Krakowskie Przedmieście 42. Czwartek. Godzina 11.00. Gromadka ludzi tłoczy się pod bramą. Za chwilę siostry z Franciszkańskiego Zakonu Świeckich przy kościele Kapucynów będą rozdawać
pieczywo. Dziewięcioosobowa grupa wolontariuszek pracuje w czwartki i w piątki. Chleb przywożą na własny koszt autobusami, czasem nawet rowerem.
„Kiedyś było lepiej - wspomina Krystyna Gałkowska - wydawaliśmy zupy, dostawaliśmy od sponsorów kości i podroby z rzeźni. Teraz ludzi chcących pomóc innym jest
coraz mniej, tymczasem potrzebujących ciągle przybywa. Nasza pomoc jest więc ograniczona tylko do rozdawania chleba. Mimo to każdy, kto będzie potrzebował wsparcia na pewno je otrzyma”.
Ul. Zielona 3. Piątek. Godzina 12.00. Pod stołówką Bractwa Miłosierdzia im. św. Brata Alberta tłum ludzi. Tutaj można zjeść gorący obiad oraz otrzymać wydawany z samochodu suchy prowiant.
Miejsce to cieszy się szczególnym uznaniem wśród osób bezdomnych i głodnych. Tu może przyjść każdy; wystarczy, że jest głodny.
„Nasza praca to przede wszystkim niesienie pomocy ludziom bezdomnym, najbardziej potrzebującym i pokrzywdzonym przez los - przedstawia działalność Bractwa ks. Jan Mazur, duszpasterz
ludzi bezdomnych. - Pomoc wyrażamy przede wszystkim w tworzeniu kuchni, która funkcjonuje praktycznie przez cały rok. Mimo iż w miesiącach letnich nie było gorących posiłków,
wydawaliśmy pomidory, ogórki, chleb. Od września wydawane są natomiast gorące posiłki. Codziennie rozdajemy około 300 litrów zupy. Głodnych jednak ciągle przybywa i wiadomo, że będzie przybywało”.
Przyzwyczajone do krążącego w społeczeństwie stereotypu bezdomnego pijaka, pytamy ks. Mazura, jacy ludzie przychodzą do stołówki Bractwa Miłosierdzia.
„Do niedawna byli to ludzie przeważnie z marginesu, ok. 70 procent - odpowiada Ksiądz Jan. - Obecnie skala ludzi uzależnionych rzeczywiście się zmniejsza na korzyść osób
faktycznie biednych. Tu mamy młodzież, przychodzą nawet dzieci z rodzicami. Przychodzą ci, którzy znaleźli się na skraju nędzy chociażby z powodu upadku firmy. Są też wielodzietne
rodziny. Nie tylko z Lublina. My sami dowozimy produkty żywnościowe do tych najbiedniejszych, szczególnie mieszkających na wsiach. Obszar nędzy robi się coraz większy i to jest bardzo
niepokojące zjawisko”.
Zdaniem ks. Mazura bieda zaczyna się od zejścia na inną drogę niż ta, którą wyznacza Bóg. Grzech pozbawia wolności człowieka, pozbawia go poczucia wartości, czyni go niewolnikiem, w końcu
wyniszcza. Dlatego właśnie kuchnię Bractwa prowadzą bezdomni, mieszkańcy schroniska. Czterech bezdomnych przygotowuje posiłki, a trzech z nich je wydaje. Tutaj mogą czuć się potrzebni.
„Najważniejsze to pokazać tym ludziom, że Jezus ich kocha, że tylko On może ich zbawić” - podsumowuje ks. Mazur.
„Życie ostro dało mi w kość - mówi zagadnięty przez nas pięćdziesięciojednoletni pan Henio, który codziennie ustawia się w kolejce po darmową zupę. - Straciłem
dom i rodzinę. Zawalił mi się cały świat. Nie mam ani gdzie spać, ani co jeść. Jedyna pomoc, na jaką mogę liczyć, pochodzi właśnie stąd”.
„Jak jesteście głodne, to przychodźcie najlepiej tutaj - radzi nam pan Władek - To najlepsze miejsce dla takich przegranych ludzi, jak my”.
Skonsternowane odpowiadamy, że my takiej pomocy nie potrzebujemy, ale pan Władek uśmiecha się ironicznie:
„Nigdy nic nie wiadomo. Widziałem tu już nie takie szychy. Najpierw taki kupuje sobie codziennie nowy krawat, a potem nie stać go na zwykłą bułkę. Tu kończy się wiele karier i wiele
związków”.
„Może was to nigdy nie spotka - pociesza nas pan Henio - ale zawsze trzeba być otwartym na ludzką niedolę. Przecież jesteśmy tacy sami jak wy. Jesteśmy ludźmi z krwi i kości.
Los zepchnął nas na boczny tor życia, ale to nie znaczy, że przestaliśmy istnieć. A prawdziwi chrześcijanie powinni w każdej sytuacji zauważać drugiego człowieka”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu