Istnieje przekonanie, że kary i prześladowania spadają na ludzi, którzy na nie zasłużyli. Ale rzeczywistość przynosi mnóstwo przykładów, że jest inaczej, bo często prześladowań doświadczają osoby całkowicie niewinne. Dzieje się tak dlatego, że dobro jest „solą w oku” dla tych, którzy chcą urządzić świat po swojemu – nie tylko bez Boga, lecz wbrew Bogu. Czytanie z Księgi Mądrości świadczy o tym, że sprawiedliwi stają wtedy wobec bardzo trudnej próby. Prześladowcy kpią: „Zobaczmy, czy prawdziwe są jego słowa, wybadajmy, co będzie przy jego zgonie”. Prześladowanie obraca się też przeciwko Bogu. Druga część tej samej kpiny brzmi: „Bo jeśli sprawiedliwy jest synem Bożym, Bóg ujmie się za nim i wyrwie go z rąk przeciwników”. Śmierć niewinnego człowieka ma być dowodem na niemoc Boga albo bolesnym oskarżeniem, że wcale nie jest niewinny, skoro Bóg nie przychodzi mu z pomocą.
Starotestamentowy tekst odwzorowuje niesprawiedliwości w relacjach między ludźmi, a zarazem stanowi zapowiedź losu Jezusa Chrystusa. Podczas publicznej działalności w Galilei kilkakrotnie zapowiadał On swoją mękę i śmierć, na które w żaden sposób nie zasłużył. Jednocześnie dodawał, że ostatnie słowo będzie należało nie do prześladowców, lecz do Boga: „Ci Go zabiją, lecz zabity, po trzech dniach zmartwychwstanie”. Chociaż uczniowie nie rozumieli ani nawet nie próbowali zrozumieć tych słów, jednak je zapamiętali. Często dopiero przyszłość odkrywa pełne znaczenie przeciwności i trudności, które przeżywamy. Z powodu niezrozumienia tego, co istotne, powstał spór o to, który z uczniów jest największy, czyli najważniejszy. Na tym etapie wyobrażali sobie swą wielkość bez współudziału w dramatycznym losie ich Mistrza. Nie brakuje chrześcijan, którzy idą za Jezusem Chrystusem tak długo, jak długo ich to niewiele albo nic nie kosztuje. Z takiego wygodnictwa wynikają konflikty i spory, których źródłem – jak wnikliwie zdiagnozował św. Jakub – są zazdrość i nieład wewnętrzny. Gdy mówimy o tym zjawisku, nie chodzi o robienie rachunku sumienia innym, lecz o rzetelny osobisty rachunek sumienia, czy i ja nie zaliczam się do tego grona. Pokusa zejścia z Krzyża bywa silna i nie omija nikogo. Jeżeli w życiu chrześcijanina nie dominuje perspektywa eschatologiczna, czyli wzgląd na ostateczne przeznaczenie do życia wiecznego z Bogiem, wtedy zawsze istnieje niebezpieczeństwo, że nie sprosta się najtrudniejszym wyzwaniom, które to życie, czyli doczesność, ze sobą niesie.
W celu przezwyciężenia egoizmu uczniów Jezus postawił przed nimi dziecko. Nie jest ono, jak się często tłumaczy, ideałem niewinności, lecz jest przykładem bezbronności i zależności od innych – dorosłych. Prosta czynność Jezusa ma dwojaki sens: dosłowny i duchowy. W starożytności było wiele dzieci, o które rodzice się nie troszczyli. Jezus natomiast uczy, że Jego uczniowie i wyznawcy powinni podjąć odpowiedzialność za każde porzucone dziecko i troskę o nie. To wystarczające uzasadnienie dla wspierania inicjatywy „okna życia”. Przyjęcie porzuconego dziecka jest równoznaczne z przyjęciem Jezusa i Tego, który Go posłał – Boga, Ojca wszystkich ludzi. Na poziomie duchowym natomiast Jezus wskazuje, że sytuacja dziecka stanowi obraz naszej całkowitej zależności od Boga. To On pomaga przejść przez życie godnie i w pełni bezpiecznie. Wzgląd na to sprawia, że z tym większą ufnością włączamy się w wołanie psalmisty: „Bóg podtrzymuje całe moje życie”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu