Reklama

Wiara

Rodzice chrzestni pilnie poszukiwani

W Kościele chrzci się także dzieci z rodzin problematycznych, niepełnych, ze związków niesakramentalnych. Wtedy większe wymagania stawiane są rodzicom chrzestnym. To na nich Kościół kładzie akcent. I tutaj coraz częściej pojawia się problem...

Niedziela Ogólnopolska 2/2017, str. 16-17

[ TEMATY ]

chrzest

Bożena Sztajner/Niedziela

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Problem ze znalezieniem rodziców chrzestnych pojawia się głównie w dużych aglomeracjach miejskich. Niemal nie występuje w miasteczkach i wioskach. Przynajmniej na razie. Oczywiście, nikt jak dotąd nie zbadał, na ile jest to duży problem, a na ile są to sporadyczne sytuacje. Warto jednak przyjrzeć się sprawie bliżej.

Misja czy zawracanie głowy

O. Adam P. Błyszcz, zmartwychwstaniec, jest zdania, że codzienna praktyka udzielania chrztu św. opiera się „na kilku iluzjach”. – W większości kandydaci na chrzestnych są obojętni na wymagania Kościoła dotyczące ich funkcji, traktują je wręcz jako niepotrzebne zawracanie głowy. Pozostają w przestrzeni zwyczajów rodzinnych, koneksji towarzyskich i jakichś zobowiązań względem tradycji. Znajdują się poza życiem kościelnym, sakramentalnym i modlitewnym. Świadomi swojej sytuacji z chwilą przekroczenia progu kancelarii parafialnej zaczynają udawać kogoś, kim nie są. By dopiąć swego, nie zawahają się nawet, by powiedzieć nieprawdę albo tak odpowiedzieć na pytanie, by ksiądz nic nie zrozumiał. Większość zainteresowanych wie, że proboszcz zgodnie z prawem Kościoła nie zgodzi się, by rodzicem chrzestnym została osoba żyjąca w konkubinacie albo w związku niesakramentalnym, dlatego też na pytanie, jaka jest ich sytuacja rodzinna, odpowiadają oni, że są kawalerami lub pannami.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

– Bywa, że małżonkowie, którzy chcą ochrzcić swoje nowo narodzone dziecko, są zdziwieni, że księża zapraszają ich na przedchrzcielne spotkania formacyjne, podobnie jak rodziców chrzestnych ich dziecka. Ci ostatni są zaskoczeni tym, że są zobowiązani mieć specjalne zaświadczenie z parafii swojego pochodzenia. Widnieje na nim informacja, że taka osoba jest godna podjęcia się obowiązków rodzica chrzestnego – czyli że jest wierzącym i praktykującym katolikiem oraz że przyjęła sakrament bierzmowania. Najwyraźniej wiedza wyniesiona z katechezy w szkole szybko umyka – mówi ks. Jacek Molka, autor książki o sakramencie chrztu.

Iluzja i rzeczywistość

– Wiele razy odmówiłem wystawienia certyfikatu kandydatom na rodziców chrzestnych, np. ze względu na nieuregulowaną sytuację małżeńską, brak związków ze wspólnotą i liturgią. I zawsze było to traktowane jako kara, jako afront, jako zemsta „czarnych”. Nigdy jako zachęta do tego, żeby zrewidować swoje nastawienie do Jezusa Chrystusa i Kościoła. Zastanawiam się, w jaki papierek opakować tę gorzką pigułkę odmowy, żeby stanowiła jakąś wartość w pedagogii wiary. Po wielu latach bycia duszpasterzem nie znalazłem odpowiedzi na to pytanie – przyznaje o. Błyszcz, autor m.in. bardzo ciekawej rozprawy pt.: „Do czego służą rodzice chrzestni” („W Drodze” 5/2015).

– Jeden z moich znajomych księży akademickich opowiedział mi historię o studencie, który przyszedł do niego, żeby się... ochrzcić. I to tak szybko, jak to możliwe, bo za tydzień się żeni. Wybrance nie powiedział, że nie jest ochrzczony, okłamywał ją do ostatniej chwili. Student zapytał mojego kolegę o koszt takiej, jego zdaniem, „kościelnej usługi”. Jakież było jego zdziwienie, kiedy dowiedział się, że udzielenie sakramentu chrztu to nie jest sprawa wypchanego portfela. W przypadku osoby dorosłej wymaga się nawet kilkuletniego przygotowania – opowiada ks. Antoni Tatara.

Chciani i niechciani

Reklama

Dawniej nie odmawiało się bycia chrzestnym, uznając, że jest to funkcja zaszczytna, wyróżniająca. Współcześnie ów zaszczyt traktowany bywa wyłącznie komercyjnie. Bycie chrzestnym kojarzy się niektórym niemal wyłącznie z ponoszeniem kosztów i udręką uczestnictwa w dziecięcych kinderbalach.

– Byłam dokładnie w takiej sytuacji – wspomina Justyna Nowak z Częstochowy. – Nikt z mojej rodziny nie chciał zostać chrzestnym. Mówili, że nie stać ich na kolejnego chrześniaka, choć tłumaczyłam, że nie chodzi o pieniądze. Odpowiadali: Teraz tak mówisz, a potem będziesz wymagać. Zależało mi na wsparciu i obecności w codziennym życiu dziecka. Chrzestną została moja przyszywana babcia...

– Moje dziecko jest chore od urodzenia. Na początku nie przypuszczałam, że jego nieuleczalna choroba może stać się przyczyną dziwnego zachowania rodziny. Kolejni kuzyni odmawiali mi przyjęcia na siebie roli rodziców chrzestnych. Znajomi podobnie. Ktoś wreszcie się wygadał, że bycie chrzestnym „takiego” dzieciaka oznacza dodatkowe obowiązki – i to pewnie na lata – którymi nikt nie chce się obarczać. Na szczęście nasz proboszcz jest dobrym człowiekiem i pomógł. Chrzestnymi zostali obcy wtedy ludzie, ale dziś dziękuję za nich Bogu. Są fantastyczni – mówi Beata z Gryfina.

Reklama

Bywa też sytuacja odwrotna, gdy rodzic chrzestny zostaje sprowadzony na ziemię. Tak przytrafiło się poznaniance Marcie, która zaproponowała, że będzie zabierać chrześnicę na niedzielne Msze św., skoro rodzice chadzają do kościoła sporadycznie. Ci, dawniej serdeczni przyjaciele, uznali pomysł za jawną indoktrynację religijną, a Marta usłyszała wywód na temat dewotek zabierających się za wychowywanie cudzych dzieci. – Ewcię widuję więc tylko z okazji urodzin, imienin, mikołajek oraz Bożego Narodzenia. Przy torcie, kawie i gadaniu o niczym. Gdybym zaczęła dochodzić swoich praw jako matka chrzestna, obawiam się, że byłoby po znajomości... – dodaje.

Zofia Czerska z Częstochowy tłumaczy: – Trzeba się dogadywać, nic na siłę. Jestem chrzestną matką trójki dzieci. I rzeczywiście im matkuję, niemal codziennie. Losy ich rodziców poukładały się różnie, bo takie, niestety, mamy czasy. Wszyscy są po rozwodach, niektórzy pozakładali nowe rodziny. Ale nigdy nie spotkałam się z jakąś niechęcią wobec mnie jako chrzestnej. Przez lata byłam dla tych dzieciaków niańką, ciocią od dobrej zabawy i prezentów, darmową korepetytorką, ale i tą, która uczyła ich „piosenek o Bozi”, tą, co czytała książeczki o Panu Jezusie, a potem podsuwała inne, bardziej „dorosłe” książki, zachęcała, żeby pójść na pielgrzymkę. Sporo zależy od tego, czy rzeczywiście chcemy być kimś w życiu naszego chrześniaka, czy wygodniej nam mieć z nim kontakt kilka razy w roku...

Chrzestny poszukiwany od zaraz

Kinga Piątkowska, mama piątki dzieci, dziś z rozbawieniem wspomina czasy poszukiwania rodziców chrzestnych: – Po trzecim potomku zaczął się kryzys. W rodzinie nie mamy zbyt wielu ludzi, którzy żyją w zgodzie z Panem Bogiem. Mąż zrobił listę kumpli, ja – przyjaciółek. Odmawiano nam niemal powszechnie, a jak już ktoś chciał, to po rozmowie w kancelarii parafialnej wychodził z czerwonymi policzkami albo zupełnie nie rozumiał, o co go prosimy. Byliśmy bliscy decyzji, żeby dać ogłoszenie na Facebooku. Na szczęście się udało…

Reklama

– Dawniej chrzestny to był ktoś! A teraz kładziemy poprzeczkę na ziemi. Nie pojmuję ludzi, którzy szukają chrzestnego dla swoich dzieci na Facebooku – denerwuje się Adam Kalinowski z Warszawy. – Obiecują im, że „po wszystkim” stawiają obiad i pewnie pod stołem dyskretnie wręczają kopertę za fatygę. To nie jest już nawet poziom chrzestnego od prezentów! Myślę, że moja rodzina nie jest jakaś wyjątkowa. U nas poproszenie kogoś na chrzestnego to rodzaj wyróżnienia. Może dlatego, że mamy za sobą taką, a nie inną przeszłość. To opowieść o dziadku, jego ojcu chrzestnym i Powstaniu Warszawskim. Gdy rodzice dziadka zginęli, chrzestny, choć sam miał gromadkę dzieci, zaopiekował się dziadkiem i wychował go jak własnego syna. Dlatego moją Ludwisię chrzciliśmy w wieku 2 lat. Czekałem, aż młodsza siostra będzie bierzmowana.

Na jednym z chrztów w wielkomiejskiej parafii zdarzyła się niezwykła sytuacja. Ksiądz najpierw pytał rodziców według formułek, a potem zamilkł na chwilę i ponownie zapytał: „Czy będziecie dbać o wiarę waszego dziecka? Nauczycie go modlitwy? Będziecie przychodzić z nim w niedziele do kościoła? Będziecie mu czytać książeczki o Bogu, opowiadać o Nim?”. Rodziców zamurowało. W kościele zrobiło się jeszcze ciszej. – Eee, yyy, noooo... spróbujemy – wydusili wreszcie z siebie czerwoni jak buraki rodzice chrzestni.

Doprowadzić do sakramentu

– Jestem niewierząca, a mój mąż to klasyczny wyznawca Kościoła GiW – Gwiazdka i Wielkanoc. Ale oboje wyrośliśmy w katolickich rodzinach i wiemy, jak ważne jest w wychowaniu wpojenie dziecku zasad moralnych zapisanych w Dekalogu. Chcieliśmy więc nasze dziecko ochrzcić i posyłać na religię. Cokolwiek wybierze jako dorosły, będzie mieć solidny fundament. Poszliśmy z tym naszym wywodem do najbliższego kościoła. Ksiądz wysłuchał nie bez zdumienia, a potem gdzieś zadzwonił i kazał poczekać kilka dni. Pewnie naradzał się z ludźmi ze wspólnoty, czy ktoś podejmie wyzwanie. Podjęła się dwójka starszych państwa. Chrzestni towarzyszą naszym dzieciom, bo mamy już dwoje, w ich duchowym wzrastaniu – jak sami mówią. Nam cała ta sytuacja także daje sporo do myślenia. To, jakimi ludźmi są, jak się zachowują, co mówią. Z jak wielką klasą i kulturą odnoszą się do nas i naszych dzieci – mówi Joanna Szeląg z Katowic.

Małgorzata Koszek ze śląskiego Legionu Maryi wyjaśnia, że jej wspólnota zajmuje się m.in. doprowadzaniem nieochrzczonych dzieci do sakramentów. – Chodzi nie tylko o przygotowanie dzieci do chrztu, ale także o pełnienie funkcji rodzica chrzestnego. Kilkoro dzieci taką metodą włączyliśmy już do wspólnoty Kościoła. Drugim etapem w zadaniu chrzestnego ze wspólnoty jest przygotowanie dziecka do I Komunii św. Najczęściej w takich sytuacjach rodziny są patologiczne, więc trzeba zacząć od alfabetu religijnego. Dzieci muszą poznać nie tylko prawdy wiary, ale też podstawowe modlitwy.

2017-01-04 10:27

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Bp Greger: chrzest w życiu wiary wszystko zaczyna

[ TEMATY ]

chrzest

Adobe.Stock

Przedstawiciele wspólnot diecezji bielsko-żywieckiej Franciszkańskiego Zakonu Świeckich (FZŚ) uczestniczyli 10 stycznia w Górkach Wielkich na Śląsku Cieszyńskim w Eucharystii pod przewodnictwem bp. Piotra Gregera. W kościele św. Jana Sarkandra biskup pomocniczy zachęcił do wdzięczności za swój chrzest, „od którego w życiu wiary wszystko się zaczyna”.

„To jest moment kluczowy, który decyduje o naszej tożsamości bycia uczniami Jezusa. Ze względu na swoje skutki jest to fakt nieodwracalny, wyznaczający zarazem właściwy sobie kierunek życia ziemskiego aż po dzień przejścia z tego świata do wieczności” – wyjaśnił.
CZYTAJ DALEJ

Dobry jak chleb – św. Brat Albert Chmielowski

Wrażliwość na piękno pozwoliła mu zostać świetnym artystą. Jeszcze bardziej niż sztuka, poruszał go jednak Chrystus, którego potrafił dostrzec w biedakach na krakowskich ulicach. Dla Niego rzucił karierę malarską i przywdział ubogi habit

Święty przyszedł na świat 20 sierpnia 1845 r. w Igłomi k. Krakowa. Niedługo po porodzie dziecko zachorowało. Obawiano się, że nie przeżyje. Józefa Chmielowska, matka chłopca, poprosiła ubogich, którzy stali przed kościołem, by wraz z chrzestnymi trzymali go do chrztu świętego. W ten sposób zapewniła mu tzw. błogosławieństwo ubogich. 28 sierpnia 1845 r. przyjął chrzest z wody w Igołomi. Ceremonii chrztu dopełniono 17 czerwca 1847 r. w kościele Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny w Warszawie. Na chrzcie otrzymał imiona Adam Bernard Hilary. Jako sześcioletni chłopiec został przez matkę poświęcony Bogu w czasie pielgrzymki do Mogiły. Bardzo wcześnie został osierocony. Kiedy miał 8 lat, umarł jego ojciec, sześć lat później zmarła matka. W wieku osiemnastu lat Adam przyłącza się do powstania styczniowego. W przegranej bitwie pod Miechowem zostaje ranny i trafia do niewoli. W prymitywnych warunkach, bez znieczulenia, przechodzi amputację lewej nogi. Dzięki staraniom rodziny udało mu się jednak opuścić carskie więzienie i wyjechać do Francji.
CZYTAJ DALEJ

Abp Wojda wygłosi katechezę podczas rzymskiego jubileuszu seminarzystów i kapłanów

2025-06-17 14:49

[ TEMATY ]

abp Tadeusz Wojda SAC

Karol Porwich/Niedziela

Arcybiskup Tadeusz Wojda

Arcybiskup Tadeusz Wojda

Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Tadeusz Wojda SAC będzie przewodniczył polskojęzycznej Mszy św. podczas uroczystości jubileuszowych Roku Świętego, dedykowanych seminarzystom i kapłanom. Wygłosi również dla nich katechezę, poświęconą tematowi kapłanów, jako głosicieli nadziei.

Polskojęzyczna Msza św. dla uczestników jubileuszych spotkań seminarzystów i kapłanów zostanie odprawiona we wtorek, 24 czerwca o godz. 18.00 w rzymskiej bazylice Matki Bożej Ołtarza Niebiańskiego (Santa Maria in Aracoeli) na Wzgórzu Kapitolińskim. Eucharystia, której będzie przewodniczył abp Tadeusz Wojda SAC, zgromadzi ponad 200 seminarzystów, którzy przyjadą do Rzymu z jubileuszową pielgrzymką, a także towarzyszących im kapłanów. Za służbę ołtarza odpowiadać będą klerycy diecezji siedleckiej, natomiast śpiewy podczas liturgii będą animowali alumni seminarium krakowskiego.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję