Reklama

Kościół

opowieść o wierze, miłości i uzdrowieniu

Cuda dzieją się codziennie

Cudem są kwitnące jabłonie i majowy deszcz, cudem są nasi rodzice i rodzeństwo. Każdy, jeżeli tylko zechce, może doświadczyć cudów w swoim życiu

Niedziela Ogólnopolska 6/2019, str. 16-17

[ TEMATY ]

książka

ludzie

Archiwum ks. Marka Chrzanowskiego

Ks. Marek ewangelizuje również przez media – można go usłyszeć w radiowej Jedynce

Ks. Marek ewangelizuje również przez media – można go usłyszeć w radiowej Jedynce

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Codziennie doświadczam cudów – mówi ks. Marek Chrzanowski, orionista. – Mogłem już nie żyć, a żyję, mogłem nie widzieć, a widzę, mogłem nie chodzić, a chodzę, nie miałem szans być kapłanem, a jestem nim od 30 lat.

Czego by nie dotknąć w moim życiu, można mówić o cudzie, i to dużego kalibru, takim przecież było moje wyjście z choroby nowotworowej.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Ks. Marek opowiada, że wychował się wśród jabłoni i do dziś zapach ich kwiatów uważa za najpiękniejszy na świecie. W dzieciństwie nie mógł ich zobaczyć – sad, drzewa i kwiaty opisywała mu babcia.

Przez pierwsze tygodnie po urodzeniu trwała batalia o jego życie. Był to skutek wylewu krwi do mózgu w czasie porodu. Potem się okazało, że ma paraliż połowy ciała i bardzo poważną chorobę oczu. – Moi rodzice byli bardzo młodzi, to musiał być dla nich cios – wspomina ks. Marek. – A jednak trwali przy mnie, gdy moje życie wisiało na włosku, a potem wozili mnie do sławnych lekarzy. A przede wszystkim się modlili – w szpitalnej kaplicy, w domu, w kościele parafialnym. Rodzice, ich miłość i poświęcenie to pierwszy cud w naszym życiu.

Jako dziecko wiele miesięcy spędził w szpitalach i sanatoriach. Potem zdrowie trochę się poprawiło, ale nadal wymagał opieki. Nawet młodszy brat Sławek rozpoczął naukę o rok wcześniej, aby opiekować się Markiem w drodze do szkoły i po lekcjach.

Reklama

– Jesteśmy rodziną, która mocno trzyma się razem. Sławek, chociaż młodszy, był i jest dla mnie podporą. Moja siostra Ela też jest niesamowita. Nie przypominam sobie, abyśmy się kiedyś pokłócili, pogniewali – mówi ks. Marek. – Rodzina to cud, cud prawdziwy, który kocham ogromnie i za który Bogu gorąco dziękuję. Nieraz słyszę o konfliktach w rodzinach, kłótniach o majątek. Ja sobie tego nie wyobrażam, bo moi rodzice, brat i siostra, a także ich dzieci – zawsze byliśmy i jesteśmy dla siebie oparciem.

Na pewnym etapie życia przyszło kapłaństwo. Kolejny cud, choć z zaskoczenia, bo starszy syn państwa Chrzanowskich nie myślał o powołaniu. To Sławek był ministrantem, a później lektorem, a siostra Ela – bielanką.

– Chodziłem do Liceum Ekonomicznego w Białej Rawskiej. Moja klasa to był babiniec: 3 chłopaków i 39 dziewczyn, ale ja świetnie czułem się w tej grupie. Przed maturą pojechaliśmy z pielgrzymką na Jasną Górę. Po Mszy św. dziewczyny z klasy poszły zwiedzać Częstochowę czy na zakupy, a ja zostałem w kaplicy przed Matką Bożą. Nie wiem jak długo. I wtedy stało się coś, czego nie potrafię wyjaśnić. Wyszedłem z Jasnej Góry z decyzją, że moje życie muszę oddać Panu Bogu. To było nieoczekiwane, ale bardzo silne postanowienie – podkreśla ks. Marek.

Niestety, w seminarium usłyszał, że kandydat do kapłaństwa musi być zdrowy, pełnosprawny, musi mieć zdrowe oczy. To go jednak nie zraziło, zaczął szukać gdzie indziej, ale wszędzie odpowiedź była negatywna. Zrozumiał, że jego droga do święceń będzie trudna. Pewien ksiądz przygotował mu listę seminariów i zakonów, ale we wszystkich usłyszał to samo. W końcu lista się wyczerpała. Sytuacja wydawała się bez wyjścia.

Reklama

– Kiedyś byłem z mamą i bratem na zakupach w Warszawie – opowiada ks. Marek. – Wracaliśmy już i czekaliśmy na autobus, kiedy mama, szukając biletu, znalazła w torebce adres jakiegoś zgromadzenia. Byliśmy na przystanku, akurat blisko ul. Barskiej, gdzie znajdował się dom prowincjalny Księży Orionistów. To ich adres był na karteczce, którą znalazła mama. Przyznam, że wtedy nie wiedziałem nic o tym zgromadzeniu. Orioniści bardziej kojarzyli mi się z gwiazdozbiorem niż z nazwiskiem założyciela –ks. Alojzego Orione, ale poszedłem na Barską 4. Ks. Antoni Miś, który wyszedł mi na spotkanie, powiedział, żebym złożył papiery. Po kilku tygodniach dowiedziałem się, że jestem przyjęty.

Małe Dzieło Boskiej Opatrzności to oficjalna nazwa zgromadzenia, do którego ks. Marek wstąpił w 1981 r. i w którym 7 lat później otrzymał święcenia kapłańskie.

– Nie można nazwać kapłaństwa inaczej niż cudem – podkreśla ks. Marek. – Codziennie podczas Eucharystii patrzę, jak Jezus rodzi się na ołtarzu, dotykam go, niosę innym, ja, człowiek, słaby i grzeszny.

Na początku kapłańskiej drogi przełożeni ks. Marka i on sam sądzili, że ze względu na stan zdrowia zajmie się on przede wszystkim posługą w konfesjonale. Dziś ks. Marek jest znanym rekolekcjonistą, jest odpowiedzialny za Instytut Życia Konsekrowanego dla dziewcząt i kobiet, w radiowej Jedynce ma audycję zatytułowaną „Idę do Ciebie z miłością”. Jeździ też na swoje spotkania autorskie, bo napisał i wydał dwie powieści i dziesięć tomików poezji – niektóre z nich ukazały się w serii Biblioteka „Niedzieli” i miały promocję w redakcyjnej auli w Częstochowie.

– Cieszę się, że moja twórczość kogoś interesuje – mówi ks. Marek. – Nigdy się nie spodziewałem, że do moich wierszy ktoś napisze muzykę, będzie je śpiewał, nagra na płytach.

Reklama

W wierszach ks. Marek zapisuje swoje uczucia, przemyślenia i pytania, pisze o wielkich i małych cudach w życiu. W wierszu nazwanym autobiografią napisał np. bardzo zwyczajnie i prawdziwie o swoim kapłaństwie: „Biegnę do Ciebie jak wariat/ z rozbitą głową/ z posklejanym sercem/ biegnę w niewypastowanych butach/ z twarzą niedogoloną/ z bałaganem na biurku/ biegnę trochę na oślep/ wpatrzony w jutro/ biegnę, modląc się/ by starczyło czasu na miłość”.

Wśród aktorów, którzy nagrywali wiersze ks. Marka Chrzanowskiego, są m.in. Paweł Królikowski i Małgorzata Kożuchowska. Praca nad płytami doprowadziła do bliższych znajomości w środowisku aktorskim, przyjaźni i poważnych rozmów o wierze i Panu Bogu.

Dwa lata temu przyszło najtrudniejsze życiowe doświadczenie ks. Marka – choroba nowotworowa, która ujawniła się w listopadzie 2016 r.

Pierwsze opinie medyczne dawały ks. Markowi kilkanaście tygodni życia, potem horyzont śmierci nieco się oddalił, ale lekarze mówili jasno, że stan nie rokuje wyzdrowienia. – Prawie dwa lata temu przeszedłem operację i dwie sesje chemioterapii – bardzo trudne, podczas których mogłem się pożegnać z życiem, potem była radioterapia. W przerwach między pobytami w szpitalu byłem w moim rodzinnym domu – wspomina ks. Marek. – Otrzymałem tam wiele troski i miłości. Kiedy dwuletnia Blanka, córeczka mojego bratanka, przychodziła do mnie i, głaszcząc po twarzy, mówiła: Maruś, nie martw się, wyzdrowiejesz! – to chociaż kompletnie nie miałem siły, podnosiłem się z łóżka. Podobnie było, kiedy trochę starszy od niej Bartek zapraszał mnie na transmisję meczu piłkarskiego.

W czerwcu 2018 r. była kolejna poważna rozmowa z lekarzami, którzy proponowali następną chemię. – To był trudny moment. 11 czerwca miałem badanie, guz w brzuchu był tak duży, że wyczuwalny ręką. Następnego dnia zrobiono mi jeszcze jedno prześwietlenie i okazało się, że guza nie ma. Zdumiewające, bo wcześniej wiele razy słyszałem, że ten typ nowotworu jest oporny na leczenie. Późniejsze badania: szpiku kostnego i PET potwierdziły, że nie mam choroby nowotworowej. Lekarka, która robiła badanie PET, powiedziała, że z czymś takim się nie spotkała. Znamienne, że 12 czerwca jest liturgiczne wspomnienie bł. ks. Franciszka Drzewieckiego, orionisty, który zginął w Dachau w 1942 r. Od początku mojej choroby współbracia i dziewczyny z Instytut Życia Konsekrowanego modlili się o cud uzdrowienia za jego przyczyną. Ja wierzę, że to jest sprawa Pana Boga przez wstawiennictwo bł. Franciszka. Po raz kolejny Pan Bóg uczynił cud w moim życiu. Opiekująca się mną lekarka powiedziała: „Widziałam, że ksiądz się modli, ale nie wierzyłam, że ksiądz sobie wymodli to wyzdrowienie”.

Już wiele lat temu w jednym ze swoich wierszy ks. Marek napisał: „dobroć Twoja/ jak struny skrzypiec/ niesie miłość i moc/ czerpię z niej siłę/ w dniach doświadczeń/ mojej nocy”. Jego opowieść jest potwierdzeniem, że cuda są obecne w naszym życiu. Warto je zauważać, bo pozwalają nam doświadczyć obecności Boga i Jego miłosierdzia.

2019-02-06 11:47

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

W Imię Syna...

Ponad 70 tys. młodych z całej Polski i innych krajów uczestniczyło w XVIII Spotkaniu Młodzieży na Polach Lednickich. W tegorocznym czuwaniu młodym towarzyszyły Krzyż Światowych Dni Młodzieży oraz ikona „Salus Populi Romani”, które od kwietnia 2014 r. peregrynują po Polsce. W sobotę 7 czerwca pierwsi pielgrzymi docierali na Lednicę już od wczesnych godzin rannych. Koło południa Pola Lednickie zamieniły się w ogromny konfesjonał, na którym wśród trawy i kurzu spowiadali się młodzi.
CZYTAJ DALEJ

Twórca pierwszej reguły

Niedziela Ogólnopolska 19/2023, str. 20

[ TEMATY ]

Św. Pachomiusz Starszy

commons.wikimedia.org

Św. Pachomiusz Starszy

Św. Pachomiusz Starszy

Ojciec Pustyni, ojciec monastycyzmu.

Urodził się w Esneh, w Górnym Egipcie. Jego rodzice byli poganami. Kiedy miał 20 lat, został wzięty do wojska i musiał służyć w legionach rzymskich w pobliżu Teb. Z biegiem czasu zapoznał się jednak z nauką Chrystusa. Modlił się też do Boga chrześcijan, by go uwolnił od okrutnej służby. Po zwolnieniu ze służby wojskowej przyjął chrzest. Udał się na pustynię, gdzie podjął życie w surowej ascezie u św. Polemona. Potem w miejscowości Tabenna prowadził samotne życie, jednak zaczęli przyłączać się do niego uczniowie. Tak oto powstał duży klasztor. W następnych latach Pachomiusz założył jeszcze osiem podobnych monasterów. Po pewnym czasie zarząd nad klasztorem powierzył swojemu uczniowi św. Teodorowi, a sam przeniósł się do Phboou, skąd zarządzał wszystkimi klasztorami-eremami. Pachomiusz napisał pierwszą regułę zakonną, którą wprowadził zasady życia w klasztorach. Zobowiązywał mnichów do prowadzenia życia wspólnotowego i wykonywania prac ręcznych związanych z utrzymaniem zakonu. Każdy mnich mieszkał w oddzielnym szałasie, a zbierano się wspólnie jedynie na posiłek i pacierze. Reguła ta wywarła istotny wpływ na reguły zakonne w Europie, m.in. na regułę św. Benedykta. Regułę Pachomiusza św. Hieronim w 402 r. przełożył na język łaciński (Pachomiana latina). Koptyjski oryginał zachował się jedynie we fragmentach.
CZYTAJ DALEJ

Korepetycje z cierpienia…

2025-05-10 09:00

[ TEMATY ]

felieton (Łódź)

Adobe Stock

…czyli prawie wszystko, co chcielibyście wiedzieć o Polakach, ale krępujecie się zapytać. Na początek trzy opinie. Oto jak w XIX w. podsumował nas kanclerz Bismarck: „Dajcie Polakom rządzić, a sami się wykończą.” W „Weselu” gorzko i tkliwie pisał o nas Wyspiański: „Ha! trza znosić Fatum, Los, konsekwentnie próżny trzos; o Wielkościach darmo śnić, trzeba żyć, trzeba żyć...” Zagadkowo brzmią z kolei słowa Panny Młodej: „W złotej, ogromnej karocy napotkałam we śnie… diabła (…) i pytam: A gdzie mnie, biesy, wieziecie? A oni mówią… Do Polski, do Polski… A gdzie też ta Polska, pan wie?”. Pytania te co jakiś czas wracają.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję