Władysław Burzawa: Jaki był cel wizyty Księdza Biskupa w Papui-Nowej Gwinei?
Jan Piotrowski: Jako przewodniczący KEP ds. Misji jestem odpowiedzialny za polskich misjonarzy, których obecnie jest 1700 pracujących w 99 krajach. Po ubiegłorocznej mojej wizycie w Republice Konga i Angoli, która pozwoliła na odwiedzenie wszystkich misjonarzy, tym razem wybór padł na Papuę-Nową Gwineę, na antypody, gdzie żyje Kościół bardzo młody, i gdzie pracuje ponad 60 misjonarzy z Polski. W tę wizytę włączyłem księży konsultorów Komisji, aby mogli poznać rzeczywistość misyjną. Do Papui-Nowej Gwinei wybrałem się wraz z o. dr. Kazimierzem Szymczychą SVD, sekretarzem Komisji oraz z konsultorem ks. dr. hab. Franciszkiem Jabłońskim z Gniezna. Minęło 50 lat, kiedy trzech kapłanów diecezji gnieźnieńskiej: ks. Grzela, ks. Hanelt i ks. Muszyński dotarli do tego zakątka świata. Ci pierwsi misjonarze już nie żyją. W hołdzie dla tych kapłanów odwiedzaliśmy placówki, które zakładali pół wieku temu. W czasie wizyty jeden z australijskich biskupów podkreślał wielkie oddanie i pracowitość polskich misjonarzy.
Reklama
Księże Biskupie, Papua-Nowa Gwinea jest dla nas miejscem egzotycznym, o którym rzadko słyszymy. Jak położenie, kultura i historia wpłynęły na ewangelizację tego kraju?
Św. Jan Paweł II napisał w adhortacji skierowanej do Kościoła w Oceanii, że „każda kultura jest godna Ewangelii”. A słowa te znajdują zakorzenienie w Ewangelii św. Marka, który pisze: „Idźcie i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu” (Mk 16, 15). Pan Jezus jako Odkupiciel człowieka nie wyklucza nikogo, bowiem dar Jego miłości obejmuje wszystkich. Z jednej strony późna ewangelizacja Papui-Nowej Gwinei oraz wysp Pacyfiku jest pewnym wyrzutem pod adresem Kościoła, że nie podjął wcześniej wyzwań misyjnych. Ale jeśli patrzymy na historię, na środki komunikacji, na relacje, jakie wytworzyły się w świecie i zjawisko kolonializmu, to one miały duży wpływ na dzieło ewangelizacji. Dar Ewangelii jest dla wszystkich, aczkolwiek geografia i topografia tego kraju sprawia, że relacje społeczne są utrudnione. Dlaczego? Liczne wyspy, brak dróg oraz ok. 820 różnych języków plemiennych utrudniają pracę duszpasterską. Wspólną płaszczyzną porozumienia jest język angielski oraz pidgin, który jest językiem fonetycznym, a więc dla osób z krajów słowiańskich jest łatwo przyswajalny. Z perspektywy moich przeszło czterdziestu lat doświadczenia misyjnego uważam że potrzebna jest znajomość kodu kulturowego, by wejść w kulturę, w jej znaczenie, symbolikę. Wtedy można zrozumieć człowieka żyjącego w takich warunkach.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Misjonarze pracujący w Papui-Nowej Gwinei byli nie tylko nauczycielami, ale przede wszystkim świadkami. A przykładem jest błogosławiony męczennik Piotr To Rot, zamordowany przez Japończyków, który nie wyrzekł się wiary i na nowo, mimo upomnień podjął pracę misyjną. Za to został stracony. Podczas mojej wizyty spotkałem męża wnuczki bł. Piotra To Rota, Marko, wykształconego człowieka, który zajmuje poważną pozycję w lotnictwie cywilnym tego kraju. Mogliśmy porozmawiać o dziadku, o jego świadectwie wiary, kulcie błogosławionego…
Reklama
Jak wygląda duszpasterstwo i zaangażowanie polskich misjonarzy w tym szczególnym, wyjątkowym miejscu?
Kościół w Papui-Nowej Gwinei z racji wciąż niewystarczających powołań, potrzebuje wsparcia. Głosicielami Dobrej Nowiny są przede wszystkim katechiści. Ich praca jest wolontariacką, a ich formacja trwa przez dwa lata. Przyjeżdżają do diecezji ze swoimi rodzinami. Kobiety są przygotowywane do życia gospodarskiego, uprawiają ziemię, żeby wyżywić rodzinę, a resztę zapewnia diecezja. To dobra i odpowiedzialna metoda formacji. Byłem zaskoczony, że przy parafiach, jak i przy biskupstwach znajdują się jakby „miasteczka kościelne”. W Papui-Nowej Gwinei nie znacjonalizowano szkolnictwa ani służby zdrowia, dlatego ten wymiar posługi Kościoła jest bardzo ważny. Papież Paweł VI mówił: „Ewangelizacja integralnie obejmuje całego człowieka, a więc jego duszę i ciało”, dlatego w głoszeniu musi być troska o całego człowieka, i to widać w Papui-Nowej Gwinei. S. Jadwiga Faliszek, którą poznałem 25 lat temu, jest dyrektorką kościelnej służby zdrowia na cały kraj. Swoje studia medyczne odbyła w Australii, a jej praca i posługa to dar dla wspólnoty Kościoła. W szpitalu w miejscowości Kundiawa od lat pracuje lekarz ks. Jan Jaworski. Kiedyś był lekarzem w Nowym Sączu na chirurgii miękkiej, a pracując w Papui-Nowej Gwinei, odkrył swoje powołanie misyjne. To najlepszy chirurg jakiego ma ten kraj, który unowocześnia szpital, podnosząc poziom leczenia. Dzielił się ze mną doświadczeniem leczenia gruźlicy kręgosłupa, w której odnotowuje znaczny postęp. Pracę lekarza wiąże z posługą kapłańską. Patrzy na pacjenta jako lekarz, potem dociera do sfery duchowej. Kolejnym wymiarem zaangażowania misyjnego jest edukacja i uniwersytety, założone przez księży werbistów. Inicjatorem ich powstania jest Polak – ks. dr Jan Czuba SVD – założyciel Divine Word University w Port Moresby i fundator Uniwersytetu w Medang, którego prezydentem jest Nowozelandczyk, współpracujący z Polakami zarówno świeckimi, jak i zakonnikami z tytułami doktorów. Wśród nich jest brat zakonny dr n. medycznych Jerzy Kuźma SVD. Byłem zaskoczony, że w Papui-Nowej Gwinei w miejscowości Ilabu jest nowoczesny uniwersytet, w którym zamiast tradycyjnej biblioteki, są tylko czytelnie komputerowe, a reszta zasobów jest w „chmurze”. Łączność elektroniczna sprawia, że czytelnicy mogą z niej korzystać mimo odległości i braku dróg. Ks. Jan Czuba powiedział, że jest to pionierskie zadanie i przykład dla innych krajów. Udało się stworzyć wydział medycyny i fakultety pielęgniarskie. Jest to świadectwo, że polskie uczelnie wychowały dobrych specjalistów i bezcenny wkład w historię tego kraju. Do tego zaangażowania Kościoła dochodzą prowadzone w każdej parafii szkoły podstawowe i średnie.
Oprócz spotkań z wieloma ludźmi, wizytował Ksiądz Biskup także tamtejsze seminarium duchowne.
Odwiedziłem kilku biskupów, dwóch polskich oraz pięciu miejscowych, kardynała Johna Ribata, dwóch biskupów obcokrajowców – Australijczyka i Amerykanina. Byliśmy w seminarium Bomana, na przedmieściach Port Moresby – stolicy kraju. Jest tutaj miasteczko studenckie, w którym różne zgromadzenia mają swoje domy: dominikanie, sercanie, kapucyni i inne. Jest Instytut Teologiczny Ducha Świętego i Wyższe Seminarium Duchowne – jako dom formacji dla alumnów diecezjalnych. Zrobiło to na mnie wrażenie, widać tam dobrą współpracę z rektorem, Polakiem. Podczas spotkania ze studentami teologii powiedziałem im, że seminarium jest sercem diecezji, sercem zgromadzenia, że tak dużo od nich zależy, bo przecież wiemy czym jest serce w żywym organizmie. Mówiłem też o miłości do Kościoła, który w każdym zakątku świata jest taki sam, dlatego będąc na misjach, w różnych krajach nigdzie nie czuję się obco. Uważam, że klerykom stamtąd potrzeba otwarcia na kulturę swojego środowiska, ale i na inne plemiona gdzie będą posłani.
Mimo kulturowych różnic językowych, odprawiałem Mszę św. po angielsku, natomiast homilie były tłumaczone na angielski lub pidgin. Nie brak trudności rodzących akty przemocy, ale nie brak także nadziei, ponieważ ludzie tego regionu mają w sobie dużo naturalnej radości. Warto wspomnieć, że Papua-Nowa Gwinea, która zajmuje tylko część wyspy (a drugą część zajmuje Indonezja) jest zakorzeniona w świecie przyrody, bo Papuasi, słuchając przyrody, mówią: „ptaki nam przekazują swoje orędzie”. To zatem nie tylko kraj „kamiennej siekiery” – jak tytułowali swoje książki nasi misjonarze sprzed lat, ale kraj rajskiego ptaka, cudownego ptaka, który ma swoje miejsce na fladze tego kraju.