Reklama

Być apostołem Chrystusa

Prawdziwym źródłem szczęścia jest Jezus Chrystus. On sprawia, że miłość ma tylko jedno pragnienie: przemienić się w ciepło i światło, aby ogrzać wokół siebie to wszystko, co jest zimne, aby oświetlić to, co jest w ciemnościach. Osoby, które ukochały Boga bez zastrzeżeń, są w szczególny sposób zdolne, by kochać człowieka i poświęcić się dla niego bezinteresownie.Wraz z Księdzem Arcybiskupem rozmawialiśmy o tym, że każdy, kto jest zupełnie oddany Jezusowi, będzie szczęśliwy dzięki Bożej miłości, mimo wielu krzyży życia doczesnego.

Niedziela szczecińsko-kamieńska 2/2007

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Eliza Nowakowska: - Dlaczego czcigodny Ksiądz Arcybiskup zdecydował się zostać sługą Bożym?

Abp Zygmunt Kamiński: - Czułem, że mam takie powołanie. Słyszałem głos Pana. Tak mi się wydało. Następnie decydowali też inni, czy mam ku temu odpowiednie warunki, zaangażowanie i przygotowanie. W seminarium poważną i najgłębszą funkcję rozeznania powołania ma ojciec duchowny, do którego chodzi się do spowiedzi i rozmawia się o sprawach duchowych. Jemu stawia się pytanie przed święceniami, czy rzeczywiście nadaję się do posługi kapłańskiej w Kościele? Następnie rada formacyjna w seminarium, tj. profesorowie i wychowawcy analizują wyniki nauki, zachowania, postawy. Ich głos posiada też duże znaczenie. Później jest także rozmowa biskupa diecezjalnego z kandydatem do kapłaństwa, który stawia mu konkretne pytania. Dopiero, biorąc to wszystko pod uwagę - moje pragnienie i chęć zostania księdzem, następnie opinię ojca duchownego, profesorów i wychowawców, a wreszcie decyzję biskupa, kandydat zostaje przedstawiony do święceń. Jak widać jest to długi i skomplikowany proces.

- Kiedy Ksiądz Arcybiskup poczuł powołanie?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Już wtedy, gdy byłem młodym chłopcem. Jeszcze w szkole podstawowej niektórzy mówili o mnie ksiądz, dlatego że byłem ministrantem. Chociaż miałem daleko, do kościoła biegałem, aby służyć do Mszy św., być na Różańcu i nabożeństwach majowych. Jako młodzieniec byłem związany z Kościołem, także podczas nauki w Gimnazjum i Liceum Biskupim w Lublinie. Atmosfera panująca w szkole temu sprzyjała. Podobnie dom rodzinny, który był religijny. To wszystko złożyło się na to, że zdecydowałem się zostać księdzem. Chociaż jako kleryk zastanawiałem się, czy rzeczywiście nadaję się do tej pracy.

- Czy trudno było podjąć Waszej Ekscelencji decyzję poświęcenia swego życia Bogu?

- Trudno. Każda taka życiowa decyzja wymaga pewnej refleksji i przemyślenia, ale i wewnętrznego przyglądnięcia się sobie i zastanowienia się, co byłoby właściwsze: czy zostać księdzem, czy też ewentualnie podjąć pracę świeckiego człowieka. Mój nauczyciel wychowania fizycznego, prof. Firsowicz, zachęcał mnie, abym poszedł na Akademię Wychowania Fizycznego lub na medycynę sportową. Sam był takim specjalistą. Później został naczelnym lekarzem polskich ciężarowców.

Reklama

- Jak na tę decyzję zareagowali najbliżsi?

- Na pewno rodzice zareagowali z radością. Chociaż kiedyś, gdy pracowałem z ojcem na polu, byłem chyba po trzecim roku seminarium, on zapytał: „A może seminarium ci nie odpowiada? Nie musisz być księdzem. Możesz wybrać inną pracę, inne studia. Pomogę ci”. Ja powiedziałem: „Wybieram drogę ku kapłaństwu”.

- Kto jest dla Księdza Arcybiskupa największym autorytetem?

- Moim Mistrzem jest Jezus Chrystus. Ja staram się być tylko Jego uczniem, Jego sługą.

- Kiedy i w jakich okolicznościach poznał Ekscelencja Ojca Świętego Jana Pawła II?

- Arcybiskupa Krakowskiego poznałem jeszcze przed moimi święceniami kapłańskimi. On był profesorem na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, a ja studiowałem na KUL-u, najpierw przez dwa lata filozofię, później cztery lata teologię i przez trzy lata prawo kanoniczne. Tam widywaliśmy się. Uczył etyki filozoficznej. Później poznawałem go, jak już pracowaliśmy razem w Konferencji Episkopatu Polski. On był biskupem krakowskim, a ja biskupem pomocniczym w Lublinie. Na pierwszej konferencji podszedł do mnie w czasie przerwy i mówił tak: „Niech się ksiądz biskup nie peszy tą sytuacją na konferencji, bo pierwszy raz, to tak dziwnie jest. Ksiądz biskup się przyzwyczai”. Stwierdzam, że po trzydziestu latach przyzwyczaiłem się.

- Co Ksiądz Arcybiskup czuł, spotykając się z naszym Papieżem? Jak go Ekscelencja zapamiętał?

- Zapamiętałem go już z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, kiedy studenci podkreślali: „Wojtyła idzie! Zobacz, jest Wojtyła na wykładach! Wojtyły zajęcia są interesujące!”. Następnie widziałem go często modlącego się. Był człowiekiem ogromnej modlitwy. Na Konferencji Episkopatu Polski zabierał zawsze głos podsumowujący dyskusję, wyciągający wnioski. Te wystąpienia były bardzo precyzyjne, konkretne, z drugiej strony oryginalne. Doświadczyłem też tego, że był wesoły, dowcipny i bardzo koleżeński. Później podziwiałem jego wielkość jako Papieża i podjęcie przez niego wielkich i odważnych prac w Kościele. Kiedy teologia wyzwolenia w Ameryce Południowej robiła duże spustoszenie, biskupi tego kontynentu zaprosili najpierw Pawła VI, ale on był już wtedy ciężko chory i na konferencję biskupów Ameryki Południowej nie mógł pojechać. Tak samo jego następca, Jan Paweł I, z racji krótkiego pontyfikatu nie zdążył udać się na to spotkanie. Jan Paweł II tuż po wyborze zdecydował się pojechać do Puebla, by przeciwstawić się teologii wyzwolenia. Wyjazd ten zaowocował dużym sukcesem.
Poznawałem Jana Pawła II na różnych etapach mojego życia. Im lepiej go poznawałem, tym więcej miałem szacunku i uznania. Byłem dumny z tego, że syn polskiej szkoły, uniwersytetu, kultury mówił tak dużo na jej temat zarówno w Polsce, jak i na całym świecie. Coraz bardziej doceniałem wagę tego pontyfikatu, tej osoby, a wreszcie, gdy patrzyłem na umieranie Ojca Świętego, to jego postawa była dla mnie budująca.
Mnie także dwukrotnie przygotowywano na śmierć po wypadku. Najpierw w sierpniu 1987 r. lekarze sądzili nawet, że nie przeżyję. Potem w listopadzie ubiegłego roku, kiedy odkryto, że mam główną tętnicę serca niedrożną w 90%. Gdy pogotowie w Detroit zabierało mnie na intensywną terapię, siostry, u których mieszkałem, zaczęły płakać, a ja wtedy do nich powiedziałem: „Nie płaczcie, tylko módlcie się, żebym umiał godnie umrzeć”. Moment śmierci dla człowieka jest ważny i trudny. Trudny, tym bardziej, jeżeli jest się chorym i zagrożenie śmierci przeżywa się na obczyźnie. Dlatego rozumiem dyskusję Ojca Świętego z samym sobą w swoim testamencie na temat tego, gdzie ma być pochowany.

- Jakie jest najważniejsze wydarzenie lub wspomnienie Waszej Ekscelencji związane z Janem Pawłem II?

- Najważniejsze było to, kiedy podejmowałem go jako Papieża w diecezji płockiej. 7 i 8 czerwca 1991 r. był moim gościem. Odstąpiłem mu wtedy swoją sypialnię i gabinet pracy. To było dla mnie ogromnie radosne. Myślę, że już nigdy w życiu nie będę po raz drugi podejmować papieża.

- Jak najlapidarniej określiłby Ksiądz Arcybiskup pontyfikat Ojca Świętego?

- Pontyfikat wspaniały!

- W dzisiejszych czasach zdarza się, że młodzież oddala się od Boga. W jaki sposób nakłoniłby ją Ekscelencja do życia blisko Kościoła?

- Czy się oddala? Może i tak, ale ja nie jestem tego taki pewny. Młodzież jest poszukująca. Chociażby choroba i śmierć Papieża... Najpiękniej w całym społeczeństwie zachowali się ludzie młodzi. Ich refleksja, przeżycie, skupienie, ta cisza, tak samo żarliwa modlitwa, uczestniczenie w uroczystościach pogrzebowych, to wydaje mi się, pokazuje, że młodzież nie oddala się tylko szuka większych wartości. Natomiast starsze pokolenie nie zawsze daje najlepszy przykład życia, postępowania, a młodzież jest wyczulona na świat wartości. Niekiedy lepiej oceniam młodzież niż pokolenie starsze, do którego sam należę.

- Dlaczego warto jest poświęcić życie Chrystusowi?

- Jeżeli widzi się w tym najgłębszy sens naszego życia, jest się najbliżej tajemnicy szczęścia, bo życie nie tylko w wymiarze ziemskim jest ważne, ale właśnie w wymiarze wieczności. Tajemnica życia wiecznego, tajemnica nieba, to co św. Paweł mówi: „Oko nie widziało, ucho nie słyszało, w serce ludzkie nie wstąpiły te rzeczy, te pragnienia, które Bóg przygotował tym, którzy będą zbawieni”. To, staje się celem ludzkiego życia, bo cóż pomoże człowiekowi choćby cały świat pozyskał, a na duszy stratę poniósł, to znaczy nie osiągnąłby nieba. Co znaczy pięćdziesiąt, sto czy sto pięćdziesiąt lat w stosunku do wieczności. Jest to pewna logika wartościowania tego, co w życiu jest najważniejsze.

- Jakie przesłanie pragnąłby Ksiądz Arcybiskup przekazać dzisiejszemu światu?

- Żeby do wszystkiego podchodzić rozważnie, rozumnie i odpowiedzialnie. Dlatego iż czasem niewłaściwy krok życiowy ustawia w niewłaściwym miejscu całe nasze postępowanie i całe nasze życie. Również wiek młodzieńczy powinien być pełen rozwagi, bo po to jest dany człowiekowi rozum, żeby korzystał z niego mądrze. Zachęcam też do odpowiedzialnego korzystania z wolności, bo pomiędzy wolnością a swawolą, czyli nadużyciem wolności, jest wielka różnica.

2007-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Jezus modli się o jedność swoich uczniów na wzór jedności Trójcy Świętej

2024-04-16 13:37

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Karol Porwich/Niedziela

Rozważania do Ewangelii J 17, 11b-19.

Środa, 15 maja

CZYTAJ DALEJ

Turniej ATP w Rzymie - Hurkacz awansował do ćwierćfinału

2024-05-14 19:33

[ TEMATY ]

tenis

Hubert Hurkacz

PAP/EPA/FABIO FRUSTACI

Rozstawiony z numerem siódmym Hubert Hurkacz wygrał z Argentyńczykiem Sebastianem Baezem (nr 17) 5:7, 7:6 (7-4), 6:4 w 1/8 finału tenisowego turnieju ATP rangi Masters 1000 na kortach ziemnych w Rzymie. Polak zanotował aż siedemnaście asów serwisowych.

Było to pierwsze spotkanie tych zawodników. Hurkacz grał o awans do trzynastego ćwierćfinału turnieju Masters 1000. Rywal po raz pierwszy stanął przed taką szansą.

CZYTAJ DALEJ

Zmarła Zofia Czekalska "Sosenka", uczestniczka Powstania Warszawskiego

2024-05-14 19:24

[ TEMATY ]

Powstanie Warszawskie

Zofia Czekalska

Portret z wystawy w Muzeum Powstania Warszawskiego/autor zdjęcia: Agata Kowalska

Zofia Czekalska „Sosenka”

Zofia Czekalska „Sosenka”

Zofia Czekalska "Sosenka", powstańcza łączniczka w zgrupowaniu "Chrobry II", sanitariuszka, zmarła w wieku 100 lat. Informację o jej śmierci przekazał prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski. "Pani Zofio, +Sosenko+ - dziękujemy za wszystko. Warszawa zawsze będzie o pani pamiętać" - napisał.

"+Pani jest coraz młodsza!+ - mówiłem za każdym razem, kiedy się spotykaliśmy. I to nie była urzędowa uprzejmość. Bo tych pokładów energii i zapału, które miała zawsze w sobie, mógłby jej pozazdrościć każdy (ja z całą pewnością zazdrościłem). Bo za każdym razem zarażała uśmiechem, który praktycznie nigdy nie schodził z jej twarzy" - napisał na platformie X prezydent Warszawy.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję