Ponoć świętość jest wprost proporcjonalna do energii życiowej. Im większa świętość – tym więcej energii w czynieniu dobra. Czy wyobrażasz sobie Matkę Teresę z Kalkuty, która o 11.00 przed południem leży jeszcze w pieleszach i prosi o kawę do łóżka? Obrazek z pogranicza surrealizmu, choć przecież w odpoczynku nie ma nic złego.
Maryja była pełna energii w czynieniu dobra. Gdy tylko dowiedziała się, że Elżbieta oczekuje narodzin Jana, natychmiast „wybrała się i poszła z pośpiechem w góry” (Łk 1, 39). Zmarły w 1979 r. sługa Boży Fulton Sheen, arcybiskup Nowego Jorku, od 1930 r. prowadził programy radiowe i telewizyjne, gromadzące przed odbiornikami co tydzień 4 mln Amerykanów. Zaintrygował kiedyś swych słuchaczy, prosząc, by wyobrazili sobie, że mogą stworzyć własną matkę. Pytał, jak miałaby wyglądać i jakie cechy charakteru miałaby mieć. A potem dodawał: „Jeśli więc ty, który jesteś niedoskonałą istotą i który nie masz najwrażliwszego pojęcia o tym, co w życiu jest najpiękniejsze, chciałbyś mieć najbardziej uroczą z matek, czy sądzisz, że nasz Najświętszy Pan, który nie tylko istniał przed swą własną Matką, lecz miał nieskończoną moc, aby uczynić Ją taką, jakiej zapragnął, w nieskończonej wrażliwości swojego Ducha mógłby uczynić Ją mniej czystą, kochającą i piękną, niż ty byś uczynił twą własną matkę?”. Właśnie taką uczynił Ją Bóg. Najpiękniejszą. Najczystszą. Kochającą. Pełną energii w czynieniu dobra. Po prostu świętą.
Pomóż w rozwoju naszego portalu