Nie pamiętam, czy to się narodziło 2, 3 czy 4 lata temu: na ulicach Warszawy zapanowała nowa forma masowej reklamy - pod wycieraczkami zaparkowanych samochodów akwizytorzy instytucji zwanych eufemistycznie
agencjami towarzyskimi zaczęli umieszczać karteczki o formacie wizytówki, najpierw czarno-białe, potem kolorowe, wypełnione wulgarnymi fotografiami. Uzupełniają je adresy i telefony
oraz informacje o atrakcjach czekających "klientów".
Byłem w kilku stolicach europejskich, nigdzie jednak czegoś podobnego nie widziałem: nie dopuszczono by do tego! Z kilku powodów: demokracja to nie tylko wolność do, ale i wolność
od. Jeśli w ramach demokracji pornografia czy prostytucja są dozwolone, nie znaczy to, iż wolno zmuszać ludzi do kontaktu z nimi, że wolno na ten kontakt narażać dzieci. Dodatkowy
powód: zakłócanie porządku. W Warszawie codziennie po południu, gdy właściciele samochodów wracają po pracy do domu, ulice śródmieścia są dosłownie zasłane tysiącami wyrzuconych ulotek. Niektórzy
kierowcy, usiłując się bronić przed atakiem alfonsów, wystawiają za szybami aut ostrzegawcze tabliczki: "Nie czytam, od razu wyrzucam" - ale nic to nie pomaga. Miasto okazuje się zupełnie bezbronne,
a władz nie interesują wszak "błahe" problemy. Stolica Polski przemienia się w pornograficzny śmietnik.
Zgodnie z przepisami polskiego kodeksu karnego, "kto publicznie prezentuje treści pornograficzne w taki sposób, że może to narzucić ich odbiór osobie, która sobie tego nie życzy,
podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku". Inny paragraf mówi, że kto czerpie korzyści majątkowe z uprawiania prostytucji przez inną osobę, podlega karze
pozbawienia wolności do lat 3. I co? I nic! Ostatnio takie reklamy pojawiły się w Krakowie...
Pomóż w rozwoju naszego portalu