Reklama

Niedziela Zamojsko - Lubaczowska

Wojenne losy dziecka Zamojszczyzny

15 kwietnia zmarła Julia Rodzik, nauczycielka i wychowawczyni wielu pokoleń młodzieży szkół średnich, zasłużona dla życia kulturalnego i religijnego Zamościa.

Niedziela zamojsko-lubaczowska 19/2021, str. IV

[ TEMATY ]

II wojna światowa

wysiedlenie Zamojszczyzny

Ze zbiorów Muzeum Zamojskiego

Wysiedlenie ludności Zamojszczyzny w latach 1942-43

Wysiedlenie ludności Zamojszczyzny w latach 1942-43

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Znaczna część jej dzieciństwa przypadła na lata II wojny światowej, kiedy okupanci niemieccy z terenów Zamojszczyzny wysiedlili ludność z około 300 wsi, w sumie ok. 110 tysięcy osób, w tym 30 tysięcy dzieci, z czego 10 tysięcy zmarło lub zostało zamordowanych. Kilkanaście tysięcy dzieci wywieziono do Niemiec na germanizację. Po wojnie udało się odzyskać tylko około 800. Na ich miejsce osiedlili ok. 12 tysięcy kolonistów niemieckich, Ukraińców i volksdeutschów z Polski.

Wysiedlenie

Julia Rodzik z domu Tyburska urodziła się 2 października 1932 r. we wsi Kolonia Staszic w powiecie hrubieszowskim. Jej wczesne dzieciństwo upływało w atmosferze miłości, jaką stworzyli rodzice jej rodzice Józefa i Bolesław. Tragiczny dla rodziny był mroźny poranek 13 stycznia 1943 r., kiedy to uzbrojone oddziały niemieckie, wspierane przez miejscowych volksdeutschów i Ukraińców współpracujących z Niemcami, otoczyły wioskę i zaczęli wysiedlać mieszkańców. Do domu Tyburskich wtargnął Niemiec z ich sąsiadem, Ukraińcem i brutalnie przynaglali rodzinę do natychmiastowego opuszczenia domostwa. By uniknąć wysiedlenia, ciotka zaślubiona z Ukraińcem namawiała rodziców do przyjęcia obywatelstwa ukraińskiego. Jednak ojciec po krótkiej naradzie z matką zdecydował, że niezależnie, co ich spotka, zostaną Polakami, a 9-letnia Julia stanowczo oznajmiła: „Jeśli byście tutaj zostali, to ja sama pojadę na wysiedlenie”. Wysiedlonych zgromadzono na placu szkolnym. Tam od razu oddzielono od rodziny ojca. Julia tak wspomina dramat rodzinny: „Mamusia, płacząc, tuliła do piersi małego Krzysia, a drugą ręką trzymała za rączkę 5-letniego Stefanka. Ja i 7-letni Staszek trzymaliśmy małe tobołki z jedzeniem, drżąc z zimna i niepewności, co będzie dalej”. Wysiedlonych załadowano na sanie i wywieziono do Jarosławca koło Hrubieszowa. Matka Julii zaintonowała pieśń: Kto się w opiekę odda Panu swemu, polecając rodzinę Bożej Opatrzności.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Obóz przejściowy w Zamościu

Z Jarosławca samochodami ciężarowymi przewieziono wysiedlonych do przejściowego obozu w Zamościu. Tam na wstępie niemiecka komisja antropologiczna decydowała o ich dalszych losach. Ludzi zdolnych do pracy wysyłano na roboty do Niemiec. Starych i chorych wywożono do obozów koncentracyjnych. Dzieci o znamionach germańskich przeznaczano do zgermanizowania na terenach Rzeszy, inne miały być wywiezione do tzw. wsi rentowych na tereny Dystryktu Warszawskiego i Radomskiego. Julia była świadkiem dantejskich scen oddzielania dzieci od matek. Los sprawił, że jej mamusię pozostawiono razem z dziećmi. Umieszczono ich w baraku, w którym kiedyś była stajnia dla koni. Trudno w krótkich słowach oddać nieludzkie warunki bytowe, które zostały opisane w wielu pamiętnikach. Julia tak je zapamiętała: „Po przekroczeniu wielkiej drewnianej bramy znaleźliśmy się wśród tłumu ludzi na błotnistej drodze, prowadzącej przez cały barak. Chociaż na dworze był kilkunastostopniowy mróz, pod nogami leżało błoto, gdyż szron ze ścian pod wpływem ciepła ludzi topniał i krople wody spadały na ziemię. [...] Po obu [...] stronach ujrzeliśmy piętrowe prycze. Wypełnione po brzegi dziećmi i staruszkami, opiekującymi się tymi sierotami. Na deskach pryczy widać było tylko szczątki słomy, startej teraz na sieczkę. [...] Za kromkę [...] chleba jakaś dobra kobieta znalazła dla nas na pryczy trochę miejsca. Mogliśmy tam usiąść i położyć swój skromny bagaż. Odtąd siedząc w zimowych ubraniach, spędzaliśmy tu dnie i noce”.

Nieludzkie warunki

W baraku nieustannie było słychać jęki chorych dzieci. Wyżywienie było marne: rano i wieczorem dawano niewielką porcję gliniastego chleba i trochę czarnej kawy, w południe niewiele zupy z brukwi. Najbardziej cierpiał mały Krzyś. Utrata pokarmu w piersiach matki powodowało powolne jego zamieranie z głodu, co sprawiało matce i rodzeństwu ból nie do opisania ból. Warunki higieniczne i sanitarne w obozie były opłakane i urągające ludzkiej godności. W jego centrum był jeden ustęp na kilkanaście tysięcy osadzonych, stąd tworzyły się do niego długie kolejki. Nie było w nim żadnych przegród. W cementowej posadzce było kilkanaście otworów kloacznych, a pod nią był olbrzymi basen. Potrzeby fizjologiczne w jednym pomieszczeniu załatwiali równocześnie mężczyźni, kobiety i dzieci. Otwory były duże, obślizgłe, obmarznięte, stąd zdarzało się, że dzieci topiły się w basenie kloacznym. Za drobne przewinienia funkcjonariusze obozowi wrzucali dzieci żywcem do tego basenu. Zabijali także dzieci, np. poprzez uderzenie głowami dwoje z nich. Wśród więźniów szerzyły się choroby zakaźne. Panowała wprost niewyobrażalna wszawica oraz świerzb, który dotknął także Julię i jej rodzeństwo. Nie było lekarstw i opieki medycznej. To powodowało wysoką śmiertelność osadzonych, zwłaszcza wśród dzieci. Każdego dnia umierało ich w obozie od 30 do 70. Na to wszystko patrzyły oczy Julii, bardzo wrażliwej dziewczynki.

Reklama

Nadzieja w Maryi

Oprócz dolegliwości cielesnych rodzina przeżywała także udręki duchowe z powodu nieznanego losu ojca. Prosili Boga o jakąś wiadomość o nim. Pewnego razu sąsiadka z wioski, która pracowała na wolności w obozie, zaprosiła Julię do swego pomieszczenia, gdzie mogła wreszcie przespać się w pozycji leżącej. Wzięła ze sobą różaniec i modliła się w intencji zaginionego ojca. Tak wspominała po latach te chwile: „Do końca życia będę pamiętać tę modlitwę. Była ona ufna i prosta, ale tak szczera i żarliwa, jaką tylko dziecko może wydobyć z serca. Matko Boża – dodałam – spraw, byśmy się dowiedzieli, czy nasz tatuś żyje!”. Gdy rano wróciła do rodziny, matka oznajmiła jej, że w nocy ojciec przedostał się do baraku i oznajmił, że zostanie wywieziony do Niemiec na roboty. Dla Julii był to znak cudownej interwencji Maryi. Zanotowała: „Byłam przekonana, że Matka Boża wysłuchała mojej prośby. Moje serce pulsowało radością i wdzięcznością dla najlepszej Niebieskiej Pani”. To przekonanie będzie towarzyszyło jej przez całe życie.

Reklama

Wolność

Po kilku tygodniach rodzina została wywieziona pociągiem w bydlęcych wagonach do Łosic na Podlasiu. W drodze zmarł Krzysio i został pochowany w zbiorowej mogile w miejscowości Mordy. Mieszkańcy Łosic i okolic przyjęli wygnańców z Zamojszczyzny z wielką serdecznością. Rodzina Tyburskich została rozdzielona: matka ze Stefanem zamieszkała w dworze ziemiańskim, Stanisław i Julia trafili do różnych rodzin. Boleśnie przeżywali rozłąkę z matką. Opisane pokrótce traumatyczne przeżycia i wyczerpanie fizyczne były dla Juli powodem ciężkiej choroby. Gdy wróciła do zdrowia – jak wspomina – uczyła się chodzić! Ojciec uciekł z pociągu jadącego do Rzeszy; jakiś czas ukrywał się w rodzinnych stronach, a następnie przybył do Łosic, gdzie przebywał do zakończenia wojny.

W sierpniu 1945 r. wrócili pociągiem w odkrytych wagonach w rodzinne strony. Zastali wszystko zniszczone i rozgrabione przez Ukraińców. Musieli dorabiać się od nowa w trudnych, powojennych czasach, w warunkach reżimu komunistycznego. Na świat przyszło jeszcze 2 dzieci: Barbara i Zbigniew, który został księdzem. Mimo licznych trudności, rodzina była szczęśliwa, bo jak wyznała Julia: „Nawet w najtrudniejszych chwilach mnie i mojej rodzinie nieustannie towarzyszyła wiara. Nigdy nie zwątpiliśmy w pomoc Najświętszej Matki, która na naszej drodze życia stawiała dobrych i szlachetnych ludzi”.

2021-05-05 07:43

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Nigdy więcej wojny

Niedziela przemyska 25/2023, str. IV

[ TEMATY ]

II wojna światowa

Archiwum parafii

Niedziela 20 czerwca 1943 r. okazała sie najtragiczniejszą datą w historii Woli Zarczyckiej

Niedziela 20 czerwca 1943 r. okazała sie najtragiczniejszą datą w historii Woli Zarczyckiej

„Dziecko pamiętaj, proś Boga w każdej modlitwie, aby sprawił, żeby już nigdy nie było wojny” – to słowa mojego dziadzia, który przeżywszy prawie 90 lat, w każdej rozmowie powracał do wspomnień z czasów okupacji.

Wola Zarczycka to miejscowość powiatu leżajskiego doświadczona okrutną zbrodnią pacyfikacji 20 czerwca 1943 r. Mija osiemdziesiąt lat od wydarzeń, które wstrząsnęły mieszkańcami i na zawsze zmieniły krajobraz wioski, wpisując w niego na stałe miejsce uświęcone krwią pomordowanych – tzw. „Wał”, gdzie straconych zostało 76 mężczyzn, spośród których najmłodszy miał zaledwie osiemnaście lat.

CZYTAJ DALEJ

Triduum Paschalne - trzy najważniejsze dni w roku

Niedziela legnicka 16/2006

Karol Porwich/Niedziela

Monika Łukaszów: - Wielkanoc to największe święto w Kościele, wszyscy o tym wiemy, a jednak wielu większą wagę przywiązuje do świąt Narodzenia Pańskiego. Z czego to wynika?

CZYTAJ DALEJ

Lublin. Światu potrzeba ludzi takich jak św. Józef

2024-03-28 11:02

Katarzyna Artymiak

W sanktuarium św. Józefa u ojców Karmelitów w Lublinie tradycyjnie odbył się odpust z racji uroczystości św. Józefa. Poprzedziła go nowenna, którą w tym roku poprowadził o. Paweł Baraniecki z lubelskiej wspólnoty. W dniu uroczystości miał miejsce akt poświęcenia się św. Józefowi, który złożyło w ciągu dnia co najmniej 600 osób oraz poświęcenie lilii, symbolu św. Józefa. Mszy św. odpustowej przewodniczył i okolicznościową homilię wygłosił ks. Emil Mazur, duszpasterz młodzieży i dyrektor Spotkań Młodzieży Archidiecezji Lubelskiej.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję