Parafrazując powiedzenie narzekających na uciążliwości swojego zawodu nauczycieli: "Bodaj byś cudze dzieci uczył", można śmiało powiedzieć, że wychowywanie dzieci w rodzinie również nie jest
łatwym zadaniem. To żmudny, długotrwały i męczący proces, nie zawsze uwieńczony efektem, jakiego się spodziewamy. Jako rodzice popełniamy sporo błędów, bo tak naprawdę nikt nas nie uczył, jak
wychowywać własne pociechy. Kierujemy się intuicją i w wielu momentach sami błądzimy, a jeśli nawet czujemy, że postępujemy źle, nie zawsze wiemy, w jaki sposób to zmienić.
Często obarczamy dzieci zbyt wieloma wymaganiami lub robimy to w niewłaściwy sposób.
Do niedawna jako osobistą porażkę odbierałam swoje rodzicielskie małe niepowodzenia, typu: niechęć dzieci do wykonywania poleceń, ich opieszałość i niedbalstwo, brak gotowości do podejmowania
obowiązków domowych itd. Wprowadzało to uczucie rozdrażnienia i bezsilności. Okazuje się jednak, że wiedzę na temat wychowania dzieci można poddać pewnej weryfikacji i uporządkowaniu.
Istnieje duży zasób metod psychologicznych, pozwalających na uniknięcie podstawowych błędów wychowawczych. Jest też sporo literatury na ten temat, jak chociażby książka Adele Faber i Elaine
Mazlish pt. Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły lub kilka edycji książki Thomasa Gordona Wychowanie bez porażek. Po ich lekturze uświadomiłam sobie, że moje problemy
to najzwyklejszy proces wychowawczy, który przebiega w każdej rodzinie, gdzie dorastają dzieci, i że moje zmagania nie są żadnym wyjątkiem. To "odkrycie" było bardzo pomocne w uporządkowaniu
własnych uczuć i nabraniu większego dystansu do codziennych relacji z własnymi pociechami.
Wychowywanie dzieci wymaga nie tylko serca, ale także niemałej inteligencji oraz wielkiej wytrwałości i konsekwencji w działaniu. Często nie uświadamiamy sobie np., że nam, rodzicom,
wydaje się ważniejsze to, jak dziecko się zachowuje, od tego, co ono przeżywa w danym momencie. Patrząc z pewnego dystansu, wręcz absurdalny wydaje się fakt, że więcej energii wkładamy
w to, by dziecko nie czuło tego, co czuje (np. złość, strach, rozczarowanie, rozżalenie, smutek), zamiast po prostu pomóc mu uporać się z trudnymi uczuciami, okazując zrozumienie
i współczucie!
Dziecko ma prawo do własnej godności, zwłaszcza gdy przeżywa trudności. W wielu sytuacjach może mu pomóc zwykłe "wczucie się" w jego sytuację i wyobrażenie sobie,
co ono przeżywa w danej chwili lub jaka może zrodzić się w jego umyśle postawa po zaistnieniu trudności. Lepszy efekt osiągniemy w tym momencie, gdy łagodnie opiszemy
mu problem i wytłumaczymy, czego od niego oczekujemy, niż gdy skwitujemy jego bezradność w formie ostrej wypowiedzi.
Bardzo pomocne w kontaktach z dziećmi i młodzieżą jest mówienie przez rodziców o swoich uczuciach i oczekiwaniach. To, jak mówimy, jest tak samo
ważne jak to, co mówimy. Sam wygląd oburzonego rodzica może zniechęcić dziecko do opowiedzenia o swoich przeżyciach lub wykonania poleconych mu czynności, a lekceważenie lub minimalizowanie
uczuć dziecka może je głęboko zranić i zniechęcić w przyszłości do otwarcia się wobec rodziców.
Niemal codziennie doświadczamy tego, jak bardzo mogą nas irytować, a nawet wyprowadzać z równowagi drobne, prozaiczne sprawy, np. nieporządek w pokojach dzieci, rozrzucanie
rzeczy po całym domu, nieodkładanie przedmiotów na ich miejsce itd. Uciążliwość wielokrotnie powtarzanych czynności porządkowych sprawia, że czujemy się coraz bardziej zmęczeni i znudzeni ciągłym
powtarzaniem tych samych poleceń. Również po jakimś czasie nasze naturalne poczucie humoru ulatuje nie wiadomo gdzie. W takich momentach chęć do żartów naszych pociech powoduje w nas
jeszcze większe rozdrażnienie. Taka postawa ma swoje następstwa. Dziecko, nie widząc w nas partnera gotowego do rozładowania napięcia, staje się jakby otępiałe i głuche na powtarzanie
przez nas stale tych samych słów i poleceń. Najczęstszą odpowiedzią jest wówczas: "Zaraz", "za chwilę" albo "już idę" - bez żadnej reakcji.
Dobrze jest, gdy umiemy wyraźnie okazać, co czujemy w sytuacjach konfliktowych, jasno określimy swoje oczekiwania i wskażemy, jak dziecko może naprawić popełnione zło. Możemy
zaproponować jakiś wybór wyjścia z sytuacji lub wspólną dyskusję o rozwiązaniu problemu. Trzeba umieć jednak akceptować pomyłki dziecka, traktując je jako pewien etap w procesie
uczenia się, nie zaś natychmiast ganić dziecko i oczekiwać bezbłędnego wyjścia z sytuacji. Należy także pokazywać, że nam również zdarza się popełniać błędy, które musimy przecież
akceptować.
Bardzo istotny jest sposób komunikowania się. Dobry skutek odnosi wydawanie dzieciom poleceń jednym wyrazem, a nie zasypywanie lawiną słów, co (oprócz uniknięcia komentarza: "Mama znowu
gdera...") oszczędzi nasz czas, płuca i nudne wyjaśnienia. Niejednokrotnie koncentrujemy się tylko na tym, by wytykać błędy dziecka. Taka forma wychowawcza może odnieść wręcz odwrotny skutek.
Dużo lepsze wyniki pedagogiczne uzyskamy, gdy będziemy zauważać i podkreślać zalety dziecka, np. jego inteligencję, inicjatywę, poczucie odpowiedzialności, poczucie humoru czy uwrażliwienie
na potrzeby innych. Taka metoda zwiększy u dziecka wiarę w siebie i poczucie własnej wartości. Ważne jest także znalezienie właściwego języka, który przyczyni się do pielęgnowania
jego poczucia godności. Dobry skutek odnosi stosowanie opisowych pochwał, tzn. mówienie o tym, co widzimy, gdy jesteśmy mile zaskoczeni postępowaniem dziecka. To mocno podbudowuje jego samoocenę.
Pozytywne jest także danie możliwości "podsłuchania" przez dziecko, gdy chwalimy je przed innymi osobami, np. dziadkami, znajomymi.
Teoretyczne rady dotyczące wychowania dzieci są niezwykle proste, ale wcielenie ich w życie to ogromny wysiłek. Każdy rodzic przyzna, że wychowywanie dzieci jest wyczerpujące. Jednak im
mniej popełnimy błędów podczas tego procesu, tym bardziej będziemy zadowoleni z efektu końcowego, a nasz trud się opłaci.
Pomóż w rozwoju naszego portalu