Reklama

Jak w soplicowskim dworku

W domu Wyszyńskich w Zuzeli wisiały portrety wybitnych Polaków: Tadeusza Kościuszki i księcia Józefa Poniatowskiego. Historia była na wyciagnięcie ręki

Niedziela Ogólnopolska 31/2011, str. 14-17

Milena Kindziuk

Szkoła, do której uczęszczał Stefan Wyszyński. Obecnie - Muzeum Lat Dziecięcych Prymasa Tysiąclecia w Zuzeli

Szkoła, do której uczęszczał Stefan Wyszyński. Obecnie - Muzeum Lat Dziecięcych Prymasa Tysiąclecia w Zuzeli

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Książka „Noce i dnie” Marii Dąbrowskiej kończy scena, w której Barbara Niechcic pyta starego Szymszela, czy widzi drogę, a on mówi jej na to: „Konie idą na pamięć”.
Prymas Wyszyński też tak jechał na swoje ukochane Podlasie - „na pamięć”. Bo kraj lat dziecięcych i droga do domu na zawsze pozostają w pamięci. To ta ziemia stanowiła podwaliny pod całe jego życie. „Święta i czysta” - by użyć słów Mickiewicza. Bo któż tam mieszkał? Sprzymierzeńcy pewni: matka, ojciec, rodzeństwo, sąsiedzi dobrzy. Bez nich niepodobna zrozumieć wielkiego Prymasa. Stąd wyruszył w świat. Stąd czerpał siłę i przywiązanie do takich wartości, jak prawda i wierność. Dlatego w jego kazaniach tak wiele szacunku dla ziemi podlaskiej, jej odrębności, dumy z przodków, poszanowania tradycji, narodowej kultury. I miłości. „Czuję się wielkim dłużnikiem wobec ziemi, której chleb jadłem od dzieciństwa i wobec wszystkich, wśród których żyłem” - powie po latach Wyszyński.

Dorastał do polskości

Reklama

W miejscu urodzenia Prymasa Tysiąclecia, w Zuzeli nad Bugiem, nie ma już dzisiaj nikogo, kto by go pamiętał. Niedawno zmarł ostatni z sąsiadów, który znał rodzinę Wyszyńskich. Nie ma już również domu, który stał przy drodze, naprzeciw kościoła. Spłonął podczas II wojny światowej. Ale został odtworzony w miejscowym Muzeum, po którym oprowadza turystów przewodniczka, s. Teresa z bezhabitowego Zgromadzenia Sióstr Służek Najświętszej Maryi Panny Niepokalanej. - Wyszyńscy dzielili dom z miejscowym wikariuszem, była to bowiem część budynku parafialnego, tzw. organistówka - tłumaczy.
Zajmowali dwa pokoje (w jednym była kuchnia). Otrzymali je dlatego, że ojciec pracował w zuzelskiej parafii jako organista. Była to wówczas posada szanowana, pozwalająca na utrzymanie rodziny. Dlatego u Wyszyńskich biedy nie było. Żyli przeciętnie, może trochę lepiej od pozostałych rodzin w Zuzeli.
Ślady rodzinnej tradycji od razu rzucają się w oczy, gdy wchodzi się do zrekonstruowanego mieszkania: na wprost stoi pianino, a obok ligawka, czyli używany na tych terenach drewniany instrument muzyczny w formie trąby, niemal dwumetrowy, z wydrążonego pnia. - Taką ligawką organista zwoływał mieszkańców wsi na roraty - opowiada przewodniczka i daje mi na chwilę ciężki instrument do ręki.
Drugie pomieszczenie to królestwo dzieci (przy oknie stoją kołyski) i matki. Na dużym kaflowym piecu - żeliwne garnki, czajnik. Obok drzwi - kołowrotek, na którym przędła matka. I dzieża do wyrabiania chleba. Tradycją domu było, że kiedy komuś chleb upadł na podłogę, od razu trzeba było go podnieść i ucałować. Znamienne, że później Wyszyński jedną ze swoich książek zatytułował „Kromka chleba”.
O atmosferze domu rodzinnego świadczy też biblioteczka - cała zapełniona książkami, głównie klasyką literacką. W świat bohaterów narodowych, ale także narodowej historii, od małego wprowadzał Stefana ojciec. Pamięć o poprzednich pokoleniach uważał za niezbędną i tę prawdę wpajał synowi. Wyszyńskiemu tak utkwiło to w pamięci, że później przy wielu okazjach odwoływał się do przekazów z dzieciństwa.
Ojciec Stefana Wyszyńskiego na wiele sposobów uczył patriotyzmu. Często zabierał syna w odległe lasy, by pod osłoną nocy potajemnie stawiać krzyże na grobach powstańców styczniowych. Chłopiec czuł, że to wydarzenie ma w sobie jakąś tajemnicę i wiedział, że nie wolno nikomu o tym mówić. W Zuzeli dorastał do polskości.
Organista z Zuzeli zachęcał również swego syna Stefana do czytania historii Polski. I chłopak chętnie zgłębiał narodowe dzieje, mając świadomość, jak sam później mówił, „że była to książka zabroniona, nie wolno było przechowywać jej w domu, ale ojciec był człowiekiem tak oddanym sprawom Narodu, że narażając się na prześladowania, nie lękał się uczyć swoich dzieci historii Polski, choćby potajemnie”.
U Wyszyńskich, jak w soplicowskim dworku, wisiały też portrety wybitnych Polaków: Tadeusza Kościuszki i księcia Józefa Poniatowskiego. Historia była na wyciągnięcie ręki.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Czarna i Biała Pani

Reklama

W takim domu Stefan Wyszyński przyszedł na świat. Gdy się urodził - 3 sierpnia 1901 r. - Polska była pod zaborami. Zuzela - pod panowaniem cara. Stąd metryka chrztu przyszłego Prymasa spisana jest w języku rosyjskim.
Na tych terenach Polacy odczuwali brutalne restrykcje popowstaniowe. Prześladowania, więzienia, konfiskaty majątków, branki do armii carskiej, rusyfikację. Jednak życie codzienne toczyło się jakby na przekór zaborcy. Mieszkańcy zachowali swój śpiewny język, narodową pamięć i wiarę przodków.
Właśnie wiara mieszkańców Zuzeli urzekała Stefana. Jako Prymas powiedział kiedyś (jakby na przekór tym, którzy nie doceniają tzw. pobożności ludowej lub uważają ją za fasadową czy jedynie tradycyjną): „Pamiętam do dziś ludzi prostych, których obserwowałem jako chłopiec. Zdumiewająca była ich spokojna, ufna wiara. Tego nie można nazwać żadną miarą niewiedzą religijną, bo z tym się łączy patrzenie w głąb, niemal jakieś mistyczne obcowanie. Ci ludzie widzą to, w co wierzą”.
Na ścianach rodzinnego domu Wyszyńskich wisiały dwa religijne obrazy: Matki Bożej Częstochowskiej i Matki Bożej Ostrobramskiej (można je dzisiaj zobaczyć w zuzelskim Muzeum). Kardynał Wyszyński tak mówił o nich: „I chociaż w onym czasie do modlitwy skłonny nie byłem, zawsze cierpiąc na kolana, zwłaszcza w czasie wieczornego różańca, jaki był zwyczajem naszego domu, to jednak po obudzeniu się, długo przyglądałem się tej Czarnej Pani i tej Białej. Zastanawiało mnie tylko, dlaczego jedna jest czarna, a druga biała? To są najbardziej odległe wspomnienia z mojej przeszłości”.
Dom Wyszyńskich z nabożeństwem czcił Maryję. Matka Stefana lubiła jeździć do Ostrej Bramy, a ojciec na Jasną Górę. Kiedy powracali z pielgrzymki, chłopiec pełen ciekawości chłonął ich opowieści. „Jako mały brzdąc - wyznał kiedyś kardynał Wyszyński - podsłuchiwałem to, co stamtąd przywozili. A przywozili bardzo dużo, bo oboje odznaczali się głęboką czcią i miłością do Matki Najświętszej - i jeżeli co na ten temat ich różniło, to wieczny dialog - która Matka Boża jest skuteczniejsza: czy Ta, co w Ostrej świeci Bramie, czy Ta, co Jasnej broni Częstochowy”.
Kult Maryjny rodzinnego domu wywarł ogromny wpływ na osobowość i przyszłą formację religijną Stefana. Nie bez znaczenia pozostawał też fakt, że w domu Wyszyńskich żyło się pobożnie, codziennie na kolanach wspólnie odmawiano cały pacierz. Po polsku. Na przekór rusyfikacji.

Inny kościół, ta sama parafia

Gdy wjeżdża się do Zuzeli od strony Warszawy, po prawej stronie widać kościół. Wprawdzie nie ten sam, który pamiętał z dzieciństwa Wyszyński (tamten, drewniany, XVIII-wieczny, na początku XX wieku został rozebrany; w latach 1908-1913 obok powstała nowa, murowana świątynia). Jest to jednak ta sama parafia, w której został ochrzczony i do której należał Stefan.
Nad budową tego kościoła czuwał ojciec Wyszyńskiego. Prowadził rachunki, kontrolował prace gospodarcze. Siedmioletni wtedy Stefan zapamiętał, że „ojciec prowadził rozmowy z murarzami i majstrami”. Sam również pomagał - razem z murarzami nosił cegły.
Świątynia do dziś nosi wezwanie Przemienienia Pańskiego. W jej wnętrzu znajduje się chrzcielnica, przeniesiona ze starego kościoła, z której, jak wspomni po latach Prymas, „kapłan, sędziwy ks. Antoni Lipowski, ówczesny duszpasterz tej parafii, czerpał wodę chrzcielną, aby obmyć mnie i moje trzy siostry”.
Dzisiaj przed kościołem stoi pomnik kard. Wyszyńskiego - Prymasa Tysiąclecia Nauczyciela Narodu.

Jak Stefan spalił lalki

Naprzeciw kościoła, po drugiej stronie drogi, znajdowała się szkoła powszechna, do której od 1908 r. uczęszczał mały Stefanek. Obecnie również jest zrekonstruowana w Muzeum w Zuzeli. Ławki w klasie stoją w dwóch rzędach. Na ścianie - tablica, a nad nią portret cara Mikołaja II. To na jego oblicze musieli patrzeć uczniowie, gdy uczyli się rosyjskiego, matematyki, elementów polskiego i religii (innych przedmiotów w programie nauczania nie było).
W domu zaś jako dziecko Stefan lubił bawić się z siostrami: Natalią, Stanisławą i Janiną. Czuł nad nimi pewną przewagę, zwłaszcza że był wśród dzieci Wyszyńskich jedynym potomkiem płci męskiej. Kiedyś jednak w czasie zabawy tak bardzo się na dziewczynki zdenerwował, że rozpruł ich szmaciane lalki i spalił w piecu. Gdy ojciec zabierał się do wymierzenia za to synowi surowej kary, chłopak schował się pod pianino. A wszystkie trzy siostry solidarnie stanęły wtedy w obronie brata. „On się poprawi, nawróci…” - przekonywały ojca. „Jak widzicie, nawróciłem się!” - żartował później w jednym z kazań prymas Wyszyński.

„Cicho, pan organista gra…”

Dom rodzinny Prymas utracił bardzo wcześnie. Kiedy skończył osiem lat, rodzina wyprowadziła się z Zuzeli. Zaraz potem zmarła matka Stefana, Julianna Wyszyńska. Podczas porodu kolejnej córeczki. Tydzień później zmarło też dziecko.
Tuż przed śmiercią matki miało miejsce dziwne zdarzenie. Żegnając się ze Stefanem, powiedziała do niego: „Stefan, ubieraj się”. Chłopiec był święcie przekonany, iż matce chodziło o jego zdrowie. Była jesień i dni stawały się coraz chłodniejsze. Gdy włożył palto, matka powiedziała do niego raz jeszcze: „… ale nie tak. Inaczej się ubieraj”.
Zdezorientowany Stefan spojrzał na ojca. „Później ci to wyjaśnię” - usłyszał.
Dopiero po latach zrozumiał, że matka - tak symbolicznie - troszczyła się, aby „ubierał się” w prawdziwe wartości, przygotowujące do wyboru życiowej drogi. Chciała, aby jej syn podobał się Bogu i przywdział szaty kapłańskie.
Śmierć matki bez wątpienia była cezurą w jego życiu. Najbardziej bolesnym zdarzeniem w dzieciństwie. Odtąd życie nie oszczędzało Stefana. Nic więc dziwnego, że lata spędzone w Zuzeli określał jako najszczęśliwszy okres w życiu. Mimo że było to jedynie osiem lat. „Zdawałoby się tak mało, ale dziecięca pamięć jest szczególnie świeża i wrażliwa” - jak sam napisał.
Z ojcem prymas Wyszyński związany był przez całe dorosłe życie. Przez ostatnie lata znów razem mieszkali: w rezydencji Arcybiskupów Warszawskich przy Miodowej. A kiedy ojciec Prymasa umarł, kard. Wyszyński często wchodził do jego pokoju, modlił się, a potem mówił półgłosem: „Cicho, pan organista gra…”.

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Rzecz o aniołach

Niedziela łowicka 40/2002

[ TEMATY ]

anioły

UMB-O/pl.fotolia.com

Któż z nas nie zna prostych i pełnych ufności słów modlitwy: "Aniele Boży, stróżu mój, ty zawsze przy mnie stój..." Dla niektórych była to może pierwsza w życiu modlitwa, szeptana jeszcze na kolanach matki. Ale czy anioły są żywo obecne tylko w świecie dziecięcej wyobraźni? Czy my, dorośli, też możemy wierzyć w anioły?

Jak ktoś kiedyś policzył, anioły są wspomniane w Piśmie Św. Starego i Nowego Testamentu 222 razy! Pismo Święte jest zatem od początku do końca przeplatane wzmiankami o aniołach. Bóg stawia anioły u wrót raju; aniołowie nawiedzają Abrahama; aniołowie wyprowadzają Lota i jego córki z pożaru Sodomy; anioł nie pozwala Abrahamowi zabić jego syna Izaaka. Czasem aniołowie są groźni: Bóg posyła anioła, który zabija pierworodne Egipcjan. Ale to anioł również wyprowadza Izraelitów z niewoli. Anioł zamyka paszcze lwów, żeby nie pożarły Daniela. Także w Nowym Testamencie jest wiele zdarzeń, w których występują aniołowie. Przecież to Archanioł Gabriel zwiastuje Maryi Pannie poczęcie Syna Bożego; aniołowie śpiewają przy Jego narodzinach i sprowadzają pasterzy do stajenki; aniołowie ostrzegają Mędrców ze Wschodu przed Herodem. Anioł objawia św. Józefowi tajemnicę wcielenia i każe uciekać Świętej Rodzinie do Egiptu. Aniołowie służą Jezusowi, przy grobie Jezusowym zapewniają o Jego zmartwychwstaniu, a przy wniebowstąpieniu zapowiadają powtórne przyjście Zbawiciela. Sam Pan Jezus wspomina o aniołach. Mówiąc na przykład o nawróceniu grzeszników, stwierdza: "Tak samo powiadam wam, radość powstaje u aniołów Bożych z jednego grzesznika, który się nawraca" (Łk 15, 10). Opisując sąd ostateczny zaznacza, że to aniołowie zwołaja ludzi na ten sąd, a On, jako Sędzia, zjawi się tam otoczony aniołami.
CZYTAJ DALEJ

Św. Teresa od Dzieciątka Jezus - "Moim powołaniem jest miłość"

Niedziela łódzka 22/2003

[ TEMATY ]

św. Teresa z Lisieux

Adobe Stock

Św. Teresa z Lisieux

Św. Teresa z Lisieux

O św. Teresie od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza, karmelitance z Lisieux we Francji, powstały już opasłe tomy rozpraw teologicznych. W tym skromnym artykule pragnę zachęcić czytelników do przyjaźni z tą wielką świętą końca XIX w., która także dziś może stać się dla wielu ludzi przewodniczką na krętych drogach życia. Może także pomóc w zweryfikowaniu własnego stosunku do Pana Boga, relacji z Nim, Jego obrazu, który nosimy w sobie.

Życie św. Teresy daje się streścić w jednym słowie: miłość. Miłość była jej głównym posłannictwem, treścią i celem jej życia. Według św. Teresy, najważniejsze to wiedzieć, że jest się kochanym, i kochać. Prawda to, jak może się wydawać, banalna, ale aby dojść do takiego wniosku, trzeba w pełni zaakceptować siebie. Św. Teresie wcale nie było łatwo tego dokonać. Miała niesforny charakter. Była bardzo uparta, przewrażliwiona na swoim punkcie i spragniona uznania, łatwo ulegała emocjom. Wiedziała jednak, że tylko Bóg może dokonać w niej uzdrowienia, bo tylko On kocha miłością bez warunków. Dlatego zaufała Mu i pozwoliła się prowadzić, a to zaowocowało wyzwoleniem się od wszelkich trosk o samą siebie i uwierzeniem, że jest kochana taką, jaka jest. Miłość to dla św. Teresy "mała droga", jak zwykło się nazywać jej duchowy system przekonań, "droga zaufania małego dziecka, które bez obawy zasypia w ramionach Ojca". Św. Teresa ufała bowiem w miłość Boga i zdała się całkowicie na Niego. Chciała się stawać "mała" i wiedziała, że Bogu to się podoba, że On kocha jej słabości. Ona wskazała, na przekór panującemu długo i obecnemu często i dziś przekonaniu, że świętość nie jest dostępna jedynie dla wybranych, dla tych, którzy dokonują heroicznych czynów, ale jest w zasięgu wszystkich, nawet najmniejszych dusz kochających Boga i pragnących spełniać Jego wolę. Św. Teresa była przekonana, że to miłosierdzie Boga, a nie religijne zasługi, zaprowadzi ją do nieba. Św. Teresa chciała być aktywna nie w ćwiczeniu się w doskonałości, ale w sprawianiu Bogu przyjemności. Pragnęła robić wszystko nie dla zasług, ale po to, by Jemu było miło i dlatego mówiła: "Dzieci nie pracują, by zdobyć stanowisko, a jeżeli są grzeczne, to dla rozradowania rodziców; również nie trzeba pracować po to, by zostać świętym, ale aby sprawiać radość Panu Bogu". Św. Teresa przekonuje w ten sposób, że najważniejsze to wykonywać wszystko z miłości do Pana Boga. Taki stosunek trzeba mieć przede wszystkim do swoich codziennych obowiązków, które często są trudne, niepozorne i przesiąknięte rutyną. Nie jest jednak ważne, co robimy, ale czy wykonujemy to z miłością. Teresa mówiła, że "Jezus nie interesuje się wielkością naszych czynów ani nawet stopniem ich trudności, co miłością, która nas do nich przynagla". Przykład św. Teresy wskazuje na to, że usilne dążenie do doskonałości i przekonywanie innych, a zwłaszcza samego siebie, o swoich zasługach jest bezcelowe. Nigdy bowiem nie uda się nam dokonać takich czynów, które sprawią, że będziemy w pełni z siebie zadowoleni, jeśli nie przekonamy się, że Bóg nas kocha i akceptuje nasze słabości. Trzeba zgodzić się na swoją małość, bo to pozwoli Bogu działać w nas i przemieniać nasze życie. Św. Teresa chciała być słaba, bo wiedziała, że "moc w słabości się doskonali". Ta wielka święta, Doktor Kościoła, udowodniła, że można patrzeć na Boga jak na czułego, kochającego Ojca. Jednak trwanie w takim przekonaniu nie przyszło jej łatwo. Przeżywała wiele trudności w wierze, nieobce były jej niepokoje i wątpliwości, znała poczucie oddalenia od Boga. Dzięki temu może być nam, ludziom słabym, bardzo bliska. Jest także dowodem na to, że niepowodzenia i trudności są wpisane w życie każdego człowieka, nikt bowiem nie rodzi się święty, ale świętość wypracowuje się przez walkę z samym sobą, współpracę z łaską Bożą, wypełnianie woli Stwórcy. Teresa zrozumiała najgłębszą prawdę o Bogu zawartą w Biblii - że jest On miłością - i dlatego spośród licznych powołań, które odczuwała, wybrała jedno, mówiąc: "Moim powołaniem jest miłość", a w innym miejscu: "W sercu Kościoła, mojej Matki, będę miłością".
CZYTAJ DALEJ

MŚ w kajakarstwie górskim - złoty medal Zwolińskiej w C1

2025-10-02 08:07

PAP/EPA/DAN HIMBRECHTS

Klaudia Zwolińska zdobyła złoty medal w konkurencji kanadyjek jedynek (C1) w mistrzostwach świata w kajakarstwie górskim w australijskim Penrith.

26-latka slalomistka z Nowego Sącza przed rokiem została wicemistrzynią olimpijską w K1, a w 2023 roku w tej specjalności miała brąz mistrzostw świata. W kanadyjkach nie odnosiła dotychczas większych sukcesów, np. była 17 w paryskich igrzyskach.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję