauczania Kościoła o nierozerwalności sakramentalnego związku małżeńskiego. To tylko nieśmiałe zastanawianie się, czy nie można by przypuszczać, że Jezus, mówiąc o zatwardziałości serc ludzkich, miał także nas na myśli. Do Urzędu Nauczycielskiego Kościoła należy ocena doktrynalnej dopuszczalności takich refleksji.