W Mongolii
- Tamtego lata wyrosło mało trawy. Nie była na tyle wysoka, by wyżywić wszystkie zwierzęta. Zimą spadło bardzo dużo śniegu, doszły do tego niezwykle silne wiatry. O tej porze roku bywa
-20ºC, wtedy było -40. Czasem jest nawet -50ºC, ale wtedy nie ma takich wiatrów! Najstarsi nie pamiętali takiej zimy! - wspomina Diw Sil, mieszkaniec wioski leżącej na
stepach centralnej Mongolii. - Zwierzęta nie mogły wygrzebać pożywienia spod lodu, nie były w stanie iść pod wiatr. W naszej okolicy padło wtedy 40 tys. sztuk, tj. 60 proc.
całego pogłowia. Zwierzęta są naszym jedynym źródłem utrzymania. Gdy padły, zaczęliśmy głodować.
- Ta rodzina miała około 2 tys. owiec. Zwierzęta były na stepie. Ojciec rodziny wyszedł ich szukać. W śnieżnej zamieci zgubił drogę. Gdy długo nie wracał, poszedł za nim
syn. Obaj zamarzli na stepie... - tłumaczy opowieść innego mieszkańca o. Gilbert Sales z Caritas Mongolia.
Reklama
Zima przełomu tysiącleci była dla Mongolii czasem katastrofy ekologicznej. Z powodu silnych mrozów i dużych opadów śniegu padło około 2 mln zwierząt hodowlanych. Do wiosny w wyniku
osłabienia i głodu zginęło drugie tyle koni, krów, owiec, kóz i wielbłądów.
Pasterstwo jest podstawą życia w Mongolii, zwierzęta są nie tylko źródłem pożywienia, ale i wszelkiego dochodu. „Zud disaster” (bo tak nazwano ową klęskę żywiołową)
sprawił, że wielu nomadom z powodu głodu śmierć zajrzała w oczy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Mieć życie
- Konieczna była pomoc międzynarodowa. Zaapelował o nią rząd mongolski, a także ambasador Mongolii w Polsce. Zwrócił się do Caritas Polskiej o pomoc,
my skontaktowaliśmy się z Caritas Internationalis. W ten sposób powstał projekt międzynarodowej pomocy przygotowany i realizowany przez Caritas Polską - tłumaczy
dyrektor polskiej Caritas, ks. dr Wojciech Łazewski.
Mijają właśnie dwa lata, odkąd Caritas zorganizowała pierwszą pomoc dla liczącej prawie 63 tys. km2, w połowie pustynnej, prowincji Oworchangaj, w której „Zud disaster”
pochłonął 540 tys. zwierząt. W pierwszej kolejności zadbano o najpilniejsze potrzeby. Do najbardziej poszkodowanych rodzin dotarło 27 ton żywności, ciepłych ubrań, kocy i podstawowych
lekarstw. Odrębny transport leków i sprzętu medycznego trafił do szpitala w Arwajcher - stolicy prowincji.
- Mamy 60 lekarzy, 200 łóżek w szpitalu. Obejmujemy opieką 100 tys. osób - mówi dyrektor szpitala, dr. Dulamsuren, oprowadzając nas po szpitalnych korytarzach. - Dzięki
Caritas możemy wciąż poszerzać naszą opiekę. Lekarstwa, które dostaliśmy od was, już się skończyły, ale ze sprzętu medycznego będziemy korzystać jeszcze długo.
Reklama
Długofalowym projektem, podobnie jak wyposażenie szpitala, jest też odbudowa 15 studni na pustynnych terenach prowincji Oworchangaj. Jedną z przyczyn „Zud disaster” prócz srogiej
zimy było suche lato, które dało nikłe zbiory i karłowatą trawę. Bez wody nie ma na stepie życia - ani dla ludzi, ani dla zwierząt.
- W latach 60. przy pomocy Rosjan wybudowano tu studnie, ale niestety wiele z nich uległo z czasem zniszczeniu lub zostało zdewastowanych na skutek nieprawidłowego
używania - tłumaczy ks. Łazewski.
Działający na miejscu mongolski zespół Caritas sprowadził brakujące części, do pracy zatrudniono miejscowych robotników. Tym razem każda studnia ma swego opiekuna, którego zadaniem jest troska o jej
prawidłowe używanie. Po kilkudziesięciu latach komunizmu trudno w inny sposób przyzwyczaić się do dbania o coś, co jest wspólne.
Mieć szkołę
Po zimie w fatalnym stanie były także szkolne bursy. Są one jedyną szansą na naukę dla dzieci, których rodziny mieszkają w jurtach rozrzuconych po stepie, z dala od centrów
administracyjnych.
- Ten budynek był bardzo zniszczony, szpary w oknach, zimne kaloryfery. Gdy przyjechaliśmy tu w kwietniu, dzieci siedziały w klasach ubrane we wszystko,
co tylko było możliwe - wspomina ks. Łazewski.
- Dzięki Caritas wymieniliśmy system ogrzewania i kanalizację. Wyremontowaliśmy cały budynek dormitorium i studnię motorową. Dostaliśmy też żywność - zdaje relację
odświętnie ubrany mer wioski Sant Sum, położonej na pustkowiach stepu przechodzącego już w pustynię Gobi. W dormitorium Sant Sum przebywa dziś 120 dzieci w wieku od 7
do 18 lat.
- Dla czwórki moich dzieci to drugi dom. Mieszkamy 22 km stąd, gdyby nie to dormitorium, dzieci nie mogłyby się uczyć. Moja najstarsza córka, która chodziła do tej szkoły, studiuje teraz rolnictwo
na Uniwersytecie w Ułan Bator. Została jeszcze czwórka, wszyscy śpią w jednym pokoju - jak w rodzinie. Szkoła to ich wielka szansa, wszystkie uczą się bardzo dobrze
- mówi dumny ojciec, tuląc najmłodszego syna.
Reklama
Prócz Sant Sum Caritas wyremontowała także bursę w stolicy prowincji i świetlicę będącą jedyną rozrywką młodzieży w ubogiej wiosce Ulziit Soum, wyposażając każdą z nich
w komputery, telewizory, odtwarzacze wideo i magnetofony. Ostatnią fazą projektu była odbudowa bezpłatnego przedszkola dla dzieci z ubogich rodzin w Arwajcher.
- Budynek przedszkola był tak zniszczony, że przez ostatnie 10 lat stał nieużywany. Zawalił się dach, wybito okna, w środku gnieździły się ptaki, było mnóstwo insektów. Nie mieliśmy
pieniędzy na remont, na szczęście znalazła się Caritas, która chciała z nami współpracować przy odbudowie - mówi gubernator prowincji Oworchangaj. - Dzieci, które przebywają w tym
przedszkolu, uczą się, tańczą, śpiewają, zdobywają nagrody w licznych konkursach... Wcześniej nie miały gdzie pójść. Całe dnie spędzały na ulicy.
Mieć za co pomagać
Dzieci, którym pomaga Caritas, nie pochodzą z rodzin chrześcijańskich. W tym kraju, liczącym 2,5 mln ludzi, pięciokrotnie większym od Polski, jest jedynie 177 katolików. 96 proc. mieszkańców przyznaje się do tradycji buddyzmu lamajskiego, chociaż po długim okresie komunizmu większość Mongołów nie praktykuje żadnej wiary. Udzielając pomocy, nikt jednak nie pyta o wyznanie, lecz o rzeczywiste potrzeby.
Do pomocy Mongolii przyłączyło się wiele oddziałów Caritas: z Niemiec, Francji, Włoch, Hiszpanii, Australii, Japonii, Korei Południowej i Hongkongu. Ponad 50 proc. środków pochodziło
jednak z Polski. W odbudowie szkolnych burs, studni, w zakupie sprzętu dla szpitala i żywności miał udział każdy, kto kupił „wigilijną świecę Caritas”.
- Świeca, którą nabywamy przed Bożym Narodzeniem, jest formą pomocy nie tylko dla dzieci w Polsce, ale i dla całego świata. 10 groszy z każdej świecy przeznaczamy
na projekty pomocy międzynarodowej w takich krajach, jak Mongolia, Rwanda, Kongo czy Białoruś, Ukraina i Rosja - wylicza ks. Łazewski. - To nic, że dzielą nas setki kilometrów,
że mówimy różnymi językami. Ta świeca zapalana na wigilijnym stole 24 grudnia wieczorem pojawia się w zupełnie innym wymiarze tutaj, gdzieś hen, daleko na mongolskim stepie.
* * *
Na ścianie szkoły w Arwajcher znajduje się wielkie malowidło przedstawiające legendę pochodzącą z czasów Czyngis-chana. Królowa miała dwóch synów bliźniaków. Chciała, by zrozumieli, czym jest wartość wspólnoty. Dała każdemu do ręki łuki, które z łatwością złamali. Potem dała im wiązkę patyków powiązanych mocno rzemieniem. Próbowali ją przełamać, ale nie dali rady. Na wspólnym działaniu - według legendy - polegała siła Czyngis-chana i jego armii. Na wspólnym działaniu polega też siła pomocy, jakiej udziela Caritas.