Reklama

Historia

Co ratuje człowieczeństwo? - 70. rocznica wyzwolenia obozu kobiecego w Ravensbrück

Dbanie o higienę, kultura, wiara, solidarność - to "metoda", dzięki której przeżyły piekło obozu, nie tracąc ludzkiej godności. 30 kwietnia upływa 70. rocznica wyzwolenia kobiecego obozu Ravensbrück. Co trzecia więźniarka spośród 132 tys. była Polką. Były wśród nich bł. Natalia Tułasiewicz, dr Wanda Póltawska, prof. Karolina Lanckorońska, malarki Maja Berezowska i Maria Hiszpańska.

[ TEMATY ]

rocznica

Bundesarchiv, Bild 183-1985-0417-15 / CC-BY-SA / pl.wikipedia.org

Więźniarki przy pracy w Ravensbrück (1939 r.)

Więźniarki przy pracy w Ravensbrück (1939 r.)

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

"Ta solidarność była ewenementem, w męskich obozach nie było tak doskonałej samoorganizacji" - mówi w rozmowie z KAI Barbara Oratowska, kierownik Muzeum pod Zegarem, jedna z najlepszych znawczyń kobiecego ruchu oporu w czasie II wojny światowej.

Wanda Kiedrzyńska, była więźniarka obozu, obliczyła, że w Ravensbrück przebywało 132 tys. kobiet 27 narodowości. Polki były najliczniejszą grupą narodową. 12 tys. kobiet trafiło tu po Powstaniu Warszawskim.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

W pięknych okolicach Meklenburgii, 80 km od Berlina, hitlerowcy założyli w marcu 1939 obóz Ravensbrück, który do 1942 był jedynym kobiecym obozem w systemie obozów III Rzeszy. Był to "Musterlager" - obóz szkoleniowo-wzorcowy dla przyszłych strażniczek SS, które trafiały tu na "staż" i jako wykwalifikowana kadra trafiały do innych obozów.

Pierwszy transport z polskimi więźniarkami przybył do Ravensbrück 23 września 1939 r. Były wśród nich profesorki, artystki, ziemianki, działaczki polityczne, społeczne, polonijne, z terenów III Rzeszy i ziem polskich wcielonych do niej, z terenów Niemiec i Pomorza. Niemcy mieli wcześniej przygotowane listy proskrypcyjne i w ramach likwidacji polskiej inteligencji dokonywali aresztowań.

W związku z rozwijającym się ruchem oporu na terenach okupowanych, który działał już pod koniec września 1939, dowożono do obozu kobiety związane z konspiracją i podziemnymi strukturami państwa podziemnego. "W Lublinie działał cały Zarząd Główny Komendy Obrońców Polski" - mówi Barbara Oratowska,.

Pierwszy transport więźniarek politycznych wyruszył z Zamku Lubelskiego 4 kwietnia 1941. "W sumie z Lublina do Ravensbrück było pięć transportów, najbardziej znany to ten, który wyruszył z Zamku 21 września 1941 r., a dwa dni później w Warszawie dołączono do niego więźniarki z Pawiaka - było ich 150 i była to najliczniejsza grupa. Kolejny odbył się 30 maja 1942 r., było w nim 56 kobiet, wśród nich kobiety, potraktowane później jak "króliki doświadczalne" - przeprowadzano na nich eksperymenty medyczne. Ostatni z 55 kobietami wyruszył 22 maja 1944 - był to tzw. ewakuacyjny; łącznie - 300 kobiet z Zamku Lubelskiego.

Reklama

Gdy po kilku dniach podróży docierały na miejsce, wpadały w tryby ludobójczej machiny. Wyniszczający, 12-godzinny dzień pracy, bicie, terror, głodowe porcje żywnościowe. Sadystyczny personel, bijący drewnianymi pałkami na oślep, ze specjalnie wytresowanymi psami, który pilnował, by więźniarki nie miały "za dobrze", by były udręczone zawsze zimnem i głodem.

Historię obozu można podzielić na dwa okresy - mówi Oratowska. Pierwszy, gdy trafiały tu więźniarki polityczne. Obowiązywał nadzwyczajny rygor, dyscyplina, najmniejsze uchybienia były karane chłostą aż do uśmiercenia ofiary, zamykaniem w bunkrze. Do tego dochodziła ciężka praca, ponad kobiece siły. Dodatkową udręką były skłonności sadystyczne wielu strażniczek. Budziły przerażenie, ale warto wspomnieć o wyjątku - Johanna Langelfeld pomagała więźniarkom, sprzyjała szczególnie Polkom, niektóre z nich uratowała. Po wojnie odwdzięczyły jej się, broniąc jej przed sądem w Krakowie i pomogły jej odzyskać wolność.

W obozie pilnowano porządku, pielęgnowano trawniczki i rośliny, dr Wanda Półtawska wyznaje, że do dziś nienawidzi szałwi, gdyż przy szarych, ale czystych blokach, sadzono szałwie. Nie było wszawicy, dbano o higienę.

Dr Półtawska, która do obozu trafiła za działalność konspiracyjną i patriotyczną w 1941 r. wspomina, że wielkim błogosławieństwem dla więźniarek była chwila, gdy kierownictwo obozu podzieliło je na baraki narodowe. To pomogło odnaleźć się Polkom, policzyć, zorientować, jakimi zasobami ludzkimi dysponują. Starsze więźniarki, a było wśród nich wiele nauczycielek, podjęły decyzję tajnego nauczania. Odbywało się ono w grupach, dziewczęta zdawały egzaminy, a także maturę, gdyż wśród uwięzionych był nawet komplet profesorek, uprawnionych do przeprowadzania egzaminów państwowych.

Reklama

"Były wśród nich dziewczyny po konspiracji, więc wiedziały, jak się zachować" - wyjaśnia skuteczność edukacyjną w obozie Oratowska.

Starsze kobiety czuły się odpowiedzialne za młode dziewczyny i podjęły się ich wychowania, wywierały presję na młodsze, żeby się uczyły i o siebie dbały, co oznaczało poranną toaletę w lodowatej wodzie.

Wyznaczanie sobie celu, słuchanie wykładów, było też antidotum na horror obozowej rzeczywistości. "Karla Lanckorońska, znakomita historyczka sztuki i nauczycielka akademicka, opisywała dzieła renesansowych twórców tak szczegółowo, że po wojnie od razu wiedziałam, z jakim obrazem mam do czynienia" - wspomina dr Półtawska. A każda z nich mogła w każdej chwili zginąć.

- Karolina Lanckorońska początkowo nie chciała prowadzić wykładów, bo uważała, że obóz jest skrajnym zaprzeczeniem wszelkich wartości. Wykłady o sztuce w tak strasznym miejscu uznała za absurd - mówi Oratowska. - Przekonała ją do tego jej dobra znajoma, Maria Grocholska, która zwróciła jej uwagę, jak ważne jest to dla przebywających tu dziewcząt. Było to przed Wielkanocą, Maria Grocholska powiedziała, że być może to ostatnie święta dla nich, trzeba więc mówić o rzeczach najważniejszych i powiązać wykład z przezywaniem Wielkiego Tygodnia. Nauczycielka od astronomii podczas nocnych apeli dyskretnie wskazywały gwiazdozbiory. Kontakt z kulturą, recytowanie wierszy i fragmentów utworów literatury dodawało sił, gdyż było sprzeciwem wobec wszechogarniającego barbarzyństwa. Była moda na pisanie wierszy. Nie są to wybitne utwory, choć wyróżniała się poetka Grażyna Chrostowska z transportu lubelskiego, rozstrzelana 14 kwietnia 1942 r. Do obozu trafiła też grupa harcerek. Józefa Kantor, Maria Rydarowska i Zofia Janczy, przedwojenne instruktorki założyły dla nich drużynę "Mury". Harcerki pracowały nad własnym charakterem, troszczyły się też o morale otoczenia, pomagały słabszym i chorym.

Reklama

Część więźniarek poddawanych było eksperymentom pseudomedycznym. Zdecydowaną większość stanowiły Polki - spośród 86 "królików", jak mówiono o nich w obozie, 72 były Polkami. 120-140 kobiet poddanych było sterylizacji (były to Żydówki i Cyganki), a kat, który przeprowadzał te eksperymenty chełpił się, że w ciągu kilku godzin byłby w stanie wysterylizować do tysiąca kobiet - efektami jego bestialskich poczynań interesowały się najwyższe władze III Rzeszy. - Był niepisany zwyczaj otaczania szczególną opieką operowane dziewczyny, a gdy któraś z więźniarek dostawała paczkę z domu, nie zjadła okrucha nim nie podzieliła się z taką współwięźniarką - mówi B. Ornatowska. - Solidarność ta była ewenementem, w męskich obozach nie było takiej solidarności jak w Ravensbruck - dodaje.

Od sierpnia 1944 r. był masowy napływ więźniarek z Powstania Warszawskiego. Karolina Lanckorońska, która była wówczas "sztubową", czyli odpowiedzialną za blok wspomina, że przez jej blok przeszło całe Powstanie Warszawskie. Do Ravensbruck przywożono kobiety, często z dziećmi, niektóre z nich rodziły w obozie, a ich dzieci przeważnie umierały - na 800 - tprzeżyło tylko 30 noworodków. W drugim okresie istnienia obozu panował chaos, brud, bałagan i jeszcze bardziej dotkliwy głód.

Starsze więźniarki czuwały także nad formacją duchową obozowej młodzieży. Było wśród nich wiele komunistek i młode dziewczyny, które nieraz traciły wiarę, zaczynały fascynować się komunizmem. I tu rolę do odegrania miały starsze nauczycielki, m.in. Maria Grocholska i Karolina Lanckorońska.

Najważniejszym źródłem siły i nadziei była wiara i intensywne życie religijne, które odróżniało Polki od pozostałych grup narodowych. Niektóre więźniarki, m.in. Józefa Kantor, znały na pamięć tekst Mszy św., niektóre znały psalmy. Urszula Wińska, późniejsza profesor, napisała w 1942 r. "Modlitwę obozową", która była oparta na tekście "Ojcze nasz". Co roku jest ona odmawiana w czasie uroczystości rocznicowych w obozie.

Reklama

Barbara Oratowska mówi, że zachował się modlitewnik, wykonany przez ofiary eksperymentów i ofiarowane Marii Liberze, która się nimi opiekowała. - Młode dziewczyny spragnione były ciepła, a ona bardzo troszczyła się o nie, mówiły o niej "matka Liberakowa". Po wojnie jeździły do niej do Zakopanego. - Pytałam więźniarek, co pozwoliło im przetrwać, a każda z nich chciała żyć. Odpowiadały bez wahania - rodzina i wiara. W obozie kwitło rzeźbiarstwo miniaturowe. Joanna Szydłowska z transportu lubelskiego wykonała 800 figurek - krzyżyków, figurek Matki Bożej. Robiły też różańce. Więźniarkom, które chciały przetrwać, wiara bardzo pomagała. Dlatego bezcenne dla nich były Komunie św. przekazane przez polskich oficerów - jeńców. Kilku z nich udało się przyjąć Komunię św., a jedna z nich została rozstrzelana następnego dnia. - To dawało im siłę.

W Wielki Piątek 1945 r. w komorze gazowej zginęła Natalia Tułasiewicz, męczennica II wojny światowej, beatyfikowana w 1999 r. w grupie 108 męczenników II wojny światowej. Nazajutrz po egzekucji obozowi kaci rozebrali krematorium, a prochy ofiar rozsypali po okolicy. W symboliczny sposób Natalia Tułasiewicz, świecka apostołka głęboko zjednoczona z Chrystusem, zamknęła orszak kobiet - męczennic z Ravensbrück.

2015-04-30 09:37

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Lisieux: 20-lecie św. Tereski, doktora Kościoła

[ TEMATY ]

rocznica

św. Teresa z Lisieux

doktor Kościoła

Archiwum Niedzieli

Św. Teresa od Dzieciątka Jezus

Św. Teresa od Dzieciątka Jezus

W sanktuarium w Lisieux trwają obchody 20. rocznicy ogłoszenia św. Teresy od Dzieciątka Jezus doktorem Kościoła. Ich zwieńczeniem będzie niedzielna Msza pod przewodnictwem papieskiego legata kard. Paula Pouparda. Przy tej okazji w sanktuarium zostaną złożone relikwie św. Jana Pawła II. To właśnie ten papież zaliczył św. Teresę w poczet doktorów Kościoła. „Uczynił to, bo chciał, aby cały Kościół przyswoił sobie jej przesłanie dziecięctwa Bożego” – uważa kard. Paul Poupard, który na niedzielnych uroczystościach będzie reprezentował ojca świętego.

Przypomina on, że to szczególne wyróżnienie francuskiej karmelitanki miało miejsce w kontekście przełomowych dla Kościoła Światowych Dni Młodzieży w Paryżu. Jan Paweł II chciał, by młodzi obrali świętość jako realny cel swego życia. Zdaniem kard. Pouparda przykładu i wstawiennictwa św. Tereski potrzebują też dzisiejsze młode pokolenia. Pośród niepewności współczesnego świata może ona nauczyć bezgranicznego zaufania do Boga – mówi kard. Poupard.

CZYTAJ DALEJ

Św. Florian - patron strażaków

Św. Florianie, miej ten dom w obronie, niechaj płomieniem od ognia nie chłonie! - modlili się niegdyś mieszkańcy Krakowa, których św. Florian jest patronem. W 1700. rocznicę Jego męczeńskiej śmierci, właśnie z Krakowa katedra diecezji warszawsko-praskiej otrzyma relikwie swojego Patrona. Kim był ten Święty, którego za patrona obrali także strażacy, a od którego imienia zapożyczyło swą nazwę ponad 40 miejscowości w Polsce?

Zachowane do dziś źródła zgodnie podają, że był on chrześcijaninem żyjącym podczas prześladowań w czasach cesarza Dioklecjana. Ten wysoki urzędnik rzymski, a według większości źródeł oficer wojsk cesarskich, był dowódcą w naddunajskiej prowincji Norikum. Kiedy rozpoczęło się prześladowanie chrześcijan, udał się do swoich braci w wierze, aby ich pokrzepić i wspomóc. Kiedy dowiedział się o tym Akwilinus, wierny urzędnik Dioklecjana, nakazał aresztowanie Floriana. Nakazano mu wtedy, aby zapalił kadzidło przed bóstwem pogańskim. Kiedy odmówił, groźbami i obietnicami próbowano zmienić jego decyzję. Florian nie zaparł się wiary. Wówczas ubiczowano go, szarpano jego ciało żelaznymi hakami, a następnie umieszczono mu kamień u szyi i zatopiono w rzece Enns. Za jego przykładem śmierć miało ponieść 40 innych chrześcijan.
Ciało męczennika Floriana odnalazła pobożna Waleria i ze czcią pochowała. Według tradycji miał się on jej ukazać we śnie i wskazać gdzie, strzeżone przez orła, spoczywały jego zwłoki. Z czasem w miejscu pochówku powstała kaplica, potem kościół i klasztor najpierw benedyktynów, a potem kanoników laterańskich. Sama zaś miejscowość - położona na terenie dzisiejszej górnej Austrii - otrzymała nazwę St. Florian i stała się jednym z ważniejszych ośrodków życia religijnego. Z czasem relikwie zabrano do Rzymu, by za jego pośrednictwem wyjednać Wiecznemu Miastu pokój w czasach ciągłych napadów Greków.
Do Polski relikwie św. Floriana sprowadził w 1184 książę Kazimierz Sprawiedliwy, syn Bolesława Krzywoustego. Najwybitniejszy polski historyk ks. Jan Długosz, zanotował: „Papież Lucjusz III chcąc się przychylić do ciągłych próśb monarchy polskiego Kazimierza, postanawia dać rzeczonemu księciu i katedrze krakowskiej ciało niezwykłego męczennika św. Floriana. Na większą cześć zarówno świętego, jak i Polaków, posłał kości świętego ciała księciu polskiemu Kazimierzowi i katedrze krakowskiej przez biskupa Modeny Idziego. Ten, przybywszy ze świętymi szczątkami do Krakowa dwudziestego siódmego października, został przyjęty z wielkimi honorami, wśród oznak powszechnej radości i wesela przez księcia Kazimierza, biskupa krakowskiego Gedko, wszystkie bez wyjątku stany i klasztory, które wyszły naprzeciw niego siedem mil. Wszyscy cieszyli się, że Polakom, za zmiłowaniem Bożym, przybył nowy orędownik i opiekun i że katedra krakowska nabrała nowego blasku przez złożenie w niej ciała sławnego męczennika. Tam też złożono wniesione w tłumnej procesji ludu rzeczone ciało, a przez ten zaszczytny depozyt rozeszła się daleko i szeroko jego chwała. Na cześć św. Męczennika biskup krakowski Gedko zbudował poza murami Krakowa, z wielkim nakładem kosztów, kościół kunsztownej roboty, który dzięki łaskawości Bożej przetrwał dotąd. Biskupa zaś Modeny Idziego, obdarowanego hojnie przez księcia Kazimierza i biskupa krakowskiego Gedko, odprawiono do Rzymu. Od tego czasu zaczęli Polacy, zarówno rycerze, jak i mieszczanie i wieśniacy, na cześć i pamiątkę św. Floriana nadawać na chrzcie to imię”.
W delegacji odbierającej relikwie znajdował się bł. Wincenty Kadłubek, późniejszy biskup krakowski, a następnie mnich cysterski.
Relikwie trafiły do katedry na Wawelu; cześć z nich zachowano dla wspomnianego kościoła „poza murami Krakowa”, czyli dla wzniesionej w 1185 r. świątyni na Kleparzu, obecnej bazyliki mniejszej, w której w l. 1949-1951 jako wikariusz służył posługą kapłańską obecny Ojciec Święty.
W 1436 r. św. Florian został ogłoszony przez kard. Zbigniewa Oleśnickiego współpatronem Królestwa Polskiego (obok świętych Wojciecha, Stanisława i Wacława) oraz patronem katedry i diecezji krakowskiej (wraz ze św. Stanisławem). W XVI w. wprowadzono w Krakowie 4 maja, w dniu wspomnienia św. Floriana, doroczną procesję z kolegiaty na Kleparzu do katedry wawelskiej. Natomiast w poniedziałki każdego tygodnia, na Wawelu wystawiano relikwie Świętego. Jego kult wzmógł się po 1528 r., kiedy to wielki pożar strawił Kleparz. Ocalał wtedy jedynie kościół św. Floriana. To właśnie odtąd zaczęto czcić św. Floriana jako patrona od pożogi ognia i opiekuna strażaków. Z biegiem lat zaczęli go czcić nie tylko strażacy, ale wszyscy mający kontakt z ogniem: hutnicy, metalowcy, kominiarze, piekarze. Za swojego patrona obrali go nie tylko mieszkańcy Krakowa, ale także Chorzowa (od 1993 r.).
Ojciec Święty z okazji 800-lecia bliskiej mu parafii na Kleparzu pisał: „Święty Florian stał się dla nas wymownym znakiem (...) szczególnej więzi Kościoła i narodu polskiego z Namiestnikiem Chrystusa i stolicą chrześcijaństwa. (...) Ten, który poniósł męczeństwo, gdy spieszył ze swoim świadectwem wiary, pomocą i pociechą prześladowanym chrześcijanom w Lauriacum, stał się zwycięzcą i obrońcą w wielorakich niebezpieczeństwach, jakie zagrażają materialnemu i duchowemu dobru człowieka. Trzeba także podkreślić, że święty Florian jest od wieków czczony w Polsce i poza nią jako patron strażaków, a więc tych, którzy wierni przykazaniu miłości i chrześcijańskiej tradycji, niosą pomoc bliźniemu w obliczu zagrożenia klęskami żywiołowymi”.

CZYTAJ DALEJ

Pielgrzymi z diecezji bielsko-żywieckiej dotarli do Łagiewnik

2024-05-04 16:28

Małgorzata Pabis

    Do Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie Łagiewnikach w piątek 3 maja dotarła 12. Piesza Pielgrzymka diecezji bielsko-żywieckiej.

    Na szlaku, liczącym około stu kilometrów, 1200 pątnikom towarzyszyło hasło „Tulmy się do Matki Miłosierdzia”. Po przyjściu do Łagiewnik pielgrzymi modlili się w bazylice Bożego Miłosierdzia w czasie Godziny Miłosierdzia i uczestniczyli we Mszy świętej, której przewodniczył i homilię wygłosił bp Piotr Greger.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję