Ekscelencjo, Wielce Czcigodny Księże Kanclerzu Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego,
Magnificencjo, Księże Rektorze,
Wysoki Senacie Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II,
Szanowni Państwo,
Reklama
To dla mnie szczególny zaszczyt, że mogę tu, w tym miejscu, stanąć i powiedzieć kilka zdań na temat, który nie jest nowy w historii wykładów inauguracyjnych Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Temat praworządności nie jest nowy dlatego, że oto dziewiętnaście lat temu – w 2002 r. podjął go prof. Wojciech Łączkowski, wieloletni profesor prawa na Wydziale Prawa, Prawa Kanonicznego i Administracji, konstytucjonalista z Poznania, sędzia Trybunału Konstytucyjnego, wielce zasłużony dla rozwoju nauki prawa w Polsce. Ten wykład sprzed dziewiętnastu lat był wielką inspiracją dla mnie i dla mojego promotora – prof. Dariusza Dudka do tego, żebyśmy w Katedrze Prawa Konstytucyjnego na KUL-u podjęli taki właśnie temat badań. Został on potem zwieńczony rozprawą doktorską pod tytułem „Zasady państwa prawnego i sprawiedliwości społecznej w praktyce ustrojowej III Rzeczypospolitej Polskiej”, którą dane mi było napisać pod kierunkiem właśnie prof. D. Dudka, a została ona zrecenzowana przez innych wybitnych naszych uczonych – śp. ks. prof. Antoniego Kościa, znakomitego filozofa prawa, również zasłużonego dla rozwoju, koncepcji i nauki praworządności, oraz przez Pana prof. Mirosława Granata, sędziego Trybunału Konstytucyjnego. Ten wykład Pana prof. Łączkowskiego jest opublikowany w książce „Ius et veritas”, wydanej w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, rok później, jako wyraz pamięci o naszym wspaniałym koledze – śp. Michale Staszewiczu, innym znakomitym konstytucjonaliście z tej uczelni.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Później, w 2006 r., miało miejsce jeszcze jedno ważne wydarzenie, które inspirowało nas przy kontynuacji badań na temat praworządności, to jest wykład z okazji doktoratu honoris causa arcybiskupa Budapesztu – kard. Pétera Erdő. Ksiądz Kardynał wygłosił tutaj wykład, w którym dotknął istoty prawa, istoty relacji międzyosobowych opartych na prawie, istoty tego, co prawo powinno zawierać, po to, żeby było autentycznym regulatorem ludzkich zachowań.
Mówię to wszystko, żeby pokazać moją legitymację do tego, by dziś te kilka chwil poświęcić praworządności, czyli zagadnieniu, które rozgrzewa emocje zwłaszcza w ostatnich tygodniach i w ostatnich miesiącach.
Spory wokół praworządności toczyły się na świecie od dawna. W XIX wieku tę koncepcję stworzono w niemieckiej kulturze prawniczej. Robert von Moll i Friedrich von Stahl stworzyli koncepcję Rechttstaat, co tłumaczy się na język polski jako państwo prawa. To właśnie podkreślał w szczególności śp. ks. prof. A. Kość: nie państwo prawne, ale państwo prawa, bo to jest państwo, w którym rządzi prawo, prawo, które wiąże wszystkie organy władzy publicznej właśnie prawem.
Reklama
Na koncepcję praworządności składa się kilka elementów. Po pierwsze, w państwie musi obowiązywać prawo. Po drugie, prawo to wiąże w szczególności organy władzy publicznej, organy te mają obowiązek przestrzegania prawa i postępowania wyłącznie na podstawie przepisów prawa i w granicach przez to prawo określonych. Jeśli jakikolwiek organ władzy publicznej nie ma podstawy prawnej do swojego działania, jednoznacznie przewidzianej w przepisie prawa, to działać nie może. Powtarzam, jeśli praworządność to koncepcja, która ma wiązać organy władzy publicznej, to organ władzy publicznej – czy to będzie sejm, czy to będzie rząd, czy to będzie minister, czy to będzie sędzia sądu krajowego czy międzynarodowego – może działać tylko wtedy, kiedy będzie miał kompetencję jednoznacznie wskazaną w przepisach prawa, bo chodzi o praworządność, a nie państwo sędziów. I w tej właśnie koncepcji w stosunku do każdego organu władzy stosuje się następującą regułę postępowania: to, co nie jest w prawie wyraźnie dozwolone, jest zabronione. Zupełnie odmienna reguła jest adresowana do obywateli: to, co nie jest prawem zabronione, jest dozwolone.
Do tego dochodzi problem samego prawa, skoro to ono jest tym, co rządzi rzeczywiście w państwie. I tutaj mamy szereg sformułowanych przez doktrynę postulatów formalnych i postulatów materialnych tej koncepcji. Był spór jeszcze w XIX wieku pomiędzy postulatami formalnymi, koncepcją formalnego państwa prawnego i materialnego państwa prawnego. Pierwsze było przez Stahla określane jako to, które działa według reguł jasno określonych, bez względu na to, jaka jest treść przepisów prawa. Druga z kolei koncepcja, której prekursorem był von Mohl, sprowadzała się do następującego stwierdzenia: nie tyle ważne jest to, jak prawo jest stanowione, ale ważne, co ma w sobie i czy w przepisach prawa jest gwarancja przestrzegania wolności i praw człowieka. Te koncepcje ze sobą się ścierały. Jednak wydarzenia XX wieku, tragiczna historia I i II wojny światowej, historia, która zakończyła się śmiercią milionów ludzi, doprowadziła do tego, że ci, którzy byli zwolennikami państwa prawnego bez zwracania uwagi na przepisy prawa, zmienili zdanie, a klasycznym przykładem jest Radbruch. Według tzw. formuły Radbrucha jedynym celem prawa stanowionego jest urzeczywistnienie idei sprawiedliwości, a jeśliby tak nie było, to prawo nie mogłoby być regulatorem ludzkich zachowań.
Reklama
Postulaty formalne i materialne państwa praworządnego można uporządkować. Jeśli chodzi o formalne, to wymienię cztery z nich: konstytucjonalizm, pewność prawa i bezpieczeństwo prawne, proporcjonalność prawa i demokracja.
Konstytucjonalizm – chodzi tu o takie ukształtowanie systemu prawnego, w którym będzie jasna i precyzyjna hierarchia źródeł prawa, będzie jasne, które prawo zawarte w konkretnym akcie prawnym ma pierwszeństwo w przypadku kolizji z innym przepisem prawnym zawartym w innym akcie prawnym. Będą określone tzw. reguły kolizyjne, które służą rozstrzyganiu sporów powstałych w wyniku kolizji norm prawnych. Konstytucjonalizm to przy tym takie ukształtowanie systemu prawnego, w którym konstytucja będzie na najwyższym szczeblu drabiny źródeł prawa. Nie zmienia tego fakt przystępowania do takich czy innych organizacji międzynarodowych, podpisywanie takich czy innych umów międzynarodowych – nieco koryguje, ale nie zmienia. Wskazuje na to konsekwentnie Trybunał Konstytucyjny w Polsce w ciągu ostatnich kilkunastu lat, od samego początku naszej obecności w Unii Europejskiej. Było to przypominane w ostatniej debacie parlamentarnej przez premiera Mateusza Morawieckiego. Chcę przedstawić dwa cytaty. W 2005 r.
Trybunał Konstytucyjny pod wodzą Pana prof. Marka Safjana stwierdził, że „konstytucja pozostaje ze względu na szczególną moc prawem najwyższym Rzeczypospolitej Polskiej w stosunku do wszelkich umów wiążących Rzeczpospolitą Polską. Dotyczy to także ratyfikowanych umów międzynarodowych o przekazaniu kompetencji w niektórych sprawach. Konstytucja korzysta na terytorium RP z pierwszeństwa obowiązywania i stosowania”.
Reklama
To jest potwierdzenie pierwszego postulatu praworządności – konstytucjonalizmu. To, że weszliśmy do Unii Europejskiej to znaczy, że przekazaliśmy nasze kompetencje w niektórych sprawach Unii Europejskiej. Właśnie w „niektórych sprawach” pozwala to zrobić konstytucja i chociażby w przypadku polityki rolnej nadrzędność decyzji podejmowanych na szczeblu unijnym jest oczywista, bo inaczej być nie może. Ale tylko w tych sprawach, a w pozostałych nadrzędność konstytucji jest jednoznaczna. Ważne, że stanowisko z 2005 r. Trybunał potwierdził przed kilkoma tygodniami, kiedy stwierdził nadrzędność konstytucji. Tego właśnie wymaga praworządność Konstytucji.
Drugi postulat to pewność prawa i bezpieczeństwo prawne. W tym przypadku mamy niebywałe osiągnięcia w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Profesor Jadwiga Potrzeszcz zgłębiała ten temat przez wiele lat, zrobiła to w sposób znakomity i na ogromną skalę, tak iż jest to znane w całej Polsce i poza granicami kraju. Pewność prawa jako środek do wartości praworządności, jaką jest bezpieczeństwo prawne obywateli. Wszyscy potrzebują bezpieczeństwa również w aspekcie prawnym, nie możemy być zagrożeni, musimy czuć się pewnie. Prawo pewne to prawo jednoznaczne, precyzyjne, dookreślone i w miarę możliwości niezmienne. Tak, to prawda, zmienia się życie człowieka, zmieniają się okoliczności życia człowieka, trzeba też weryfikować przepisy prawa, ale ze względu na bezpieczeństwo prawne ta zmiana musi być całkowicie przemyślana, bo częsta zmiana prawa podważa wartość, jaką jest bezpieczeństwo prawne. Prawo ma być precyzyjne, tzn. w szczególności ma precyzyjnie określać kompetencje organów władzy publicznej.
Na marginesie, warto w tym kontekście przeanalizować traktaty Unii Europejskiej i spróbować znaleźć precyzję, jasność i konkretyzację kompetencji poszczególnych organów. Na prawdę nie jest z tym łatwo.
Reklama
W państwie prawa cel nie uświęca środków. Cel stawiany przed przepisem prawa może być zrealizowany wyłącznie przy pomocy środków do niego proporcjonalnych. Musi zatem nastąpić ważenie wartości – ochrona wartości nadrzędnej usprawiedliwia poświęcenie wartości niższego rzędu. Mamy tu swego rodzaju konkurencję wartości. Doskonale to oddał Trybunał Konstytucyjny w 1997 r., którego członkiem był prof. Wojciech Łączkowski. To właśnie Pan Profesor jest autorem orzeczenia, które może być wzorcowe dla Europy i świata chroniącego życie człowieka od poczęcia. To w 1997 r., pod wpływem nauczania św. Jana Pawła II, Trybunał Konstytucyjny zdelegalizował społeczną przesłankę aborcji, stwierdzając, że życie człowieka w każdej jego fazie, także tej najwcześniejszej, jest wartością wyższą niż warunki życia rodziców, nawet te najsłabsze i najbiedniejsze. Życie człowieka jest wartością nadrzędną i to ono podlega ochronie. Rok temu TK potwierdził swoje orzecznictwo, delegalizując przesłankę eugeniczną aborcji – nie możemy pozbawić życia człowieka ze względu na jego choroby, jego niepełnosprawność, a obowiązkiem państwa jest troska o tych, którzy są słabsi, niepełnosprawni, o tych, którzy rodzą się z wadami. To są osoby ludzkie z tą samą godnością, co ludzie zdrowi. Mówienie o prawie do aborcji – to mówienie o prawie do zabijania człowieka, i to potwierdził Trybunał.
Reklama
Czwarty postulat formalny to demokracja. Wydawałoby się, że o demokracji wszystko już wiemy. Tyle że z demokracją jest tak samo, jak z praworządnością. Jest stawiana na głowie, mylone są pojęcia, wkładane jest w demokrację coś, czego tam nie ma, lub jest fetyszyzowana, a to jest niezwykle szkodliwe. Demokracja to reguły większości. To większość wybiera swoich przedstawicieli i oni stanowią prawo w imieniu całego społeczeństwa. Tyle że to powierzchowne określenie demokracji. Gustavo Zagrebelsky, były szef konstytucyjnego sądu włoskiego, zdefiniował demokrację jako ustrój ścierania się poglądów i opinii, przy wzajemnym poszanowaniu dla osób je wypowiadających. Dla demokracji – według niego – najważniejsze znaczenie ma prawda, a kłamstwo jest gorsze niż przemoc, bo przemoc przynajmniej widać. Kłamstwa często nie widać, może być ukryte znakomicie i podawane jako prawda, a wtedy nie ma celu i dobra wspólnego. Prawda ma fundamentalne znaczenie, bo poszukiwanie prawdy jest istotą nauki. Mówił o tym dziewiętnaście lat temu prof. W. Łączkowski: „Powtarzane jest pytanie Piłata, powtarzane na sądzie nad Jezusem Chrystusem, co to jest prawda? Współczesny człowiek jest powstrzymywany od wyrażania sądów wartościujących, co prowadzi do skrajnego relatywizmu. Posługując się nowym sztucznym językiem, zabraniającym używania różnych słów, nawet jeśli wyrażają one jakieś pojęcia”. Pełne respektowanie tej zasady, według prof. W. Łączkowskiego, może prowadzić do problemów odróżnienia dobra od zła, np. kapłanowi poruszającemu problem grzechu lub każdej religii można by zarzucić porzucenie politycznej poprawności. Na razie brzmi to groteskowo, ale sankcje stają się coraz bardziej surowe, grożą ostracyzmem społecznym i utratą pracy na uniwersytetach. Relatywizm staje się więc poważnym zagrożeniem dla demokracji – mówi o tym prof. W. Łączkowski, a ja go tylko cytuję. Jego przesłania są wciąż aktualne, a ich aktualność została wzmocniona ostatnimi wydarzeniami. Prawda musi być niezwykle ceniona. Prawdy nie da się ustalić dzięki demokracji, prawda jest nie do ustalenia. Prawdę trzeba odkrywać, a nie ustalać, bo ona obiektywnie istnieje.
W końcu treść prawa, czyli postulaty materialne. Prawo stanowione musi odzwierciedlać prawo naturalne. Prawnicy nie chcą, co prawda, słyszeć o prawie naturalnym, czyli ius. Chcą słyszeć tylko o lex, tzn. wszystko jest kształtowane przez człowieka. A tymczasem jest prawo naturalne i tu zakorzeniona jest godność osoby ludzkiej, która jest źródłem jego wolności. Mówił o tym kard. Péter Erdő, wspominany przeze mnie, przemawiający tutaj, z tej mównicy, w 2006 r.: „Prawo musi odzwierciedlać życie naturalne człowieka, a jeśli jest sprzeczne z naturą człowieka, to prawem nie jest”. Ksiądz prof. A. Kość bardzo często zadawał pytanie na egzaminie magisterskim: „Z czego prawo bierze swoją moc prawną i moc obowiązującą?”. Wszystko musi być zgodne z prawem naturalnym. Podpowiada tu znów prof. W. Łączkowski: „Prawda, bez znaczenia czy odnosi się do człowieka wierzącego, czy do ateisty lub agnostyka, wynika z Dekalogu i nauki Chrystusa”. A jak wiemy, Dekalog to konkretyzacja prawa naturalnego. W Dekalogu są zawarte najbardziej uniwersalne nakazy moralne. Uniwersalność ta polega na nakazie mądrej miłości do każdego człowieka, a miłosierdzie stawia wysoko w hierachii zachowań ludzkich i dlatego chrześcijaństwo nikomu nie może przeszkadzać.
Państwo prawa wprowadza w treści prawa gwarancję ochrony podstawowych praw i wolności człowieka. Państwo prawa to takie, które realizuje zasady sprawiedliwości społecznej, o których uczył Arystoteles: równe równo, a nierówne nierówno należy traktować, bo gdyby równe traktować nierówno, to byłoby to niesprawiedliwe.
Na koniec chcę zwrócić uwagę na spór o praworządność, który był już w latach pięćdziesiątych. Minc pisał wówczas o ludowej praworządności: „Ludowa praworządność polega na tym, żeby wszyscy obywatele wypełniali swe obowiązki, aby robotnicy produkowali, aby żołnierze Polski bronili, a chłopi ją żywili”. Pisał też Rozmaryn: „Przestrzeganie praworządności ludowej na każdym kroku jest elementarnym obowiązkiem obywatela”. A to przecież nieprawda. Mamy tutaj jako Lublin udział w obalaniu tych szkodliwych mitów, bo jeszcze w latach sześćdziesiątych prof. Burda z sąsiedniego Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej podniósł, że nie na tym polega istota praworządności. Powiedział, że nieprzestrzeganie prawa przez obywateli jest argumentem za tym, żeby porządek prawny istniał, a nieprzestrzeganie tej zasady podważa istnienie państwa prawa. To organy władzy publicznej mają przestrzegać prawa.