Po pierwsze, miłość zawsze tworzy piękne więzi i buduje dom. Po drugie, miłość otwiera drzwi na oścież, aby dzielić się z potrzebującymi. Po trzecie, miłość znajduje czas na modlitwę, aby w miejscu odludnym nasłuchiwać głosu Bożego i krzyków ludzkich. Przyjrzyjmy się, jak pięknie zachowuje się Miłość.
Miłość ma przyjaciół
„Wprost z synagogi udał się z Jakubem i Janem do domu Szymona i Andrzeja”. Wielokrotnie na kartach Ewangelii możemy przekonać się, że Jezus Chrystus miał przyjaciół, z którymi budował piękne i trwałe więzi. Można uczęszczać do synagogi, ale nie mieć domu przyjaciół, u których można się wzajemnie obdarowywać. Można być na niedzielnej Mszy św. i wracać ciągle do swojego domu. Gdyby Eucharystia nie wprowadzała nas w głębsze relacje z braćmi, ale stanowiła ciągle dość anonimowe zgromadzenie, to znaczy, że brakuje miłości. Bez niej będziemy jęczeć jak Hiob w dzisiejszym czytaniu albo będziemy po prostu leżeć, jak teściowa Szymona. Życie bez przyjaciół jest oznaką deficytów miłości, bo jakość relacji międzyludzkich jest termometrem miłości.
Miłość jest wrażliwa na ból
„Z nastaniem wieczora, gdy słońce już zaszło, przynosili do Niego wszystkich chorych i opętanych. Całe miasto zgromadziło się u drzwi”. Już w domu Szymona i Andrzeja Jezus okazał się bardzo wrażliwy na ból. Miłość ma bardzo dobry słuch, dlatego musiała słyszeć gromadzących się ludzi i cierpiące miasto za drzwiami. Jezus Chrystus lubi siedzieć w domu przyjaciół i spędza z nimi dużo czasu. Miłość bowiem potrzebuje stołu przyjaciół, aby nakarmić się na drogę. Jest jednak zbyt wrażliwa na ból i cierpienie ludzkie, aby zamknąć się w nastrojowej atmosferze przyjaźni. Miłość słyszy jęki niewolnika, który „rozgląda się za cieniem” i ludzi umierających, których dni „dobiegają końca, żadnej nie niosąc nadziei”. Melodia przyjaźni zamienia się w ciszę, a wpatrzeni w siebie przyjaciele podchodzą do okien, aby patrzeć na całe miasto. Miłość nie nasyca tylko swego własnego żołądka, ale niesie Ewangelię i zbawienie tym, którzy są na zewnątrz. To zachowanie możemy podpatrzyć dziś u Pawła, który mówi: „Dla słabych stałem się słaby, aby słabych pozyskać. Dla wszystkich stałem się wszystkim, aby wszelkim sposobem przynajmniej niektórym zapewnić zbawienie”.
Miłość rodzi się w ciszy
„Nad ranem, jeszcze przed świtem, wstał i wyszedł na miejsce odludne, i tam się modlił”. Miłość lubi też miejsca ciche i odludne, aby lepiej słyszeć. Wyjście poza miasto wprowadza w perspektywę spojrzenia Boga, który widzi wszystko i słyszy „wołających o pomoc”. Miłość rodzi się w ciszy modlitwy, dlatego potrzebuje jej od świtu. W ciszy modlitwy można usłyszeć szept Bożego słowa, jak również jęki i wzdychania cierpiącego świata. Miłość rodzi się ze słuchania Boga i ludzi, dlatego wie, jak długo pozostać w domu i kiedy powiedzieć: „Pójdźmy gdzie indziej, do sąsiednich miejscowości, abym i tam nauczał, po to bowiem wyszedłem”.