Reklama

Wiadomości

Aby nieprzyjaciel się nie odważył

O znaczeniu „ruchomych” elementów wojskowych i powszechnej obronie terytorialnej jako podstawie polskiej strategii odstraszania z prof. Romualdem Szeremietiewem rozmawia Wiesława Lewandowska

Niedziela Ogólnopolska 17/2016, str. 36-37

[ TEMATY ]

polityka

Grzegorz Boguszewski

Prof. Romuald Szeremietiew

Prof. Romuald Szeremietiew

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Od dość dawna ostrzega Pan Profesor, że atak nuklearny Rosji na Polskę jest możliwy, że ulokowane w obwodzie kaliningradzkim rakiety Iskander są już wymierzone w nasz kraj. Na tegorocznym szczycie nuklearnym w Waszyngtonie po raz pierwszy zabrakło Rosji. Co to może znaczyć? Czy powinniśmy się martwić?

PROF. ROMUALD SZEREMIETIEW: – Absencja Rosji na szczycie nuklearnym jest o tyle niepokojąca, że Kreml sformułował nową doktrynę użycia sił nuklearnych – w instrukcji podpisanej kilka lat temu przez prezydenta Miedwiediewa – i przyznał sobie prawo użycia broni atomowej również w stosunku do państw, które taką bronią nie dysponują. Dotąd obowiązywała reguła, że państwo nuklearne nie użyje tej broni przeciwko tym nieposiadającym uzbrojenia atomowego. Warto też pamiętać, że Rosja wciąż unowocześnia i rozbudowuje tzw. taktyczne środki nuklearne.

– Jakie to ma znaczenie w kwestii zagrożenia Polski?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Chodzi o głowice małej mocy, np. ładunki jądrowe znajdujące się w pociskach artyleryjskich, które mogą być użyte na polu walki w wymiarze taktycznym, czyli do zniszczenia jakiegoś małego ośrodka, zgrupowania wojsk przeciwnika itp. Trzeba się więc zastanowić – a wciąż nie dostrzegam, aby się nad tym zastanawiano – dlaczego Rosja rozbudowuje akurat tego typu środki bojowe.

Reklama

– Dlaczego, zdaniem Pana Profesora?

– Można założyć, że w jakiejś kryzysowej sytuacji dojdzie do użycia taktycznej broni atomowej. Może być tak, że „ktoś”, nie przyznając się, wystrzeli taki pocisk i zniszczy na terytorium Estonii, Litwy czy Polski jakieś jedno miasto...

– Mogą się pojawić takie atomowe „zielone ludziki”?

– Tak, może się pojawić takie zagrożenie. Co wówczas zrobi Zachód i NATO? Ograniczony atak nuklearny nie wiadomo z czyjej strony nie wywoła przecież wojny światowej. Uruchomi się międzynarodowe śledztwo dla ustalenia, kto był sprawcą? Co można będzie w takiej sytuacji zrobić?

– Niewiele, jak w przypadku Krymu?

– Otóż to! A minister Ławrow będzie zapewniać, że Rosja nie ma z takim incydentem nic wspólnego. Zachód zaś będzie bezradny. Przywódcy Rosji potrafią działać bardzo różnymi sposobami, nieprzewidywalnymi dla Zachodu. Zajęcie Krymu było przecież całkowitym zaskoczeniem. Według mnie, właśnie dlatego brak Rosji na szczycie nuklearnym w Waszyngtonie jest niepokojący.

– Świat się jednak tym nie zmartwił.

Reklama

– Nieobecność państwa posiadającego wielki potencjał nuklearny to bardzo zły symptom. Tym bardziej znaczące jest pytanie, na ile Zachód będzie stanowczo przeciwdziałać dzisiejszym zagrożeniom ze strony Rosji. Przypomnę tylko, że w okresie międzywojennym państwa stojące na straży ładu wersalskiego przeważały siłą militarną nad tymi, które chciały ten ład zburzyć, a jednak w 1939 r. zabrakło woli działania, głównie Francji, aby w zarodku zgasić konflikt, który przekształcił się w wojnę światową.

– Dziś dostrzega Pan Profesor podobny brak chęci i woli?

– Stawiam tylko pytanie, czy dzisiaj ta gotowość do działań i wola stanowczej obrony ładu międzynarodowego, który Rosja przecież chce zmienić, jest większa, czy też na Zachodzie nadal panuje przekonanie, że „nie warto umierać za Gdańsk”.

– Na Zachodzie – i niestety także w Polsce – słyszy się opinie, że nie warto wzmacniać flanki wschodniej, bo to sprowokuje Rosję do bardziej radykalnych działań.

– Zachód robił wszystko, żeby nie drażnić Moskwy. Nie ma w tzw. nowych państwach NATO stałych baz natowskich i nie uruchomiono procesów przyjęcia do sojuszu Gruzji i Ukrainy – Gruzja o to bardzo zabiegała. Nie zrobiono tego właśnie dlatego, żeby nie drażnić Rosji. Tymczasem Rosja wynajduje różne preteksty, aby uzasadnić swoje agresywne poczynania i nie wydaje się, aby trzeba ją było specjalnie prowokować.

– I w umocnieniu tzw. flanki wschodniej Zachód nie dostrzega dziś dla siebie większego interesu?

– Flanka wschodnia NATO jest pojęciem stworzonym w Europie Środkowej, m.in. w Polsce. Jako pewna rzeczywistość obronna niekoniecznie występuje po stronie naszych sojuszników. Widzą ją wojskowi amerykańscy, ale jeżeli idzie o polityków, zwłaszcza z europejskich państw natowskich, to mamy tam ogromną... ostrożność.

Reklama

– By nie drażnić Putina...

– ...który i tak zrobi to, co zamierza. Dochodzi do powtórzenia polityki, którą Zachód uprawiał w stosunku do Hitlera, tzw. appeasementu, czyli łagodzenia, zaspokajania roszczeń, ustępstw, aby nie zaogniać sytuacji. Hitlera, jak wiadomo, nie udało się zaspokoić...

– Putina, który przez wielu zachodnich polityków jest uważany za cywilizowanego przywódcę, też się nie da?

– Przywódca Rosji mówi otwarcie, że chce odbudować rosyjskie imperium. Jest więc tak samo „cywilizowany” jak car Piotr I czy caryca Katarzyna, żeby nie wspominać Stalina. Putin jest rosyjskim imperialistą! Rosja chce odzyskać wpływy w Europie Środkowej i wie, że umocnienie natowskiej flanki wschodniej zablokuje taką możliwość. Dlatego stara się do tego nie dopuścić i straszy psuciem stosunków, czego Zachód, zwłaszcza Niemcy i Francja, chce uniknąć.

– Mówi się dziś wiele o wojnie propagandowej, rosyjskim zagrożeniu w cyberprzestrzeni...

Reklama

– I nie powinniśmy tego lekceważyć; zarówno tego, co Rosjanie robią w cyberprzestrzeni, jak i poczynań rosyjskiej propagandy. W Rosji działają np. zespoły opłacanych ludzi, którzy umieszczają wpisy na forach internetowych wielu krajów i kształtują w ich obywatelach postawy i poglądy korzystne dla Rosji. Federacja Rosyjska prowadzi skomplikowaną, wielowątkową operację formowania przyjaznego Rosji klimatu politycznego w wielu państwach. Prezydent Putin dąży do odbudowy rosyjskiego supermocarstwa i wszystkimi środkami próbuje osiągnąć swój cel.

– Jednakże w tej „wojnie w sferze świadomości” kontrofensywy ze strony Zachodu raczej nie widać!

– Rzeczywiście, kontrakcja Zachodu jest anemiczna. Szczęśliwie w Polsce ostatnio coś zaczyna się zmieniać na lepsze. Pytanie, na ile polskie przeciwdziałania okażą się skuteczne...

– Skoro w opinii Zachodu samo pojęcie wschodniej flanki wciąż wydaje się bytem mało realnym, to czy, zdaniem Pana Profesora, polskie oczekiwania co do jej wzmocnienia zostały dostatecznie mocno wyartykułowane?

– Niestety, daliśmy sobie wmówić, że obecnie NATO nie buduje stałych baz i szczytem możliwości może być jakaś „stała-niestała” obecność sojuszniczych wojsk. Ma się zjawić w naszym regionie dodatkowa amerykańska brygada pancerna. Jak wiadomo, taka jednostka dziś wysłana do nas na mocy decyzji politycznej może być na mocy takiej samej decyzji wycofana. A zatem te „ruchome” elementy wojskowe mogą być jedynie przejściową gwarancją bezpieczeństwa.

– Krótkotrwałą?

Reklama

– Tak długą, jak długo będzie istniała wola polityczna utrzymania tych wojsk. Dlatego do niedawna strona polska formułowała postulat zbudowania stałych baz NATO, jakie są na terenie Niemiec. Jednak daliśmy sobie narzucić interpretację, że obecnie NATO już takich baz nie tworzy i w Polsce możemy jedynie liczyć na przejściowo ulokowane jednostki wojskowe, a na stałe mogą być tylko ich magazyny ze sprzętem, też zresztą łatwym do wywiezienia.

– Niedawno Polska poczuła się bardziej zabezpieczona deklaracją prezydenta Obamy o wzmocnieniu flanki wschodniej przez ciężką brygadę pancerną Stanów Zjednoczonych. Co to w praktyce może oznaczać?

– To oznacza, że jednostka U.S. Army, licząca ponad 4 tys. żołnierzy, będzie częściami rozmieszczona w poszczególnych krajach naszego regionu. Zdaje się, że w Polsce będzie dowództwo tej brygady i chyba jeden batalion wojska. Oczywiście, z punktu widzenia strategii taka obecność jest istotna, ponieważ pokazuje potencjalnemu agresorowi, że USA są tu obecne.

– Ale przecież zbliżające się wybory prezydenckie w USA mogą wiele zmienić...

– No tak, nie wiadomo, czy następca prezydenta Obamy zechce podtrzymać amerykańską obecność wojskową w Polsce. Przypomnijmy zamiar prezydenta Busha budowania tarczy antyrakietowej z bazą w Redzikowie, zaniechany przez prezydenta Obamę. Jeśli wybory wygra Donald Trump, który uważa, że Stany Zjednoczone za dużo wkładają w Sojusz Północnoatlantycki, zapowiada powrót do polityki izolacjonizmu oraz ocieplenie relacji z Putinem, to obecność tej brygady w Europie Środkowej może być zagrożona. Znowu wracamy do problemu niepewnych gwarancji naszego bezpieczeństwa.

– Bo ciągle zanadto liczymy na pomoc sojuszników?

Reklama

– Można powiedzieć, że przy obecnym stanie polskiej obronności nie mamy innego wyjścia. W Polsce nie poszukuje się jednak sposobów, jak będziemy się bronić, jeżeli sojusznicy nie pomogą. Nie ma odpowiedzi na pytanie, czy jesteśmy w stanie przygotować obronę tak, aby i przy braku wsparcia sojuszników nieprzyjaciel nie odważył się Polski zaatakować.

– Polacy wciąż zakładają, że jakoś to będzie, a o konieczności samodzielnej obrony myślą raczej tylko w kategoriach mrzonki...

– Rzeczywiście, dominuje przekonanie, że Polska nie może obronić się sama. Tymczasem to fałszywe przekonanie. Odwołam się do tego, co niedawno w wywiadzie dla jednej z polskich gazet powiedział Edward Luttwak – strateg i doradca prezydenta Busha seniora w sprawach obrony. Amerykański profesor mówił, że Polska po raz pierwszy w dziejach ma szansę stać się niepokonalną, jeżeli zbuduje powszechny system obrony terytorialnej. Dzięki temu wykaże potencjalnemu agresorowi, że spotka się on z oporem dosłownie wszędzie. Groźba podjęcia takiego oporu przez kilkudziesięciomilionowy naród powinna agresora odstraszyć. A wówczas wojny nie będzie.

– O konieczności stworzenia obrony terytorialnej mówi Pan Profesor od wielu lat. Niewiele się w tej sprawie jednak zdarzyło, dopiero teraz temat został wreszcie podjęty przez rząd.

Reklama

– Tak, ale pomysł rządowy odbiega od mojej koncepcji obrony terytorialnej. Uważam, że jeśli ma być powszechny system, to musi obejmować wielu ludzi. Tylko liczna i masowa OT będzie skutecznym czynnikiem odstraszającym wroga. Jeżeli zbudujemy kilkudziesięciotysięczne wojska terytorialne, do tego jako wzmocnienie dla wojsk operacyjnych (armii zawodowej) – a taka koncepcja jest rozważana w MON – to w wymiarze strategicznym nie zmieni to naszego położenia. Trochę poprawi możliwości obrony w razie agresji, ale nie sprawi, że nieprzyjaciel od ataku odstąpi.

– Jak więc powinna wyglądać naprawdę skuteczna obrona terytorialna?

– Żeby uzyskać walor odstraszający, powinniśmy w razie zagrożenia wojną mieć zdolność wystawienia co najmniej 500-tysięcznej siły terytorialnej, która musiałaby być w taki sposób przeszkolona i wyposażona, aby mogła prowadzić wojnę nieregularną, tzn. bronić miast i prowadzić masowe działania opóźniające, asymetryczne, w terenie zajmowanym przez wroga. Należałoby również przygotować formacje „partyzanckie” do działań w cyberprzestrzeni. Trzeba też wyposażyć OT w lekkie wyrzutnie przeciwlotnicze i przeciwpancerne, w uzbrojone drony, jako skuteczne środki zwalczania ciężkiego sprzętu wroga. To jest stosunkowo tanie i skuteczne w walce uzbrojenie.

– Jednak każda obrona będzie bezradna wobec ataków pociskami nuklearnymi...

Reklama

– Jestem przekonany, że taki atak wróg uzna za użyteczny, jeśli nasze państwo będzie bezbronne, a społeczeństwo pozbawione woli oporu, zatomizowane. Gdyby jednak Polska miała powszechną OT, a społeczeństwo byłoby zjednoczone i wyrażało wolę obrony kraju, to prowokowanie go incydentami nuklearnymi byłoby nieużyteczne. Pamiętajmy, że Rosja zwykle dąży do zdestabilizowania kraju, który chciałaby sobie podporządkować. Uderzenie taktycznym pociskiem jądrowym miałoby sens tylko wówczas, gdyby pogłębiało stan rozkładu, tak jak wysłanie „zielonych ludzików” na Krym. Gdyby Ukraina miała skuteczny system obronny i np. OT na Krymie, to żadnych „ludzików” by tam nie było. Wracamy więc znowu do proponowanej przeze mnie powszechnej obrony terytorialnej, której ciągle nie ma...

– A więc pozostaje jedynie liczyć na sojuszników?

– Niestety, tak. Czas najwyższy uruchomić myślenie wykraczające poza ciągle obowiązujące przekonanie, że Polska jest słaba i tylko sojusznicy mogą ją uratować. Jak najszybciej należy zbudować powszechną obronę terytorialną jako podstawę polskiej strategii odstraszania. Zacytuję prof. Luttwaka: „Polska stoi przed wielką szansą. Po raz pierwszy w historii może stać się niepokonana, jeśli wprowadzi powszechną obronę terytorialną i uzbroi zdolnych do tego obywateli. Polsce niepotrzebne są drogie myśliwce, bo one kraju nie obronią. Jak ktoś ma apetyt na samolot F-35, to niech sobie kupi jego zdjęcie i powiesi na ścianie. Efekt obronny będzie podobny, a cena dużo niższa. Rosja nie będzie śmiała wejść do kraju, którego obywatele sami się będą bronili, nie czekając na decyzje Unii Europejskiej, NATO czy ONZ”.

* * *

Prof. Romuald Szeremietiew
Więzień polityczny PRL, poseł na Sejm III kadencji, były wiceminister i p.o. minister obrony narodowej, wykładowca akademicki.

2016-04-20 08:33

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Turcja – bomba zegarowa z opóźnionym zapłonem

O skomplikowanej sytuacji w Turcji i roli tego państwa na arenie międzynarodowej z Massimo Introvignem – profesorem socjologii religii na Papieskim Uniwersytecie Salezjańskim, autorem książki „Turcja i Europa” i esejów o Partii Sprawiedliwości i Rozwoju prezydenta Erdoğana – rozmawia Włodzimierz Rędzioch

Przez lata, szczególnie w czasach zimnej wojny, Turcja, członek NATO, była ważnym sojusznikiem Stanów Zjednoczonych i Zachodu. Ktoś porównał ten kraj do lotniskowca, z którego można kontrolować: południową Europę, Kaukaz, Bliski Wschód, Morze Czarne i znaczną część Morza Śródziemnego. Stosunki z zachodnimi demokracjami były dobre również dlatego, że Turcja, jak głosi jej konstytucja, jest republiką laicką i demokratyczną, a armia odgrywała rolę strażnika świeckości państwa. Ostatnie dziesięciolecia były też dla kraju okresem dynamicznego rozwoju gospodarczego. W 2005 r. rozpoczęto negocjacje w sprawie przystąpienia Turcji do UE, które jednak od początku utrudniały takie problemy, jak: okupacja północnego Cypru, nie najlepsze stosunki z Grecją oraz obawy o skutki wejścia do struktur europejskich państwa islamskiego, którego ludność przekracza 80 mln. Sprawy pogorszyły się jeszcze bardziej, gdy do władzy doszła Partia Sprawiedliwości i Rozwoju prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana i rozpoczął się proces islamizacji „laickiej republiki” oraz zaczęto prowadzić politykę, którą uznano za neoosmańską. Dlatego Turcja na początku konfliktu w Syrii popierała sunnickie ugrupowania walczące z reżymem Baszara al-Asada, pozwalała na przemyt broni i przepływ dżihadystów. Obecnie jest w koalicji walczącej z tzw. Państwem Islamskim, ale jej priorytetem jest walka z Kurdami, by nie dopuścić do powstania ich niezależnego państwa. Wojna na Bliskim Wschodzie, za którą Turcja jest w części odpowiedzialna, spowodowała migrację milionów ludzi. W zamian za kontrolę przepływu uchodźców Erdogan żąda od UE miliardów euro oraz zniesienia wiz w Unii dla obywateli tureckich, co może mieć olbrzymie konsekwencje społeczno-polityczne.
CZYTAJ DALEJ

Nakazane święta kościelne w 2025 roku

Publikujemy kalendarz uroczystości i świąt kościelnych w 2025 roku.

Wśród licznych świąt kościelnych można wyróżnić święta nakazane, czyli dni w które wierni zobowiązani są od uczestnictwa we Mszy świętej oraz do powstrzymywania się od prac niekoniecznych. Lista świąt nakazanych regulowana jest przez Kodeks Prawa Kanonicznego. Oprócz nich wierni zobowiązani są do uczestnictwa we Mszy w każdą niedzielę.
CZYTAJ DALEJ

500 paczek trafiło do najuboższych

2025-04-19 12:30

Marzena Cyfert

Poświęcenie darów dla ubogich

Poświęcenie darów dla ubogich

Abp Józef Kupny pobłogosławił w Wielką Sobotę 500 paczek dla ubogich. Przygotowane one zostały przez wrocławską Caritas ze środków przekazanych przez wiernych archidiecezji.

– Nasze akcje angażują bardzo wielu ludzi, aby te działania pomocowe były przeprowadzone sprawnie, dokładnie i docelowo trafiły do najbardziej potrzebujących. Dzisiaj zostanie rozdanych 500 paczek, poświęconych przez naszego metropolitę, dla naszych podopiecznych, którzy korzystają na co dzień z łaźni i kuchni – mówił ks. Dariusz Amrogowicz, dyrektor wrocławskiej Caritas.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję