Reklama

"Kryształowy człowiek"

Niedziela Ogólnopolska 6/2003

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Przytoczone przed chwilą wydarzenie mówi o śmierci najważniejszej w dziejach ludzkości, o wielkim cierpieniu poprzedzającym śmierć Pana, kiedy mrok ogarnął całą ziemię (Łk 23, 44). Śmierć Jezusa natychmiast wskazuje na pusty grób i zmartwychwstanie.
Śmierć Pana ujawnia wiele nowych elementów, przede wszystkim ujawnia ludzi - wspólnie cierpiący na krzyżu dobry łotr, patrząc na śmierć Jezusa, nawraca się. Członek Wysokiej Rady, która wydała Chrystusa na śmierć, idzie do Piłata, prosi o ciało Jezusa, zdejmuje je z Krzyża, owija w płótno i składa w grobie, w którym nikt jeszcze nie był pochowany (por. Łk 23, 50-53).
Śmierć Biskupa Edwarda, którą dzisiaj przeżywamy, ma i nas doprowadzić do pogłębienia wiary, która wskazuje na zmartwychwstanie i życie wieczne. I ta śmierć wyzwala w nas współczucie, ujawnia dobroć ludzkich serc, żywych gromadzi przy martwym ciele, któremu należy się szacunek, bo było współtwórcą dóbr licznych, bo człowiek żyjący w tym ciele wiele dokonał, bo ciało to zjednoczone było z Chrystusem, włączone w Jego śmierć i razem z Nim zmartwychwstanie.
Ewangelia, nie tylko dzisiaj przeczytana, ale czytana często, rozważana i kontemplowana, każe nam wpatrywać się w Krzyż Chrystusa, znak naszego zbawienia, bo to jest Spes unica - jedyna nadzieja, jak w swoim adagium programowym przyjął Biskup Edward.
To on, przed laty, jako student Instytutu Biblijnego w Jerozolimie zaprowadził i mnie na miejsce ukrzyżowania, na Golgotę, pokazał pękniętą skałę i wykutą szczelinę, gdzie stał Krzyż Pana. Tam z przejęciem włożyliśmy nasze ręce na znak, że wierzymy, z drżeniem wyznając nasze słabości i grzechy, ufni, że je Pan przebaczy, bo jest naszą jedyną nadzieją, Spes unica! Potem poszliśmy na miejsce grobu, który Józef, członek Najwyższej Rady, na zawsze wypożyczył Jezusowi. Tam, na tej uświęconej skale, wspólnie z naszym niezapomnianym bp. Mikołajem Sasinowskim odprawialiśmy Mszę św. uwielbienia i wdzięczności, że i nas powołał, że i nas oświecił w ciemnościach, że i przed nami otworzył nadzieję zmartwychwstania i zbawienia. Edward wcześniej dojechał do Jerozolimy, poznał miejsca święte, ale potem i nam je pokazał. Pokazywał gorliwie wielu, wielu ludziom. On wcześniej przeszedł do oglądania Pana twarzą w twarz, przekroczył próg nieprzekraczalny, wierzę i ufam, że pomoże go przekroczyć kiedyś mnie i nam tu zgromadzonym. Może na podziękowanie za naszą dzisiejszą modlitwę i obecność, a może raczej z miłości do Jezusa, który tak nas umiłował, że chce naszego zbawienia, i od którego Edward uczył się prawdziwej, mądrej i ofiarnej miłości przez całe życie.
Postawmy sobie pytanie: Kim był Biskup Edward, skoro tak licznie stoimy przy jego trumnie? Jest może coś szczególnego w jego człowieczeństwie i w sposobie realizowania jego kapłańskiej posługi?
Urodził się 63 lata temu w Myszyńcu (2 stycznia 1940 r.) w kurpiowskiej rodzinie Walerii i Jana, miał czterech braci i liczną rodzinę. Szczególny wpływ wywarli na niego rodzice i wyróżniająca się przywiązaniem do Kościoła artystka kurpiowskiej sztuki ludowej, hafciarka i tkaczka - ciotka Marysia, jego chrzestna matka. Modliła się za niego nieustannie (potem dołączyła do swej codziennej modlitwy dwóch następnych, obecnych tu księży).
Edward wziął bardzo dużo ze swoich stron rodzinnych, kochał Ojczyznę i to, co polskie, a bardzo polska była kurpiowska ziemia, którą kochał i cenił, i bardzo był przywiązany do tamtejszych ludzi. Jego rodzinę i jego kolegów znaliśmy wszyscy z imienia i z godnych uwagi, pięknych i smutnych wydarzeń życia. Zachowywał stały i życzliwy kontakt z Myszyńcem, Ostrołęką, Wykrotem..., aż do końca, aż do ostatniej, męczącej podróży w przededniu zawału serca.
Głos powołania usłyszał wcześnie - jak biblijny Samuel. Od dziecka znał swoją drogę. W 1958 r. wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego w Łomży. Byliśmy od tego czasu kolegami i przyjaciółmi i widzieliśmy, jak wyróżniał się wśród nas i spośród nas - pobożnością i poważnym traktowaniem spraw i ludzi.
8 grudnia 1960 r. wraz w trzema innymi kolegami, po długim czasie przygotowań i modlitwy, oddał się Niepokalanej w macierzyńską niewolę miłości w duchu św. Maksymiliana i św. Ludwika M. Grignion de Montfort, którego Traktat o prawdziwym nabożeństwie do NMP młodzi słudzy Maryi solidnie przestudiowali (obrazek pamiątkowy - skromny i zniszczony jak nasze życie, przechowuję do dzisiaj w brewiarzu).
Seminarium było dla Edwarda bardzo solidną szkołą formacji wiedzy i wiary. Od początku zainteresował się Biblią i to pozostało dominantą jego duchowości. Mistrzem i ideałem seminaryjnych lat był dla niego - jak i dla nas wszystkich - ojciec duchowny Mikołaj Sasinowski i bardzo wierzący rektor - ks. Józef Perkowski. Z kwadratem logicznym i z łaciną miał takie same problemy jak i my wszyscy, za to był zapalonym zwolennikiem łyżew i siatkówki. A przy tym wszystkim wyróżniał się prawdziwą powagą w sprawach istotnych, radością w życiu codziennym i prostą, męską uczciwością. Już wtedy odkrył dla siebie i dla nas wielką miłość swego duchowego życia: zakony żeńskie, które znał, cenił i starał się je budować swoim słowem, obecnością, życzliwością. Już jako kleryk zapoznał mnie z siostrami pracującymi z niepełnosprawnymi dziećmi w Niegowie, Studzienicznej i Augustowie.
Tej miłości wobec najbiedniejszych dał wyraz w testamencie, kiedy prosił, aby - o ile to możliwe - pochować go wśród tych odrzuconych dzieci w Studzienicznej. Ksiądz Prymas, przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, zlecił mu jako biskupowi troskę o życie zakonne w całej Polsce. Nie było tajemnicą, że funkcję tę cenił i szczerze był obecny wśród spraw i problemów różnorodnych. Zakonne życie i służba jest bowiem wielkim skarbem, ale i wyzwaniem dla całego Kościoła.
Szlachetne cechy charakteru rozwinął po święceniach prezbiteratu, przyjętych z rąk bp. Czesława Falkowskiego w katedrze łomżyńskiej 23 maja 1964 r. Odtąd ujawniał kolejne cechy swej osobowości: dużą uczynność, życzliwość wobec ludzi i wierność w przyjaźni z ludźmi prostymi, dobrymi jak on sam. Przybywało ich ciągle w Kołakach, Poświętnym, w Warszawie i Rzymie, w Przemyślu i Łomży, w Studzienicznej i w Ełku, a także za wschodnią granicą Polski, gdzie pełnił także różnorakie posługi.
Po studiach specjalistycznych na ATK w Warszawie oraz w Rzymie i Jerozolimie wrócił do Łomży i pracował jako wykładowca i wychowawca kleryków. Bardzo cenił i kochał swe funkcje ojca duchownego, a potem rektora seminarium. Każdy szczegół i każdy człowiek jest w wychowaniu niezwykle ważny, jedyny, niepowtarzalny. On sam stał się ważnym punktem odniesienia dla wychowawców i kleryków. Po raz kolejny bowiem ujawnił, że jego maksymą jest dobrze przez poetę oddane wskazanie: iść przez drugich podnoszenie. Tak. Podnosić, a nie poniżać człowieka, dźwigać go wzwyż, wskazując na dobroć ludzi i Boga, wskazując niejednokrotnie na Krzyż, spem unicam - jedyną nadzieję.
Bp Mikołaj Sasinowski, dotknięty ciężką chorobą serca, otrzymał ks. Edwarda Samsela jako drugiego biskupa pomocniczego w Łomży. Stał na tym posterunku przez dziesięć lat obok bp. Tadeusza Zawistowskiego, równie niezwykłego (chociaż niewątpliwie inaczej niezwykłego), a mianowicie: gorliwego i roztropnego, optymistycznie w pracy i trudnościach nastawionego człowieka.
Posługa biskupia była dla Edwarda niejednokrotnie krzyżem ciężkim. Wrażliwego sumienia nie można uśpić, przeżywał więc wszystko i to dogłębnie, po ludzku sądząc - boleśnie. Jednocześnie dojrzewał w wierze i mądrości Bożej. Nieustannie stwierdzał, że cierpliwość i modlitwa też jest metodą na wierność Ewangelii i Kościołowi. Dawał temu stale świadectwo, także w momencie ostatniej choroby. Kiedy na chwilę odzyskał przytomność, poprosił o Komunię św., bo z Chrystusem chciał żyć i umierać, a do pocieszającego go księdza kapelana szeptał: "To wola Boża".
W 1992 r. przeszedł do nowej, młodej diecezji ełckiej jako biskup pomocniczy bp. Wojciecha Ziemby, w którym znalazł duchowego brata nie tylko we wspólnych zainteresowaniach biblijnych, ale również w wielkiej i wspólnej, a przy tym tak bardzo twórczej współpracy przy budowaniu struktur nowej diecezji. Zaufanie okazywane mu na co dzień rozwijało go na nowo. Szli razem, co w jego strukturze osobowości było niezwykle ważne. Powstało seminarium duchowne, kuria, sąd - wszystkie struktury diecezjalne. Diecezja przyjęła w niezwykły sposób Ojca Świętego Jana Pawła II, który zostawił jej swoje przesłanie i świadectwo swojej miłości do tego niezwykle pięknego naturą i ludźmi skrawka polskiej ziemi.
16 listopada 2000 r. został mianowany biskupem ełckim, co dało mu kolejną motywację do zdynamizowania posług, planów i nadziei. Ten chorowity przez lata całe kleryk i ksiądz okazywał się wprost niestrudzony jako biskup. Jedna posługa dziennie to była dla niego bezczynność. A przy tym trzeba pamiętać, że był to przez całe życie człowiek gorliwej modlitwy. Takim go pamiętamy od pierwszych lat seminaryjnych i dlatego tak często był zapraszany z posługą słowa także poza diecezję. Wiedzieliśmy, że tym nas karmił, czym sam żył, a żył obcowaniem z Chrystusem. Modlitwa jest bowiem sakramentem obecności Boga (św. s. Edyta Stein). A doświadczenie Bożej obecności podnosiło go zarówno do świata Bożego, do świata dostępnego przez wiarę, jak i do pełni uczestnictwa w świecie, w którym żył, za który czuł się odpowiedzialny, któremu służył swym słowem, przemyśleniami, doświadczeniem, dobrocią serca, ale też modlitwą, "codziennymi pacierzami" - jak mówił. Każdy chrześcijanin służy Bogu modlitwą, wiarą i czynem z wiary. Dzisiejszy człowiek i ksiądz, i biskup służy światu przede wszystkim modlitwą, próbując tymi małymi, codziennymi krokami nawiązywać kontakt z Bogiem, który jest Ojcem. Odważne i wytrwałe kształtowanie swej wiary i duchowości jest najprostsze i najskuteczniejsze poprzez modlitwę (s. Janina Immakulata). To dzięki modlitwie Biskup Edward tak pięknie przeżył życie, że mogę powiedzieć, iż jestem przekonany, że ten kryształowy człowiek, odkąd go znam, nie popełnił grzechu ciężkiego. Nawet słabości ludzkie męczyły go bardzo i bolał szczerze nad nimi. Miłosierdzia Bożego potrzebujemy wszyscy i Pan okaże je swemu wiernemu słudze.
Nie jest tajemnicą, że my, wszyscy koledzy kursowi, czuliśmy się z Biskupem Edwardem bardzo mocno związani. Wiele dla tej jedności kursowej i wiele dla więzi z wszystkimi kapłanami robił. Jesteśmy mu dzisiaj za to przed Panem szczerze wdzięczni.
Pragnę, z poczucia braterskiej więzi, podziękować kapłanom ełckim za ich ofiarną współpracę z Biskupem Edwardem, którą wyjątkowo cenił. Wybitną postawę oddanego Kościołowi i biskupom współpracownika ujawnił tu przez lata szczególnie ksiądz kanclerz i wikariusz generalny Kazimierz Łatak, któremu za tę twórczą i ofiarną obecność przy naszym Przyjacielu dziękuję. Dziękuję też drugiemu wikariuszowi generalnemu, a także Księdzu Tadeuszowi i wszystkim współpracownikom. Zbudowani byliśmy życzliwością lekarzy i pielęgniarek z Białostockiego Szpitala Klinicznego, a także wielką ofiarnością Księdza Kapelana tegoż szpitala, który czuwał nocami, aż do ostatniej chwili przy Biskupie Edwardzie. Wśród kursowych kolegów wyjątkowa więź łączyła Biskupa Edwarda z Księdzem Stanisławem, proboszczem katedry. On też najwięcej dla Biskupa Edwarda od czasów łomżyńskich czynił. Dziękuję mu dziś całym sercem za ten radośnie znoszony, ale prawdziwy trud.
Na zakończenie tej przydługiej refleksji pożegnalnej chciałbym jeszcze nawiązać do ważnego dla nas, kapłanów, tekstu z Listu do Hebrajczyków (5, 1): Każdy kapłan z ludzi wzięty, dla ludzi też jest ustanowiony w sprawach odnoszących się do Boga... Tak, ksiądz ludzkie sprawy niesie do Boga, z ołtarza bierze to, co Boskie, i niesie do człowieka, do ludzi. To jest sens i wielkość, i wartość jego pracy i posługi... Od ludzi do Boga i od Boga do ludzi.
Zarzuca się i będzie się zawsze kapłanowi zarzucać, że idzie za bardzo do Boga, odchodząc od ludzi, albo za bardzo do ludzi, odchodząc od Boga. Chrystusowi też to zarzucano! Od tego są kapłanami, aby iść za daleko - mówił sługa Boży bp Jan Pietraszko.
Bracia Kapłani!
Nie bójmy się iść "za daleko" do Boga, "za daleko" w miłości do Ojczyzny i "za daleko" w miłości do człowieka, także dzisiaj. Niech kolejne formy maksymalizmu kapłańskiego wyprasza nam Biskup Edward. On sam w tym maksymalnym oddaniu spłonął.

* * *

Diecezja ełcka staje się od dziś mocniejsza przed Bogiem wstawiennictwem swego Biskupa, który przeszedł do wieczności. Prosimy Pana razem z nim, aby nie ustawała nasza wiara i owocowała czysta, dobra i ofiarna miłość. Nie obawiajmy się pokornie prosić o te i inne dary Boże, o zdrowie i siły do pełnienia życiowych zadań z Biskupem Edwardem i za jego przyczyną.
Dobry Jezu, a nasz Panie, daj mu wieczne spoczywanie. Amen.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2003-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Święty Jan Nepomucen

Niedziela podlaska 20/2001

[ TEMATY ]

święty

Arkadiusz Bednarczyk

Św. Jan Nepomucen z kościoła w Lutczy

Św. Jan Nepomucen z kościoła w Lutczy

Św. Jan Nepomucen urodził się w Pomuku (Nepomuku) koło Pragi. Jako młody człowiek odznaczał się wielką pobożnością i religijnością. Pierwsze zapiski o drodze powołania kapłańskiego Jana pochodzą z roku 1370, w których figuruje jako kleryk, zatrudniony na stanowisku notariusza w kurii biskupiej w Pradze. W 1380 r. z rąk abp. Jana Jenzensteina otrzymał święcenia kapłańskie i probostwo przy kościele św. Galla w Pradze. Z biegiem lat św. Jan wspinał się po stopniach i godnościach kościelnych, aż w 1390 r. został mianowany wikariuszem generalnym przy arcybiskupie Janie. Lata życia kapłańskiego św. Jana przypadły na burzliwy okres panowania w Czechach Wacława IV Luksemburczyka. Król Wacław słynął z hulaszczego stylu życia i jawnej niechęci do Rzymu. Pragnieniem króla było zawładnąć dobrami kościelnymi i mianować nowego biskupa. Na drodze jednak stanęła mu lojalność i posłuszeństwo św. Jana Nepomucena.

Pod koniec swego życia pełnił funkcję spowiednika królowej Zofii na dworze czeskim. Zazdrosny król bezskutecznie usiłował wydobyć od Świętego szczegóły jej spowiedzi. Zachowującego milczenie kapłana ukarał śmiercią. Zginął on śmiercią męczeńską z rąk króla Wacława IV Luksemburczyka w 1393 r. Po bestialskich torturach, w których król osobiście brał udział, na pół żywego męczennika zrzucono z mostu Karola IV do rzeki Wełtawy. Ciało znaleziono dopiero po kilku dniach i pochowano w kościele w pobliżu rzeki. Spoczywa ono w katedrze św. Wita w bardzo bogatym grobowcu po prawej stronie ołtarza głównego. Kulisy i motyw śmierci Świętego przez wiele lat nie był znany, jednak historyk Tomasz Ebendorfer około 1450 r. pisze, że bezpośrednią przyczyną śmierci było dochowanie przez Jana tajemnicy spowiedzi. Dzień jego święta obchodzono zawsze 16 maja. Tylko w Polsce, w diecezji katowickiej i opolskiej obowiązuje wspomnienie 21 maja, gdyż 16 maja przypada św. Andrzeja Boboli. Jest bardzo ciekawą kwestią to, że kult św. Jana Nepomucena bardzo szybko rozprzestrzenił się na całą praktycznie Europę.

W wieku XVII kult jego rozpowszechnił się daleko poza granice Pragi i Czech. Oficjalny jednak proces rozpoczęto dopiero z polecenia cesarza Józefa II w roku 1710. Papież Innocenty XII potwierdził oddawany mu powszechnie tytuł błogosławionego. Zatwierdził także teksty liturgiczne do Mszału i Brewiarza: na Czechy, Austrię, Niemcy, Polskę i Litwę. W kilka lat potem w roku 1729 papież Benedykt XIII zaliczył go uroczyście w poczet świętych.

Postać św. Jana Nepomucena jest w Polsce dobrze znana. Kult tego Świętego należy do najpospolitszych. Znajduje się w naszej Ojczyźnie ponad kilkaset jego figur, które można spotkać na polnych drogach, we wsiach i miastach. Często jest ukazywany w sutannie, komży, czasem w pelerynie z gronostajowego futra i birecie na głowie. Najczęściej spotykanym atrybutem św. Jana Nepomucena jest krzyż odpustowy na godzinę śmierci, przyciskany do piersi jedną ręką, podczas gdy druga trzyma gałązkę palmową lub książkę, niekiedy zamkniętą na kłódkę. Ikonografia przedstawia go zawsze w stroju kapłańskim, z palmą męczeńską w ręku i z palcem na ustach na znak milczenia. Również w licznych kościołach znajdują się obrazy św. Jana przedstawiające go w podobnych ujęciach. Jest on patronem spowiedników i powodzian, opiekunem ludzi biednych, strażnikiem tajemnicy pocztowej.

W Polsce kult św. Jana Nepomucena należy do najpospolitszych. Ponad kilkaset jego figur można spotkać na drogach polnych. Są one pamiątkami po dziś dzień, dawniej bardzo żywego, dziś już jednak zanikającego kultu św. Jana Nepomucena.

Nie ma kościoła ani dawnej kaplicy, by Święty nie miał swojego ołtarza, figury, obrazu, feretronu, sztandaru. Był czczony też jako patron mostów i orędownik chroniący od powodzi. W Polsce jest on popularny jako męczennik sakramentu pokuty, jako patron dobrej sławy i szczerej spowiedzi.

CZYTAJ DALEJ

Papież: chińscy katolicy wnoszą wkład w dobro swej ojczyzny

2024-05-21 11:34

[ TEMATY ]

Chiny

papież Franciszek

PAP/EPA/CLAUDIO PERI

Chińscy katolicy, w komunii z Biskupem Rzymu swoim świadectwem wnoszą realny wkład w harmonię współżycia społecznego, w budowanie wspólnego domu - stwierdził papież Franciszek w wiedoprzesłaniu skierowanym do uczestników odbywającej się na Papieskim Uniwersytecie Urbaniana konferencji poświęconej setnej rocznicy Synodu w Szanghaju.

Drodzy bracia, drogie siostry!

CZYTAJ DALEJ

Rada KEP ds. Społecznych o relacji Kościół – Państwo: Wroga separacja szkodzi dobru człowieka

2024-05-21 18:51

[ TEMATY ]

episkopat

Episkopat News

Kościół i Państwo, niezależne i autonomiczne - każde w swojej dziedzinie, są zobowiązane do współpracy dla dobra wspólnego. Wroga separacja szkodzi dobru człowieka - napisali członkowie Rady Konferencji Episkopatu Polski ds. Społecznych w stanowisku wydanym po spotkaniu Rady, które miało miejsce 21 maja w Warszawie. Obradom przewodniczył bp Marian Florczyk.

W wydanym po obradach stanowisku dotyczącym aktualnej relacji Kościół - Państwo członkowie Rady zauważyli, że „w obecnej rzeczywistości polityczno-społecznej zamiast separacji skoordynowanej, typowej dla państwa świeckiego, promowany jest wzorzec separacji wrogiej, właściwej dla ideologii laicyzmu”. Członkowie Rady wskazali, że separacja skoordynowana to „wzajemna autonomiczna współpraca Kościoła i Państwa, zapewniająca realizację dobra wspólnego opartego o transcendentną godność człowieka i naturalne prawo moralne”. „W tym modelu Państwo jest bezstronne wyznaniowo a w konsekwencji otwarte na współpracę z Kościołami i wspólnotami religijnymi” - czytamy w stanowisku. Separacja wroga natomiast, polega „na usuwaniu i ostatecznym zwalczaniu symboli religijnych i przejawów kultu religijnego, eliminowaniu społecznej roli Kościoła oraz wszelkich przejawów prywatnego i publicznego życia religijnego”.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję