Reklama

Książki

Odgrodzeni ekranami

Bez wątpienia cyfrowa technologia informacyjna silniej niż jakakolwiek innowacja w historii cywilizacji zmienia życie całych społeczności i każdego konkretnego człowieka. Za pośrednictwem kolejnych, coraz doskonalszych cyfrowych narzędzi – które często są zwykłymi uprzyjemniającymi życie gadżetami – ich producenci przekonują nas, że bez nich będziemy skazani na niebyt, zostaniemy wypchnięci poza obręb dobrobytu, że tylko one dają szansę na życiowy sukces

Niedziela Ogólnopolska 32/2016, str. 40-41

[ TEMATY ]

książka

Grzegorz Boguszewski

Manfred Spitzer, „Cyberchoroby. Jak cyfrowe życie rujnuje nasze zdrowie”, Wydawnictwo Dobra Literatura, 2016

Manfred Spitzer, „Cyberchoroby.
Jak cyfrowe życie rujnuje nasze zdrowie”,
Wydawnictwo Dobra Literatura, 2016

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Jedni rzucają się na te zdobycze cywilizacji z wielką nadzieją i euforią, drudzy, bardziej sceptyczni, przyjmują je jako fatum, od którego nie da się uciec. I jedni, i drudzy traktują te cyfrowe oferty niczym mannę z nieba. Konsumują cyberdobra równie bezrefleksyjnie jak chipsy lub kolorowe napoje.

Cyberlobby wywołuje cyberstres – pisze w swej książce „Cyberchoroby. Jak cyfrowe życie rujnuje nasze zdrowie” prof. Manfred Spitzer, niemiecki psychiatra i neurobiolog, autor wielu prac naukowych i publikacji popularyzujących prawdziwą wiedzę na temat skutków nieokiełznanej cyfryzacji wszystkich i wszystkiego.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Najbardziej niepokojące, zdaniem Spitzera, jest to, że potężne cyberlobby, powołując się na jakąś bliżej nieokreśloną wiedzę naukową, prowadzi wciąż wzmagającą się kampanię – niestety, bardzo skuteczną – że tylko coraz bardziej wymyślne media cyfrowe mogą ustrzec człowieka przed lękiem, samotnością, głodem, depresją, biedą, dosłownie przed wszystkim. Brakuje ci pieniędzy? – kredyty on-line są szybsze niż jakikolwiek bank; jesteś za gruby? – istnieją aplikacje z dietą; nie masz na nic ochoty? – są aplikacje motywujące! Na samotność – Facebook. I tak dalej – w nieskończoność. Do wszystkiego, o czym jeszcze nawet nie pomyśleliśmy, są odpowiednie aplikacje, wystarczy dotknąć palcem. A to przecież umie każde dziecko.

Tajemnica cyberboomu, który nastąpił w drugiej dekadzie XXI wieku, polega na tym, że im bardziej nasze życie toczy się on-line, tym więcej zarabiają producenci „niezbędnych każdemu człowiekowi” cybergadżetów. Nasze nieszczęście – którego jeszcze nie dostrzegamy i przed którym nie jesteśmy ostrzegani – polega natomiast na tym, że wszystkie obiecane korzyści z pójścia na całość w cyberprzestrzeń wkrótce okażą się, lub już się okazują, szkodami. Nieustanne czuwanie on-line wywołuje stres, lęk przed tym, że coś nas ominie, że gdzieś nas nie ma – tzw. FoMO, czyli fear of missing out – a ograniczające ruch warowanie przy ekranie prowadzi do otyłości; rezygnacja z normalnych międzyludzkich relacji na rzecz portali społecznościowych prowadzi do depresji, długotrwałe obcowanie z ekranami zaburza sen, wywołuje zmęczenie i apatię. Wydaje się, że lista naukowo uzasadnionych zagrożeń wynikających z nadmiernego i najzupełniej niekoniecznego korzystania – dzięki cynicznym sprzedawcom – z coraz to nowszych cyberurządzeń już dziś przewyższa rzekome cyberkorzyści. Trudno zrozumieć, dlaczego jest ignorowana.

Reklama

Cyber od kołyski

Dzieci powinny być oswajane z komputerem jak najwcześniej – to wyjątkowo podłe zalecenie lobby producentów, ubrane w pseudonaukowe teorie. Produkuje się już nawet specjalne uchwyty na ekrany dla niemowlaków, aby mogły się w nie spokojnie wpatrywać. Niektórzy rodzice tego rodzaju udogodnienia przyjmują z wielkim zadowoleniem po prostu dlatego, że dziecko zostaje „wyłączone” i mogą się zająć innymi sprawami.

Zadziwiająco gładko i bezrefleksyjnie ludzie przyjmują przekonanie, że od opanowania nowych technologii cyfrowych zależy dobra przyszłość, a przede wszystkim życiowy sukces. Dlatego z dumą rozsyłają – oczywiście drogą cyfrową – zdjęcia swych kilkumiesięcznych pociech przed ekranem laptopa lub z tabletem w rączce. Z dumą opowiadają, jak to ich dwuletnie szkraby już „znają się” na obsłudze dotykowego ekranu.

Neurobiolog prof. Spitzer ostrzega, że wykorzystywanie tabletu do „uczenia” małego dziecka prowadzi wprost do ograniczenia jego rozwoju; tablet nie dostarcza całościowych doświadczeń angażujących wszystkie zmysły, nie uczy rozumienia przedmiotów, wyobraźni przestrzennej, twórczości, ponieważ nie jest ani wyzwaniem, ani wsparciem w sferze czuciowej i ruchowej – jak np. zwykłe klocki – nie wykształca w mózgu dziecka odpowiednich powiązań, skojarzeń. A więc po prostu upośledza rozwój młodego mózgu!

Reklama

Jednak producenci cybergadżetów nie odpuszczają. Przekonują, że media cyfrowe są jak najbardziej odpowiednie dla małych dzieci, ponieważ ich obsługa jest prosta. A przecież to znaczy, że dziecko nie musi się wysilać, uruchamiać i wykształcać w mózgu zbyt wielu połączeń nerwowych – rzekomo ma mu wystarczyć tylko dotyk chłodnego ekranu, by poznawać świat... Niestety, ten tok rozumowania przyjęli w wielu krajach także pedagodzy wczesnorozwojowi, którzy użalają się, że wciąż zbyt mało rodzin posiada tablety i ten niedostatek trzeba jak najszybciej nadrobić.

Ten pęd do nadrabiania cyberzaległości nie dotyczy tylko krajów cywilizacyjnie zapóźnionych. Prym wiodą tu kraje tak rozsądne, jak choćby Austria, gdzie ministerstwo kultury wspólnie z Unią Europejską dofinansowało podręcznik dla pedagogów przedszkolnych, w którym czytamy: „To już nie wyjątek: roczne dzieci, które właśnie uczą się chodzić, zadziwiająco dobrze odnajdują się w zabawie z iPadem rodziców – może nawet lepiej niż we własnym mieszkaniu (...)”.

Jak więc rozumieć promowane w mediach – i przyjmowane jako wyrocznia w wielu systemach oświatowych – stwierdzenia różnego rodzaju pedagogów, że maluchy korzystające z tabletu mogą dokładniej spostrzegać swoje otoczenie? Już widzimy, jak rośnie pokolenie dosłownie przyklejone do ekranów, zupełnie ignorujące nawet najbliższe otoczenie.

Deficyt uwagi

Zrzeszenie niemieckich pedagogów medialnych swym autorytetem wspiera pochodzące nie wiadomo skąd przekonanie, że „umiejętność czytania i pisania nie jest już konieczna do korzystania z internetowych treści, bo odpowiednie menu umożliwia dostęp do nich już dzieciom przedszkolnym”.

Wiele też wskazuje na to, że także potrzeba mówienia – zwłaszcza rozmawiania twarzą w twarz z drugim człowiekiem – staje się zbędna, a przecież umiejętność prowadzenia dialogu ciągle jeszcze jest biletem wstępu do życia intelektualnego człowieka. Tymczasem ekrany zaaplikowane niemowlakom wyraźnie hamują rozwój mowy; aby dziecko nauczyło się mówić, musi być stale z ludźmi, a nie z ekranem, który mechanicznie i zawsze tak samo reaguje na dotyk – szybko zmieniającym się obrazkiem, hałasem.

Reklama

Badacze udowodnili, że tzw. kreskówki w katastrofalny sposób oddziałują na mózg dziecka; są powodem coraz częstszego występowania nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi (ADHD), a to odbija się w oczywisty sposób na zdolności do przyswajania wiedzy. Liczne już badania potwierdzają, że bombardowanie dzieci niedorzecznymi bzdurami w nazbyt udziwnionych, pełnych niepokoju i szybkiej akcji bajkach prowadzi do swoistego wyłączenia mózgu, do notorycznej nieuwagi i niezdolności do koncentracji. Ze względu na bardzo widoczne nasilenie tego zjawiska należy je już dziś rozpatrywać w kategoriach zdrowia całej przyszłej populacji.

Serfowanie po Internecie, gry komputerowe, a przede wszystkim od kilku lat wszędobylskie smartfony są dziś bardzo poważnym zagrożeniem dla rozwoju umysłowego dzieci i młodzieży, a więc jakości życia przyszłych pokoleń. Co ciekawe, z ogromnym niepokojem zauważyli to także spece od kreowania rynku cyberkonsumentów. Microsoft Kanada bije na alarm: „Ponieważ coraz więcej sfer życia Kanadyjczyków ulega cyfryzacji, uznaliśmy, że ważne jest zrozumienie skutków dzisiejszego scyfryzowanego stylu życia dla konsumentów i ich uwagi oraz znaczenia tychże skutków dla rynku. (...) Prawdę mówiąc, wyniki badania potwierdzają, że nie zawsze dostajemy wszystko, czego się spodziewamy...”. Nic dodać, nic ująć. Czyżby zbyt natarczywa i ślepa cyfryzacja wszystkiego niczym bumerang boleśnie wracała do swego źródła?

Cyfryzacja a edukacja

Usilnie promujące i przyspieszające cyfryzację trendy edukacyjne w wielu rozwiniętych krajach wydają się dowodem na to, że rynek jest ważniejszy od nauki. W wielu szkołach podstawowych naukę rozpoczyna się od zajęć z iPada. W Korei Południowej, w Holandii powstają „klasy Steve’a Jobsa”... Tu warto wtrącić, że sam twórca iPada Steve Jobs utrzymywał swoje dzieci z dala od tego rodzaju edukacyjnych udogodnień. W Dolinie Krzemowej istnieje szkoła, która szczyci się tym, że nie posiada ani jednego komputera, a uczą się w niej dzieci pracowników Google, Apple, Yahoo i Hewlett-Packard.

Reklama

Na Uniwersytecie Princeton i w Dolinie Krzemowej powstała nawet praca naukowa pt. „Pióro jest potężniejsze od klawiatury; zalety pisma odręcznego w porównaniu z pisaniem na laptopie”. Okazuje się, że pisanie na klawiaturze nie sprzyja kodowaniu wiedzy w pamięci długotrwałej. W Chinach natomiast – czyli w zagłębiu produkcyjnym cybergadżetów – przeprowadzono badania na 6 tys. uczniów, które pokazały katastrofalny wpływ pisania na klawiaturze na umiejętność czytania.

Skąd w takim razie bierze się przekonanie zarządzających systemami edukacji, że jedynie całkowite wyposażenie szkół w cyfrową technologię informatyczną może zapewnić społeczeństwu dobre wykształcenie kolejnego pokolenia?! Wyposażenie szkół w elektroniczne podręczniki staje się obsesją wszystkich niemal rządów. Politycy, chcąc się przypodobać wyborcom, wieszczą „koniec epoki kredy”, wbrew ostrzeżeniom naukowców i wbrew prostej prawdzie, że ewolucja człowieka nie nadąży za natrętnym rozwojem popularnych urządzeń cyfrowych, a zwłaszcza za pobudzaniem apetytu na nie.

W 2012 r. na łamach czasopisma „Science” opublikowano wyniki badań, które wskazują, że „sukces edukacyjny jest tym mniejszy, im bardziej podręczniki wykorzystują możliwości, jakie daje cyfryzacja – filmiki i linki po prostu odwracają uwagę i pogarszają efekty uczenia się, tym bardziej, im lepiej są zrobione”. Jeszcze jeden dowód na to, że cyfryzacja prowadzi do rozpraszania uwagi i zakłóca przyswajanie wiedzy.

Reklama

Nauczanie bywa też zakłócane w sposób jak najbardziej bezpośredni – przez uczniów korzystających w czasie lekcji ze smartfonów. Coraz rzadziej stosowane są zakazy w tej mierze, gdyż byłoby to niepoprawne politycznie ograniczenie wolności dzieci.

Złowróżbny zanik empatii

Cyberrewolucja nabrała tempa kilka lat temu, po pojawianiu się smartfonów, które stały się „przedłużeniem ręki” niemal każdego młodego człowieka. Nauczyciele z niepokojem obserwują, jak uczniowie na przerwach zamiast biegać po boisku siedzą na krzesłach wpatrzeni w niebiesko świecące ekrany. Czego szukają? O czym myślą? Nie wiadomo. Są oderwani od rzeczywistości, nie rozmawiają ze sobą. Zapewne w przyszłości będą nie lada wyzwaniem dla służby zdrowia – choroby kręgosłupa, otyłość, depresja już teraz stają się charakterystyczne dla cyberpokolenia.

Samotni, odgrodzeni ekranami od świata, zamknięci w sobie, choć przecież mają na Facebooku setki znajomych. Uzależnienie od Internetu, Facebooka czy smartfona przypomina uzależnienie od substancji odurzających, a nawet idzie z nimi w parze. Cyberuzależnieniu w dorosłym życiu mogą towarzyszyć np. alkoholizm, chorobliwa skłonność do hazardu, a jego leczenie jest równie trudne jak w przypadku klasycznych uzależnień.

Naukowcy z niepokojem odnotowują bardzo już widoczny deficyt tak podstawowego uczucia ludzkiego, jakim jest empatia. Udowodniono, że dzisiejsze nastolatki cierpią na zanik empatii, tym poważniejszy, im więcej czasu spędzają przed ekranami; na uczenie się zachowań społecznych potrzebny jest czas, tymczasem jest on przeznaczany już od najwcześniejszego dzieciństwa na obserwowanie ekranów, a nie na kontakty z czującymi ludźmi. Gdy w styczniu 2015 r. w kawiarence internetowej na Tajwanie zmarł mężczyzna – zagrał się na śmierć – obecni tam gracze komputerowi nawet nie przerwali gry...

Reklama

Zasadne wydaje się pytanie, jacy będą ludzie za 20 lat – czy może nauczą się mądrze korzystać z cybernetycznych narzędzi, co dziś zdarza się chyba jedynie w przypadku katastrof i kataklizmów, w których Internet niejednokrotnie bywał istotną pomocą.

Obserwacje i poważne badania naukowe skłaniają raczej do pesymizmu. Najbardziej nieroztropne wydaje się tu hamowanie pełnego rozwoju człowieka poprzez odgradzanie go ekranami od świata niemal od początku życia. To zapowiada raczej ślepą uliczkę ludzkiej cywilizacji niż świetlaną przyszłość.

W pędzącej dziś bez opamiętania cyfrowej cywilizacji – uważa Manfred Spitzer – z pewnością wygrają te społeczeństwa, które we właściwym momencie się opamiętają i poważnie potraktują ryzyko oraz powstrzymają się od działań nieroztropnych. Kto to będzie? Prof. Spitzer ma nadzieję, że Niemcy. My w Polsce powinniśmy uczynić atut z naszego cyfrowego zapóźnienia.

2016-08-03 09:26

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Lwowska noc

Nakładem Wydawnictwa Trio ukazała się powieść reżysera, scenarzysty, a od niedawna też pisarza Wiesława Helaka pt.: „Lwowska noc”. Tytułowa noc to jeden z najczarniejszych okresów w kilkusetletniej historii Lwowa - czas wojny i okupacji do momentu wyjazdu zeń Polaków. Autor pokazuje ten okres przez pryzmat losów jednego człowieka - Józefa Sztendery, Polaka ożenionego z Ukrainką, nauczyciela, syna lwowskiego profesora. Główny bohater to postać wymyślona, ale sama powieść nie jest „czystą fikcją” i to nie tylko dlatego, że toczy się w tle prawdziwych wydarzeń historycznych, ale też i dlatego, że powstała w oparciu o wspomnienia rodzinne autora. Powieść zaczyna się we wrześniu 1939 r. pod Brzeżanami, gdzie Józef był nauczycielem, a kończy… pod Wierchojańskiem skąd przestały przychodzić od Józefa listy do rodziny, tuż przed upłynięciem wyroku, jaki nałożyli nań sowieci. Ale główna część akcji to lata wojny i okupacji we Lwowie oraz czas bezpośrednio po „wyzwoleniu” Lwowa przez sowietów, kiedy to wszelkimi metodami zmuszano Polaków do opuszczenia tego miasta i wyjazdu „do Polszczy”. To powieść o człowieku, który znalazł się w wirze strasznych historycznych wydarzeń, który próbuje nie tylko sam przeżyć, ale jeszcze ocalić rodzinę i bliskich, a później coś więcej - charakter swojego miasta. Polski charakter. To powieść mocna a momentami okrutna, tak jak okrutne były tamte czasy. Ukraińską żonę i dzieci Józefa mordują ukraińscy nacjonaliści, sąsiedzi z wioski otumanieni chorą ideologią. Lwów, koniec końców, również zostaje depolonizowany. Sam Józef za niezłomną postawę i miłość do swego miasta, nazwaną pogardliwie przez oficera NKWD „starą iluzją polskich nacjonalistów”, trafia do łagru, z którego już nie wraca. A wszystko to dzieje się na tle strasznych wojennych wydarzeń: mordów ludności polskiej dokonywanej przez ukraińskich nacjonalistów, mordów Polaków, Ukraińców i innych „niebezpiecznych jednostek”, które były dziełem NKWD, holokaustu lwowskich Żydów i mordu profesorów lwowskich. Z wszystkimi tymi okropnościami Józef się styka, niekiedy mimowolnie jest ich świadkiem, widzi ogrom zbrodni, degenerację ludzkiej natury, pełny rozpad jakiejkolwiek moralności. Jednak, mimo że ginie (czy raczej - zaginie) gdzieś w dalekich łagrach, Józef jest zwycięzcą. Bo ocalił w sobie człowieka.

CZYTAJ DALEJ

Generał Zakonu Paulinów: aby troska o życie i jego poszanowanie zwyciężyła nad obleczonym w nowoczesność zachwytem śmiercią

2024-05-03 12:11

Jasna Góra/Facebook

O wielkiej duchowej spuściźnie Polaków naznaczonej aktami zawierzenia Maryi, które wciąż powinny być codziennym rachunkiem sumienia, tak poszczególnego człowieka jak i całego narodu - przypomniał na rozpoczęcie głównych uroczystości odpustowych ku czci Królowej Polski na Jasnej Górze przełożony generalny Zakonu Paulinów. O. Arnold Chrapkowski apelował, aby troska o życie i jego poszanowanie zwyciężyła nad obleczonym w nowoczesność zachwytem śmiercią. Sumę odpustową z udziałem przedstawicieli Episkopatu Polski i tysięcy wiernych celebruje abp Tadeusz Wojda, przewodniczący KEP.

O. Arnold Chrapkowski zauważył, że uroczystość Najświętszej Maryi Panny, 3 maja, jest szczególnym czasem, by na nowo „Bożej Rodzicielce zawierzyć Polskę, naszą najdroższą Ojczyznę”, przynosząc Jej bogactwo historii, przeżywane troski codzienności i nadzieję na przyszłości.

CZYTAJ DALEJ

Krościenko n. Dunajcem: otwarcie Centrum Krucjaty Wyzwolenia Człowieka

2024-05-03 08:27

[ TEMATY ]

Ruch Światło‑Życie

Krucjata Wyzwolenia Człowieka

Foto Oaza/Facebook

„Jestem przekonany, że z radością oraz z nieba przypatruje się nam ks. Franciszek Blachnicki - mówił podczas uroczystego otwarcia Centrum Krucjaty Wyzwolenia Człowieka w Krościenku nad Dunajcem ks. dr Marek Sędek, moderator generalny Ruchu Światło-Życie.

Kopia Górka stała się wyjątkowym miejscem dla sługi Bożego, który miał wizję żywego Kościoła. - Jeden z kapłanów powiedział: „pamiętam, jak ksiądz Blachnicki prowadził nas po polanie i mówił, że tu będzie kiedyś kościół Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. Póki co mamy w budynku kaplicę - dodał ks. dr Marek Sędek. Jej poświęcenie odbędzie w czerwcu, w 45. rocznicę ogłoszenia krucjaty, które odbyło się w czasie pierwszej pielgrzymki św. Jana Pawła II do ojczyzny.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję