Po raz pierwszy w historii nasz kraj będzie gospodarzem tak poważnej piłkarskiej imprezy. Razem z Ukraińcami zgłosiliśmy swoją kandydaturę do zorganizowania mistrzostw dwa lata temu. W 2003 r. z taką inicjatywą wyszli nasi wschodni sąsiedzi. Owa idea znalazła poparcie zarówno we władzach rodzimych federacji futbolowych, jak i na najwyższych szczeblach władz państwowych z ówczesnymi prezydentami na czele.
W ciągu tych lat pomyślnie przebrnęliśmy przez gęste sito procedur obowiązujących w UEFA, prezentując coraz to bardziej spójny i przekonywający plan organizacji mistrzostw. W końcu na placu boju pozostały tylko trzy propozycje: polsko-ukraińska, włoska i chorwacko-węgierska. W ostatnich tygodniach media informowały, że pierwsza opcja raczej nie wchodzi w rachubę. Najpoważniejszą wydawała się kandydatura Italii. Na drugim miejscu stawiano Chorwację i Węgry. Te nastroje udzieliły się nawet brytyjskim bukmacherom, którzy szanse Polski i Ukrainy oceniali w proporcjach 1 do 5,5 (za jednego postawionego funta w wypadku naszej wygranej można było zyskać ponad pięć razy więcej), Chorwatów i Węgrów zaś 1 do 3, a Włochów 1 do 1,65. Byli oni zatem zdecydowanymi faworytami.
Na nasze szczęście, stało się jednak inaczej. Członkowie KW UEFA oddali na kandydaturę polsko-ukraińską w walijskim Cardiff aż osiem głosów (włoska otrzymała tylko cztery, a chorwacko-węgierska żadnego). Dzięki temu wygraliśmy w pierwszej turze tajnego głosowania (wystarczyło nam siedem głosów). Można przypuszczać, że na przychylny dla nas werdykt niebagatelny wpływ miało poparcie obecnego szefa Międzynarodowej Federacji Piłki Nożnej (FIFA) Seppa Blattera, który wielokrotnie je deklarował. Nie jest też tajemnicą, że przewodniczący UEFA Michel Platini również optował za nami. Wydaje się jednak, że najbardziej przyczynił się do niego prezes ukraińskiej federacji futbolowej, multimilioner, polityk i zarazem członek KW UEFA - Hrihorij Surkis. Właśnie on miał przekonać innych członków komitetu do głosowania na naszą korzyść (założył się nawet z Michałem Listkiewiczem, że wygramy już w pierwszej turze). Prawdopodobnie tak właśnie było, choć bez wątpienia nasza delegacja również miała sporo do powiedzenia (brał w niej udział też selekcjoner naszej kadry Leo Beenhakker oraz Jerzy Dudek).
Polska i Ukraina zgłosiła po cztery stadiony, na których zostaną rozegrane Euro 2012. U naszych sąsiadów będą to obiekty w Dniepropietrowsku, Doniecku, Kijowie i Lwowie. Po naszej stronie w grę wchodzą wirtualne jeszcze boiska: Baltic Arena w Gdańsku (ma pomieścić 44 tys. kibiców), Stadion Miejski w Poznaniu (46, 5 tys. widzów), Stadion Narodowy w Warszawie (55 tys. ludzi) oraz Stadion Olimpijski we Wrocławiu (45 tys. miejsc). Każdy z tych obiektów ma powstać do 2010 r. Czasu zatem zostało naprawdę niewiele. W każdym razie prace budowlane już trwają. Miejmy nadzieję, że zdążymy je ukończyć na czas.
Organizacja tak poważnej piłkarskiej imprezy jest wielkim wyzwaniem dla władz Polski i Ukrainy, które deklarują pomoc na każdej płaszczyźnie. Mistrzostwa staną się też dla tej części Europy wyjątkową okazją do pokazania jej walorów i wypromowania naszego kraju i ojczyzny naszych sąsiadów. Aby sprostać temu zadaniu, trzeba zadbać o rozwój i budowę szeroko rozumianej infrastruktury (sieć hoteli, restauracji, dróg itp.).
Euro 2012 stwarzają nam niepowtarzalną szansę pokazania się światu nie tylko pod względem organizacyjnym, lecz przede wszystkim pod względem piłkarskim. Można sądzić, że sprostamy obu tym zamierzeniom. Ostatnio gramy na światowym poziomie (awansowaliśmy w rankingu FIFA na 21. pozycję). Tymczasem, nie pozostaje nam nic innego, jak budować stadiony i śledzić dalsze losy naszej kadry w rywalizacji o Euro 2008.
(jłm)
Pomóż w rozwoju naszego portalu