Reklama

Wysoki sport

Góry od zawsze fascynowały ludzi. Zazwyczaj w mitologiach były siedzibą bóstw. Dziś nie ma już praktycznie żadnego ważnego szczytu, na którym nie stanęłaby ludzka stopa

Niedziela Ogólnopolska 5/2008, str. 37

Mateusz Banaszkiewicz

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Taternik. Alpinista. Himalaista. Andynista. Te i inne rzeczowniki definiują w języku polskim ludzi, którzy wspinają się po górach i odpowiadają kolejno Tatrom, Alpom, Himalajom i Andom. Warto wiedzieć, że himalaistą nie jest tylko ten, kto zdobywa szczyty tego najwyższego pasma górskiego na Niebieskiej Planecie. Słowem tym określa się też ludzi, którzy wchodzą na góry wyższe niż 5 tys. m n.p.m. (zalicza się do nich m.in.: Kaukaz, Karakorum czy pasma górskie Alaski). Samo zaś uprawianie wspinaczki wysokogórskiej wymaga nie lada kondycji i specjalistycznego sprzętu. Surowy klimat panujący na ogromnych wysokościach z niespodziewanymi huraganowymi wiatrami, oślepiające promienie słoneczne, niskie temperatury i ciśnienie oraz rozrzedzone powietrze niezwykle utrudniają zdobywanie górskich szczytów, niekiedy nawet powodując śmierć śmiałków pragnących za wszelką cenę dopiąć swego.
Nie tak dawno (11 stycznia) umarł sir Edmund Percival Hillary - żywa legenda wysokogórskich wypraw (za rok skończyłby 90 lat). Był pierwszym człowiekiem, który postawił stopę na najwyższym szczycie Himalajów i Ziemi. Zdobył Mount Everest (8850 m n.p.m.) dokładnie 29 maja 1953 r. Nowozelandczyk dokonał tego wraz z Szerpą Tenzingiem Norgayem (zm. w 1986 r.). Czomolungma (po tybetańsku „bogini matka śniegu”) od tamtego czasu gościła na swym szczycie ok. 1400 wspinaczy. Na ten szczyt, po nepalsku zwany Sagarmatha - „czoło nieba”, niestety, nigdy nie dotarło ok. 200 osób, przypłacając wyprawę śmiercią. Uprawiający wspinaczkę wysokogórską, zdając sobie sprawę z zagrożeń, jakie na nich czyhają, postępują według reguł swoistej etyki. Jej dwie elementarne zasady są nawet dziełem naszych rodaków. Pierwsza z nich brzmi: „Wchodzimy razem - wracamy razem”. Druga zaś jakby precyzuje poprzednią - „Partnera nie zostawia się samego, nawet gdy jest już tylko zamarzniętą bryłą”. Nic dodać, nic ująć.
W naszych czasach wspinaczka została, jak prawie wszystko, bardzo skomercjalizowana i spopularyzowana. Wspinać się można bowiem praktycznie wszędzie. Wzorując się na szeroko rozumianym Zachodzie, także u nas powstały i powstają specjalne miejsca, w których można oddawać się pasji wdrapywania się na nie tylko pionowe powierzchnie. Niejednokrotnie takie sztuczne „skalne” ściany montuje się przy okazji różnego rodzaju regionalnych festynów bądź uroczystości. Są one wtedy swoistą atrakcją i każdy może spróbować swoich sił, wiedząc, że dzięki profesjonalnej asekuracji nic złego nie powinno się wydarzyć.
Jedna z najbardziej efektownych i zarazem nielegalnych form wspinania się nosi angielską nazwę urban-climbing („miejska wspinaczka”). Można o niej poczytać na licznych internetowych forach. Polega ona na tym, że zazwyczaj młodzi ludzie wspinają się na jakieś budynki bądź konstrukcje. Robią to bez asekuracji. Dokonują tego zwykle pod osłoną nocy. Oczywiście, nikogo nie namawiam do takiej formy spędzania wolnego czasu, gdyż wiąże się to z ogromnym ryzykiem utraty życia na skutek ewentualnego upadku. W najlepszym zaś razie żądnego wrażeń delikwenta (lub delikwentkę) czeka wizyta na policji, sprawa w sądzie i nieuchronny wyrok. Wielu chciałoby urban-climbing określić mianem sportu. Z pewnością nim nie jest. Zresztą do tej pory nie wiadomo, czy nawet alpinizm można tak nazwać. Reinhold Messner, który jako pierwszy wszedł na wszystkie - 14 - ośmiotysięczniki świata (drugim był nasz nieżyjący już Jerzy Kukuczka), odmówił w 1988 r. przyjęcia srebrnego medalu kanadyjskiej olimpiady, motywując swoją decyzję tym, że dla niego wspinanie się jest „twórczością”, a nie „rywalizacją”.
Przeciętny Polak raczej z dnia na dzień nie zostanie wybitnym wspinaczem (obiecuję, że o sukcesach naszych rodaków w tej dziedzinie jeszcze niebawem napiszę). Niemniej każdy z nas może wybrać się w nasze prześliczne Tatry. Kontemplowanie ich uroku z pewnością zbliży nas do innych i Tego, który jest naszym Niebiańskim Ojcem.

Kontakt: sportowa@niedziela.pl

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2008-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Rzymskie obchody setnej rocznicy narodzin dla nieba św. Józefa Sebastiana Pelczara

2024-04-19 16:24

[ TEMATY ]

Rzym

św. bp Józef Sebastian Pelczar

100. rocznica

Archiwum Kurii

Św. Józef Sebastian Pelczar

Św. Józef Sebastian Pelczar

Mszą św. w kaplicy Polskiego Papieskiego Instytutu Kościelnego w Rzymie wieczorem 18 kwietnia zainaugurowano jubileuszowe spotkanie poświęcone św. Józefowi Sebastianowi Pelczarowi.

Polski Papieski Instytut Kościelny w Rzymie oraz Zgromadzenie Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego (Siostry Sercanki) to dwie instytucje obecne w Rzymie, u początku których stoi były student rzymski, a potem profesor i rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz biskup przemyski, dziś święty Józef Sebastian Pelczar. To właśnie ks. prof. Pelczar wraz z s. Ludwiką, dziś błogosławioną Klarą Szczęsną, w 1894 r. założyli w Krakowie Zgromadzenie Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego.

CZYTAJ DALEJ

Krewna św. Maksymiliana Kolbego: w moim życiu dzieją się cuda!

Niedziela Ogólnopolska 12/2024, str. 68-69

[ TEMATY ]

świadectwo

Karol Porwich/Niedziela

Jej prababcia i ojciec św. Maksymiliana Kolbego byli rodzeństwem. Trzy lata temu przeżyła nawrócenie – i to w momencie, gdy jej koleżanki uczestniczyły w czarnych marszach, domagając się prawa do aborcji.

Pani Sylwia Łabińska urodziła się w Szczecinie. Od ponad 30 lat mieszka w Niemczech, w Hanowerze. To tu skończyła szkołę, a następnie rozpoczęła pracę w hotelarstwie. Jej rodzina nigdy nie była zbytnio wierząca. Kobieta więc przez wiele lat żyła tak, jakby Boga nie było. – Do kościoła chodziłam jedynie z babcią, to było jeszcze w Szczecinie, potem już nie – tłumaczy.

CZYTAJ DALEJ

Abp Galbas do księży: Śpiący i półsenni nikogo nie obudzą

2024-04-20 08:50

[ TEMATY ]

Abp Adrian Galbas

archidiecezja katowicka

Karol Porwich/Niedziela

Śpiący i półsenni nikogo nie obudzą, a nieprzekonani nikogo nie przekonają! ‒ pisze do księży abp Adrian Galbas. Metropolita katowicki wystosował List do Księży z okazji Światowego Dnia Modlitwy o Powołania. Ten przypada w najbliższą niedzielę (21 kwietnia).

W liście hierarcha zwraca uwagę na orędzie papieża Franciszka. Przypomniał, że „bycie pielgrzymami nadziei i budowniczymi pokoju oznacza budowanie swojego życia na skale zmartwychwstania Chrystusa”, a naszym ostatecznym celem jest „spotkanie z Chrystusem i radość życia w braterstwie ze sobą na wieczność.” ‒ To ostateczne powołanie musimy antycypować każdego dnia: relacja miłości z Bogiem i z naszymi braćmi oraz siostrami zaczyna się już teraz, aby urzeczywistnić marzenie Boga, marzenie o jedności, pokoju i braterstwie ‒ wskazuje. Zachęca, za Ojcem Świętym, by nikt nie czuł się wykluczony z tego powołania!

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję