Prowadzący spotkanie wyjaśnił na początku, że tytuł spotkania „Halo, Kościół, czy mnie słyszysz” przyszedł do głowy podczas wypraw żeglarskich. To sytuacja na morzu, gdy żeglarz w potrzebie szuka przez radiostację kogoś, kto mógłby go poratować, to wołanie, które czasem przeradza się w dramatyczne SOS, ratujcie nasze dusze. Dobre porównanie, Kościoła szuka się przecież przede wszystkim dla uratowania duszy. Tylko czy Kościół to wołanie słyszy? Albo lepiej – to było przecież spotkanie ekumeniczne, paneliści reprezentowali co najmniej cztery wyznania – czy Kościoły to wołanie słyszą?
Reklama
Ciekawie na to pytanie odpowiedziała jedyna wśród dyskutantów kobieta, pani Aleksandra, jak się okazało mama czwórki dzieci i żona pastora. Przecież to my jesteśmy Kościołem – mówiła – gdy po nabożeństwie wychodzimy ze świątyni, ze zboru i rozmawiamy ze sobą stajemy się Kościołem słyszącym się nawzajem i słuchającym. Z tych rozmów czasem wynika wiele dobrego: dzielimy się radością i smutkiem, znajdujemy pomoc w doraźnych kłopotach, umacniamy się w przekonaniu, że nie jesteśmy sami. Myśl wydała mi się słuszna i inspirująca: tak, pytanie „Kościele, czy nas słyszysz” nie może być pytaniem jedynie do duchowieństwa i hierarchii, rzeczywiście jesteśmy „Ludem Bożym”, który razem pielgrzymuje wspierając się nawzajem. Czy my, wierzący chrześcijanie pamiętamy o tym i staramy się wzajemnie usłyszeć? Czy staramy się usłyszeć i zrozumieć ludzi, którzy sytuują się poza Kościołem, którzy czują się w nim niezrozumiani? W potocznym rozumieniu Kościół to tylko duchowieństwo, zwłaszcza biskupi, a to przecież bardzo niedobre uproszczenie, w gruncie rzeczy przejaw klerykalizmu. Jestem ochrzczony, jestem świeckim chrześcijaninem, jestem cząstką Kościoła! Mało tego, w moim Kościele domowym jako ojciec i dziadek jestem głową tego Kościoła, odpowiedzialnym za jego prawdziwość i rozwój. Mam obowiązek słuchać i słyszeć.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Oczywiście nie mogło na spotkaniu zabraknąć tematu słuchania wiernych przez kościelną hierarchię. Wspomniana wyżej pani Ola z uśmiechem powiedziała, że ona nie ma większych problemów z tym, by być usłyszana przez przełożonego jej parafii, ale umówmy się, jej przypadek jest szczególny. W naszym katolickim Kościele problem niesłyszenia wiernych przez hierarchię bardzo martwił papieża Franciszka. Uważał, że wierzący w Chrystusa powinni ze sobą rozmawiać, słyszeć się wzajemnie i z tego wysłuchania wyciągać konkretne wnioski. Dlatego zwołał synod i zadał mu bardzo dalekosiężny temat: synodalność. Trwa teraz etap wdrażania postanowień synodu, ale przyznajmy – ani nie przebiega to łatwo, ani nie wciąga wielu ludzi. Nawet wśród osób zaangażowanych w różne chrześcijańskie wspólnoty temat nie jest specjalnie znany. Szkoda, bo tu jest szansa na tworzenie Kościoła słuchającego i słyszącego, Kościoła, w którym wierzymy, że Duch Święty może przemawiać także przez najmniejszego. W kościelnych dyskusjach więcej jest mowy o tym, w jaki sposób skutecznie nauczać, jak efektywnie tworzyć dobry obraz Kościoła niż o tym jak uważnie słuchać wiernych, a także tych, którzy odeszli od wiary i słusznie lub nie wypowiadają się o Kościele krytycznie. A przecież umiejętność mądrego słuchania jest niezbędna w dialogu i każdej edukacji. Niczego mądrego i dobrego nie przekażemy, jeśli nie będziemy umieli słuchać.
„Ratujcie nasze dusze” – to wołanie zainspirowało naszego prowadzącego dyskusję. Długo nad tym myślałem. I uświadomiłem sobie, że w jednym aspekcie nasz Kościół jest bardzo uważnie słuchający. I przyznajmy: to aspekt absolutnie najważniejszy. Dzieje się w setkach konfesjonałów, rozmównic, podczas duchowych rozmów na pielgrzymkach i rekolekcjach. Bardzo słusznie to nie jest słuchanie publiczne, mało tego jest z obowiązkiem całkowitej dyskrecji. To słuchanie faktycznie ratujące dusze. Kapłan słucha, doradza jak umie i najważniejsze: w imieniu Chrystusa przebacza, otwiera drogę do zbawienia. Trzeba byśmy dyskutując o Kościele słuchającym lepiej lub gorzej, otwartym lub bojącym się dialogu nie zapominali o tym miejscu słuchania.
