Anna i Olgierd Unoldowie
Olek - nauczyciel akademicki, informatyk.
Ania - historyk, ale przede wszystkim żona i mama. Są rodzicami trójki dzieci: Jasia, Marysi i Kuby. Mówią, po siedemnastu latach małżeństwa, że są uzależnieni od swojej obecności. Od dwóch lat mieszkają na wrocławskich Pawłowicach.
Dlaczego Kościół i parafia?
- To bardzo naturalne. Przede wszystkim ogromne znaczenie miało miejsce, z którego wyszliśmy - duszpasterstwo akademickie, i to nie byle jakie, bo u Orzecha. W ten sposób nas kształtował: to, co mamy, nie jest tylko nasze, dla nas samych, ale naszym obowiązkiem jest się tym dzielić. To ono nas przygotowało i do małżeństwa, i do rodzicielstwa. Po opuszczeniu duszpasterstwa zaczęliśmy szukać naszego miejsca w Kościele. Zaczęło nam brakować konkretnego środowiska dla małżeństwa.
W parafię zaczęliśmy wchodzić dopiero tutaj, na Pawłowicach. Wcześniej korzystaliśmy z pomocy duszpasterskiej aż trzech kościołów: katedry, do której należeliśmy terytorialnie, kościoła Serca Pana Jezusa przy Moście Grunwaldzkim i wciąż, trochę jak przeterminowani studenci, uczestniczyliśmy w życiu duszpasterstwa „Wawrzyny”. Ale tak naprawdę nigdzie nie byliśmy u siebie.
Nie postrzegamy Kościoła jako instytucji hierarchów, ale jako rzeczywistą wspólnotę Ludu Bożego. Najbardziej doświadczamy tego, że jesteśmy częścią Kościoła, gdy spostrzegamy, jak bolesna jest dla nas krytyka Kościoła. To boli w taki sposób, jak gdyby dotyczyło najbliższej rodziny.
Spłacanie długu
Reklama
- Był taki czas, że szukaliśmy miejsca dla siebie, aby czerpać, aby formować swoje serca. Przez pierwszych siedem lat małżeństwa ładowaliśmy akumulatory. Spotykaliśmy się ze znajomymi raz w tygodniu na modlitwie. Omadlaliśmy swoje sprawy, ale też sprawy całego Kościoła.
Jednak przyszedł czas, w którym dojrzeliśmy do tego, aby dawać, aby zacząć spłacać ten dług, jaki zaciągnęliśmy u Chrystusa: dług wdzięczności za dar naszej miłości. Wtedy Orzech spytał nas, czy nie chcielibyśmy pojechać na dialogi narzeczeńskie jako para animatorów. Wahaliśmy się, nie jesteśmy typami społeczników, ale świadomość, że mogą z tego wypłynąć konkretne owoceprzeważyła, zwłaszcza że dzisiejsza rodzina przeżywa prawdziwe trudności, młodzi stają wobec pytania: czy brać ślub, skoro wokół tak wielu się rozwodzi. - Zdecydowaliśmy się spróbować. Od tej decyzji minęło już dziesięć lat. Spotykając młodych ludzi już jako szczęśliwych małżonków, utwierdzamy się, że było warto. Natomiast od pięciu lat jesteśmy zaangażowani w ruch Domowego Kościoła. Już od jesieni rozpoczniemy budowanie pierwszego Kręgu tu, w naszej parafii. A wszystko dzięki dużemu wsparciu i zachęcie proboszcza, księdza Michała.
Wyjazd na spotkanie narzeczeńskie nie jest łatwy. Musimy zorganizować opiekę dla naszych dzieci na trzy dni, musimy się przygotować, a potem stanąć wobec grupy ludzi, których widzimy po raz pierwszy w życiu i mówić o sprawach bardzo prywatnych, często intymnych. Jednak widzimy owoce posługiwania innym również w naszym życiu. Wracamy umocnieni, silniejsi.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Dlaczego wspólnota?
- Kiedy urodziły nam się dzieci, zaczęliśmy, zupełnie świadomie, szukać środowiska, w którym one będą mogły wzrastać. Chcieliśmy, aby otaczali ich ludzie wyznający wspólne nam wartości. Chcieliśmy im pokazać, że są ludzie, którzy żyją podobnie jak my, że Pan Bóg jest w ich życiu obecny. Należymy do Domowego Kościoła w rejonie Maciejówka. To trochę specyficzna grupa: nie są to małżeństwa przynależne tylko do parafii, ale wywodzące się z duszpasterstw akademickich, tacy trochę outseiderzy. Ważne jest, że jest to wspólnota, w której odnajdujemy się my, jako małżonkowie, ale że jest tam również miejsce dla naszych dzieci, które przeżywają swoją formację.
Nasza parafia to wyjątkowe miejsce. Zauważyliśmy to od pierwszych dni: nikt nie jest dla siebie anonimowy. Ludzie się pozdrawiają, zadają pytania. Spotykamy się w kościele, ale potem również w sklepie i okazuje się, że już się znamy, że się sobą interesujemy. Pewnego dnia jedna z pań, jak się później okazało w imieniu zelatorki róży różańcowej, zagadnęła mnie w sklepie, czy nie chciałabym przystąpić do kółka różańcowego. Odpowiedziałam, że chętnie, bo właściwie modlimy się na różańcu, więc możemy dołączyć do wspólnej modlitwy. Zaproponowałam, że może wspólnie z mężem. A ona się zdziwiła: z mężem? Naprawdę? Mówię: tak, jeśli coś robimy, to zazwyczaj razem.
Modlitwa
Reklama
- Powszechny wymiar Kościoła to dla nas również odpowiedzialność za Kościół, za sprawy papieża, misji, ale również parafii. Modlitwa za parafię to uczestnictwo w życiu Kościoła. Może to najłatwiejszy sposób włączenia się w jej sprawy: zanoszenie modlitw. Za kapłanów pracujących, ale też za podejmowane inicjatywy.
Modlimy się od początku, właściwie zaczęliśmy tydzień przed ślubem. Na początku było to trochę sztywne, trudne. To jednak przekraczanie bariery prywatności, intymności. Ale z czasem było coraz lepiej i teraz nie wyobrażamy sobie życia bez wspólnej modlitwy. Dołączały do nas dzieci. Widząc nas klęczących, zaczęły naturalnie włączać się do modlitwy. Pamiętamy do dziś te ważne pytania: Czy „winowajcy” to są ci, co piją wino?
Kryteria wychowania: kochać i wymagać. Dzieci sprzątają same, mają wydzielone obszary. I tu nie chodzi tylko o pomoc dla nas, ale rzeczywiście ma to wymiar wychowawczy. Kiedy spotykamy się z narzeczonymi na dialogach, to widzimy jak ogromna odpowiedzialność spoczywa na rodzicach, aby dobrze przygotować do małżeństwa własne dzieci. I nie w końcówce, przed dorosłością, ale od samego początku. Dziecko musi wiedzieć, że musi zrobić coś dla kogoś, a nie tylko dla siebie. Nie jest ważne tylko to, czego ja chcę. U nas wszystko dzieli się na trzy. I sprzątanie i słodycze. Podział obowiązków jest jasny. Udało się to naturalnie, bez czytania bardzo mądrych książek. Ważne dla nas jest to, że wiemy, iż nasze dzieci się modlą.
Wychowanie do wiary to właściwie zadanie numer jeden. I tu nie chodzi o rygoryzm, ale o otwarcie możliwości poznania Boga. Wciąż chcemy im towarzyszyć w tej drodze poznawania. Małym dzieciom możemy wiele rzeczy próbować przekazywać i zaryzykować nie potwierdzając tego czynami. Ale dużym, dorastającym, które weryfikują wszystko - już nie. Tylko prawda, spójność. I przyznawanie się do pomyłek, do porażek. Uczymy się dawać wolność i podejmujemy ryzyko błędu, który, w wyniku korzystania z tej wolności, dziecko może popełnić. To trudna szkoła.
Parami do nieba
- Wiemy, że sami się nie uświęcimy. Tylko Ania ze mną a ja z nią. Bez siebie, będąc małżeństwem, właściwie nie mamy szans. To też daje nam Kościół… Staramy się przystępować do spowiedzi w tym samym czasie, to taki nasz pomysł na duchowość małżeńską. Gdy zaczynamy się do siebie głośniej odzywać, coś kuleje, to mówimy: o, już czas, trzeba zrobić porządki.
O kolejnym dniu myślimy zawsze w taki sposób, aby zaplanować Eucharystię. Zazwyczaj chodzimy na siódmą rano, do sióstr benedyktynek sakramentek. W ten sposób Msza św. otwiera nam dzień. Ale do tej codziennej Eucharystii dojrzewaliśmy latami… U mnie zaczęło się od intensywnego kursu angielskiego. Codziennie przechodziłem obok kościoła Bożego Ciała. Wchodziłem, przyklękałem na chwilę i, po trzech miesiącach, przyszło takie pragnienie. Udało się je podzielić, zapragnąć razem, i trwamy.
Andrzej Jaroch, senator RP
Świeccy w życiu politycznym
Apostolstwo świeckich - temat przewodni kolejnych Wrocławskich Dni Duszpasterskich organizowanych przez Papieski Wydział Teologiczny we Wrocławiu jest dla mnie niezwykle aktualny, a wiedza i refleksja, które przyniesie konferencja, są niezwykle potrzebne nam, katolikom działającym z mandatu demokratycznego w sferze polityki. Zaproszenie do udziału w konferencji z wystąpieniem na temat roli działaczy katolickich w życiu publicznym przyjąłem z wdzięcznością i radością. Wystąpienie moje traktuję, przede wszystkim jako okazję do osobistej refleksji nt. podstawowych pytań, dlaczego świeccy katolicy powinni angażować się w życie społeczne i polityczne oraz w jaki sposób, w świetle nauczania Kościoła winni to robić?
W historii Kościoła w każdym czasie chrześcijanie, kierując się „głosem sumienia chrześcijańskiego”, podejmowali służbę w życiu publicznym, w tym wielu dawało też przykład ofiarnej działalności politycznej i sprawowania rządów.
Współcześnie, w systemie demokratycznym, wszyscy otrzymują możliwość uczestniczenia w życiu publicznym. W naszym społeczeństwie, w którym ponad 90% obywateli jest ochrzczonych w Kościele katolickim, także wśród polityków oraz wśród ludzi w służbie publicznej zdecydowaną większość stanowią chrześcijanie. Dlatego nauczanie Kościoła w sprawach apostolstwa świeckich ma tak ogromne znaczenie przy formułowaniu odpowiedzi na postawione pytanie. Jego pierwsza część - „dlaczego powinni” nie jest dzisiaj kontrowersyjna. Wiemy, że naszym obowiązkiem jest uczestniczenie w życiu publicznym, a uchylając się popełniamy grzech zaniechania. Jednakże zawsze stajemy indywidualnie wobec pytania o sens, bowiem udział katolika w polityce musi czemuś służyć i może mieć dalekosiężny, ale jasny cel i hierarchię wartości. Ten fundament jest niezwykle potrzebny dzisiaj, gdy tak intensywnie i agresywnie lansuje się wersję chrześcijaństwa „otwartego”, czyli takiego, które nie koliduje z podstawowymi projektami laicyzacji, a wręcz je wzmacnia i przyspiesza.
W ten sposób dotykamy kwestii postaw w działaniach politycznych a więc budowania odpowiedzi na drugą część pytania - „w jaki sposób…winni to robić”. W tej części na czoło wysuwam kwestię konieczności osobistego świadectwa w zakresie „zgodności wiary i życia” - jak to określa „Nota doktrynalna o niektórych aspektach działalności i postępowania katolików w życiu politycznym” Kongregacji Nauki Wiary z 2002 r., a więc kierowanej przez kard. Josepha Ratzingera - która zawiera niezwykle głębokie wskazania duszpasterskie w zakresie zasadniczych problemów debaty politycznej, także w Polsce. Postawa katolika świeckiego podejmującego służbę w życiu politycznym jest obszarem jego wielkiej odpowiedzialności i nie może podlegać wyłącznie intuicyjnemu formowaniu - wymaga ustawicznego wysiłku intelektualnego. Jesteśmy przy tym w komfortowym położeniu, bo opieramy się na nauce Kościoła, a Wrocławskie Dni Duszpasterskie są tego najbardziej aktualnym przykładem.
Wysłuchała Agnieszka Bugała