Reklama

Niedziela na Podbeskidziu

Wezwał go alarm do ostatniej akcji

Słonecznie niedzielne popołudnie. Niedziela Bożego Miłosierdzia. Nagle w Skoczowie słychać głos syreny strażackiej. Strażacy ruszają na akcję i wkrótce znajdują się na ul. Strażackiej w Ochabach, na skrzyżowaniu z ul. św. Marcina, nieopodal kościoła św. Marcina. Jadą przez Ochaby gasić palącą się trawę w Kiczycach. Nagle strażacki wóz zjeżdża z drogi i uderza w skrzynki na listy. Kierowca traci przytomność. Zawał serca! Jest Godzina Miłosierdzia...

Niedziela bielsko-żywiecka 14/2016, str. 4-5

[ TEMATY ]

świadectwo

Archiwum Teresy Kowalczyk

Teresa z Bogdanem w procesji z darami w Go´rce Klasztornej w 1997 r.

Teresa z Bogdanem w procesji z darami w Go´rce Klasztornej w 1997 r.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

W święto Bożego Miłosierdzia 19 kwietnia 2009 r. jedliśmy uroczysty świąteczny obiad z przyjaciółmi – bardzo wierzącą rodziną z pięciorgiem dzieci. Ok. godz. 14, gdy zawyła syrena w mieście, Bogdan zostawił jedzenie i popędził do akcji. To on był kierowcą wozu bojowego... Zbliżała się Godzina Miłosierdzia. Nagle otrzymaliśmy wiadomość przez telefon, że coś niedobrego dzieje się w Ochabach, że Bogdan zasłabł za kierownicą... – wspomina żona Bogdana Kowalczyka, Teresa. Kobieta na co dzień prowadzi mały sklep w Skoczowie. A jej mąż był naczelnikiem Ochotniczej Straży Pożarnej w Skoczowie. – Mój mąż był oddany służbie w OSP. Bez względu na samopoczucie i zdrowie ruszał do akcji – mówi Teresa.

Bogdan wychowywał się w rodzinie ewangelickiej. Jego ojciec w wieku 36 lat zginął pod kołami autobusu, a mama zmarła na raka, mając 47 lat. Rodzicie nadużywali alkoholu, dlatego Bogdan, jeszcze za życia mamy, znalazł się w domu dziecka w Dzięgielowie. – Mój mąż miał trudne dzieciństwo i rzadko je wspominał. Nigdy nie pił. Od dziecka sobie przyrzekł, że nie będzie spożywał alkoholu w żadnej postaci, nawet w ciastku czy w lekarstwie. Potem uczył się wiary katolickiej – w czasie naszego małżeństwa przez 27 lat. Wiele radosnych chwil przeżyliśmy w naszym małżeństwie. Wspólnie chodziliśmy do kościoła, wyjeżdżaliśmy w różne miejsca. Nigdy nie pracowaliśmy w niedzielę ani nie chodziliśmy w tym dniu do sklepów – wspomina Teresa.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Ważne miejsce w ich małżeństwie zajmowała wspólna modlitwa. Bogdan szczególnie umiłował modlitwę „Anioł Pański”, a jego żona – Koronkę do Miłosierdzia Bożego. – Nieraz, gdy sprzedawałam w sklepie, a Bogdan był w pobliżu i wybijała godz. 12, to zaczynał głośno modlitwę. Niektórzy klienci włączali się w to. Godziny 12 i 15 były dla nas szczególne. Co jest też dziwne, gdy Bogdan zmarł, to zegary postawały o godz. 12 – jeden antyczny, a drugi, który Bogdan miał na ręce, zatrzymał się parę minut po 12, w godzinie „Anioła Pańskiego” – mówi Teresa.

Reklama

„Niech się Pani tylko modli”

– Gdy mąż umierał w Ochabach na zawał serca, moja córka Kasia wzięła krzyż, mówiąc: „Mamo! Tata będzie żył, bo jemu zawsze się coś dzieje w tej godzinie między 14 a 15!”. Wszyscy modliliśmy się do Miłosierdzia Bożego za Bogdana. Po modlitwie zadzwoniłam na pogotowie. Oni mi powiedzieli, bym jechała natychmiast do Ochab, bo on jeszcze żyje, reanimują go. Pojechałam z przyjaciółmi – tymi, którzy wtedy jedli z nami obiad. Po drodze znów modliliśmy się Koronką, a Kasia z dziećmi naszych przyjaciół poszła do naszego kościoła parafialnego pw. Świętych Apostołów Piotra i Pawła modlić się do Miłosierdzia Bożego – opowiada Teresa. Gdy już Teresa dotarła na miejsce, zobaczyła, że reanimują Bogdana. Chciała ku niemu podbiec, ale jej przyjaciółka Bożena nie puściła jej, zachęcając, by obie zaczęły się znów modlić Koronką. – Mówiła do mnie: „Powinnyśmy się jeszcze raz pomodlić. Nie możesz im przeszkadzać. Oni muszą ratować Bogdana”. Bożenka trzymała mnie mocno, nie chciała mnie puścić. Trzeci raz modliłyśmy się Koronką za Bogdana. A gdy skończyłyśmy modlitwę, Bożenka mnie zapytała: „A co, jeśli wola Pana Boga jest inna? ...”. Ja jej na to: „Niech się dzieje wola Boża”. I obie odmówiłyśmy „Pod Twoją obronę”. Wtedy puściła mnie do doktora – też wierzącego człowieka, który nawet współpracował z Bogdanem w różnych inicjatywach strażackich. Pytam się go: „Panie doktorze, Bogdan by mnie ratował, a co ja mam robić?”. A on mówi: „Niech się Pani tylko modli” – wspomina Teresa. Po długiej reanimacji lekarz stwierdził zgon...

Ostatnie spotkanie

W poniedziałek, dzień po śmierci Bogdana Kowalczyka, strażacy i członkowie misyjnej wspólnoty dziecięco-młodzieżowej Misyjna Jutrzenka ze Skoczowa zebrali się na Kaplicówce – miejscu pamiętnej wizyty Jana Pawła II w 1995 r. na Podbeskidziu. Była też tam Teresa i ówczesny wikariusz skoczowskiej parafii ks. Marcin Wróbel – opiekun Misyjnej Jutrzenki. Kapłan powiedział dobre słowo o Bogdanie. Obecni modlili się za Zmarłego.

Reklama

– Mój mąż miał niecałe 49 lat jak umarł. Strażacy ustawili pod krzyżem 48 białych i czerwonych zniczy, pół na pół, razem tworzyły flagę. Był jeszcze 49. znicz, który stał pod kaplicą. Kilka osób zostało na Kaplicówce i poszło modlić się przy 49. zniczu za mojego męża. 48 się świeciło, a on ciągle gasnął, mimo iż nie wiał wiatr. Dla nas to miało wymiar symboliczny – że Bogdan nie dożył 49 lat – podkreśla Teresa.

Pogrzeb odbył się 23 kwietnia 2009 r. w kościele Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Skoczowie. Przyszły tłumy ludzi. Bogdana znało i szanowało wiele osób. „Jeszcze w ubiegłą niedzielę był z nami obecny na Mszy św. Jeszcze tydzień temu wraz z małżonką, córką i wnukiem dziękował za jubileusz 27-lecia małżeństwa. Przystąpił do Komunii św. Nie spodziewał się, że będzie to jego ostatnie spotkanie z Chrystusem w tej świątyni, że wkrótce spotka się ze Zmartwychwstałym w wieczności. I oto 19 kwietnia, w Niedzielę Bożego Miłosierdzia, w dniu 4. rocznicy wyboru papieża Benedykta XVI na Stolicę Piotrową, alarm wezwał go do akcji. Nie zawahał się...” – mówił w homilii pogrzebowej ks. Marcin Wróbel.

Ludzie zamówili 80 Mszy św. w intencji śp. Bogdana Kowalczyka. Odprawiono gregoriankę w Brennej. Teresa wspomina: – Po ostatniej gregoriance poczułam radość w sercu. Pojechałam na stary cmentarz w Skoczowie, gdzie jest pochowany Bogdan i dwójka naszych dzieci w małym grobie. Z radością w sercu stałam nad grobem i śpiewałam o Bożym miłosierdziu. Co ciekawe, nasz syn Kamil, który w dniu śmierci Bogdana miałby 21 lat, umarł też 19 kwietnia, a ja umierałam z nim. Moja mama mi wymodliła życie. Dziecko miało niedotlenienie mózgu, poród był za późno... 4 lata wcześniej zmarła nasza 4-dniowa córka Kinga. One umarły w czasach, kiedy nie robiło się takim dzieciom pogrzebu. Gdy miał się urodzić Kamil, miałam pragnienie chrztu dla niego, bo wiedziałam, że jest źle. Błogosławiłam go w łonie. Ale smuciłam się, że dzieci nie miały pogrzebu, że nie były ochrzczone. I gdy przenoszono grób Bogdana w nowe miejsce, obecny tam kapłan pobłogosławił także grób naszych dzieci, odmówił modlitwę za nie. Poczułam pokój w sercu...

Reklama

Podwójnie związana z Bożym Miłosierdziem

Nagła śmierć Bogdana była dla Teresy ciężkim przeżyciem. Ale sam fakt, że mąż był przygotowany na spotkanie z Bogiem i umarł w Godzinie Miłosierdzia, w święto Bożego Miłosierdzia, że kapłan zdążył go namaścić – to wszystko sprawiło, że czuła się spokojna. – Najwięcej dziękuję Bogu przede wszystkim za to, że Bogdan nikogo nie zabił na drodze, gdy jechał na akcję. Dziękuję, że nie potrącił ludzi, którzy szli do kościoła św. Marcina w Ochabach na nabożeństwo. Ufam, że miłosierny Bóg tak to pokierował, że gdy mój mąż dostał zawału serca za kierownicą, nie wjechał na żadnego człowieka – wspomina Teresa. – Często zastanawiałam się, skąd mam ten pokój w sercu, zwłaszcza że myślałam, iż pierwsza umrę, bo więcej chorowałam. A w 2007 r. oboje zatruliśmy się tlenkiem węgla w domu, Bogdan był nieprzytomny. Właściwie to on najpierw ratował mnie, nie wiedział, że też jest zatruty. Oboje trafiliśmy do szpitala. Gdy dojechałam na miejsce, kończyłam modlitwę Koronką. Ta modlitwa zawsze nam towarzyszyła. Wierzę, że to Jezus Miłosierny wnosi pokój w moje serce – zapewnia Teresa.

Kobieta spoglądając na zdjęcia męża uśmiecha się, myśli o minionych latach i o wielkim miłosierdziu, jakie Bóg wyświadcza jej rodzinie. – Minął już 7. rok od śmierci mojego męża. Pomyśleć, że 7 to liczba biblijna. Trwamy także w Roku Miłosierdzia. W moim kościele parafialnym Świętych Apostołów Piotra i Pawła jest Brama Miłosierdzia, jest stały konfesjonał i adoracja. Same łaski! W 6. roku po śmierci Bogdana wiele się działo złego, szatan atakował ze wszystkich stron, ale Pan Bóg Miłosierny posyłał mi dobrych aniołów, którzy przynosili pociechę i nadzieję. Mimo wszystko nie poddawałam się, ale z radością i ufnością w Boże Miłosierdzie starałam się i staram iść do przodu. Wierzę także w to, że Bogdan wie, co się u mnie dzieje, i wstawia się za nami u Boga – podkreśla Teresa.

W Roku Miłosierdzia i peregrynacji znaków miłosierdzia Teresa stara się od czasu do czasu pojechać na peregrynację i trwać na modlitwie przy miłosiernym Panu. – Byłam m.in. w Cięcinie, w Przybędzy, w Zamarskach, Ogrodzonej, Hażlachu i w innych. Czekam aż przyjdzie czas na nasz dekanat skoczowski. Zawsze kochałam Jezusa Miłosiernego, a poprzez śmierć Bogdana czuję się podwójnie związana z Miłosierdziem Bożym. Ono jest stale obecne w życiu moim i mojej rodziny. Brałam ślub z Bogdanem tydzień po świętach Wielkanocnych, 17 kwietnia 1982 r., w oktawie Zmartwychwstania Pańskiego. Co ciekawe, najstarszy syn Konrad żenił się też tydzień po Wielkanocy, 17 kwietnia 2004 r., w wigilię Miłosierdzia Bożego i w rocznicę naszego ślubu. A młodszy syn Krzysiek bierze ślub 2 kwietnia br., czyli... w wigilię święta Bożego Miłosierdzia, a jednocześnie w rocznicę śmierci Jana Pawła II, który ogłosił święto Miłosierdzia Bożego dla całego Kościoła. Byłam zaskoczona, gdy syn mi powiedział o dacie ślubu, zwłaszcza, że ja tego z nim w ogóle nie ustalałam. Utwierdziłam się w tym, że Jezus Miłosierny jest cały czas z nami i przypomina nam o sobie. I przypomina nam o Bogdanie, który – jak to powiedział ks. Marcin Wróbel na kazaniu pogrzebowym: „w szczególny dzień Bożego Miłosierdzia ustanowiony przez papieża Jana Pawła II, i w Godzinie Miłosierdzia, został powołany, aby oglądać Tego, którego na ziemi czcił poprzez wiarę”...

2016-03-30 12:22

Ocena: +1 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Wiara jest oddechem Boga

„Choć na pustkowiu nie znajdowali siedziby Boga, to jednak wyraźniej słyszeli tam żywe słowo, które przynieśli w sobie. Ludzie, którzy na tyle oswoili się z pustynią, że nie odczuwają już presji przestrzeni i pustki, nieuchronnie zwracają się do Boga jako jedynej ostoi i jedynego wyczuwalnego rytmu istnienia. Wszystkie wierzenia semickie miały swe źródło w przekonaniu, że świat jest pustką, Bóg zaś obfitością” (T. E. Lawrence).

Wierzę, bo...? Opowiedz mi o tym bez użycia wielkich słów i gładkich zdań wytrychów. Mów tak, jakbyś opowiadał komuś bliskiemu, dziecku, ukochanej, przyjacielowi, który właśnie traci wiarę, a ty chcesz zrobić coś, co go na tej drodze zatrzyma. Szczerze, bez zakładania masek, bez przymilnej poprawności.
Opowiedz o tym, jakie miejsce zajmuje w Twoim życiu wiara?...

Pyta Katarzyna Woynarowska.
ALEKSANDRA MARIA GIL, publicystka, grafik. Związana z ruchem pro life w Polsce, od 2000 r. - z Fundacją „Głos dla Życia”:
- Wiem, że jako istota obdarzona wolną wolą decyduję o swoim postępowaniu, jednak to wiara porządkuje moje życie. W rzeczywistości, w której rozmywają się granice między dobrem a złem, gdy permisywizm wypiera postawy zgodne z naturą, to właśnie wiara pozwala mi pozostać człowiekiem i nie poddać się promowanej wokół bylejakości, godzenia się na wszystko i za każdą cenę...
AGNIESZKA KONIK-KORN, historyk, dziennikarka, mama dwójki dzieci:
- Gdy patrzysz na życie przez pryzmat wiary, to wszystko w życiu nabiera sensu. Nie ukrywam, że wiara w moim życiu cały czas ewoluuje - raz dojrzewa, innym razem przychodzą kryzysy. Wiara jest decyzją podejmowaną nie tylko w sercu, ale i w umyśle. Ważną rolę w rozwoju mojej wiary odgrywa formacja we wspólnocie, w zasadzie od dzieciństwa. Choć wspólnoty się zmieniały, to myślę, że bez nich trudno byłoby mi wiedzieć o pewnych rzeczach. W wierze także świadomość ma ogromne znaczenie.
KS. ROMAN CHYLIŃSKI CSMA: - Wiarę w Boga rozumiem w trzech wymiarach: wierzyć Słowu Boga, ufać Słowu Boga i całkowicie Jemu zawierzyć swoje życie.
- Czy później lżej się żyje?
- Chyba nie, ale pewniej stąpa się po ziemi...
S. BARBARA PODGÓRSKA, karmelitanka misjonarka: - Wiara jest oddechem Boga we mnie. Jest jak płomień, który daje radość i siłę do przyjmowania życiowych zadań. Wiara „nawraca” mnie do Boga...
MAREK CHUDZIK, anestezjolog, ojciec dwójki dzieci, wdowiec: - Nie jestem człowiekiem zbyt pobożnym, więc nie wiem, czy jestem godzien mówić w tym gronie... Jednak trochę myślałem... Wiecie, jak ktoś wychował się w rodzinie katolickiej, będzie w ważnych chwilach zachowywał się jak człowiek wierzący... Nawet jeśli utrzymuje, że stracił wiarę. Albo tak jak ja, ciągle się zastanawia nad swoją relacją do Boga. Przekaz, jaki niesie chrześcijaństwo, jest dla mnie rodzajem tatuażu duszy.
KAŹKA URBAN, ekonomistka, redaktorka, działaczka społeczna:
- Nie godzę się na ten świat taki, jaki jest, rozumiesz... Ludzie potrafią być wielcy i mali jednocześnie. Wszyscy zawodzą, ja również. Zamiast frustrującego rozczarowania, można przyjąć ludzi i świat takim, jaki jest, nie wyrzekając się marzeń o absolutnej realizacji dobra i piękna, których skrawków doświadczam na co dzień. Potrzebuję Absolutu. To daje podstawy do wyrozumiałości wobec siebie i innych...
- No dobrze, wobec tych pięknych deklaracji, czy i w jaki sposób wiara wpływa na podejmowanie przez Was codziennych decyzji? Nie mówię o robieniu zakupów, ale o istotnych sprawach...
OLA: - Nie masz racji! Nawet zakupy podporządkowane są temu, w co wierzę. Nie kupuję np. produktów koncernów, które wykorzystują w swojej produkcji komórki macierzyste pozyskane z ciał abortowanych dzieci. Jedna z firm chciała wprowadzić na rynek napój, w którym znajdowały się takie komórki, tłumacząc to ulepszeniem smaku! Sam pomysł jest dla mnie niegodziwy, więc bojkotuję wszystkie artykuły tej korporacji...
AGA: - Wszystko, co robię, staram się robić tak, by nie ranić Jezusa. Jest to najtrudniejsze w sytuacjach międzyludzkich, dochodzą tu także kwestie emocjonalne albo zwykłe „lubienie” czy „nielubienie się”. A żyć życiem wiary - to żyć w prawdzie...
KS. ROMAN: - Kiedy poznałem paschalny wymiar wiary, to dopiero zrozumiałem, że wiara wymaga decyzji. Najpierw trzeba wyrzec się paru rzeczy, aby poważnie potraktować chrześcijaństwo w swoim życiu: wyrzec się szatana, grzechu i wszystkich okoliczności, które prowadzą do zła. I tu zaczyna się „bój bezkrwawy” o duszę. Trudna jest wiara chrześcijańska, bo wymaga radykalizmu, a nie bawienia się ze złem.
KAŹKA: - Wiara w warunkach codzienności? Chyba najbardziej jest we mnie tych kilka chwil, podczas których miałam uczucie namacalnej obecności Boga. Kiedy powietrze staje się gęste od jakiejś nienazwanej substancji i tej błogości, że skoro tak jest, to wszystko jest dobre. Te kilkanaście, kilkadziesiąt sekund, które przyszły nie wiadomo dlaczego i skąd (pewnie to nazywają łaską), staram się nieustannie w sobie odświeżać. A najintensywniej modlę się, oczywiście, w momentach, kiedy tak już nabroiłam, że wydaje mi się, iż nic mnie nie uratuje. A to zabawna historia z codziennego życia: Lata już temu, pewnie jak każda młoda mama, miałam straszny kryzys, poczucie, że jestem złą matką. Po trzech dniach użalania się nad sobą w rozmemłanym łóżku powiedziałam: - Panie Boże, ja się na ten świat nie prosiłam, stworzyłeś mnie, więc teraz coś z tym zrób, bo oszaleję. „And this is the last call!”. Otworzyłam Biblię na oślep, na fragmencie, jak Święta Rodzina zgubiła Jezusa w świątyni i nawet tego nie zauważyła! Roześmiałam się do łez, wstałam z łóżka, otrzepałam się i poszłam dalej...
OLA: - Od 15 lat jestem żoną swojego męża i oprócz wszystkich chwil szczęśliwości były i kryzysy, i to wiara pozwoliła nam obojgu wytrwać przy sobie. Także moja praca, to ciągłe zmaganie się ze sobą - na ile realizuję talenty, którymi zostałam obdarowana, a na ile zakopałam je w ogródku rutyny?...
S. BASIA: - Na pewno nie chciałabym przeżywać mojego życia „bez rozumu niczym koń i muł” (Ps 32, 9) czy jak ci, którzy „mają usta, ale nie mówią; oczy mają, ale nie widzą; mają uszy, ale nie słyszą; mają ręce, lecz nie dotykają” (por. Ps 115, 5-7). Świadome przeżywanie życia, poszukiwanie sensu, piękna, mądrości prowadzi do zintegrowania różnych aspektów osobowości. Stąd nie waham się potwierdzić, że przyjmuję z wdzięcznością (i z pewną ulgą...) obecność wiary w moim życiu.
MAREK: - Dużo ostatnio myślałem na ten temat i ku mojemu zdumieniu stwierdziłem, że system, w jakim żyję, moja codzienność i dziesiątki podejmowanych decyzji opieram na Dekalogu. Moim skromnym zdaniem - nie ma doskonalszego określenia granic. Kto wychodzi poza nie, staje się bezrozumnym zwierzęciem...
KAŹKA: - Ewangelia jest zdecydowanie najlepszą rzeczą, jaką przeczytałam. To opowieść o człowieczeństwie, o jakim marzę, najwyższych lotów... Jezus jest po prostu piękną postacią - mądrą, odważną, sprawczą, empatyczną do bólu.
- Teraz będzie trudniej. Czy macie zwyczaj dzielenia się wprost z ludźmi swoim doświadczeniem wiary? Nie boicie się etykiety dewotki/ dewota?
S. BASIA: - „Zwyczaju” dzielenia się wiarą jako takiego nie mam, ale też nie ukrywam pod korcem światła wiary. Wiara domaga się dialogu i świadectwa.
KS. ROMAN: - Jako kapłan słyszę cały czas słowa św. Pawła: „Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii!”. Więc mi biada!
KAŹKA: - Wiarą dzielę się w sposób nienachalny. Mówię o swoich doświadczeniach duchowych w taki sam sposób, w jaki mówię o przeżyciach nad obrazami mistrzów holenderskich. Jak coś się dzieje w moim życiu ważnego, to mówię o tym nawet niewierzącym przyjaciołom, niezależnie od tego, czy są to doświadczenia duchowe, kulinarne czy literackie.
OLA: - Nie ukrywam się i nie chowam ze swoją wiarą. Na szczęście jeszcze za to nie zamykają w rezerwatach. Mam dość silną osobowość i opowiadanie o sytuacjach, które mnie spotkały, czy stanie na straży swoich przekonań to ta część mnie, która mnie dookreśla.
AGA: - To zależy od sytuacji. Inaczej dzielimy się we wspólnocie, a inaczej wśród osób nieznanych. Jednak są takie środowiska, gdzie świadectwem będzie już noszenie krzyżyka lub milczenie w gronie plotkujących. Myślę, że dzielić się wiarą nie można na siłę, bo można kogoś zniechęcić. Po to też mamy rozum, by rozeznawać, jakie świadectwo potrzebne jest w danej sytuacji. Ale jeśli do osób niewierzących wrogo nastawionych do Kościoła będziemy podchodzić z przyjaźnią i radością, wyobrażając sobie, jak by do nich podchodził Pan Jezus, to myślę, że to jest najlepsze świadectwo.
- Wejdźmy o stopień wyżej: Wiara bez uczynków jest martwa - a więc...
AGA: - Jeśli ktoś wierzy, to nie oddzieli wiary od swoich decyzji. Powiem więcej - to właśnie wiara pomaga dostrzec, że coś jest nie tak. Wierzący nie usprawiedliwią się tak łatwo. Bez wiary nie podejmujemy pewnych działań, bo po ludzku nie zobaczymy w tym sensu. Nie pogodzimy się z naszym wrogiem, nie przebaczymy mu, jeśli wiara nie podpowie nam, że to jest nam potrzebne do zbawienia, do szczęśliwego życia jeszcze tu, na ziemi.
S. BASIA: - Jedynie mówienie, że się wierzy w Boga, może stanowić pułapkę, a na pewno rodzi pustkę. Taki potok słów potrafi pomniejszyć, a nawet zagłuszyć wewnętrzną siłę wiary. Przecież nikogo nie zbawi ani nie uzdrowi taki aktywizm. Dlatego warto otwierać Ewangelię i spoglądać na otaczający nas świat oczami Boga. Pytać siebie o to, co nam każe wychodzić „z chatki miłości własnej”, by odziać, nakarmić, pocieszyć, przyjąć, nieść pokój... Zawsze i w każdym czasie chodzi przecież o życie. Życie w Bogu.
OLA: - Dokonałam życiowego wyboru. Wyboru pracy. Nie jestem w wielkiej firmie, na superstanowisku i nie mam pieniędzy, które pozwoliłyby na zagraniczne wakacje. Ale wykonuję swoją pracę najlepiej, jak potrafię, wykorzystuję w realizowanych zadaniach swoje umiejętności. Każdego dnia, gdy wybieram się do pracy, mam świadomość, że przyczyniam się do dobra na świecie i że to, co robię, nie jest sprzeczne z tym, w co wierzę.
KS. ROMAN: - Kiedy po ludzku już nic nie możemy uczynić, ani inteligencją, ani pobożnością, ani-ani... to wówczas robimy miejsce dla wiary.
- Czyli, podsumowując - wiara to?
AGA: - Wiara to coś, co pomaga nam powstawać. Pion, do którego cały czas musimy równać. Papierek lakmusowy naszych uczynków. Drogowskaz wskazujący nam cel, do którego zmierzamy...
OLA: - Wiara to nadzieja, że dobro jest w każdym z nas. Wiara jest jak łódź. Gdy nie mam siły i wątpię, to dryfuję... Gdy jej zaufam - biorę ster we własne ręce i wówczas to już nie przypadek kieruje moimi losami. Wiara wprowadza w moje życie taki ład, w którym nie muszę godzinami zastanawiać się nad tym, co mam zrobić. Dzięki niej odpowiedzi znajdują się szybko, choć często są niełatwe do zrealizowania.
KAŹKA: - Św. Augustyn powiedział: „intimior intimo meo”. Rozwinięty w tłumaczeniu ten cytat brzmi: Bliższy mi niż ja sam w tym, co mi najbliższe. To jest dla mnie kwintesencja wiary w Boga. Bóg, który jest, i ja, która się staram. I choć nie zawsze mi się udaje, to mam ten komfort, że jest Ktoś, kto patrzy w tym samym kierunku...

CZYTAJ DALEJ

Litania nie tylko na maj

Niedziela Ogólnopolska 19/2021, str. 14-15

[ TEMATY ]

litania

Karol Porwich/Niedziela

Jak powstały i skąd pochodzą wezwania Litanii Loretańskiej? Niektóre z nich wydają się bardzo tajemnicze: „Wieżo z kości słoniowej”, „Arko przymierza”, „Gwiazdo zaranna”…

Za nami już pierwsze dni maja – miesiąca poświęconego w szczególny sposób Dziewicy Maryi. To czas maryjnych nabożeństw, podczas których nie tylko w świątyniach, ale i przy kapliczkach lub przydrożnych figurach rozbrzmiewa Litania do Najświętszej Maryi Panny, popularnie nazywana Litanią Loretańską. Wielu z nas, także czytelników Niedzieli, pyta: jak powstały wezwania tej litanii? Jaka jest jej historia i co kryje się w niekiedy tajemniczo brzmiących określeniach, takich jak: „Domie złoty” czy „Wieżo z kości słoniowej”?

CZYTAJ DALEJ

Rusza pilotaż programu "Edukacja z wojskiem"

2024-05-06 13:36

[ TEMATY ]

wojsko

edukacja

Karol Porwich/Niedziela

W poniedziałek rusza pilotażowy program dla uczniów "Edukacja z wojskiem". Potrwa do 20 czerwca. Zajęcia z żołnierzami odbędą się w ponad 3 tysiącach szkół podstawowych i ponadpodstawowych.

Celem programu jest podniesienie świadomości dzieci i młodzieży w obszarze bezpieczeństwa, kształtowanie odpowiednich postaw w sytuacjach zagrożenia, poznanie i stosowanie zasad reagowania w sytuacjach zagrożenia, w tym bezpośredniego zagrożenia życia i zdrowia, nabycie praktycznych umiejętności zachowania w sytuacjach zagrożenia, wzrost zainteresowania uczniów zagadnieniami związanymi z tematyką obronności oraz nauka bezpiecznego poruszania się w sieci, a także krytycznej analizy informacji dostępnych w internecie.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję