Reklama

Niedziela Zamojsko - Lubaczowska

Dana na własność Bogu

Niedawno przeżywaliśmy Dzień Życia Konsekrowanego. Jedną z osób, która poświęciła swoje życie Bogu jest s. Norberta Jamróż ze Zgromadzenia Córek Matki Bożej Bolesnej w Biłgoraju. W rozmowie z Niedzielą dzieli się z naszymi czytelnikami historią swojego powołania, działalnością na wielu płaszczyznach i opowiada o życiu codziennym we wspólnocie zakonnej.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Joanna Ferens: Siostro, zacznijmy od wyjaśnienia, kim są w Kościele osoby konsekrowane?

S. Norberta: Dzień życia konsekrowanego jest dla naszego Kościoła i osób w nim obecnych bardzo ważny, gdyż jest to moment na zastanowienie się, po co w Kościele są osoby konsekrowane i co by było, gdyby ich nie było. Warto zatem rozpocząć od wyjaśnienia, kim one są. Samo pojęcie osób konsekrowanych odnosi się do życia wspólnotowego, ale i indywidualnego. Siostry i bracia zakonni stanowią tylko jedną część z całości, mamy jeszcze instytuty świeckie, stowarzyszenia apostolskie, a także dziewice, pustelników i wdowy konsekrowane. Ogólnie rzecz biorąc można powiedzieć, że osoby konsekrowane to osoby poświęcone Bogu, gdyż samo słowo „konsekrowany” oznacza „wyłączony, dany na własność Bogu”. Jako siostra zakonna jestem zauważana w społeczności, w której posługuję. Idąc do szkoły i w szkole wiele razy w ciągu dnia słyszę: „Szczęść Boże” i jest to dla mnie też wyjątkowe świadectwo wiary tych osób, które nie wstydzą się przywitać z siostrą zakonną.

Do tego, aby żyć w świecie jako osoba konsekrowana, kluczowe jest powołanie. Jak zatem wyglądała kwestia powołania w życiu Siostry? Jaka była reakcja najbliższych?

To jest bardzo ciekawa historia i dla mnie zaskakująca. Gdy byłam nastoletnią dziewczyną w ogóle nie myślałam o życiu konsekrowanym, miała swoje własne plany i marzenia, aż do momentu kiedy miałam dziwny sen. Może sam w sobie nie był jakoś mocno zaskakujący, ale pytanie, które zostało we mnie po tym śnie brzmiało: „Co mam robić? Czego Ty chcesz ode mnie Panie Jezu?”. Trwało ono we mnie bardzo długo i odpowiedzi przechodziły w różne etapy. Oczywiście było zaprzeczenie, że nie, nie będę nigdy siostrą zakonną, przez refleksje: „A może jednak? Co by było gdyby?”, aż w końcu po stanowcze: „Tak, chcę zostać siostrą zakonną”. W tym wszystkim czułam, że Pan Jezus mnie prowadzi, gdyż to nie jest tak, że On zostawia nam pytanie, nie dając sytuacji, które je potwierdzają. I tak było w moim przypadku. Jestem dziś Panu Bogu bardzo wdzięczna za to, że On to tak poprowadził, a nie inaczej. Moja rodzina nie była z tego powodu szczęśliwa. Oznajmiłam im to w czasie meczu piłki nożnej podczas mundialu mówiąc, że ja chyba na studia nie pójdę, tylko wstąpię do zgromadzenia zakonnego. W tym momencie mój tata zamarł i powiedział krótko: „Robisz błąd. O, gol!”. Widać było, że są w dużym szoku, jednak dzisiaj myślę, że są ze mnie dumni.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

A jak wyglądała w przypadku Siostry kwestia wyboru konkretnego zgromadzenia?

Pochodzę z miasta, gdzie było sporo zgromadzeń, jednak nigdy nie miałam bliższej styczności z siostrami serafitkami i poznawałam je dopiero później. Wybierając zgromadzenie zastanawiałam się nad charyzmatem, nad codzienną pracą sióstr i rozpatrywałam różne aspekty. Był to wybór przemyślany i przemodlony, nie było pierwsze lepsze zgromadzenie, ale świadomie wybrane na podstawie tego, co mnie w nim pociąga. Dziś siostry serafitki są moją rodziną. Życie konsekrowane jest przede wszystkim naśladowaniem Jezusa Chrystusa. Jeżeli ja chcę żyć Jego życiem i mieć Jego pragnienia, jeżeli chcę czuć tak, jak On czuł, to jest to moja własna praca wewnętrzna. Przyjmując ten ślubowany sposób życia, czystość, posłuszeństwo i ubóstwo, pragnę przede wszystkim naśladować Jego. Wstępując do zgromadzenia podejmuję się pracy, która nie będzie pracą jednorazową, ale taką na całe życie, pracą nad sobą, którą będę wykonywać każdego dnia i będzie zmaganiem przede wszystkim w miłości. A w miłości nie chodzi o to, aby zmieniać kogoś, ale zmieniać siebie, aby być jeszcze bardziej dla Boga.

Na czym zatem polega praca sióstr serafitek, jaki jest wasz charyzmat i działalność?

Nasze zgromadzenie powstało w Zakroczymiu w 1881 r. założone przez bł. o. Honorata Koźmińskiego, kapucyna i bł. m. Małgorzatę Szewczyk w celu odrodzenia religijnego i moralnego narodu. Obecnie zgromadzenie kontynuuje działalność zapoczątkowaną przez założycieli. Dominuje praca na rzecz ludzi niesamodzielnych, nieuleczalnie chorych, osób starszych i upośledzonych dzieci. Siostry angażują się też w pracę jako katechetki, pielęgniarki, przedszkolanki, kancelistki, organistki. Nasza praca to przede wszystkim posługa wśród najuboższych. Siostry posługują w szpitalach, w domach pomocy społecznej, wśród dzieci, osób starszych i niepełnosprawnych. Można nas odnaleźć na misjach w Gabonie czy w Boliwii, posługujemy również na Ukrainie, we Włoszech, w Stanach Zjednoczonych, we Francji i w Szwecji, ale również jako katechetki i właśnie ta posługa zauroczyła mnie najbardziej. Nasz charyzmat, w skrócie rzecz ujmując, to oddanie się całkowicie Bogu, który nas powołał i posłał do najbardziej potrzebujących. Podejmujemy pracę wśród dzieci wiedząc, że kto przyjął dziecko w imię Jezusa, Jego przyjmuje, a także staramy się być otwarte na aktualne potrzeby ludzi.

Reklama

Jak wygląda codzienność sióstr serafitek, a także kwestia materialna?

Jesteśmy wspólnotą, a to znaczy, że jesteśmy odpowiedzialne za siebie nawzajem. Dzielimy się obowiązkami domowymi, mamy swoje dyżury, staramy się dbać o swoje siostry. Wstajemy o godz. 5.40. Zaczynamy od Jutrzni, później Msza św., medytacja, śniadanie i idziemy do swoich obowiązków zgodnie z harmonogramem zajęć każdej z nas. Później modlitwy popołudniowe. Jest również czas odpoczynku i przygotowania do dnia następnego. Mamy dzielenie się słowem Bożym, Różaniec, Nieszpory, wspólną kolację i Kompletę. Brewiarz to Liturgia Uświęcenia Czasu, aby nasz dzień był przesiąknięty modlitwą, by być z Tym, którego się wybrało oraz modlić się za tych, wśród których jesteśmy. Pracujemy również zawodowo. W Biłgoraju mamy cztery siostry katechetki, które pracują z dziećmi i młodzieżą od przedszkola, aż po szkołę średnią. Posługujemy również w kancelarii parafialnej, a także prowadzimy parafialne grupy, np. dwie schole (bo jedna z sióstr prowadzi scholę również w parafii św. Jerzego) czy Caritas. A jeśli chodzi o kwestię materialną, to pieniądze, które zarabiamy po części są przeznaczone na nasze utrzymanie, a to, co nam zostaje przekazujemy dalej na pomoc najuboższym lub na potrzeby całego naszego zgromadzenia, np. na potrzeby sióstr starszych, które mają bardzo małe zarobki, niskie renty czy emerytury lub nie mają ich wcale. Pieniądze przekazujemy również na dzieła, które prowadzi nasz zakon, np. na domy pomocy społecznej czy posługę misyjną.

Reklama

Życie zakonne, w przypadku Siostry, trwa już kilkanaście lat. Jak dziś z perspektywy tego czasu patrzy Siostra na swoje powołanie i tę zakonną codzienność?

Z pewnością wstępując do zgromadzenia ma się swoje wyobrażenia, plany i pragnienia, które Pan Bóg oczyszcza i to powołanie dojrzewa. Przychodzi większe zrozumienie i już się nie buduje na tym, co człowiek chciałby sam z siebie, ale na tym, jak Pan Bóg prowadzi. A Pan Bóg potrafi poprowadzić takimi ścieżkami, jakich się kompletnie nie spodziewamy i te nasze drogi tak ułożyć, aby dojść do pełni życia. I to chyba o to chodzi, aby mieć szersze spojrzenie na rzeczywistość, również tę duchową i patrzeć na swoje życie Bożymi oczami. A skoro Jezus jest światłem i ma nam wskazywać kierunek, to ja chciałabym być takim znakiem dla świata, światłem, które wskazuje innym drogę do Niego, ale Go nie zasłania, aby ludzie patrząc na mnie – mogli dostrzec właśnie Jego, naszego Zbawiciela.

Bardzo dziękuję Siostrze za rozmowę.

Również dziękuję i pozdrawiam wszystkich czytelników Niedzieli Zamojsko-Lubaczowskiej.

S. Norberta Jamróż (z lewej) na co dzień posługuje przy parafii Trójcy Świętej Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Biłgoraju.

2022-02-15 13:17

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Watykan: niebawem dokument na temat rozeznawania objawień

2024-04-24 09:52

[ TEMATY ]

objawienia

Adobe Stock

Dykasteria Nauki Wiary kończy prace nad nowym dokumentem, który określi jasne zasady dotyczące rozeznawania objawień i innych tego typu nadprzyrodzonych wydarzeń - powiedział to portalowi National Catholic Register jej prefekt, Victor Fernández, zaznaczając, iż zawarte w nim będą „jasne wytyczne i normy dotyczące rozeznawania objawień i innych zjawisk”.

W tym kontekście przypomniano, że kardynał spotkał się z papieżem Franciszkiem na prywatnej audiencji w poniedziałek. Nie ujawnił on żadnych dalszych szczegółów dotyczących dokumentu, ani kiedy dokładnie zostanie on opublikowany.

CZYTAJ DALEJ

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje". CAŁOŚĆ DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!

CZYTAJ DALEJ

Norman Davies z Wykładem Mistrzowskim w Łodzi

2024-04-25 13:57

Archidiecezja Łódzka

W środę 8 maja br. o godz. 19:00 w auli Wyższego Seminarium Duchownego w Łodzi odbędzie się kolejne spotkanie z cyklu „Wykład Mistrzowski”. Tym razem – kard. Grzegorz Ryś – zaprosił do Łodzi Ivora Normana Richarda Daviesa.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję