WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Na tzw. wartości europejskie powołują się chętnie zarówno stare, jak i nowe kraje Unii Europejskiej, tyle że najwyraźniej różnie je dziś interpretują; w Polsce staramy się jeszcze przypominać o ich chrześcijańskich korzeniach, na Zachodzie wprost przeciwnie – przywołuje się ideologię marksizmu. Co się dzieje z europejskimi wartościami, Panie Profesorze?
PROF. PAWEŁ BROMSKI: – Zostały podporządkowane zachodzącym w Europie zmianom politycznym. Gdy w 1999 r. jako doradca ministra w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej zajmowałem się wprowadzaniem Polski do Unii Europejskiej, byliśmy jeszcze przekonani, że mamy do czynienia z europejską unią ojczyzn. Wraz z ówczesnym ministrem Ryszardem Czarneckim zorganizowaliśmy w Sejmie specjalną konferencję dla posłów, na podstawie której powstała pod moją redakcją książka pt. „Europa Ojczyzn”. Określono w niej europejskie aspiracje Polski i wyjaśniono, czym różni się Europa ojczyzn od Europy jako państwa federalistycznego. Egzemplarze książki zostały rozdane wszystkim parlamentarzystom.
– Czy to nasze marzenie o Europie ojczyzn już wówczas nie było naiwnością?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
– Trzeba przyznać, że wtedy w Polsce niewiele wiedzieliśmy o mechanizmach rządzących Unią Europejską – mam tu na myśli także polityków – gubiliśmy się w stertach dokumentów, zupełnie nie rozumieliśmy tej unijnej urzędniczej nowomowy. Bardzo jednak chcieliśmy „wejść do Europy” i rzeczywiście nieco naiwnie zakładaliśmy, że będzie to uczestnictwo we wspólnocie naszych marzeń, takiej, jakiej chciałby Kościół, który przestrzegał nas ustami Jana Pawła II przed „redukowaniem wizji zjednoczonej Europy wyłącznie do jej aspektów ekonomicznych i politycznych” i upominał, że „nową jakość Europy, jeżeli chcemy, by była trwała, winniśmy budować na tych duchowych wartościach, które ją kiedyś ukształtowały, z uwzględnieniem bogactwa i różnorodności kultur i tradycji poszczególnych narodów. Bowiem ma to być wielka europejska wspólnota ducha!”. Takie były nasze marzenia o wspólnej Europie.
– Tymczasem europejskie projekty już od dawna były przecież zupełnie inne...
– A dokładnie od Traktatu z Maastricht, na mocy którego w 1992 r. Europejska Wspólnota Gospodarcza przestała być organizacją czysto ekonomiczną i pod nazwą Unii Europejskiej przekształciła się w projekt polityczny, zakładający możliwość przekształcenia Europy narodów w jedno państwo federalne. Od razu też podejmowano różne działania polityczne zmierzające w tym właśnie kierunku.
– Gdy w 2004 r. Polska wchodziła do UE, polscy politycy chyba także nie wykluczali tej możliwości?
– Być może. Ale przede wszystkim zlekceważyli problem.
– Dlaczego?
– Trudno było wtedy mówić o odpowiedzialnej klasie politycznej. Historia Polski zadecydowała o tym, że przez minione dwa stulecia nie mogła się rozwinąć polska myśl polityczna. Politykę w naszym imieniu prowadzili bądź to zaborcy, bądź okupant sowiecki w czasach PRL. Tak więc to nasza tęsknota za wolnością, kojarzona z wolnym Zachodem, sprawiła, że wejście do UE było równoznaczne z realnym wejściem do wolnego świata. Stąd też może wypływała ta nasza naiwność, nie tylko polityczna, ale także wielka naiwność gospodarcza.
Reklama
– Bo zdawało nam się, że „chwyciliśmy Pana Boga za nogi”... Czy Polska, zdaniem Pana Profesora, mogła wynegocjować znacznie korzystniejsze warunki przystąpienia do UE?
– Jak najbardziej! Stawialiśmy wprawdzie argument korzyści, które osiągnęły kraje Zachodu z tytułu otwarcia polskiego rynku, i obliczyliśmy, że czysty zysk Zachodu w okresie kilku lat wolnego handlu, jeszcze przed wstąpieniem Polski do UE, wyniósł co najmniej 50 mld dol.! Niestety, w negocjacjach kolejnej ekipie zabrakło odpowiedniej determinacji.
– I raczej liczyliśmy tylko na własne korzyści?
– Tak, wierzyliśmy ślepo w wartości zachodnioeuropejskie, uwierzyliśmy w siłę pieniądza oraz w to, że gdy naszą gospodarkę przejmą zachodni fachowcy, to Polska naprawdę na tym skorzysta. Bez wątpienia dzięki członkostwu w UE poziom życia w Polsce zdecydowanie się poprawił. Polacy wyrwali się z komunistycznego zaścianka, mogą się swobodnie przemieszczać po Europie. Jest to ważne szczególnie dla ludzi młodych oraz dla naszego narodu, dla którego dobrą przyszłością jest znakomicie wyedukowana polska młodzież.
– Zbyt duża emigracja – już 2-milionowa – młodych Polaków niekoniecznie dobrze wróży przyszłości narodu...
– Dlatego państwo polskie musi bardziej zadbać o to, by tu, na miejscu, zapewnić lepsze warunki życia i pracy. To oczywiste.
– Bo w przeciwnym razie trudno będzie utrzymać istnienie Polski jako państwa narodowego...
Reklama
– Można się tego obawiać. Zwłaszcza że trendy europejskie coraz silniej dążą ku federalizacji państw, coraz wyraźniej widać praktyczną realizację tzw. Manifestu z Ventotene Altiera Spinellego, będącego niemal dosłowną kopią „Manifestu komunistycznego” Marksa i Engelsa sprzed 100 lat – manifestu na wskroś lewackiego, który był aktem założycielskim Traktatu z Maastricht.
– Polacy w większości popierają przynależność Polski do UE. Czy jednak dobrze rozumieją rządzące w niej mechanizmy?
– W większości nie rozumieją – i nic w tym dziwnego, bo to mechanizmy absurdalnie przeregulowane, które produkują absurdalną biurokrację. Zdarzyło się np., że przez dwa lata specjalna podkomisja europejska obradowała nad instrukcją użycia drabiny, po czym stwierdzono w tej instrukcji, że pracownika do użycia drabiny należy przeszkolić, a szczeble powinny być ustawione w pozycji poziomej.
– To żart?
– Bynajmniej! Podobnie rzecz się miała ze stopniem zakrzywienia bananów oraz z wieloma znacznie poważniejszymi sprawami.
– O co chodzi w tej przesadnej unijnej biurokracji?
Reklama
– Moim zdaniem, to przejaw dążenia do państwa totalitarnego, w którym wszystko będzie podporządkowane nadmiernej regulacji, którą najchętniej objęto by także cały świat i utworzono jednolite „państwo światowe”... W tym celu stosuje się reinterpretacje starych wartości i np. pod hasłem „wzmocnienia ochrony praw człowieka i swobód obywatelskich” tworzona jest nowa rzeczywistość, w której odbiera się narodom możliwość zbiorowego kształtowania życia zgodnie z własną tradycją i przekonaniami. Pod hasłem „neutralności światopoglądowej i religijnej” redukuje się prawa chrześcijan, neguje się chrześcijański fundament europejski. Za parawanem „ochrony praw reprodukcyjnych” ukrywa się aborcja na życzenie, „ochrona praw mniejszości seksualnych” – to uderzenie w instytucje małżeństwa i rodziny, „obrona praw dziecka” faktycznie uderza we władzę rodzicielską, tzw. gender zmierza do likwidacji tradycyjnych ról społecznych, a wyakcentowanie praw emigrantów oraz ich zaproszenie mają spowodować dezintegrację społeczeństw.
– Jaka jest więc w istocie ta dzisiejsza Unia Europejska – jeszcze trochę chrześcijańska czy już całkiem komunistyczna?
– Jest pełna sprzeczności; np. doroczne parady Schumana organizowane są przez działaczy bliższych ideologii komunistycznej Spinellego niż chrześcijaństwu Schumana... Mający większość w Parlamencie Europejskim chadecy stali się dziś bez wątpienia lewakami dążącymi do przechwycenia całej władzy w Europie, do rewolucji, tylko nieco inaczej realizowanej, niż to robili marksistowscy komuniści. Żeby ją przeprowadzić, niewątpliwie muszą zreinterpretować albo wręcz zanegować wartości chrześcijańskie.
– I właśnie skutecznie je negują?
– Czy skutecznie? Mam nadzieję, że jeszcze nie. Ale na pewno bardzo nad tym pracują. Groźne jest to, że wszystkie okoliczności polityczne tworzą nieprawdopodobnie szczęśliwy układ dla rządzących dziś w UE lewaków, którzy znajdują coraz więcej sprzymierzeńców.
– Na przykład Rosję?
– Jak zawsze! Tak jak Wolter opluwał Polskę i katolicyzm za pieniądze carycy, a Sartre sławił Stalina za pieniądze sowieckie, jak partie zielonych były finansowane przez ZSRR, również europejscy lewacy cieszą się sympatią i wsparciem Kremla, zwłaszcza gdy burzą Europę i jej chrześcijańskie fundamenty.
Reklama
– Jak bardzo, zdaniem Pana Profesora, zaawansowany jest proces federalizacji Europy?
– Na szczęście ten cel jest jeszcze odległy i nie ma pewności, czy uda się go osiągnąć. Głównie dlatego, że pani kanclerz Merkel i inni lewicowi działacze bardzo się przeliczyli, gdy uznali, że wpuszczenie imigrantów pod pretekstem braku rąk do pracy będzie świetnym narzędziem do dezintegracji społeczeństw i narodów Europy. A tymczasem to właśnie największe państwa europejskie nie mogą sobie poradzić z zalewem ogromnej imigracyjnej fali. A w dodatku Rosja, która działa na Bliskim Wschodzie, zaciera ręce i robi wszystko, by wypchnąć stamtąd miliony uciekinierów do Europy. Podobnie postępuje Izrael, który – moim zdaniem – chce się zemścić na Europie za Holokaust oraz pozbyć się z Bliskiego Wschodu jak najwięcej młodych Arabów, zdolnych do noszenia broni. Dzisiaj społeczeństwa krajów zachodnich zaczynają się już burzyć przeciwko polityce imigracyjnej swoich rządów. Niemcy np. stały się już bogatym krajem bez bogatych obywateli, którzy stamtąd po prostu uciekają.
– Prawdziwym zagrożeniem dla cywilizacji europejskiej będzie dopiero przejęcie w sposób demokratyczny europejskich parlamentów przez przedstawicieli islamistów. Czy to bardzo odległa perspektywa?
Reklama
– Moim zdaniem, nie taka odległa. Już kilkanaście lat temu Muammar Kadafi powiedział, że sama demografia sprawi, iż islam, który dla Europy był zawsze zagrożeniem zewnętrznym, stanie się siłą wewnętrzną i w sposób demokratyczny obejmie władzę we Francji.
– Pomysł utworzenia europejskiego państwa federalistycznego w takiej sytuacji wydaje się wizją karkołomną i dla Europy politycznie niekorzystną?
– Wydaje mi się, że europejscy politycy potracili zmysły, że został im odjęty rozum! Naprawdę dziwne jest to, że z taką determinacją realizują straceńczy projekt Spinellego! Do prestiżowego Stowarzyszenia Spinellego należą wpływowi europejscy politycy (w tym prawie wszyscy czołowi politycy polskiej PO). Rządzący dziś Europą nie kryją, że chodzi im o stworzenie tzw. nowego Europejczyka, wyznającego nowy system moralny. A nie zapominajmy, że tworzenie „nowego człowieka” było celem wszystkich znanych nam ustrojów totalitarnych!
– Kiedyś europejską wspólnotę, a potem UE powołano po to, żeby zapobiec odradzaniu się totalitaryzmów, tymczasem to ona sama sobie hoduje raka totalitaryzmu?!
Reklama
– Unia Europejska na pewno nie jest już dziś instytucją demokratyczną. Jedynym ciałem wybieranym demokratycznie pozostaje Parlament Europejski, którego uchwały w istocie nie mają żadnej wartości prawnej, a wszystkie istotne decyzje są podejmowane przez instytucje europejskie powoływane w różny dziwny sposób. Najbardziej przerażające jest to, że dzieje się tak na skutek zaplanowanego, świadomego działania rządzących Unią Europejską! Obecnie najgroźniejsza jest podejmowana przez nich – na szczęście, jak dotąd, bezskutecznie – próba tworzenia wspólnej europejskiej armii.
– Dlaczego to takie groźne?
– Dlatego, że ukrytym celem stworzenia tych sił jest wyeliminowanie NATO z terenu Europy. Dążą do tego przede wszystkim Niemcy, ponieważ niemiecka Bundeswehra obecnie nie jest samodzielna, czuje się skrępowana, podlegając dowództwu NATO i pełnej kontroli amerykańskiej... Niemcom zaczyna to bardzo przeszkadzać, dlatego takie kraje jak Polska nie powinny popierać samodzielności militarnej UE, która de facto mogłaby się przerodzić w bezwzględną dominację silnych europejskich państw nad słabszymi. Podobnie jak nie powinniśmy się godzić z coraz większą hegemonią prawa unijnego nad krajowym.
– W Polsce od pewnego czasu mówi się o konieczności uzdrowienia Europy. Czy to jeszcze jest realne?
– Moim zdaniem, w tej kwestii trzeba osobno rozważać sytuację w poszczególnych europejskich krajach; np. w przypadku Francji, która jest krajem zateizowanym i zislamizowanym jednocześnie, nie widzę możliwości, abyśmy, jako Polska, mogli w istotny sposób wpływać na zmianę dominujących tam wartości. Obawiam się, że pięknej wizji Jana Pawła II, iż Polska mogłaby rechrystianizować Europę, jednak się nie uda zrealizować.
– Pewną nadzieję na zmianę sytuacji w Europie budzi pomysł budowy silnej strefy gospodarczej w centrum kontynentu, tzw. Trójmorza. Czy to może się udać?
Reklama
– Trzeba robić wszystko, aby to się udało! Mocne amerykańskie wsparcie dla idei Trójmorza stwarza szansę, że mimo gorączkowego przeciwdziałania Niemiec i Rosji ta ważna dla nas inicjatywa gospodarczo-geopolityczna naprawdę może się udać. To jednak wymaga wsparcia przez USA czymś w rodzaju drugiego planu Marshalla.
– Podczas niedawnej wizyty w Polsce premier Węgier Viktor Orbán wyraził nadzieję, że to właśnie Węgry i Polska mogą podjąć próby reformowania UE... Jakie pomysły reformatorskie moglibyśmy zaproponować?
– Reformować Unię możemy tylko przez wzrost własnej siły gospodarczej; musimy się bogacić jako kraj. Tylko tyle i aż tyle możemy zrobić. To wcale nie musi być trudne, jako że – według europejskich badań – Polacy są najzamożniejszym społeczeństwem w Europie; ziemia i większość mieszkań znajduje się w prywatnych rękach. A to jest podstawa do tworzenia bogactwa całego kraju, do budowy silnego, sprawnego państwa – trzeba tylko dobrze zrozumieć tę potrzebę. A poza tym nie powinniśmy żałować pieniędzy na zbrojenia, nie powinniśmy sprzedawać naszych kopalń, zwłaszcza Niemcom. Powinniśmy nadal skutecznie się bronić przed przyjmowaniem islamskich imigrantów, a więc utrzymać kierunek przyjęty przez obecny polski rząd.
– Czyli jednak podążać pod prąd i wbrew europejskim trendom?
– Ale dla europejskiego dobra wspólnego! Uważam, że wygranie wyborów w Polsce przez PiS to cud na miarę Cudu nad Wisłą. Jak w 1920 r. – także dla ocalenia Europy!
Prof. Paweł Bromski
Historyk filozofii politycznej, rektor Wyższej Szkoły Stosunków Międzynarodowych i Amerykanistyki. Autor kilkudziesięciu publikacji naukowych i artykułów.