Sojusze mają swoje realne koszty. Kiedy Polska była w sytuacji przymusowej zależności od Związku Sowieckiego, wszyscy musieliśmy znosić panoszenie się Sowietów, finansowanie ich gospodarki i przymusowo wtłaczaną do głów młodzieży indoktrynację. Po „okrągłym stole”, o którym dziś już wiemy, że był po prostu sprytną mistyfikacją teatru władzy, przeciętny Polak miał nadzieję, że teraz to już na pewno skończą się absurdy ideologii i nastąpi idylla kapitalizmu oraz swobody wyznawania poglądów. To, co się stało później, wielu Polaków przypłaciło załamaniem nerwowym i poczuciem wielkiej krzywdy. Dotychczasowi okupanci Polski przemienili się w liderów wolnego rynku i demokracji. Do dziś ich upiorne twarze straszą w TVN i w „Gazecie Wyborczej”. Niedługo później nastąpił okres coraz większego uzależnienia od Niemiec i projektów politycznych Berlina.
Reklama
Kiedy wreszcie patrioci sklecili wehikuł, który w 2015 r. znacząco wygrał wybory, znów odetchnęliśmy z ulgą. Spodziewaliśmy się, że teraz na pewno nastąpią rządy ludzi, których Polska nie żenuje i którzy nie będą przepraszać za sam fakt bycia Polakami. Nasze sojusze uległy przekonfigurowaniu i z zależności od Berlina i zdominowanej przez Niemców Unii Europejskiej zaczęliśmy przesuwać nasze polityczne istnienie w kierunku Waszyngtonu i Stanów Zjednoczonych. Nawet sceptyczni wobec polityki USA komentatorzy podkreślali, że sojusz z mocarstwem odległym o ponad 7 tys. km i posiadającym swoje interesy często w zupełnie innych strefach świata niż Europa Środkowa na pewno będzie mniej uciążliwy niż nieustanne szturchańce z nieodległego Berlina.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Początkowo wiele spraw układało się tak, jak byśmy sobie to wymarzyli: zmiana języka oficjalnej propagandy, akcenty na wspaniałe momenty naszej historii, działania służące równomiernemu dostępowi obywateli do szczupłych strumyków kapitału, wreszcie program „Rodzina 500+” i zapowiedź pociągnięcia do odpowiedzialności karnej i politycznej ludzi winnych tego, że przez wiele lat polska gospodarka cierpiała na schorzenia typowe dla tzw. krajów Trzeciego świata. To wszystko napełniało optymizmem i nadzieją.
Niestety, z każdym miesiącem rządom „dobrej zmiany” ubywało energii i reformatorskiego zapału. W pewnym momencie wielu z nas odniosło wrażenie, że nad naszym życiem społecznym zawisła jakaś niewidzialna, ale potężna dłoń. Oczywiście, kilku publicystów – takich jak Stanisław Michalkiewicz – z wielkim uporem usiłowało tłumaczyć mechanizm rosnącej niemocy, ale nie byli oni powszechnie słuchani, a w kręgach nowej władzy od początku ich głosy trafiały w próżnię. Musiało zdarzyć się wiele upokarzających Polskę incydentów, aby krajowa opinia publiczna zrozumiała, że coś się psuje w tym idyllicznym obrazku, że ci nieliczni publicyści – ostrzegający przed konsekwencjami rozplenionych w świecie zjawisk dotyczących naszego kraju – mieli rację.
Reklama
Wystrzał w postaci wystąpienia w Auschwitz ambasador Izraela w Polsce – pani Azari był tylko brutalnym przebudzeniem z nieświadomego snu. Raptem okazało się, że w świecie narasta brudna, nielicząca się ani z polską wrażliwością, ani z prawdą historyczną, kampania przypisywania Polsce i Polakom współuczestnictwa w zbrodniach II wojny światowej popełnianych przez niemieckich morderców. Akcja była starannie skoordynowana i rozpisana na liczne i wpływowe głosy. Ukoronowaniem zorganizowanego wylewania pomyj na Polskę i jej dzieje stała się finałowa scena w popularnym serialu szpiegowskim „Homeland”, gdy nagle ustępująca prezydent USA wypowiada płomienną przemowę do kamer telewizyjnych. Przemowa dotyczy konieczności obrony demokracji przed wielkimi zagrażającymi jej siłami. Wśród krajów, które są w filmie wymienione jako przykłady satrapii zagrażających demokratycznemu światu, znalazły się: Iran, Turcja i... Węgry oraz Polska.
Kampania trwa i na nic zdają się lamenty Polonii w świecie oraz rachityczne działania naszej dyplomacji. Każdy rozsądny człowiek wie jednak, że takie kampanie są kosztowne i wymagają starannej reżyserii. Nie mogą zatem być wyrazem jedynie emocjonalnych nastawień i potrzeby odreagowania rzekomych stresów. Musi za tym stać jakiś o wiele większy niż koszty kampanii interes. I tak jest w istocie.
Rozwiązanie tej zagadki przyniosła determinacja, z jaką w Stanach Zjednoczonych uchwalona została ustawa nazwana JUST 447. Co prawda jej inicjatorzy (lobbyści z wpływowych kręgów amerykańskiej diaspory żydowskiej) wyrażają w niej jedynie troskę o mienie spadkobierców ofiar Holokaustu, ale stoi za tym o wiele bardziej poważny zamysł. Nasi politycy, tacy jak Jarosław Gowin i Jacek Czaputowicz, uspokajają, że akt 447 nie zagraża Polsce, jest to bowiem przepis amerykański, a w Polsce obowiązuje polskie prawo, nie dodają jednak, że do dziś – od 30 lat – nie mamy ustawy reprywatyzacyjnej i najprawdopodobniej nie jest to przypadek. Pomijając jednak tę zastanawiającą niesprawność kolejnych polskich rządów i parlamentów, trzeba stwierdzić, że tak pragmatyczny kraj, jak USA, nie tworzy aktów prawnych, które nie mają realnego zastosowania.
Reklama
Jak zatem JUST 447 może dotknąć dzisiejszą Polskę i Polaków? Ot, choćby tak jak amerykańskie embargo na irańską ropę już dziś drastycznie podnosi ceny paliwa na polskich stacjach benzynowych. Niestety, zagrożenie sięga o wiele dalej, amerykański fiskus już dziś trzyma bowiem rękę w polskich kieszeniach. Już tłumaczę: Polska posiada kapitał w wysokości 112 mld dolarów zgromadzony jako tzw. rezerwa walutowa. 40 mld z tej kwoty jest ulokowanych w amerykańskich papierach skarbowych i stanowi kredyt, którego Polska – od ponad 20 lat – udziela kolejnym administracjom zaludniającym Biały Dom. Ta kwota może zostać zarekwirowana Polsce w momencie, gdy amerykański parlament uzna, że Polska jest krajem i narodem, który podczas masakry dokonanej w czasie II wojny światowej był wspólnikiem nazistów.
Kolejne 40 mld z tej kwoty jest ulokowanych w bankach, na które Stany Zjednoczone mogą wywierać znaczącą presję. Jedynie 11 mld z naszej rezerwy ulokowanych jest w złocie i przechowywanych w jednym z prywatnych banków na terenie Wielkiej Brytanii. Ta kwota także może nam zostać zabrana. Czy zatem widzą Państwo już teraz, po co została uchwalona ustawa JUST 447?
To nie jest platoniczny wyraz solidarności z potomkami ofiar Holokaustu. To działanie na wskroś biznesowe, obliczone na łatwe zdobycie dziesiątek miliardów dolarów, które nie są w żaden skuteczny sposób chronione. Nie wspomniałem jeszcze słowem o możliwościach zakulisowych nacisków, które mogą wywierać Stany Zjednoczone na polskie władze. To cała paleta działań, o których dziś nawet nie mamy pojęcia.
Po co o tym wszystkim piszę? Chcę uświadomić Drogim Czytelnikom, że nie można już spokojnie się przyglądać rozwojowi sytuacji i biernie kibicować, z nadzieją, że wszystko jakoś się ułoży. Musimy dziś wspierać Polonię, wywierać naciski na naszych polityków i parlamentarzystów, aby jak najszybciej przygotować mechanizm obrony polskiego interesu i polskich pieniędzy. W przeciwnym razie cały dorobek naszego narodu, jego przemyślność i hart ducha zostaną zmarnowane. Wrócimy do szeregu krajów biednych i pozbawionych perspektyw rozwoju.
Akt 447 nie jest abstrakcyjnym urojeniem ludzi podejrzliwych. To fakt, który przyniesie ogromne konsekwencje. Musimy się bronić.