Brak invocatio Dei i wzmianki o chrześcijańskich korzeniach Europy w projekcie konstytucji Unii Europejskiej wywołuje sprzeciw środowisk kościelnych Europy.
Jak wytłumaczyć, że blisko 80% Europejczyków przyznaje się do chrześcijaństwa, a w tak ważnym dokumencie naszego kontynentu nie ma wzmianki o Bogu ani o chrześcijaństwie?
Kto jest temu winien?
Przyczyna jest jasna: Te 80% chrześcijan Europy wybrało sobie do władz ustawodawczych ludzi niechętnych lub wręcz wrogich zasadom chrześcijańskim.
Jak to możliwe? Przecież rolnik głosuje na tych ludzi, którzy będą dbać o interesy rolników, nauczyciel wybiera ludzi, którzy stworzą lobby nauczycielskie, a tu wierzący wybrali
ludzi, którzy nie chcą Boga ani wzmianki o chrześcijaństwie w europejskiej konstytucji? Jak to możliwe?
Otóż, moim zdaniem, winni są wszyscy ci, którzy nie do końca prawidłowo odczytali Sobór Watykański II. Powoływali się na te uchwały Soboru, które mówią o autonomii nauki, gospodarki, polityki,
a nie zauważyli nauki Soboru, który głosi, że: "Kościół winien mieć jednak zawsze i wszędzie prawdziwą swobodę (...) w wydawaniu oceny moralnej nawet w kwestiach
dotyczących spraw politycznych, kiedy domagają się tego podstawowe prawa osoby lub zbawienie dusz" (Gaudium et spes, nr 76). Wyraźnie wynika z tego tekstu, że nie wolno nauczać ludzi, że sprawy
polityczne nigdy nie należą do kompetencji Kościoła. Nie wolno nam realizować hasła komunistów: Księża do modlitwy, a nie do polityki. Są sprawy polityczne, w których Kościół ma
prawo i obowiązek zabrać głos, dbając o prawa osoby lub jej zbawienie! Zasada moralna, mówiąca o współuczestnictwie w złem, o odpowiedzialności moralnej
za udział w złu, sprowadza się też do tego, że katolik nie może głosować na ludzi, którzy będą stanowić prawo szkodliwe dla wiary i Kościoła. Głosując bowiem na takich
ludzi, przyczynia się do zła, jakim jest prawo niesprawiedliwe.
Pomóż w rozwoju naszego portalu