W poprzedniej parafii przez całe lata prowadziłem młodzież oazową. Młodzi wielokrotnie przychodzili do mnie z problemami i pytaniami o życie Kościoła, o wydarzenia, skandale, kryzysy, sensacje... Wśród tematów pojawiała się również sprawa troski o potrzebujących. Zaznaczali, że różne organizacje, stowarzyszenia, choćby WOŚP, robią tyle dobrego... A Kościół? Nie widać jego działalności...
Zaproponowałem więc grupie najstarszej młodzieży pewną wycieczkę, aby zobaczyła, co w praktyce robi Kościół dla potrzebujących. Pojechaliśmy do jednej z moich poprzednich parafii, na której terenie znajduje się dom opieki prowadzony przez siostry zakonne. Po przekroczeniu klasztornej furty wraz z młodzieżą odwiedzaliśmy wszystkie pokoje i sale, gdzie przebywały niepełnosprawne dziewczęta. Część dzieci leżała w łóżkach podłączona do aparatury, niektóre z nich były przywiązane do łóżek, aby w chwili ataku nie zrobiły sobie krzywdy. Te dzieci, będące w tak poważnych stanach, zostały oddane siostrom, bo rodziny nie miały sił się nimi opiekować. Te dziewczęta nigdy nie wstaną z łóżek... Młodzież mogła je potrzymać za rękę, przytulić. To było mocne doświadczenie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Potem przeszliśmy do innych pomieszczeń, gdzie były dziewczęta, nawet starsze kobiety, niepełnosprawne intelektualnie, mające poważne zaburzenia psychiczne. Jedne przytulały się do nas z całych sił, a inne nas szarpały, kopały, próbowały gryźć...
Na końcu siostry poczęstowały nas herbatą i ciastkami, ale młodzież nie bardzo chciała jeść. Łzy w oczach i ból żołądka – to była reakcja na wizytę w tym domu. Już nie musiałem mojej młodzieży tłumaczyć, co robi Kościół wobec potrzebujących.
Wspominam tę wycieczkę z młodzieżą oazową dlatego, że ten dom opieki, który wtedy odwiedziliśmy, to Dom Pomocy Społecznej w Jordanowie, gdzie od ponad 70 lat pracują siostry prezentki, które opiekują się najtrudniejszymi przypadkami. To nie jest dom dla panien z dobrych domów. To dom, w którym znajdują miejsce i opiekę dziewczęta, kobiety, którymi nikt inny nie chce się zająć albo już nie potrafi...
Przez 7 lat kilka razy w miesiącu byłem w tym domu opieki. Odprawiałem nabożeństwa, spotykałem się z siostrami i świeckimi pracownikami, odwiedzałem dzieci... Widziałem metalową klatkę, w której zamykano szczególnie niebezpieczne osoby, w trosce o to, aby sobie czy innym nie zrobiły krzywdy. Widziałem dzieci przywiązane do łóżek, aby uchronić je przed wypadnięciem i połamaniem. Zdarzało się, że opuszczałem ten dom posiniaczony, obity, czasem pogryziony... ale zawsze z poczuciem, że dotykałem Chrystusa obecnego wśród tych najbardziej cierpiących i zapomnianych.
Reklama
Kiedy tak obserwuję bezrefleksyjną nienawiść, która wylewa się na siostry i dom w Jordanowie, to stawiam sobie pytanie: czy tu naprawdę chodzi o dobro tych niepełnosprawnych dziewcząt i kobiet? Tak jak kiedyś – oskarżeniami, które nie znalazły żadnych sądowych wyroków – udało się zniszczyć ks. Jacka Stryczka, założyciela Szlachetnej Paczki, tak teraz próbuje się zniszczyć kolejne, ciche, pokorne dzieło ludzi, którzy całe swoje życie poświęcili tym najbardziej zapomnianym.
A przecież ten dom, jak wszystkie podobne placówki, stale był poddawany różnym kontrolom. Bliscy zawsze mieli możliwość odwiedzenia swoich dzieci... Czy naprawdę chcieliby trzymać swoje niepełnosprawne dzieci w miejscu, które pomnażało by ich cierpienie? Wiele razy – ze względu na to, że pracowałem w tej parafii – ludzie pytali mnie, czy nie mam jakiegoś dojścia, aby można było tam umieścić ich dziecko. A miejsce zazwyczaj zwalniało się w jeden sposób i tak przesuwała się długa kolejka oczekujących. Tak łatwo się oskarża, tak bezrefleksyjnie się wyrokuje i skazuje...
Jeśli są czy były jakieś uchybienia, to może lepiej je naprawić niż wszystko zniszczyć. Jak bardzo chciałbym tych wszystkich, którzy tak szybko potępiają, zabrać na tydzień do tego domu, aby się przekonali, jak wygląda tamtejsze życie... A jest to życie, od którego większość odwraca wzrok, którego wielu nigdy by nie potrafiło unieść...
Zapewne – jeśliby wytrzymali tydzień – wyszliby stamtąd z bólem brzucha i ze łzami w oczach.