Mieszkają tu przede wszystkim księża seniorzy, którzy osiągnęli już wiek emerytalny i przestali pełnić funkcje i urzędy, albo ci, którym na ich pełnienie nie pozwala już stan zdrowia.
Od idei do powstania
Położony w Będzinie przy ul. Stawowej budynek powstał z inicjatywy bp. Adama Śmigielskiego. Budowa rozpoczęła się w roku 2000, a na lokalizację wybrano teren z niewykończonym budynkiem domu katechetycznego parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa. Ówczesny proboszcz parafii, ks. Józef Stemplewski, został mianowany dyrektorem do spraw budowy Domu Księży Emerytów. Fundamenty bp Śmigielski poświęcił w listopadzie 2002 r., a już trzy lata później zamieszkali tu pierwsi mieszkańcy – ks. Kazimierz Mrówka i ks. Stanisław Pułka, emerytowani proboszczowie z Niegowonic i Klucz.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Łącznie od początku mieszkało tutaj 66 księży – nie tylko seniorów, ale także początkowo pracowników kurii. Obecnie w Domu św. Józefa mieszka 35 księży – 30 z nich to emeryci lub renciści. Najstarsi mieszkańcy to 88-letni księża Edward Sztama oraz Franciszek Błasik.
Dyrektorami Domu św. Józefa byli ks. Paweł Kempiński oraz ks. Włodzimierz Skoczny. Od 11 lat funkcję tę pełni ks. Rafał Stępniewski. – Myślę, że przez moje problemy zdrowotne mogę lepiej zrozumieć mieszkańców. Muszą czuć się tutaj jak u siebie i mieć pewną decyzyjność – opowiada ks. Stępniewski.
Reklama
A wszyscy mieszkańcy, z którymi rozmawiam, nie mogą się go nachwalić. Ksiądz Kazimierz Syrek po krótkiej rozmowie specjalnie dogania mnie na korytarzu. – Proszę koniecznie napisać, że dzięki staraniom dyrektora wszystko jest tutaj na najwyższym poziomie, jesteśmy znakomicie zaopiekowani – mówi.
Wszystko na miejscu
W domu znajduje się kaplica, której patronuje opiekujący się całym domem św. Józef. Jest także aula, której patronem został pierwszy biskup sosnowiecki. Stąd przestrzeń ta służy także innym księżom na organizowane w diecezji rekolekcje, a także spotkania różnych ruchów i stowarzyszeń. Oczywiście jest także kuchnia i jadalnia oraz pracujące w niej panie, dbające nie tylko o smakowite, ale i zdrowe jedzenie dla mieszkańców. Są osoby sprzątające, a ponieważ mieszkańcy są w różnym stanie zdrowia, w tym także leżący i wymagający stałej opieki, także panie opiekunki zajmujące się ich codzienną pielęgnacją. Czasem wystarczy przypomnieć o konieczności zażycia leków, czasem potrzeba bardziej specjalistycznych zabiegów, stąd na wagę złota są osoby z uprawnieniami pielęgniarskimi. Bardziej skomplikowane procedury medyczne zapewnia nieocenione wsparcie hospicjum domowego.
Reklama
Każdy ksiądz ma do dyspozycji mieszkanie z dwoma pokoikami, łazienką i aneksem kuchennym. W większości wypełniają je swoimi meblami, które przywożą z ostatnich parafii, choć niektórzy decydują się na zamówienie nowych. Niezależnie od tego pokoje mają bardzo indywidualny charakter – ściany wypełniają obrazy, zdjęcia, pamiątki. Wśród nich najczęściej zdjęcia kościołów, w których byli proboszczami, fotografie z ministrantami i grupami, rodzinami. Sporo jest oczywiście wizerunków Jezusa, Maryi i świętych, którzy pewnie pośredniczyli w niejednej modlitwie. Ale są także mapy odwiedzonych miejsc czy… koszulki piłkarskie. Mieszkania mają dostęp do internetu i telewizji, z których mieszkańcy chętnie korzystają, większość ma także balkon. Jest też rozległy ogród, o który – na miarę sił – dbają sami mieszkańcy. – Młodnieją przy tych pracach – zauważa ks. Stępniewski.
Plan dnia
Dzień w Domu św. Józefa rozpoczyna się o godz. 7 Mszą św. w kaplicy. W modlitwach księża polecają sprawy diecezji, wnikliwie sprawdzają kalendarz diecezjalny, by pamiętać o rocznicach święceń kapłańskich i imieninach kapłanów z diecezji, pamięcią obejmują też zmarłych w rocznice ich śmierci. Zdarza się, że przyjmowane są tu Msze św. gregoriańskie, wówczas codziennie odprawia je inny z kapłanów. Po Eucharystii jeden z celebransów zanosi Komunię świętą księżom, którzy z powodu choroby nie mogli w niej uczestniczyć.
Po śniadaniu jest czas wolny, który księża wypełniają sobie według własnych potrzeb i przyzwyczajeń. Spotykają się zwykle w mniejszych grupach na obowiązkowej kawie. To także czas rozmów, wymiany wiadomości. Dbając o kondycję, sporo spacerują. Już po śniadaniu można spotkać ks. Tadeusza Maja zmierzającego do pobliskiego marketu po obowiązkowy Przegląd Sportowy, którego od wielu dekad jest wiernym czytelnikiem. To u niego można też wieczorami oglądać mecze piłki nożnej czy siatkówki. Kibiców w męskim gronie nie brakuje, czasem pojawiają się także goście z zewnątrz.
Reklama
Spokojnie wokół domu z różańcem spaceruje ks. Zbigniew Kozłowski. Musi odmówić w ciągu dnia aż cztery części – tak ślubował po tym, jak udało mu się wyjść z choroby nowotworowej. Część decyduje się na spacery w bardziej urokliwych zakątkach przyrody – przejeżdżają samochodami na przykład nad nieodległą Pogorię.
Potem jest oczywiście obiad i otrzymywana „na wynos” kolacja, do tego wspólna modlitwa brewiarzowa czy np. październikowy Różaniec. Wielu księży popołudniami pomaga w różnych parafiach – odprawiają Msze święte, spowiadają, głoszą kazania odpustowe czy okolicznościowe. Wobec systematycznego zmniejszania się liczby księży w wielu miejscach emeryt jest na wagę złota. Ale najważniejsze dla wielu z nich są powroty do miejsc, gdzie byli proboszczami i zostawili cząstkę siebie. – Bardzo się cieszę, że mój następca zaprasza mnie, a na plebanii wciąż mam swoje mieszkanie – opowiada ks. Antoni Idasiak.
Oczywiście wyjeżdżają także w inne miejsca, uczestniczą w wydarzeniach ogólnodiecezjalnych, na miejscu i na wyjazdach realizują swoje pasje, na które brakowało wcześniej czasu. – Mamy tu wesoło – podsumowuje ks. Maj.
Najtrudniejsze
Reklama
– Kiedy ks. Jan Szkoc był w bardzo ciężkim stanie, został przewieziony do sosnowieckiego hospicjum, był zresztą jednym z inicjatorów jego powstania. Gdy jego stan odrobinę się polepszył, powiedział, że nie chce umierać tam, lecz w domu – opowiada ks. Stępniewski. Bo właśnie jako swój dom na ostatni (choć często wcale nie taki krótki) etap życia kapłani traktują to miejsce. I, jak to w domu, bywa tu zarówno wesoło, jak i smutno. Zwłaszcza wtedy, gdy przychodzi żegnać kolejnych kolegów lub gdy podupadają oni na zdrowiu. Realia odchodzenia są różne. Nie zawsze łatwo się z tym pogodzić, czasem, dokładnie tak jak ludzie świeccy, uciekają przed wizją sakramentu namaszczenia chorych, bo przecież jeszcze jest czas.
W tym roku pożegnano trzech najstarszych mieszkańców – kapłanów nietuzinkowych i znanych w diecezji, czyli ks. Czesława Tomczyka, ks. Zygmunta Woźniaka i ks. Jana Szkoca, liczących sobie odpowiednio 94, 93 i 92 lata. A w ostatnich dniach liczącego 79 lat ks. Czesława Mielczarka. Łącznie przez te niemal 20 lat zmarło tutaj 29 księży. Przy wejściu do kaplicy od 2017 r. wisi tablica z nazwiskami zmarłych kapłanów diecezji sosnowieckiej. To swoiste memento mori, ale także zaproszenie do modlitwy za zmarłych.
– Mamy świadomość nadchodzącego końca i szacunek dla czasu, który pozostał. Wykorzystujemy go, jak potrafimy najlepiej – podsumowuje ks. Idasiak.