Reklama

„Niech wychowa synów na dobrych polaków”

Niedziela szczecińsko-kamieńska 47/2011

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Reklama

Ksiądz Janusz Mękarski, były proboszcz Zdrojów i Żydowiec, jest nie tylko członkiem Stowarzyszenia „Katyń” w Szczecinie, ale także jego kapelanem z woli arcybiskupa szczecińsko-kamieńskiego. Odwiedzam go w maleńkim, przytulnym mieszkanku na plebanii w Szczecinie, które swoim wnętrzem świadczy, iż tutaj żyje kapłan, wzór miłości do rodziców, a przede wszystkim matki, towarzyszącej mu do końca swoich dni.
- Moja mama Anna, z pochodzenia Czeszka, była bezgranicznie oddana dzieciom i najbliższej rodzinie - wspomina ks. Janusz Mękarski. - Nadszedł tragiczny rok 1939, gdy Sowieci wtargnęli na Kresy. Nasza rodzina: rodzice, babcia - matka mamy oraz mój starszy brat i ja - mieszkała w Równem na Wołyniu. Ojciec Włodzimierz z powołania i z zawodu nauczyciel, pracował jako inspektor szkolny. W czasie wojny został zmobilizowany i mianowany dowódcą II Baonu 44. Pułku Piechoty Strzelców Kresowych w stopniu kapitana. Gdy zaczęły się bombardowania Równego, przenieśliśmy się na kilkunastohektarową działkę rodziców oddaloną 10 km od miasta, gdzie mogliśmy się czuć bezpieczniej. Po wkroczeniu Armii Radzieckiej i pierwszej rewizji oficer sowiecki zażądał od mamy broni, bo otrzymał informację, że takowa jest w tym domu. Mama oddała szpadę, którą otrzymaliśmy w formie pamiątki od kuzyna. Wróciliśmy do Równego do naszego mieszkania, gdzie po kilku dniach Sowieci przeprowadzili rewizję. Pytano o ojca i rzekomą broń przez nas przechowywaną, bo tak ich poinformowano. Mama, znająca bardzo dobrze język rosyjski, oświadczyła: „Mąż jest w niewoli”. Od ojca nie mieliśmy żadnych wieści. Mama, przewidując dalszy ciąg wydarzeń, postanowiła, że musimy natychmiast wyprowadzić się z Równego.

BOGDAN NOWAK: - Dokąd wyprowadziliście się, chroniąc się przed zesłaniem na Sybir?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

KS. JANUSZ MĘKARSKI: - W Hulczy Czeskiej, oddalonej o 20 km od Równego, mieliśmy rodzinę. Przy pomocy wujka, krewnego z mamy strony, załadowaliśmy na dwie furmanki wszystko to, co najbardziej było potrzebne i przeprowadziliśmy się do tej wsi, zamieszkując u krewnych. Tutaj w okresie bożonarodzeniowym otrzymaliśmy pierwszy list od ojca z Kozielska, dostarczony przez ciocię z Równego. Mama odpowiadając na list, podała nowy adres. Mieszkaliśmy wśród Czechów w bezpośrednim sąsiedztwie wioski ukraińskiej. Mama robiła wszystko, by ratować naszą rodzinę przed deportacją na Syberię, dlatego zdecydowała się na rozdzielenie nas. Mnie pozostawiono u wujostwa, a mama przeniosła się do naszych dalszych krewnych, u których chwilowo pracowała. Natomiast babcia z moim bratem zamieszkała w sąsiedniej wsi, też u krewnych. Mama codziennie starała się widzieć z nami, przychodząc zawsze z uśmiechem, pomimo zmęczenia niepewnym życiem w okresie poniewierki wojennej. Po kilku miesiącach znów zamieszkaliśmy razem, otrzymując jednoizbowe mieszkanie. Mama podjęła pracę w miejscowym kołchozie, a schorowana babcia opiekowała się nami. Trwaliśmy w ciągłym lęku, że w każdej chwili przyjdą żołdacy, by nas wywieźć w głąb Rosji.

- Jednak ominęła Was zsyłka do bezkresnej tajgi...

Reklama

- W czerwcu 1941 r. wybuchła wojna niemiecko-sowiecka. Wtedy odetchnęliśmy z ulgą, bo wywózkę wstrzymano, gdyż pociągi były potrzebne dla wojska. Czekaliśmy na Niemców, bo sowiecka agresja była dla nas gehenną. Do 1940 r. co jakiś czas otrzymywaliśmy listy od ojca z Kozielska. Mieliśmy nadzieję, że ojciec wkrótce wróci. Potem korespondencja urwała się. Mama w tej niewiedzy, co się z nim dzieje, płacze. Codziennie klękaliśmy do modlitwy różańcowej, by poprzez wstawiennictwo Maryi prosić Boga o szczęśliwy powrót ojca i nasz bezpieczny byt. Mama pracowała u okolicznych rolników oraz zarabiała szyciem, a babcia robiła swetry na drutach, także zarobkowo. Pomimo ubóstwa nie narzekaliśmy, bo zdawaliśmy sobie sprawę, że ojcu w niewoli jest jeszcze gorzej.

- W jaki sposób dowiedzieliście się, że kapitan Włodzimierz Mękarski został rozstrzelany z rozkazu Stalina?

- W roku 1943 otrzymaliśmy od kolegi ojca wycinek z gazety o ekshumacji zamordowanych polskich oficerów w Katyniu, a wśród nazwisk były także dane osobowe mojego ojca. To był najboleśniejszy cios. Mama zachorowała na zapalenie osierdzia. Z tej ciężkiej choroby, wskutek źle stosowanych zastrzyków, wyszła niemalże cudem. Bóg sprawił, że wróciła do zdrowia, bo bez niej byśmy zginęli. Potem nastał straszny okres, bowiem bandy ukraińskie paliły i mordowały całe polskie wsie i osady. Ukrywaliśmy się na strychu u sąsiadów Czechów. Po świętach wielkanocnych 1944 r. wkroczyła armia radziecka, która oznajmiła, że wraz z nimi maszeruje też wojsko polskie i czeskie. Ludność nieufnie odnosiła się do Sowietów, pamiętając ich agresję w roku 1939.

- Po zakończeniu wojny w ramach repatriacji przyjechaliście na Ziemie Zachodnie...

Reklama

- W maju 1946 r. po 3-tygodniowej podróży w wagonach bydlęcych dotarliśmy do Trzebiatowa. Tutaj mama podjęła pracę w miejscowym magistracie. Czyniła wszystko, by zrealizować patriotyczne życzenie ojca. On, krótko przed wejściem armii sowieckiej do Równego, spotkał moją matkę chrzestną i wymownie powiedział jej przy pożegnaniu: „Powiedz Ance, niech wychowa synów na dobrych Polaków”. Wprawdzie mama była z pochodzenia Czeszką, to jednak czuła się Polką. O wyjeździe do Czech nawet nie myślała, wychowywała nas w miłości do Ojczyzny. Przed wejściem Sowietów do Równego, gdy ojciec żegnał się z nami, była rozmowa o ewentualnym wyjeździe do Rumunii. Ojciec czuł się zawsze patriotą, dlatego tę możliwość całkowicie odrzucił, mówiąc: „Nie włożyłem munduru, by opuścić Ojczyznę, lecz by ją bronić do końca”.

- Co się stało z listami ojca z Kozielska?

- Listy te mama przechowywała jak relikwie. W czasie okupacji nosiła je w torebce na piersiach, pod bluzką. Były dla niej mocą w prowadzeniu naszej rodziny, byśmy wzrastali w trosce o dobro Ojczyzny. Brat Zdzisław po studiach pracował w szkolnictwie, a ja wstąpiłem do Seminarium Duchownego Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej. Większość swej posługi zakonnej spędziłem na Pomorzu Zachodnim, pracując wśród naszych rodaków, w większości przesiedlonych z Kresów Wschodnich.

- Przez ostatnie lata mama, wierna swemu mężowi, bohaterskiemu oficerowi z Katynia, pomagała synowi - księdzu także w niektórych pracach parafialnych...

Reklama

- Mama pomimo choroby i podeszłego wieku dużo mi pomagała, gdy byłem proboszczem w szczecińskiej parafii. Nie umiała żyć bezczynnie, dlatego wspierała mnie w kancelarii, a także w kuchni, gdy nie było gospodyni. Podziwiałem jej spokój i cierpliwość. Z różańcem w ręku prosiła Niepokalaną o potrzebne łaski duszpasterzom w kierowanej przeze mnie parafii. Ostatnie miesiące jej ziemskiej wędrówki były okresem wielkiego cierpienia. Wówczas często ją zastawałem zapłakaną nad listami od ojca przesłanymi z Kozielska. Gdy ją prosiłem, by tymi dramatycznymi wspomnieniami nie przesilała swego organizmu, odpowiedziała mi wzruszająco: „Ty nawet nie wiesz, jak ja bardzo kochałam twojego ojca”. Tuż przed swoją śmiercią w końcu kwietnia 1987 r. wyraziła taką swoją ostatnią wolę, którą potem spełniłem: „Gdy umrę, moją obrączkę ślubną zawieź na Jasną Górę i jako wotum złóż Matce Bożej, a listy od ojca z Kozielska włóż mi pod głowę do trumny”.

- Zapewne był Ksiądz w Katyniu?

- Byłem dwukrotnie. Pierwszy raz w roku 1990 wraz z grupą osób Szczecińskiego Stowarzyszenia „Katyń”, gdzie odprawiłem Mszę św. w 50. rocznicę zamordowania ojca w miejscu pochowania szczątków naszych najbliższych. Jestem przekonany, że to moja mama swoją ofiarną miłością i heroicznym życiem wyjednała mi u Boga tę łaskę, że stanąłem przy skromnym polowym ołtarzu w miejscu tej niepojętej zbrodni stalinowskiej. Wziąłem garść ziemi, którą zbroczyła przed pół wiekiem krew Bohaterów - Synów Narodu Polskiego, i wsypałem ją potem do grobu mamy na cmentarzu w Trzebiatowie. Ona za swego pracowitego życia wybiegała tak często myślą i modlitwą do miejsca wiecznego spoczynku tego, którego tak bardzo kochała. W ten symboliczny sposób połączyłem te dwa groby w jeden, bo przecież zgodnie z sakramentalnym małżeństwem byli i są jednością, a ich „miłość nigdy się nie kończy”, jak celnie określił związek dwojga św. Paweł.

2011-12-31 00:00

Oceń: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Bp Lechowicz do policjantów: pracujecie dla dobra człowieka i społeczeństwa

2025-09-28 19:39

[ TEMATY ]

policja

bp Wiesław Lechowicz

PAP/Waldemar Deska

Biskup Wiesław Lechowicz

Biskup Wiesław Lechowicz

Praca policjantów jest ukierunkowana na dobro drugiego człowieka i całego społeczeństwa - mówił w niedzielę na Jasnej Górze do zgromadzonych tam mundurowych bp Wiesław Lechowicz.

W niedzielę na terenie klasztoru jasnogórskiego odbyły się 24. Jasnogórskie Spotkania Środowiska Policyjnego. Bp Lechowicz, który jest delegatem Konferencji Episkopatu Polski ds. duszpasterstwa policji, przewodniczył Mszy św. dla tego środowiska i wygłosił homilię.
CZYTAJ DALEJ

Małżeństwa i rodziny pielgrzymowały na Jasną Górę

2025-09-28 16:03

[ TEMATY ]

Jasna Góra

Biuro Prasowe Jasnej Góry

„Pielgrzymi nadziei” – pod takim hasłem 27 i 28 września na Jasnej Górze odbyła się 41. Ogólnopolska Pielgrzymka Małżeństw i Rodzin. „Ta Pielgrzymka buduje naszą wiarę – buduje wiarę w to, że droga powołania do świętości idzie przez małżeństwo i rodzinę” – podkreślił biskup płocki Szymon Stułkowski w homilii podczas Mszy św. na Szczycie Jasnogórskim na zakończenie Pielgrzymki.

Głównym punktem pielgrzymki była Msza św. w intencji rodzin z zawierzeniem ich Królowej Polski i odnowieniem przyrzeczeń małżeńskich, sprawowana w niedzielę 28 września na Szczycie Jasnogórskim. Eucharystii przewodniczył biskup płocki Szymon Stułkowski. Eucharystię koncelebrowali: abp Wiesław Śmigiel, przewodniczący Rady Konferencji Episkopatu Polski ds. Rodziny, oraz bp Józef Wróbel, biskup pomocniczy diecezji lubelskiej.
CZYTAJ DALEJ

Sukces mierzy się ciężką pracą! [Felieton]

2025-09-29 10:39

PAP/EPA/ROLEX DELA PENA

Wśród naszych sportów narodowych można wymienić różne dyscypliny. Mamy w historii “trochę” sukcesów. Gdyby jednak była taka dyscyplina jak “narzekanie”, Polacy byliby w niej bezkonkurencyjni. Pomijam już codzienne rozmowy, ale zwracam uwagę na to, co dzieje się, gdy reprezentanci Polski biorą udział w różnych imprezach sportowych. Granica między chwałą, a hejtem jest bardzo cienka.

Na ostatnich mistrzostwach świata Polscy siatkarze zdobyli brązowe medale. Wielu internautów, podających się za kibiców [tu zaznaczę, że w moim pojęciu prawdziwy kibic to ten, kto jest z drużyną na dobre i na złe] zaczęło w niewybredny sposób atakować wręcz polskich zawodników za porażkę w Włochami. Dla mnie trzecie miejsce polskich siatkarzy to powód do dumy. Wiem, że to na tej imprezie najgorszy wynik od 2014 roku, ale przecież wcześniej tak pięknie nie było - mistrzostwo świata w 1974 roku i srebro w 2006 roku. A ponieważ z lat mej młodości pamiętam te “suche” lata, cieszę się, że reprezentacja Polski nie schodzi z wysokiego poziomu. W rzeczywistości 3 miejsce w mistrzostwach świata to dowód ogromnej pracy, wytrwałości i charakteru. W przypadku siatkówki, na sukces nakłada się wiele czynników, a wysiłek, który wkłada każdy z zawodników, aby wejść na poziom reprezentacyjny jest ogromny. Naprzeciw siebie stają zawodnicy, którzy poświęcają wiele, aby sukces sportowy odnieść. Obecnie nie ma miejsca na “taryfę ulgową”. Sport ma to do siebie, że bywa nieprzewidywalny. I co jest też ważne, sport, podobnie jak życie, to nie tylko zwycięstwa, lecz także potknięcia, z których trzeba wstać. I właśnie w tym tkwi prawdziwa wartość tego sukcesu.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję