Reklama

Wiadomości

Boża piąstka

Czy komuś udało się wyjść z bezdomności? Oczywiście, że tak. Takich historii jest sporo i mają przynajmniej jedną wspólną cechę – z tej drogi nie schodzi się samotnie. Człowiekowi doświadczonemu bezdomnością potrzebni są dobrzy ludzie. Najlepiej kilkoro. Jak w tym wierszu Jana Wołka – „… czasem da się złożyć/ Z palców Bożych większa cząstka/ Boża piąstka”

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Jest bezdomna. Od blisko 10 lat mieszka w schroniskach dla kobiet, które doświadczyły przemocy. W kilkuosobowych pokojach z jedną szafą i jednym oknem.

Ma wykształcenie wyższe i miłe obejście. Mówi ładną polszczyzną cichym, stonowanym głosem. Oto Jadzia – czyściutka, skromna, nieśmiała. Wycofana.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Dziecko zabrał jej mąż, gdy udowodnił w sądzie, że ona nie ma odpowiednich kompetencji – ani adresu stałego zamieszkania. Faktycznie, nie miała, zwłaszcza po tym, jak wyrzucił ją z domu. Jego domu, jak grzmiał w sądzie, który z niechęcią patrzył na zahukaną i zapłakaną kobietę niezdolną do wypowiedzenia jednego logicznego zdania.

– Chyba córce rzeczywiście będzie lepiej z ojcem – orzekła sędzia, patrząc wymownie na Jadzię.

– I tak skończyło się moje życie – mówi dziś bez żalu Jadzia. – Skoczyłam w przepaść, z której wykaraskałam się po kilku latach.

W skrócie: najpierw był szpitalny oddział ratunkowy, na który trafiła prosto z sądu. Potem oddziały wewnętrzny i psychiatryczny. Gdy wyszła po wielu miesiącach, nie miała dokąd iść. Dosłownie.

– Obyś nigdy nie dowiedziała się, jakie to uczucie stać na ulicy z jedną reklamówką w ręce i nie wiedzieć, dokąd iść. Jak przetrwać noc i co robić dalej.

To zakonnica, która jako wolontariuszka przychodziła do szpitala, zaprowadziła ją do schroniska dla kobiet.

Reklama

– Tam nabierzesz sił, odpoczniesz, pomyślisz – powiedziała zdecydowanie.

Jadzia najpierw jednak chciała zobaczyć córcię. Nie miała pojęcia, że jej zamożny i wpływowy mąż złożył już pozew o rozwód i wniosek o ograniczenie praw rodzicielskich.

Nie wpuścił jej, mimo że stała pod bramą ich dawnego domu całą noc. I wiele kolejnych nocy i dni.

Dopadła ją depresja. Straszna, podstępna choroba, która rzucała nią między schroniskiem a szpitalem. Były próby samobójcze, uzależnienie od leków. Wielomiesięczne terapie, próby odszukania córki, którą w tym czasie mąż gdzieś wywiózł, i znów leczenie.

Trzy lata jak w letargu. Trzy lata tułania się, niepewności, nieustającego płaczu.

A potem w sprawy zaingerował Najwyższy.

Jadzia jest o tym przekonana, bo Mania spadła jakby z nieba. To znaczy wysiadła ze śnieżnobiałego SUV-a – najnowszy model bmw z siedzeniami w kremowej skórze. Zderzyły się niemal w drzwiach.

– Szukam kogoś do pracy. Może pani?  – zapytała Mania.

Pierwszy palec

Mania nie widzi nic nadzwyczajnego w tym, że szukała gosposi w przytulisku dla kobiet. A na cytat o Bożej piąstce dostaje ataku śmiechu. – Ja taki bardziej kciuk jestem – żartuje ze swojej zaokrąglonej figury.

Reklama

Mania nosi w sobie trudne dziedzictwo dzieciństwa w biedzie i przemocy. I młodości, którą po części zmarnowała. Postanowiła sobie, że jak jej się w życiu uda, będzie pomagać tym, którzy znaleźli się na życiowym zakręcie. I choć prowadzi z mężem poważny biznes, nie boi się zatrudniać ludzi z, nazwijmy to, kłopotliwą przeszłością.

– Nigdy się na nich nie zawiodłam, a na tych, których życie głaskało po główkach, nie raz...

Mania pomogła wyjść z bezdomności części swoich pracowników, kilku rodzinom zatrudnienie u niej ocaliło dach nad głową. Potrafi z zaskoczenia wprosić się na kawę do kogoś z firmy, gdy intuicja podpowiada jej, że coś złego się dzieje.

– Nie miałam prawdziwej rodziny. A teraz mam nie tylko własną, ale prawie 50 niespokrewnionej... – śmieje się.

Jadzia odżyła. Sprzątanie wielkiego domu i firmy podziałało jak odtrutka. Trudne chwile zdarzały się tylko, gdy do domu wpadały rozbawione dzieci pracodawców. Wtedy Jadzia znikała na całe noce. Wystawała pod swoim dawnym domem w nadziei, że gdzieś w oknie mignie jasna główka córci.

Mania, która najwyraźniej obok serca ma wmontowany radar, domyślała się, że sprawa jest delikatna. Czekała więc. Aż któregoś dnia Jadzia opowiedziała jej swoją historię.

I tak tego samego dnia na kolacji pojawił się Marek.

Palec numer 2.

Pan mecenas nie zajmuje się prawem rodzinnym, ale Mani się nie odmawia. Przegadali w trójkę wiele godzin, a Marek chodził po pokoju z zaciśniętymi pięściami.

– Wiem, że nieznajomość prawa szkodzi, ale czasem z jednej strony ludzka bezduszność, a z drugiej naiwność i apatia tych, których sytuacja krzywdzi, wytrącają mnie z równowagi.

Reklama

Jadzia zyskała potężnego sojusznika. Ruszyła prawna machina. Mecenas złożył pozew i wręczył Jadzi długą listę spraw, które musi sama załatwić. Odszukanie świadków, opinie ze szpitali i od terapeutów, kompletowanie dokumentów z rozmaitych instytucji.

Jadzia nie mogła złapać oddechu. – Byłam pewna, że nie dam rady. Mój mąż zawsze wygrywał. A jak go zdenerwuję – a zawsze tak było, gdy chciałam mu się sprzeciwić – odbierze mi córcię na zawsze albo gdzieś wywiezie. Znów zapadłam się w sobie...

Pamiętacie zakonnicę ze szpitala? Okrąglutką śmieszkę z przerwą między jedynkami...

Palec trzeci i czwarty

Teraz do sprawy wkracza powtórnie s. Joanna, a razem z nią Kaśka, opiekunka z ośrodka dla kobiet doświadczających przemocy. S. Asia idzie z Jadzią od urzędu do urzędu, trochę jakby ją holowała. To ona z różańcem dyndającym u paska jest ta skuteczna, wygadana i niezmordowana.

Kaśka to już przyjaciółka, bliska jak siostra, dziewczyna od zwierzeń i łez. Ma dyplom z psychologii, więc pracuje nad Jadzinym poczuciem własnej wartości. A raczej kompletnym brakiem tego poczucia. Gadają godzinami, praktycznie w każdej wolnej chwili. Kaśka np. przywiązuje Jadzi wieszak do łopatek, żeby przestała się kurczyć jak bity pies. Bywa jednak, że Kaśce chwilami opadają ręce. Jak wtedy, gdy Jadzia po rozmowie z mężem zamknęła się w schowku pod schodami.

Na kilka dni przed pierwszą rozprawą w willi Mani odbywa się odprawa jak przed bitwą. Wtedy też jednogłośnie decydują, że do sądu pójdą wszyscy.

Reklama

Mąż, gdy zobaczy obstawę żony, na czele z rezolutną zakonnicą i jednym z lepszych adwokatów w mieście, zrezygnuje ze zwyczajowej wiązanki obelg i gróźb. Jadzia prostuje plecy.

W ten dzień słońce i bezchmurne niebo tworzą idealną scenerię. Podobnie jak park, który wybrano na pierwsze spotkanie matki z córką. Pierwsze od ponad 3 lat.

O tej porze dnia jest pusto i cicho. Jadzia krąży alejkami i układa sobie tych kilka pierwszych zdań.

Poznaje ich sylwetki z daleka. Mała ma już 8 lat i bardzo wyrosła, słodkie warkoczyki zastąpiła modna fryzurka. Ojciec popycha ją do przodu. Dziewczynka idzie niepewnie, potem raptownie wyhamowuje i długo przygląda się kobiecie. Jakby badała każdy szczegół twarzy matki, każdą rysę. Długo nic się nie dzieje. Ptaki hałasują radośnie w krzewach. Jadzia boi się oddychać, boi się, że spłoszy córkę.

Po chwili szepcze – Córcia...

I wtedy dzieje się coś, co normalnie widzimy tylko w filmach. Tak przynajmniej twierdzi Kaśka i Mania, patrolujące sąsiednią alejkę.

Dziewczynka rusza ku Jadzi, kroczek za kroczkiem. Jakby prowadziła ją niewidzialna moc, jakby ten głos ożywił skrywaną pamięć.

– Co chcesz jeszcze wiedzieć? – pyta Jadzia. – Że w tym momencie tak naprawdę skończyła się moja bezdomność, że odzyskałam życie...

Patrzymy bez słowa na ogród przed domem Mani, gdzie bawią się hałaśliwie dzieci. Wśród nich jasnowłosa wysoka dziewczynka.

Piąty palec.

2019-04-10 10:24

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Potrzebny jest jeszcze cud

[ TEMATY ]

ludzie

Ewa Kamińska

Ks. Krzysztof Irek promuje postać sługi Bożego bp. Zygmunta Łozińskiego

Ks. Krzysztof Irek promuje postać sługi Bożego bp. Zygmunta Łozińskiego

Na Białoruś pojechaliśmy dużą grupą w sierpniu 2017 r. Do tego momentu nie wiedziałem, że ktoś taki, jak Czcigodny Sługa Boży Zygmunt Łoziński w ogóle istniał - powiedział ks. Krzysztof Irek z diecezji sandomierskiej, który przedstawił w siedzibie Katolickiego Stowarzyszenia „Civitas Christiana” w Lublinie tę niezwykłą postać. Po powrocie do Polski, zebrał o nim sporo materiałów, które wkrótce tak się rozrosły, że napisał książkę. Zainteresowanie było ogromne, że w tym roku miała ona już drugie, rozszerzone wydanie.

Zygmunt Łoziński to syn Ziemi Nowogródzkiej. Został wychowany w duchu głębokiego patriotyzmu, a jednocześnie otwarcia na świat. Obdarzony rozlicznymi talentami, m.in. matematycznym i lingwistycznym, oznaczał się niezależnością myślenia, co ściągało na niego poważne reperkusje. Jego życiorys mógłby stanowić kanwę scenariusza filmowego. Po ukończeniu seminarium duchownego w Petersburgu został skazany za postawę patriotyczną na 3 lata odosobnienia w klasztorze w Agłonie na Łotwie. Tam okazał się wspaniałym duszpasterzem, potrafiącym rozwiązywać poważne problemy. Pracował w różnych miastach imperium rosyjskiego. Działał na rzecz jedności Kościoła Katolickiego i Prawosławnego. Mimo zakazu katechizacji, prowadził pracę z młodzieżą, robotnikami. Kiedy opuszczał Tułę, młodzież zaprzęgła się do bryczki, by odwieźć go na stację. Z wielką pokorą i nabożeństwem podchodził do liturgii. W Rydze władze seminarium prawosławnego poleciły klerykom, by szli na Mszę św. i uczyli się od niego podejścia do Eucharystii. Miał wyjątkowy dar dobierania współpracowników, to m.in. Urszula Ledóchowska czy siostry Nazaretanki z Nowogródka, męczennice II wojny światowej.
CZYTAJ DALEJ

Awaria samochodu Leona XIV

2025-10-07 12:49

[ TEMATY ]

Papież Leon XIV

Vatican Media

Nawet następcy św. Piotra nie zawsze wszystko idzie gładko: jak poinformowała we wtorek włoska agencja informacyjna ANSA, samochód Leona XIV nie chciał zapalić. Samochód miał zawieźć zwierzchnika Kościoła do Castel Gandolfo, gdzie papież w ostatnich tygodniach regularnie przyjeżdża w poniedziałkowe wieczory, aby spędzić tam noc i dzień.

Awaria samochodu tylko na krótko opóźniła papieską podróż. Jak podała agencja ANSA, po kilku chwilach papież wsiadł do samochodu towarzyszącego. Bagaż również został szybko przeniesiony.
CZYTAJ DALEJ

Rektor Akademii Katolickiej: zadania szkół wyższych są trudniejsze niż przed wiekami

2025-10-07 20:50

[ TEMATY ]

rektor

Akademia Katolicka w Warszawie

Akademia Katolicka

Mirosław Wiśniewski/Archiwum AKW

Potrzebujemy wychować ludzi głodnych wiedzy, ale także skłonnych do dzielenia się swoimi osiągnięciami i poszukiwania dróg rozwoju, który będzie wspomagał innych ludzi. Bez tego staniemy się tylko wytwórcami mozaikowych puzzli, które wystawimy na sprzedaż na straganie komercjalizacji - powiedział we wtorek ks. prof. Krzysztof Pawlina, rektor Akademii Katolickiej w Warszawie podczas uroczystej inauguracji nowego roku akademickiego na tej uczelni.

Uroczystą inaugurację poprzedziła Msza św. sprawowana pod przewodnictwem metropolity warszawskiego i Wielkiego Kanclerza AKW abp. Adriana Galbasa.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję