Reklama

Rezerwat człowieczeństwa

W przyszłym roku minie dziesięć lat, odkąd w Zakopanem zaczęło funkcjonować Podhalańskie Stowarzyszenie Przyjaciół Chorych Hospicjum Jezusa Miłosiernego. O pracy Hospicjum i doświadczaniu Bożej Opatrzności z dr Anną Węglarz, inicjatorką powstania Hospicjum, rozmawia Agnieszka Konik-Korn

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Agnieszka Konik-Korn: - Pani Doktor, proszę opowiedzieć, skąd wziął się pomysł na otwarcie Hospicjum w Zakopanem?

Dr Anna Węglarz: - Grupa 37 zapaleńców - pracowników służby zdrowia, nauczycieli, duchownych i przedstawicieli innych grup zawodowych, a także emerytów, którym nieobcy był los umierających ludzi i opiekujących się nimi rodzin, 7 listopada 2002 r. powołała do istnienia Hospicjum Podhalańskie. Dzieło to było naszą odpowiedzią na przesłanie Ojca Świętego Jana Pawła II z ostatniej pielgrzymki, zwłaszcza z Łagiewnik, o potrzebie czynienia miłosierdzia i zostało dedykowane Ojcu Świętemu jako podziękowanie za jego pontyfikat. Chcieliśmy postawić Papieżowi pomnik, wprowadzając jego nauczanie w czyn. 11 grudnia 2002 r. podczas Góralskiej Pielgrzymki do Watykanu na spotkaniu z Ojcem Świętym przekazano Jego Świątobliwości statut Stowarzyszenia, z prośbą o błogosławieństwo dla tego dzieła. Nie mieliśmy wątpliwości, jak powinno się nazywać: Hospicjum Jezusa Miłosiernego. Naszym patronem i szefem stał się Jezus Miłosierny. Do Niego zawsze można pójść „na konsultację” (śmiech).
Siedzibą Stowarzyszenia stał się lokal użyczony przez ks. inf. Stanisława Olszówkę w Domu Parafialnym przy parafii Najświętszej Rodziny w Zakopanem, gdzie do tej pory spotykamy się, szkolimy, gdzie mamy swoje „biuro”, wypożyczalnię sprzętu rehabilitacyjnego dla chorych. Od 13 marca 2003 r. posiadamy osobowość prawną KRS, a od 21 marca 2005 r. status organizacji pożytku publicznego.

- Czy od początku Państwa zamierzeniem było stworzenie hospicjum domowego?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Właściwie wszystko wyszło inaczej niż początkowo zakładaliśmy. Nasze pierwotne plany zakładały budowę hospicjum stacjonarnego. Zanim ono powstanie (wciąż nie tracę nadziei, że to się kiedyś uda) postanowiliśmy stworzyć hospicjum domowe, zbudować zespół ludzi, który w sposób kompetentny będzie opiekować się chorymi i ich bliskimi w najlepszym dla chorego miejscu, tj. w jego własnym domu. Dzisiaj z perspektywy czasu widzę, że takie rozwiązanie jest dobre i cieszę się, że nasz entuzjazm został ukierunkowany na to, co stanowi istotę opieki hospicyjnej, a nie na budowę murów. Widzę też jak bardzo nasz Szef wie, co robi, a my pozwalamy Mu się prowadzić.

- Na jakim terenie działa Hospicjum?

- Przez pierwsze trzy lata wszyscy w Hospicjum posługiwaliśmy jako wolontariusze, nikt nie był zatrudniony. Jednak wraz z rozwojem Hospicjum koniecznością było utworzenia Zakładu Opieki Zdrowotnej. 30 kwietnia 2005 r. Stowarzyszenie powołało NZOZ Hospicjum Jezusa Miłosiernego, w ramach którego działa Poradnia Hospicyjna, mieszcząca się w wynajmowanym gabinecie lekarskim Przychodni „Zdrowie” przy ul. Orkana 5c oraz Hospicjum Domowe. Poradnia Hospicyjna posiada kontrakt z NFZ (800-1600 zł miesięcznie to kwota, którą otrzymujemy na całą działalność poradni). Hospicjum domowe działa bez kontraktu. To, że możemy prowadzić naszą działalność, jest możliwe dzięki ofiarności ludzi o wrażliwych sercach, uczestniczących w akcjach „Pola Nadziei”, przekazujących 1 proc. podatku, którym w tym miejscu chciałabym bardzo podziękować. W Poradni można uzyskać porady lekarskie, pielęgniarskie, skorzystać z pomocy psychologicznej, leczyć obrzęk limfatyczny. Terenem naszego działania jest głównie powiat tatrzański, ale opiekujemy się też chorymi z powiatu nowotarskiego.

Reklama

- Czy praca Hospicjum to jedynie opieka nad chorymi?

- Praca w Hospicjum wyzwala bardzo wiele dobra w ludziach i „zaraża” ich otwieraniem serca dla innych. Oprócz pomocy medycznej i troski o chorych Hospicjum organizuje szkolenia dotyczące opieki nad osobami terminalnie chorymi. Ta wiedza jest szczególnie ważna dla rodzin, które na co dzień chcą pomagać swoim bliskim. Na szkoleniach mówimy m.in. o mechanizmach choroby, wyjaśniamy, dlaczego umierający zachowują się w taki, a nie inny sposób, wskazujemy miejsca, gdzie można uzyskać fachową pomoc medyczną i prawną, dotykamy także kwestii wiary. Wiele uwagi poświecamy żałobie, która jest czasem wymagającym spokoju, wypłakania się, okresem potrzebnym na pogodzenie się z odejściem tych, których kochamy.
W Hospicjum staramy się przede wszystkim przywracać godność człowieka. Hospicjum to nie „umieralnia”, ale miejsce, gdzie chory żyje godnie do samej śmierci. Dziś trzeba nam także przywrócić majestat śmierci, nie wolno żyć tak, jakby nie istniała. O starości, umieraniu, chorobie powinniśmy rozmawiać, nawet z dziećmi, zwłaszcza, gdy są w rodzinie chorego. Jest to najlepsze przygotowanie do życia i „inwestycja” we własną starość, chorobę i umieranie. Wydaje mi się, że współcześnie hospicja stają się swoistym „rezerwatem człowieczeństwa”, gdzie ludzie zachowują i rozwijają swoje człowieczeństwo. Może właśnie przez wolontariat nasza odhumanizowana służba zdrowia będzie mogła się odrodzić, tak jak i katolicyzm może się odrodzić przez świadków żywej wiary.

- Wolontariat to zadanie tylko dla dorosłych?

- Oczywiście, że nie. Młodzi zazwyczaj uczestniczą w akcjach „Pola Nadziei”, organizują koncerty, przedstawienia na rzecz Hospicjum. Nie chodzi nam o to, by młodzież od razu przychodziła do chorych czy angażowała się w zbiórkę pieniędzy. W spotkaniach z młodymi ludźmi zależy nam bardziej na uwrażliwieniu ich na potrzeby drugiego człowieka, przede wszystkim tego, który jest najbliżej. Bo cóż to za wolontariusz hospicyjny, który „działa w hospicjum”, a nie zauważy za ścianą swojego mieszkania albo w rodzinie osoby potrzebującej pomocy i jego obecności?! Nam chodzi o to, by ktoś zajął się chorą bacią czy starszym sąsiadem, a nie od razu biegł pomagać w Hospicjum. Chcemy aktywizować ludzi w szkołach, przy parafiach, tworzyć grupy samopomocowe wśród rodzin osób terminalnie chorych, które mogłyby sobie wzajemnie pomagać.

- Czy śmiertelnie chorym powinno się mówić prawdę o ich stanie zdrowia?

- Chory ma prawo do wiedzy o jego stanie zdrowia, ale nie ma obowiązku znać prawdy. Te informacje może przekazać jedynie lekarz, najlepiej ten, który będzie później zajmować się chorym. I to on może rozeznać, czy chory chce tą prawdę poznać, czy jest w stanie ją przyjąć. Przekazywanie takich informacji podobne jest do dawkowania leku - w odpowiednim miejscu, w odpowiednim momencie, w odpowiedniej dawce. Często zdarza sie, że chorzy nie pytają, nie chcą wiedzieć. Ale jeśli chcą poznać prawdę, nie możemy ich okłamywać, mówiąc: „wszystko będzie dobrze”.

- Spotykacie się w Hospicjum z prośbami o eutanazję?

- W dosłownym tłumaczeniu eutanazja oznacza „dobrą śmierć”. W samym sformułowaniu kryje się więc kłamstwo. Zwykle ankiety dotyczące eutanazji przeprowadza się wśród osób młodych, zdrowych, które z natury o śmierci nie myślą, nie cierpią. Sama musiałam odpowiadać na podobne pytania, kończąc medycynę. Istotne jest też sformułowanie pytania - łatwo odpowiedzieć „tak” na pytanie: „Czy jesteś za spowodowaniem bezbolesnego zakończenia życia w chwili, gdy pacjent prosi o to świadomie”. Trudniej, gdybyśmy zapytali: „Czy zabiłbyś...?”. Ankieterzy nie zadają takich pytań osobom terminalnie chorym, którzy w tej kwestii mieliby najwięcej do powiedzenia. Chory nieraz mówi „Nie chcę już żyć”, ale jest to tak naprawdę jego wołanie o pomoc, o obecność, opanowanie bólu, duszności, lęku. Trzeba łagodzić ból i objawy choroby, ale przede wszystkim być przy takiej osobie, by poczuła się bezpiecznie. W czasie mojej posługi w Hospicjum nikt nie poprosił o eutanazję. Rozwój opieki hospicyjnej, która objęłaby swoim zasięgiem wszystkich potrzebujących, jest najlepszą formą protestu przeciw eutanazji.

- Czy dzieci powinny uczestniczyć w opiece nad terminalnie chorymi?

- Najmłodszym nie mówi się dziś o umieraniu, nie pozwala się na spotkania z wyniszczonymi chorobą osobami. Jednak dzieci patrzą sercem, spotkanie z chorobą i śmiercią może być dla nich niezwykle uwrażliwiające. To, w jaki sposób je wychowamy, będzie skutkowało ich późniejszymi relacjami do nas samych.

- Praca w hospicjum jest zapewne przygnębiająca...

- Nie, nie jest przygnębiająca, bo tak naprawdę to od chorych otrzymujemy więcej, niż my im dajemy. To dzięki nim żyjemy naprawdę. Cenimy każdą chwilę, umiemy się cieszyć życiem, wiemy, co jest w nim najważniejsze. To dzięki chorym uczymy się, jaką wartość ma rodzina, przyjaciele...

- Jakie jest znaczenie wiary w pracy Hospicjum?

- Staramy się patrzeć na człowieka jako na jedność psychofizyczną i duchową. Chcemy więc dbać i o potrzeby duchowe osób chorych. Pytamy, czy chory chce przyjąć sakrament namaszczenia chorych, pomagamy to zorganizować, wspomagamy modlitwą. Jednak powinna to być wyłącznie decyzja chorego, nie nasza ani nawet jego najbliższych. Okres umierania to nie czas na nawracanie chorego. Chciałabym raczej, aby przez naszą posługę i w nas, chory zobaczył Miłość Boga i zapragnął wrócić do Niego. W innych trudnych sytuacjach pozostaje nasza modlitwa i ufność w miłosierdzie Boże. Niektórzy chorzy pytają, mówią o swoich rozterkach duchowych. Wyznają, że już nie potrafią się modlić. Wtedy mówię im, że ich choroba jest modlitwą miłą Bogu, najdoskonalszą, bo złączoną z cierpieniem Pana Jezusa. Zachęcamy rodziny do modlitwy przy chorych nawet takich, którzy pozostają już w stanie nieświadomości, często też w niej uczestniczymy. W każdy ostatni czwartek miesiąca w Starym Kościółku w Zakopanem mamy Mszę św. hospicyjną w intencji chorych, ich rodzin, zmarłych, osieroconych, darczyńców i hospicjan.

- Czy według Pani cierpienie ma sens?

- Cierpienie to tajemnica, którą mogę jedynie przyjąć na kolanach... Ale wiem jedno, że cierpienie jednego człowieka, drugiemu pozwala wzrastać w swoim człowieczeństwie.

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Ks. Węgrzyniak: trwać w Chrystusie - to nasze zadanie

2024-04-28 15:22

[ TEMATY ]

ks. Wojciech Węgrzyniak

Karol Porwich/Niedziela

Ks. Wojciech Węgrzyniak

Ks. Wojciech Węgrzyniak

My jesteśmy jak latorośle. Jezus jest winnym krzewem. I to tak naprawdę On dzięki swojemu słowu nas oczyszcza. Jego Ojciec robi wszystko, żeby ta winorośl funkcjonowała jak najlepiej, a naszym zadaniem, jedynym zadaniem w tej Ewangelii, to jest po prostu trwać w Chrystusie - mówi biblista ks. dr hab. Wojciech Węgrzyniak w komentarzu dla Vatican News - Radia Watykańskiego do Ewangelii Piątej Niedzieli Wielkanocnej 28 kwietnia.

Ks. Wojciech Węgrzyniak zaznacza, że „od czasu do czasu zastanawiamy się, co jest najważniejsze, cośmy powinni przede wszystkim w życiu robić”. Biblista wskazuje, że odpowiedź znajduje się w dzisiejszej Ewangelii. „Przede wszystkim powinniśmy trwać w Chrystusie” - mówi.

CZYTAJ DALEJ

Powiedzieć Bogu „tak”

2024-04-29 09:09

[ TEMATY ]

modlitwa o powołania

Rokitno sanktuarium

Paradyż sanktuarium

piesza pielgrzymka powołaniowa

Katarzyna Krawcewicz

W pielgrzymce szło ponad 200 osób

W pielgrzymce szło ponad 200 osób

27 kwietnia z Paradyża wyruszyła kolejna piesza pielgrzymka powołaniowa do Rokitna – w tym roku pod hasłem „Powołanie – łaska i misja”. Szlakiem wędrowało ponad 200 osób.

Pielgrzymi przybyli do Paradyża w sobotni poranek z kilku punktów diecezji. Na drogę pobłogosławił ich bp Tadeusz Lityński, który przez kilka godzin towarzyszył pątnikom w wędrówce. – Chcemy dziś Panu Bogu podziękować za wszelki dar, za każde powołanie do kapłaństwa, do życia konsekrowanego. Ale także chcemy prosić. Papież Franciszek 21 stycznia po zakończeniu modlitwy Anioł Pański ogłosił Rok Modlitwy, prosząc, aby modlitwa została zintensyfikowana, zarówno ta prywatna, osobista, jak też i wspólnotowa, w świecie. Aby bardziej stanąć w obecności Boga, bardziej stanąć w obecności naszego Pana – mówił pasterz diecezji. - Myślę, że pielgrzymka jest takim czasem naszej bardzo intensywnej modlitwy. Chciałbym, żebyśmy oprócz tych wszystkich walorów poznawczych, turystycznych, które są wpisane w pielgrzymowanie, mieli również na uwadze życie modlitwy.

CZYTAJ DALEJ

To praca jest dla człowieka

2024-04-29 15:37

Magdalena Lewandowska

Do parafii na Nowym Dworze przybyły liczne poczty sztandarowe i przedstawiciele Dolnośląskiej Solidarności.

Do parafii na Nowym Dworze przybyły liczne poczty sztandarowe i przedstawiciele Dolnośląskiej Solidarności.

W parafii Opatrzności Bożej na Nowym Dworze we Wrocławiu modlono się w intencji ofiar wypadków przy pracy.

Eucharystii, na którą licznie przybyły poczty sztandarowe i członkowie Solidarności, przewodniczył o. bp Jacek Kiciński. – Dzisiaj obchodzimy Światowy dzień bezpieczeństwa i ochrony zdrowia w pracy oraz Dzień pamięci ofiar wypadków przy pracy i chorób zawodowych. Cieszę się, że modlimy się razem z bp. Jackiem Kicińskim i przedstawicielami Dolnośląskiej Solidarności – mówił na początku Eucharystii ks. Krzysztof Hajdun, proboszcz parafii i diecezjalny duszpasterz ludzi pracy.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję