Reklama

Kanadyjskie wspomnienia polskiej matury

Niezwykła szkoła Sióstr Niepokalanek

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Wiosna, świeżość powietrza, ciepłe promienie słońca, budzące się życie i... czas przygotowań do matury. Aż wstyd się przyznać, ile to lat minęło od naszych własnych emocji, strachu i nocnego zakuwania. Niemożliwe do zapomnienia są przeżycia, które wracają z każdym majem.
Było nas tylko osiemnaście w maturalnej klasie, rocznik 1972, w Prywatnym Liceum Siostr Niepokalanek w Wałbrzychu. Spędziłyśmy ze sobą cztery lata pod jednym dachem, jak to się mówi - świątki, piątki i niedziele. Dzieliłyśmy sypialnie, klasę, czas nauki, czas wygłupów, wspólne sprzątanie, zmywanie, wszystkie radości i smutki. Zżyłyśmy się ze sobą jak siostry w jednej ogromnej rodzinie. Nie wszystkie wtedy zdawałyśmy sobie sprawę, jak solidne podwaliny do przyszłego rozwoju duchowego daje nam ta niezwykła szkoła. Ja sama byłam niezadowolona, że jestem zamknięta w tzw. klasztorze, podczas gdy moje rówieśnice chadzają na prywatki, ubierają minispódniczki i mają więcej wolności. Teraz nie żałuję, bo wiem doskonale, że ta szkoła i to, co z niej wyniosłam, uratowało mi życie, dało poczucie normalności i nadzieję na przyszłość pomimo różnych okaleczeń oraz własnych błędów i potknięć, które potem przeżyłam.
Po maturze nasze drogi rozeszły się, wyjechałyśmy do różnych miast, do innych krajów, straciłyśmy kontakt ze sobą. Płynęły lata, większość z nas kontynuowała naukę na uniwersytecie lub politechnice, założyłyśmy rodziny, wychowywałyśmy dzieci. Nowa praca, środowisko, nowe przyjaźnie, własny świat.
A jednak... Bóg skrzyżował nasze drogi i przez tragiczne wydarzenia doprowadził do naszego ponownego spotkania. Atak terrorystyczny na nowojorskie bliźniacze wieże 11 września 2001 r. zastał Lodzię Tworkowską na 82. piętrze, gdzie pracowała dla rządowej agencji. Cudem przeżyła i swoje doświadczenia opowiedziała w przepięknie napisanej przez Janusza Rautszko książce „Więcej niż być”. Po tych wydarzeniach rozpoczęła gorączkowe poszukiwania „niepokalanek”, czyli nas, dziewczyn z Liceum. Dla Lodzi nie ma rzeczy niemożliwych, więc udało się jej odnaleźć wszystkie. Ponieważ ja byłam ostatnią zgubą, znalezioną w lipcu 2007, ominęły mnie dwa zjazdy w Wałbrzychu - na 30- i 35-lecie matury. Podobno było fantastycznie.
Postanowiłyśmy jednak spotkać się „prywatnie”, pięć emigrantek: Ewa Czopp ze Szwecji, Lodzia Tworkowska z Nowego Jorku, Grażynka Barnat i Lidzia Szczycińska z Toronto oraz ja, Basia Ptaszyńska z Whitby. Przegadałyśmy godziny „na telefonie”, dyskutując, planując, uzgadniając, aż stanęło na tym, że minizjazd odbędzie się w moim domu w dniach 8-10 marca 2008 r.
Ewunia ze Szwecji przyleciała pierwsza. Co to była za radość, nie mogłyśmy się na siebie napatrzeć, buzie nam się nie zamykały, choć Ewa była zmęczona podróżą. To ona pierwsza wyjechała z Polski - prawie zaraz po maturze, wyszła za mąż, skończyła studia pielęgniarskie i teraz jest przełożoną pielęgniarek w szpitalu w Malmö. Następnego dnia przyjechała Lodzia z mężem Markiem. Rzuciłyśmy się na siebie jak dwa oszołomy. Trudno było się nam oderwać od siebie, nie mogłyśmy uwierzyć, że w końcu się spotkałyśmy. Lodzia jest inżynierem budowlanym z Polski, ale po wyjeździe do USA ponownie poszła na studia i otrzymała tytuł magisterski w amerykańskiej uczelni. Pracuje dla rządu, ma kierownicze stanowisko i jest bardzo ceniona w swojej pracy. Lodzia ma syna Michała i wnusia Łukaszka.
W sobotę rano, w czasie wielkiej, śnieżnej burzy, Ewa i Lodzia postanowiły ulepić bałwana dla dwóch pozostałych koleżanek. Co postanowiły, to zrobiły. Po około dwóch godzinach przed moim domem stanął okazały bałwan, na którego szyi powiesiły napis: „Witamy. Niepokalanki!”. Zaraz potem przyjechały Grażynka i Lidzia z Toronto. Piszczałyśmy jak małe dziewczynki, narobiłyśmy dużo hałasu i powitaniom nie było końca.
Grażynka skończyła biologię w Polsce, ale w Toronto ukończyła również szkołę pielęgniarską i pracuje w Szpitalu św. Józefa. Bardzo jej ta praca odpowiada, bo Grażynka jest niezwykle opiekuńcza i daje dużo ciepła swoim pacjentom. Grazia ma córkę Joasię, wnuczkę Julcię i drugie maleństwo w drodze.
Lidzia jest polonistką z Polski, a w Toronto kończy pełne studia teologiczne i planuje pracować na oddziale paliatywnym z tymi, którzy odchodzą. Takie ma powołanie i tak chce służyć Bogu i ludziom. Bardzo jesteśmy z niej dumne, bo wybrała sobie trudną, ale i szlachetną drogę. Lidzia ma troje dzieci, dwóch synów, Przemka i Marka, oraz córkę Martę, ale jeszcze nie jest babcią. Na spotkanie przywiozła dla każdej z nas marynarski kołnierzyk.
No i pozostałam ja, Basia. Jestem magistrem rehabilitacji ruchowej, ale w Kanadzie pracuję w Liceum, realizując indywidualny program nauczania (w moim przypadku matematyki) dla uczniów, którzy nie są przystosowani do nauki w klasach z powodów emocjonalnych, zdrowotnych czy zachowania. Bardzo kocham moją pracę, bo daje mi ogromną satysfakcję i spełnienie mojej misji życiowej. Mam, podobnie jak Lidzia, troje dzieci, dwóch synów, Dobromira i Roberta oraz córkę Jagodę, i jeszcze nie mam wnucząt.
Wracając do naszego spotkania - co opisałam powyżej, opowiedziałyśmy sobie wszystko bardzo szczegółowo i czujemy się tak, jakbyśmy nigdy się nie rozstały. Niezwykła więź, głęboka przyjaźń i wzajemna akceptacja utrwaliły się na zawsze. Nasze trzy dni upłynęły na niekończących się rozmowach, dyskusjach i przemyśleniach, które tak pięknie opisała poniżej Lidzia Szczycińska. Czas było wracać do siebie, do swoich rodzin, pracy, codziennego dnia, choć tak było żal się rozstać. Rozstałyśmy się jednak tylko fizycznie, często bowiem kontaktujemy się i rozmawiamy godzinami, a duchowo czujemy się bardzo bliskie.
Nasze spotkanie i nasza przyjaźń jest przykładem, że czas i przestrzeń nie są przeszkodą na drodze bezwarunkowej miłości, której uczyły nas nasze Siostry Niepokalanki. Ogromnie im za to dziękujemy.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2008-12-31 00:00

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Święta Mama

Niedziela Ogólnopolska 17/2019, str. 12-13

[ TEMATY ]

św. Joanna Beretta Molla

Ewa Mika, Św. Joanna Beretta Molla /Archiwum parafii św. Antoniego w Toruniu

Jest przykładem dla matek, że życie dziecka jest darem. Niezależnie od wszystkiego.

Było to 25 lat temu, 24 kwietnia 1994 r., w piękny niedzielny poranek Plac św. Piotra od wczesnych godzin wypełniał się pielgrzymami, którzy pragnęli uczestniczyć w wyjątkowej uroczystości – ogłoszeniu matki rodziny błogosławioną. Wielu nie wiedziało, że wśród nich znajdował się 82-letni wówczas mąż Joanny Beretty Molli. Był skupiony, rozmodlony, wzruszony. Jego serce biło wdzięcznością wobec Boga, a także wobec Ojca Świętego Jana Pawła II. Zresztą często to podkreślał w prywatnej rozmowie. Twierdził, że wieczności mu nie starczy, by dziękować Panu Bogu za tak wspaniałą żonę. To pierwszy mąż w historii Kościoła, który doczekał wyniesienia do chwały ołtarzy swojej ukochanej małżonki. Dołączył do niej 3 kwietnia 2010 r., po 48 latach życia w samotności. Ten czas bez wspaniałej żony, matki ich dzieci, był dla niego okresem bardzo trudnym. Pozostawiona czwórka pociech wymagała od ojca wielkiej mobilizacji. Nauczony przez małżonkę, że w chwilach trudnych trzeba zwracać się do Bożej Opatrzności, czynił to każdego dnia. Wierząc w świętych obcowanie, prosił Joannę, by przychodziła mu z pomocą. Jak twierdził, wszystkie trudne sprawy zawsze się rozwiązywały.

CZYTAJ DALEJ

Była sumieniem pielęgniarek

Niedziela rzeszowska 19/2018, str. IV

[ TEMATY ]

bp Kaziemierz Górny

Hanna Chrzanowska

Jerzy Rumun

Hanna Chrzanowska z chorymi w Trzebini, obok po prawej stronie, s. Serafina Paluszek, felicjanka, i Alina Rumun

Hanna Chrzanowska z chorymi w Trzebini, obok po prawej stronie,
s. Serafina Paluszek, felicjanka, i Alina Rumun

Katarzyna Czerniawska: – Ksiądz Biskup był świadkiem życia bł. Hanny Chrzanowskiej. W jakich okolicznościach miał Ksiądz Biskup okazję poznać Hannę Chrzanowską?

CZYTAJ DALEJ

Świdnik. Jubileusz parafii Chrystusa Odkupiciela

2024-04-29 05:51

Paweł Wysoki

40 lat temu w Świdniku biskup lubelski Bolesław Pylak powołał nowy ośrodek duszpasterski. Do tworzenia parafii i budowy kościoła pw. Chrystusa Odkupiciela skierował ks. Andrzeja Kniazia, który wraz z grupą wiernych jeszcze w 1984 r. wybudował tymczasową kaplicę, a kilka lat później świątynię.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję