Reklama

Doktor od cudów

Niedziela Ogólnopolska 6/2006, str. 9

Ojciec Święty Jan Paweł II w Lourdes, sierpień 2004 r.
Adam Bujak/„Lourdes z Janem Pawłem II”/Biały Kruk

Ojciec Święty Jan Paweł II w Lourdes, sierpień 2004 r.<br>Adam Bujak/„Lourdes z Janem Pawłem II”/Biały Kruk

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Reklama

Lourdes to położone we francuskich Pirenejach sanktuarium słynące z wielu uzdrowień i nawróceń. To zarazem miejsce, do którego Jan Paweł II odbył ostatnią w swoim życiu podróż zagraniczną. Wizyta Ojca Świętego trwała dwa dni: 14 i 15 sierpnia 2004 r.
„Klękając tutaj, przy Grocie Massabielskiej, ze wzruszeniem odczuwam, że dotarłem do kresu mej pielgrzymki” - powiedział Ojciec Święty zaraz po przybyciu do sanktuarium. Potem zapalił świecę i napił się wody ze źródła, które wytrysnęło tutaj sto czterdzieści sześć lat wcześniej.
11 lutego 1858 r. Maryja po raz pierwszy objawiła się czternastoletniej Bernardetcie Soubirous. Po tym widzeniu przyszły następne. 25 lutego Biała Pani pokazała dziewczynce, gdzie ma odgarnąć ziemię, aby wytrysnęła stamtąd woda. „Idźcie pić z tej fontanny i się w niej obmywać” - takie polecenie usłyszała Bernardetta. Cztery lata później objawienia zostały oficjalnie zatwierdzone przez Kościół. Lourdes stało się miejscem pielgrzymek (szczególnie ludzi chorych), a dzień 11 lutego został ogłoszony przez Papieża z Polski Światowym Dniem Chorego.
„Lourdes, nazwane przez Jana Pawła II «świątynią ludzkiego cierpienia», przyjęło w sobotę Papieża, chorego pośród chorych, a czasem bardzo niedomagającego” - donosiło 14 sierpnia 2004 r. Radio France Internationale. Naocznym świadkiem tej pielgrzymki był między innymi doktor Patrick Theillier. Jest on dwunastym z kolei szefem Biura Medycznego w Lourdes od czasu, gdy powołano tę instytucję. To właśnie do Biura Medycznego zgłaszają się chorzy, którzy uważają, że zostali uzdrowieni. Dlatego Patricka Theilliera można nazwać doktorem od cudów.

Przeszło rok po wizycie Jana Pawła II w Lourdes i pół roku po jego śmierci rozmawiam z dr. Patrickiem Theillierem o cudach, Papieżu i jego związku z tym sanktuarium.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Dla niego to było bardzo ważne miejsce, a najlepszym dowodem na to jest fakt, że chciał tu przyjechać przed śmiercią - mówi lekarz. - Pamiętam ten moment, gdy zszedł z papamobile i ukląkł na klęczniku. Wtedy o mało się nie przewrócił. Niektórzy myśleli, że to ze słabości, z choroby, tymczasem wyraźnie wyczuwało się u niego wielkie wzruszenie.

- Jan Paweł II spotkał się wtedy z licznie przybyłymi tu chorymi...

Reklama

- Mogę powiedzieć, że tuż po wyjeździe Ojca Świętego zgłosiła się do Biura Medycznego uzdrowiona kobieta. Pochodzi z Marsylii, jest zamężna i ma dwoje dzieci. Dwadzieścia lat wcześniej uległa poważnemu wypadkowi samochodowemu. Doznała urazu kręgosłupa. Od tego czasu nosiła gorset i średnio co dwa dni miała ciężkie migreny. Przed snem musiała zażywać lekarstwa uśmierzające ból i za każdym razem specjalnie ustawiać poduszkę, aby zminimalizować dolegliwości. Wtedy, w sierpniu, przyjechała do Lourdes. I w chwili, gdy usłyszała Papieża, mówiącego: „Ja Was błogosławię”, poczuła, że choroba ustąpiła. Tego wieczoru po raz pierwszy od dwudziestu lat zasnęła bez lekarstw i bez ustawiania poduszki. 17 sierpnia, czyli dwa dni po wyjeździe Ojca Świętego, przyszła do nas i zgłosiła swoje uzdrowienie. Jestem z nią w kontakcie. Minął rok od tamtego wydarzenia, a ona nadal jest zupełnie zdrowa. W jej życiu wiele się zmieniło. W swoim mieście opiekuje się chorymi w szpitalach. Służy też pomocą chorym w czasie pielgrzymek do Lourdes.

- Od czego zależy, że zdarza się cud?

- W każdym wypadku inicjatywa pochodzi od Boga. To nie wynika ze świętości tego, kto doświadcza cudu. Taki człowiek jest zaskoczony. Nie musi też być osobą wierzącą czy akurat katolikiem. W Lourdes zostało uzdrowionych wielu ateistów, a także muzułmanów. Liczy się wiara ludu Bożego zgromadzonego w tym wyjątkowym miejscu, liczy się modlitwa, liczy się czynna miłość ludzi, którzy pomagają tu innym.

- Mówił Pan o zgromadzeniu ludzi wierzących w sanktuarium. Jan Paweł II często przybywał do sanktuariów, ale też pojawiał się w miejscach, które nie były związane z tradycją religijną. I tam gromadził wokół siebie wielkie rzesze ludzi. Czy to także jest dogodna okazja do tego, aby wydarzył się cud?

- Uzdrowienia mogą dokonywać się wszędzie, gdzie „dwaj lub trzej gromadzą się w imię Jezusa”.

- Jak zdefiniowałby Pan cud?

Reklama

- Jest to zdarzenie mające związek z Bogiem, który chce dobra ludzi. Potocznie uważamy, że cud to coś niemożliwego, co jednak się wydarza. Przede wszystkim jednak jest to znak od Boga, który działa wśród nas. Uzdrowienie fizyczne to namacalny fakt, ale to tylko część zjawiska nazywanego cudem. Drugą częścią jest znaczenie, jakie mu nadajemy. W słowniku Le Petit Robert czytamy, że „cud jest to fakt nadzwyczajny, w którym rozpoznaje się życzliwą interwencję Bożą i nadaje się jej znaczenie duchowe”.

- Jakie jest zatem to duchowe znaczenie cudu?

- Rzeczywistość cudu zależy przede wszystkim od tego, jak się pojmuje działanie Boga we wszechświecie. Jak wiadomo, są ludzie, którzy kwestionują istnienie Boga (ateiści), lub tacy, którzy w ogóle nie zadają sobie pytania, czy Bóg istnieje (agnostycy). Można wierzyć, że Bóg istnieje, będąc przy tym przekonanym, że pozostaje On całkowicie na zewnątrz naszego świata. W naszej strefie kulturowej Boga traktuje się często jak wielkiego zegarmistrza, który kiedyś nakręcił mechanizm świata i wyłączył się z niego. Tymczasem chrześcijaństwo twierdzi, że jest inaczej. Człowiek jest kochany przez Boga, który będzie czynił wszystko, by okazać swoją miłość do nas, szczególnie przez znaki. Takimi znakami są m.in. cuda.
Często nie dostrzegamy ich, bo wierzymy - szczególnie w naszej rozwiniętej materialnie cywilizacji - że wszystko zależy od tego, czym sami dysponujemy: od naszych sił, zasobności konta, środków materialnych. W ten sposób zatraciliśmy poczucie sacrum, którego np. nie brak Afrykanom. Kiedy spotykam się z nimi na różnych konferencjach, mówią mi, że u nich cudów jest bardzo dużo. „Nawet o nich nie wspominamy - twierdzą - ponieważ ciągle je mamy. Nie mamy lekarstw, którymi dysponuje Zachód, więc modlimy się nad chorym, a on zdrowieje”.

- Jak stwierdzić, co jest cudem, a co nim nie jest?

Reklama

- Oczywiście, bardzo trudno jest ocenić świadectwo chorego, który twierdzi, że został uzdrowiony. Stykałem się z wieloma takimi osobami. Tu trzeba dużego wyczucia. Widzi się bowiem tę osobę z zewnątrz, a takie wydarzenie dotyczy jej wnętrza. Nawet uzdrowienia - cuda fizyczne - są uzewnętrznieniem czegoś, co dokonało się w głębi człowieka. On doświadcza w sobie bardzo silnego działania Boga. Jest to jakby przejście Boga przez człowieka. Ja osobiście wierzę, że cudowne uzdrowienia są osobistym spotkaniem człowieka z Jezusem, który go wybawia. Takie spotkania mogą być bardzo proste i nie muszą pociągać za sobą nadzwyczajnych zjawisk. Zdarza się jednak, że dochodzi i do zewnętrznego objawienia tej mocy, i wtedy się to widzi.
Warto też zauważyć, że są cuda zwyczajne i nadzwyczajne. Cudem jest już to, że Bóg podtrzymuje świat, cudem jest to, że słońce wstaje codziennie o przewidzianej godzinie, i to, że żyjemy. Tych cudów nie dostrzegamy, bo się do nich przyzwyczailiśmy. Są też cuda nadzwyczajne, które czynią - że się tak wyrażę - więcej hałasu. Ale w każdym wypadku jest to znak od Boga.

- Dlaczego Bóg ich używa?

- Ponieważ chce, abyśmy byli wolni i mogli wybrać. Daje znaki, ale do niczego nie zmusza. Cud nie przymusza nikogo do wiary, może natomiast pomóc tym, którzy są na nią otwarci. Znak jest wskazówką skierowaną do naszej wolności: można go wziąć pod uwagę, ale można go też odrzucić. Tylko od nas zależy, czy go zauważymy, czy też nie.

- Czy wiara w cuda nie trąci trochę wiarą w magię?

- To dwie różne rzeczy. Ten, kto odwołuje się do magii, chce być mistrzem; to on żąda konkretnych rzeczy, i by to uzyskać, chce posługiwać się siłami spoza świata naturalnego. Cud w chrześcijaństwie jest czymś odwrotnym. Otrzymujemy go gratis, bez żadnej zasługi z naszej strony. W magii dominuje pycha człowieka, który się nią posługuje, w cudzie warunkiem jest pokora przyjmującego.

- Czy cuda lub - jak Pan to nazywa - znaki mające związek z Janem Pawłem II uwiarygodniają jego świętość?

Reklama

- Jedną z cech świętych, którzy jeszcze są na ziemi, jest m.in. to, że przemieniają oni naturę. Bardzo dobrze ilustruje to opowiadanie o św. Franciszku, który obłaskawił wilka z Gubbio. My też czujemy, że będąc blisko osoby pełnej Boga, jesteśmy tym jakoś dotknięci, przemienieni. Możemy powiedzieć, że świętością danej osoby poruszony jest świat wokół niej, nawet przyroda. Taki m.in. jest sens wezwania do świętości - poprzez świętość każdego człowieka odmienia się świat. Można powiedzieć, że świętość przekracza granice określone przez materię i jej prawa, co czasem objawia się przez różne nadzwyczajne doświadczenia.

- Zdarza się, że konkretni ludzie wierzą w moc modlitwy Papieża, jej przypisują kluczowe znaczenie, ale też korzystają ze zwykłej pomocy medycznej. Ktoś miał nowotwór, spotkał się z Papieżem, prosił go o modlitwę, potem zrobiono mu operację i wyzdrowiał: to cud czy nie?

- Medycyna i cud nie znajdują się w opozycji. Bóg działa za pomocą różnych środków. Może posłużyć się pośrednictwem osoby świętej, może też działać przez zwyczajne ludzkie środki. Nie trzeba tego przeciwstawiać.

- Na czym, Pana zdaniem, polegała szczególna skuteczność Jana Pawła II?

- Święci mają różne dary nazywane charyzmatami. Po grecku charisma znaczy łaska, czyli dar Ducha Świętego dla budowania wspólnoty wierzących. Są osoby, którym udzielony jest charyzmat uzdrawiania. Nie jest to metoda czy technika, ale dar. Osobiście nie wydaje mi się, by Jan Paweł II miał charyzmat uzdrawiania. Natomiast niewątpliwie miał dar modlitwy, wstawiania się, pośrednictwa.

2006-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Św. Hubert - prawda i legendy

Niedziela toruńska 44/2003

[ TEMATY ]

św. Hubert

en.wikipedia.org

Ponad 1200 lat dzieli nas od czasów, w których żył i działał św. Hubert. Właśnie ta różnica dwunastu wieków sprawiła, że na to, co o nim wiemy, składają się: prawda, legendy i mity. Prawdopodobnie urodził się w 655 r. w znanej i znakomitej rodzinie, na obszarze dzisiejszych Niderlandów. W wieku około 18 lat został oddany na dwór króla Frankonii, a tam poślubił córkę Pepina z Heristal, z którą miał przynajmniej jednego syna. Przez kilka lat pełnił życie pełne przygód jako rycerz. Później został kapłanem i uczniem św. Laparda, a po jego śmierci, ok. 708 r. objął po nim półpogańską diecezję Maastricht. Miał ogromne zasługi w nawracaniu na wiarę chrześcijańską swoich ziomków, którzy dotychczas czcili bożków germańskich. Zmarł w Liege około 727 r., gdzie pochowano go w tamtejszej katedrze. W 825 r. część jego relikwii przeniesiono do Andage, które od tej chwili otrzymało nazwę Saint Hubert. Kult św. Huberta bardzo szybko szerzył się w Europie. Jako patron myśliwych odbierał cześć od XI w., co szczególnie może dziwić, gdyż w najstarszych pismach brak informacji na temat jego działalności na niwie łowieckiej. W XIV w. kult św. Huberta połączono z elementami kultu św. Eustachego. Św. Eustachy żył na przełomie I i II w. Z tego okresu pochodzi słynna legenda o jeleniu. Św. Eustachy jeszcze jako Placydus był naczelnikiem wojskowym cesarza Trajana i oddawał cześć bożkom rzymskim. W czasie jednego z polowań ujrzał jelenia z krzyżem pośrodku poroża. Jeleń nakazał Placydusowi ochrzcić się i przyjąć imię Eustachy. Kult św. Eustachego popularny był zwłaszcza w Kościele wschodnim. Apokryfy o św. Hubercie przeniosły motyw jelenia na grunt chrześcijaństwa zachodniego, umieszczając je w realiach VII w. Mówi się, że gdy żona Huberta wyjechała do swojej umierającej matki, jej osamotniony mąż zaczął hulaszcze życie, a nade wszystko pokochał polowania, które zmieniły się w rzezie zwierzyny prowadzone bez umiaru. W trakcie jednego z takich polowań Hubert ujrzał wynurzającego się z kniei wspaniałego jelenia z krzyżem, jaśniejącym niezwykłym blaskiem pomiędzy pięknymi rozłożystymi rogami. Jednocześnie usłyszał nieziemski głos: „Hubercie! Dlaczego niepokoisz biedne zwierzęta i zapominasz o zbawieniu duszy?”. Wydarzenie to spowodowało wewnętrzną przemianę Huberta, który od tego momentu zmienił swoje życie. Kanonizowany po śmierci, został patronem myśliwych, a dzień jego śmierci i przeniesienia jego relikwii do klasztoru w Andagium - 3 listopada jest świętem myśliwych. Kolejne wątki kultu Świętego dodali pewnie sami myśliwi, którzy mają niezwykłą wyobraźnię. Ze względu na swoje życie, związane z radykalnym, gwałtownym nawróceniem, jest św. Hubert dzisiaj niezwykle popularny. Dynamizm jego życia i nawrócenia może utwierdzać w przekonaniu, że każdy z nas ma szansę zmienić swoje życie na lepsze, a dla każdego chrześcijanina głos z nieba: „Hubercie! Odmień swoje życie...” - jest wezwaniem do stawania się lepszym, bardziej doskonałym, świętym.
CZYTAJ DALEJ

Świadectwo: Doświadczyłam śmierci klinicznej. Spotkałam Jezusa

[ TEMATY ]

świadectwo

śmierć kliniczna

Magdalena Pijewska/Niedziela

Dwa lata temu, na wiosnę, otrzymałem mail od pani Radki. Podczas krwotoku wywołanego ciążą pozamaciczną pani Radka trafiła do szpitala i natychmiast przeszła operację ratującą życie. Podczas jej krótkiego NDE (bliskie doświadczenie śmierci (ang. near death experience, NDE nazywane także „doświadczeniem śmierci klinicznej” lub „doświadczeniem stanu bliskiego śmierci”), spotkała się z Panem Jezusem. Jej doświadczenie było jednym z najkrótszych, ale i tak na tyle silne, że moja rozmówczyni poszła na studia teologiczne i została katechetką. Wstąpiła także do wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym.

PONIŻEJ FRAGMENT KSIĄŻKI. TO I INNE ŚWIADECTWA DOSTĘPNE W CAŁOŚCI W NASZEJ KSIĘGARNI: [KLIKNIJ]: Życie po śmierci 2, ks. Wiktora Szponara, wyd. Fronda.
CZYTAJ DALEJ

Z Górna i Wólki do Rzymu

2025-11-03 20:50

Ks. Stanisław Szwanenfeld

Parafianie z Górna i Wólki Niedźwiedzkiej w Rzymie

Parafianie z Górna i Wólki Niedźwiedzkiej w Rzymie

„Pielgrzymka zawsze była ważnym wydarzeniem w życiu chrześcijan /…/ jest ona symbolem wędrówki człowieka wierzącego śladami Odkupiciela” – te słowa wypowiedziane przez ks. Mirosława Juchno usłyszeliśmy podczas mszy św. w Grazu - kończącej nasze pielgrzymowanie nadziei w Roku Jubileuszowym śladami Świętych w Rzymie.

W nocy z czwartku na piątek 10 października mszą św. odprawioną w Górnie rozpoczęło się nasze pielgrzymowanie do Rzymu. Umocnieni błogosławieństwem Pasterza Diecezji JE ks. biskupa Jana Wątroby wyruszyliśmy jako przedstawiciele dekanatu sokołowskiego w drogę: Padwa, Asyż, Casia, Rzym, Watykan, Monte Cassino, Monte Sant’Angelo, San Giovanni Rotondo i Loreto – 8 dni umacniania wiary i nadziei podczas rekolekcji w drodze. 58 osób z dekanatu sokołowskiego: Górna, Wólki Niedźwiedzkiej, Łowiska, Sokołowa pod przewodnictwem pilota - przewodnika p. Bartosza Korczyńskiego i pod duchową opieką ks. dziekana Tomasza Kozickiego i ks. Stanisława Szwanenfelda wyruszyliśmy w drogę.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję