Reklama

Płacz i modlitwa

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Przybyliśmy 9 kwietnia na dworzec Warszawa Zachodnia, aby tutaj rozpocząć naszą pielgrzymkę do miejsca męczeństwa tysięcy Polaków w lesie katyńskim - opowiada Bogusława Stanowska-Cichoń. - Na peronie spotkaliśmy Andrzeja Sariusza-Skąpskiego, który odprowadził nas do wagonu. Pamiętam, że na pytanie konduktorki: „Czy pan jedzie z nami?”, odpowiedział: „Nie, lecę samolotem...”. Nie przypuszczaliśmy wówczas, że nie spotkamy się już w Katyniu...
Nasze przygotowania do wyjazdu przebiegały z dużymi trudnościami, począwszy od formalności związanych ze zdobyciem dla mnie wiz, ponieważ czasu było mało, i samej organizacji podróży. Decyzję podjęłam z własnej woli, ale z poczuciem ogromnego, narastającego z każdym dniem niepokoju... Mąż miał szansę lecieć samolotem prezydenckim. Jednak do Katynia - tak ważnego dla historii Polski - postanowiliśmy jechać razem. Wybraliśmy pociąg, którym podróżowali harcerze i osoby reprezentujące Rodziny Katyńskie. Ale oboje przeżywaliśmy wahania: jechać, czy nie jechać - zawsze bowiem uczestniczymy w święcie Miłosierdzia Bożego w Łagiewnikach i także w tym roku chcieliśmy modlić się w tym krakowskim sanktuarium. Po długich namysłach uznaliśmy jednak, że może w takim szczególnym, rocznicowym czasie powinniśmy wypraszać miłosierdzie Boże na katyńskiej Golgocie. Było dla nas oczywiste, że należy upamiętnić męczeńską śmierć polskich oficerów w 70-lecie tej zbrodni oraz że ta pielgrzymka i modlitwa w lesie katyńskim mogą przyczynić się do uzdrowienia relacji polsko-rosyjskich, co jest możliwe tylko przez ujawnienie prawdy o tym mordzie. Należało upomnieć się nie tylko o pamięć i prawdę, ale także modlić się o miłosierdzie Boże dla pomordowanych w Katyniu i mieszkańców tamtej ziemi.
- Była to także okazja - dodaje senator Zbigniew Cichoń - aby solidarnie, w grupie ok. 70 parlamentarzystów związanych z PiS, wskazać na to miejsce męczeństwa Polaków, dać świadectwo, że Polska wciąż domaga się ujawnienia wobec świata prawdy o Katyniu.

Reklama

Decyzja została podjęta

- Na cały rwetes związany z przygotowaniami nałożył się jeszcze mój niespodziewanie ujawniony zły stan zdrowia - opowiada pani Bogusława. - Po kilku konsultacjach lekarskich, zaopatrzona w leki, otrzymałam zgodę na wyjazd. Kiedy lekarz zadecydował, że będę mogła wyjechać, mój mąż postanowił nie lecieć samolotem, tylko pojechać razem ze mną pociągiem. Nie wiedzieliśmy także do końca, czy na lot samolotem zdecydował się w ostatniej chwili nasz przyjaciel Zbyszek Wassermann. Dopiero po pierwszych informacjach o katastrofie mąż zadzwonił do jego córki, która przekazała nam tragiczną wiadomość...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Pamięć parlamentarzystów

- W Sejmie i Senacie jeszcze przed katastrofą mówiliśmy o tym, że trzeba pojechać do Katynia, by oddać hołd tym wszystkim, którzy zginęli za ojczyznę - opowiada senator Cichoń. - Odebrano im życie w sposób okrutny, z pogwałceniem elementarnych zasad międzynarodowych konwencji dotyczących traktowania jeńców wojennych - zresztą trzeba przypomnieć, że w tym czasie Polska nie była formalnie w stanie wojny z Rosją, tylko z Niemcami. Tym bardziej przerażające i okrutne były działania Rosjan. Parlamentarzyści PiS-u pragnęli także wesprzeć prezydenta Lecha Kaczyńskiego w tej narodowej pielgrzymce. Swoją obecnością chcieli poprzeć jego politykę i stanowisko w kwestii katyńskiej. Jeszcze 8 kwietnia senatorowie PiS wydali oświadczenie skierowane na ręce Marszałka Sejmu, w którym przypomnieli o nieludzkich cierpieniach tysięcy Polaków, których krew zobowiązuje nas do pamięci o ich ofierze. Następnego dnia, w przeddzień katastrofy, 9 kwietnia, kiedy my byliśmy już w drodze do Katynia, Sejm przez aklamację przyjął uchwałę w 70. rocznicę zbrodni katyńskiej, w której oddano hołd pamięci polskich jeńców oraz Rosjan, Ukraińców i Białorusinów, którzy zginęli w lesie katyńskim - mówi senator. - Tę uchwałę podjęło wiele osób, które następnego dnia zginęły w katastrofie pod Smoleńskiem…

Reklama

Gniezdowo

- Po długiej, bo trwającej niemal 20 godzin podróży, dotarliśmy prawie na miejsce - kontynuuje pani Bogusława. - Tam, między godz. 4 a 5 rano czasu polskiego, w barze znajdującym się w lesie, podano nam śniadanie i tam też oczekiwaliśmy na przylot samolotu prezydenckiego. Część osób chciała udać się na oddaloną o ok. 3 km stacyjkę Gniezdowo, na którą 70 lat temu dowożono polskich jeńców wojennych, jednak rosyjskie służby nie pozwoliły na to. Później dopiero wszystkich nas na tę stację podwieziono.
Następnie udaliśmy się na miejsce głównych uroczystości, oczekując na przybycie delegacji prezydenckiej oraz na Mszę św., której miał przewodniczyć biskup polowy WP Tadeusz Płoski. W oczekiwaniu na przyjazd Pana Prezydenta mieliśmy możliwość zapalenia zniczy na cmentarzu wojennym i odnalezienia tabliczek z nazwiskami znanych nam osób, pomordowanych w tym lesie.

Niepokój

- Tego ranka było bardzo zimno - opowiada Bogusława Stanowska-Cichoń. - Wbrew zapowiedziom meteorologicznym zamiast 15 stopni C były tylko 2. Wszystkim nam ten chłód dawał się we znaki. Chcąc się nieco ogrzać, poszłam do budynku znajdującego się przy wejściu. Po drodze spotkałam dziennikarzy biegnących z kamerą, którzy krzyczeli do siebie o jakimś pożarze samolotu. Zapytałam, o jaki samolot chodzi. Operator krzyknął tylko: „Czy pani zdaje sobie sprawę, co to może oznaczać?” i zniknął w bramie. Zamarłam z przerażenia, choć nawet mi nie przeszło przez myśl, że mogło chodzić o samolot prezydencki. Tę myśl oddalałam, nie chciałam jej przyjąć... - wspomina pani Bogusława. - Wróciłam więc na miejsce, próbując dowiedzieć się czegoś od polskiego oficera, który przybył do Katynia z reprezentacją wojskową. Po kilkunastu minutach ów oficer, na moją kolejną prośbę o oficjalne wyjaśnienie dramatycznych informacji dobiegających do nas z Polski, powiedział, że za chwilę ogłosi oficjalny komunikat, choć nie chciałby przekazywać tej wiadomości...

Reklama

Rozpacz

- Nie wiedzieliśmy, co się stało - opowiada p. Cichoń. - Dziś nie możemy także przypomnieć sobie, co kto do nas mówił. Początkowo informacje były sprzeczne i bardzo szczątkowe - pożar, jakaś awaria, problemy z lądowaniem, część osób zginęła. Później już raczej jednolite, tylko gorsze. Wszyscy mieliśmy nadzieję. Więcej dowiadywaliśmy się poprzez sms-y i telefony z Polski. W końcu jeden z polskich oficerów przekazał wszystkim oficjalną wiadomość...
Reakcje były różne - szok, wszechogarniająca rozpacz, krzyk, płacz, ktoś zemdlał. Trudno to opisać... Spośród nas, oczekujących na Pana Prezydenta w lesie katyńskim, każdy stracił kogoś bliskiego, na kogo czekał. To byli nie tylko przyjaciele, koledzy z poselskiej ławy, ale także mężowie, żony, ludzie, którzy nagle przestali istnieć. Do dziś słyszę kolejno wykrzykiwane nazwiska osób, o których śmierci dowiadywaliśmy się co chwilę.

Granice etyki

Chcielibyśmy tu także zwrócić uwagę na fakt zachowania się niektórych dziennikarzy - podkreśla pani Bogusława. - Rozumiemy, że mieli obowiązek wykonywać swój zawód, jednak trzymali nas cały czas w kadrze, realizując relację na żywo w sytuacji, gdy my właśnie dowiedzieliśmy się o stracie bliskich osób i Pana Prezydenta z Małżonką. Czuliśmy się potwornie... Tak nie można! Tu rodzi się pytanie: gdzie w przypadku relacji z takich dramatycznych sytuacji jest granica między wykonywaniem zawodu a kulturą osobistą, szacunkiem dla bolesnych przeżyć drugiego człowieka? Prosiliśmy, by kamerzyści nas nie filmowali, jednak nie odnosiło to specjalnego skutku.

Miej miłosierdzie dla nas…

- Natychmiast pobiegłam do dowódcy reprezentacji wojskowej, aby zapytać o odszukanie księdza, który rozpocząłby modlitwę - wspomina pani Bogusława. - Księża podjęli Koronkę do Miłosierdzia Bożego za osoby, które być może wtedy jeszcze umierały, odmówiliśmy także Różaniec. W perspektywie miejsca i czasu - wigilii święta Miłosierdzia Bożego - zdawaliśmy sobie sprawę, że teraz jest moment, by gorąco błagać Boga o miłosierdzie. Na krzesłach, na których mieli siedzieć członkowie delegacji z Panem Prezydentem na czele, położyliśmy biało-czerwone chorągiewki. Chciano, byśmy opuścili to miejsce i natychmiast udali się do kraju, pomimo że nasz powrót przewidziany był dopiero na godz. 22. Udało nam się jednak wyprosić, by została odprawiona Msza św. za ofiary katyńskie sprzed 70 lat i tych, którzy zginęli w katastrofie. Homilię, która dodała nam otuchy, wygłosił franciszkanin, o. Ptolomeusz, posługujący w parafii w Smoleńsku. Zaraz potem musieliśmy opuścić las katyński - opowiada pani Cichoń.

Płacz i modlitwa

- Nie trzeba chyba dodawać, że podróż powrotna była koszmarem - kontynuuje. - Każdy opłakiwał swoich bliskich i przyjaciół. Staraliśmy się wspierać nawzajem przede wszystkim modlitwą i w perspektywie wiary patrzeć na naszą wspólną tragedię. I gdy w Terespolu do pociągu wsiadła duża grupa psychologów, okazało się, że w naszych dwóch wagonach ich pomoc nie jest potrzebna, tak jak chyba w całym pociągu.
Zdziwiło nas, gdy na Dworcu Zachodnim w Warszawie przywitał nas szpaler służb - mieszały nam się w oczach różnorakie mundury, były tam nawet psy - mówi pani Bogusława. - Było także mnóstwo dziennikarzy, którzy chcieli dowiedzieć się jak najwięcej, choć nie była to chyba najodpowiedniejsza chwila na wywiady...
- Dziś, kiedy wciąż jeszcze trwają pogrzeby ofiar, naszych przyjaciół, kolegów i koleżanek z parlamentu - stwierdza senator Cichoń - widzimy, jak to wydarzenie zmieniło nas i każdego, kto był wtedy w Katyniu. Widzimy, jak zmienił się naród, który odkrył na nowo przywiązanie do patriotyzmu, swój szacunek do Prezydenta RP, swoją pamięć o historii. Mamy nadzieję, że duch w narodzie przetrwa, że nie przeminie wraz z okresem żałoby. Nikt bowiem, kto przeżył Katyń 2010 r., nie będzie już takim samym człowiekiem…

Wspomnień wysłuchali Agnieszka i Marcin Konik-Korn

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Wołam Twoje Imię, Matko… Śladami „Polskiej litanii” ks. Jana Twardowskiego

2024-04-30 21:00

[ TEMATY ]

Rozważania majowe

Wołam Twoje Imię, Matko…

Artur Stelmasiak

Najpiękniejszy miesiąc maj, Twoim Matko jest od lat – śpiewamy w jednej z pieśni. I oto po raz kolejny w naszym życiu, swoje podwoje otwiera przed nami ten szczególny miesiąc, tak pięknie wpisujący się w maryjną pobożność Polskiego Narodu.

Jak kraj długi i szeroki, ze wszystkich świątyń, chat, przydrożnych krzyży i kapliczek popłynie śpiew litanii loretańskiej. Tak bardzo przyzwyczailiśmy się wołać do Maryi, bo przecież to nasza Matka, nasza Królowa. Dla wielu z nas Maryja jest prawdziwą powierniczką, Przyjaciółką, z którą rozmawiamy w modlitwie, powierzając Jej swoje sekrety, trudności, pragnienia i radości. Ileż tego wszystkiego się uzbierało i ile jeszcze będzie? Tak wiele spraw każdego dnia składamy w Jej matczynych dłoniach. Ktoś słusznie kiedyś zauważył, że „z maryjną pieśnią na ustach, lżej idzie się przez życie”. Niech więc śpiew litanii loretańskiej uczyni nasze życie lżejszym, zwłaszcza w przypadku chorób, cierpień, problemów i trudnych sytuacji, których po ludzku nie dajemy rady unieść. Powierzajmy wszystkie sprawy naszego życia wstawiennictwu Najświętszej Maryi Panny. Niech naszym przewodnikiem po majowych rozważaniach będzie ks. Jan Twardowski, który w „Polskiej litanii” opiewa cześć i miłość Matki Najświętszej, czczonej w tylu sanktuariach rozsianych po naszej ojczystej ziemi.

CZYTAJ DALEJ

Bolesna Królowa Polski. 174. rocznica objawień Matki Bożej Licheńskiej

2024-04-30 20:50

[ TEMATY ]

Licheń

Sanktuarium M.B. w Licheniu

Mijały niespokojne lata. Nadszedł rok 1850. W pobliżu obrazu zawieszonego na sośnie zwykł wypasać powierzone sobie stado pasterz Mikołaj Sikatka. Temu właśnie człowiekowi objawiła się trzykrotnie Matka Boża ze znanego mu grąblińskiego wizerunku.

MARYJA I PASTERZ MIKOŁAJ

<...> Mijały niespokojne lata. Nadszedł rok 1850. W pobliżu obrazu zawieszonego na sośnie zwykł wypasać powierzone sobie stado pasterz Mikołaj Sikatka. Znający go osobiście literat Julian Wieniawski tak pisał o nim: „Był to człowiek wielkiej zacności i dziwnej u chłopów słodyczy. Bieluchny jak gołąb, pamiętał dawne przedrewolucyjne czasy. Pamiętał parę generacji dziedziców i rodowody niemal wszystkich chłopskich rodzin we wsi. Żył pobożnie i przykładnie, od karczmy stronił, w plotki się nie bawił, przeciwnie – siał dookoła siebie zgodę, spokój i miłość bliźniego”.

CZYTAJ DALEJ

Do Maryi po wysłuchanie Jej dobrych rad

2024-05-01 19:10

Wiktor Cyran

We wspomnienie świętego Józefa, rzemieślnika prawie 300 wiernych wyruszyło na pielgrzymi szlak z Sanktuarium NMP Matki Nowej Ewangelizacji i św. Anny do Sanktuarium NMP Matki Dobrej Rady w Sulistrowiczkach.

Tradycja tej pielgrzymki wywodzi się od śp. ks. Orzechowskiego, który w czasach trudnych, komunistycznych zabierał studentów i innych chętnych na Ślężę, aby nie szli na pochody pierwszomajowe – tłumaczy ks. Tomasz Płukarski.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję