BOGDAN NOWAK: - Jak wygląda dzień kapelańskiej służby na statku pasażerskim?
KS. ARTUR JEZIOREK: - Kapelan na statku pracuje niemal 24 godziny na dobę, ale najwięcej pomiędzy godziną 23 a 3 nad ranem. Wstaję o ósmej rano, zaczynam od filiżanki aromatycznej kawy i potem odmawiam brewiarz w kaplicy. Później zajęty jestem wielogodzinną pracą w biurze, bowiem jako kapelan morski jestem też oficerem odpowiedzialnym za sprawy socjalne załogi oraz mam spotkania z marynarzami. W południe obiad. Jeśli akurat jesteśmy w porcie, mogę wyjść w porze sjesty na ląd. Od trzeciej po południu znów praca w biurze, wreszcie odmawiam brewiarz. Jeśli statek jest na morzu, o godz. 18 w kaplicy odprawiam Mszę św. dla pasażerów, a dla załogi dopiero o północy. Po tej pierwszej Eucharystii - kolacja. Prowadzę katechezy, karaoke, cine-forum - wszystko po to, aby mogli kulturalnie spędzać czas. Zdarza się, że udzielam sakramentu bierzmowania na statku. Spieszę też z sakramentem chorych, jeśli jest taka potrzeba. Trzeba wiedzieć, że na takim „płynącym miasteczku” jest zatrudnionych 1300 osób załogi, a korzysta jednorazowo z takiej wycieczki ponad 3 tysiące pasażerów.
- W tej „pływającej parafii” jest Ksiądz dla wszystkich i ojcem i przyjacielem...
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
- Jestem nie tylko duszpasterzem dla wszystkich pragnących mojej posługi sakramentalnej, ale również jako oficer odpowiadam za pocztę, łączność z rodzinami oraz sprawy socjalne. Nawet w moim bezpiecznym biurze marynarze przechowują swoje oszczędności. Mam też pieczę nad pensjami jako osoba traktowana z najwyższym szacunkiem.
- Jak odbierana jest obecność kapłana na statku przez załogę i pasażerów różnej narodowości i rozmaitych wyznań?
Reklama
- Obecność księdza na statkach liczy sobie już prawie 70 lat i jest odbierana bardzo pozytywnie zarówno przez załogę, jak i pasażerów. Nieraz spotykam się ze stwierdzeniem, że ktoś wybrał właśnie naszą flotę, bo jest na statku zapewniona posługa religijna. Jeśli chodzi o ubiór, to nie wolno nam używać koloratek. Kapelan chodzi na statku w mundurze jak każdy marynarz, ale oprócz stopni oficerskich mamy krzyżyk przy kieszeni munduru, no i jest identyfikator z nazwiskiem i pełnioną funkcją. Pełnię przede wszystkim posługę duszpasterską wśród członków tak licznej załogi, posiadając stopień pierwszego oficera, i zajmuję jednocześnie jedną z wyższych pozycji w hierarchii pokładowej. Staram się być ojcem, bratem i przyjacielem. Jestem ojcem duchowym nie tylko dla katolików, ale też dla muzułmanów, hinduistów czy agnostyków. Wzrusza mnie, gdy nieraz niechrześcijanie zwracają się do mnie „father”, czyli „ojcze”. Ileż to razy przychodzą do nas Hindusi, Indonezyjczycy, aby im opowiedzieć o Jezusie, a potem przez długie miesiące wspólnego życia, pracy, spotkań i rozmów, pytają mnie: czy mógłbym być ochrzczony? I wtedy czuję, że mój pobyt na statku, moja samotność, tęsknota za lądem i bliskimi przynosi owoce ewangelizacyjne i ma głęboki sens. Służba kapelana morskiego trwa nieustannie, bo wtedy, gdy pasażerowie kładą się spać, a załoga ma więcej czasu wolnego, jest okazja do spokojnej rozmowy, czy to na korytarzu, w barze, w kuchni, czy w messie, gdzie zaczyna się kolacja. Do tej trudnej i charakterystycznej służby trzeba dobrze znać język angielski, posiadać odpowiednie zdrowie i wytrzymałość psychiczną oraz przejść właściwą formację. Jest to piękna służba dla Kościoła, a najbardziej dla samego Jezusa, naszego Pana i Boga.
- Czy kapelan może bać się czegoś na pełnym morzu?
- Oczywiście. Najbardziej sztormu. Na Atlantyku czy Pacyfiku fale są wysokie, nawet do ośmiu metrów. A nasz nowy statek „Costa Favolosa” ma długość 290 m. Wówczas się jest zdanym tylko na Bożą pomoc. Swego czasu w nocy na innym, starszym statku, silnik stracił moc. Zatrzymały się wtedy wszystkie maszyny. Zgasły światła, straciliśmy połączenie z radarem. Na szczęście, może było spokojne, bo w takiej sytuacji nie ma możliwości manewrowania statkiem. Innym razem nie mieliśmy łączności satelitarnej przez cały dzień. Nasi marynarze potrafili utrzymać właściwy kurs, posługując się tylko ekierkami i mapą.
- Zdarza się Księdzu spędzać święta Bożego Narodzenia i Wielkiej Nocy właśnie na statku?
- Nie. Jedne największe święta chrześcijańskie spędziłem na morzu, towarzysząc załodze i pasażerom. Tylko praca i ufność Bogu pozwala mi przeżyć ten szczególny okres roku liturgicznego poza lądem i najbliższymi. Rejsy pasażerskie trwają od 10 dni do trzech miesięcy. Tuż po tegorocznych świętach Bożego Narodzenia wypływam w ponad 3-miesięczny rejs dookoła świata.