Ks. Rafał Witkowski: Dużym osiągnięciem jest skomponowanie 70-minutowego utworu. Jeszcze większym jest wysłuchanie własnej kompozycji podczas Koncertu Finałowego Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Sakralnej, który już po raz 33. odbył się w Częstochowie. Księdza utwór Missa Pro Defunctis (Msza za zmarłych) – Requiem dedykowane dla śp. Wojciecha i Barbary Kilarów został wykonany przez Orkiestrę Symfoniczną Filharmonii Częstochowskiej, chór i solistów. Jakie uczucia towarzyszyły Księdzu 27 września, kiedy wraz z szeroką publicznością mógł wysłuchać własnej kompozycji?
Ks. Mateusz Szerwiński: Różnorakie. Z jednej strony wielka radość, że w końcu dostałem szansę, by podzielić się swoją wrażliwością, a także poczucie wyjątkowego wyróżnienia, jakiego dostąpiłem. Z drugiej strony było dużo napięć, stresu i obaw czy wykonawcy przyjmą utwór, czy z przyjemnością go wykonają, czy nie okaże się on tzw. „muzycznym gniotem”. Na szczęście po koncercie okazało się, że te obawy nie były uzasadnione.
Reklama
Jak wyglądały Księdza pierwsze kroki w muzyce?
Kiedy uczęszczałem do III klasy gimnazjum, zachwyciłem się muzyką organową i poważną. Zaczynałem wtedy słuchać dzieł wielkich kompozytorów, np. Requiem W.A. Mozarta czy Wielką mszę h-moll J.S. Bacha. To były utwory, które bardzo do mnie przemawiały. Odkrywanie talentu, który dał Pan Bóg, w tym także pragnienie, by kiedyś samemu skomponować większą muzyczną formę religijną, pojawiło się, gdy zaczynałem grać na organach. Pierwsze kroki stawiałem w Diecezjalnym Studium Organistowskim w Zielonej Górze.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Który utwór skomponował Ksiądz jako pierwszy i jak potoczyły się dalsze przygody z muzyką?
Jeszcze w czasach kleryckich napisałem Ave Maria na solistów, chór i organy. Ten utwór został wykonany podczas uroczystości 25-lecia koronacji obrazu Matki Bożej Rokitniańskiej. Później zacząłem pisać opracowania pieśni, czego motorem napędowym było 350-lecie sanktuarium w Rokitnie. Byłem wtedy jedną z osób zaangażowanych w przygotowanie strony muzycznej głównych uroczystości. To był pierwszy moment, w którym zetknąłem się z wyzwaniem opracowania pieśni liturgicznych maryjnych przeznaczonych dla większego składu, czyli solistów, orkiestry kameralnej i chóru. W 2019 r. rozpocząłem studia w Instytucie Muzyki na Uniwersytecie Zielonogórskim, gdzie miałem również zajęcia z kompozycji z dr hab. Katarzyną Kwiecień-Długosz, prof. UZ. Zawdzięczam tym zajęciom nie tylko wzbogacenie swojego warsztatu, ale myślę, że osoba pani profesor i jej mądrość kształtowały też moje człowieczeństwo. Od tego momentu kompozycja stała się jednym z głównych punktów mojego rozwoju muzycznego.
Reklama
Czym jest dla Księdza tworzenie muzyki czy gra na organach?
Uświadomiłem sobie w pewnym momencie, że kompozytor czy też każdy, kto został obdarzony darem tworzenia, ma udział w części aktu stwórczego Boga. Tym człowiekiem posługuje się Bóg, aby ciągle przekazywać cząstkę Swojego piękna i poruszać serca innych. Mówił o tym papież Benedykt XVI. Im dłużej byłem organistą czy słuchałem muzyki, przychodziły mi do głowy różne melodie, pomysły, tematy. Zacząłem je zapisywać. W trakcie studiów muzycznych trafiłem na ogłoszenie o konkursie kompozytorskim, który był organizowany w ramach Międzynarodowego Festiwalu Twórczości Religijnej „Fide et Amore”, który odbywa się na Śląsku. Postanowiłem wziąć w nim udział.
Jaki był efekt?
Napisałem utwór muzyczny do słów poematu o Kościele św. Hildegardy z Bingen. W 2020 r. moja praca została wyróżniona, a rok później miało miejsce prawykonanie. Ciągle jednak było we mnie pragnienie, by skomponować mszę. Początkowo myślałem o małej formie, jak Missa brevis. Źródłem motywacji stał się konkurs na Requiem poświęcone Obrońcom Westerplatte. Podjąłem wyzwanie napisania kompozycji do tekstu Mszy za zmarłych. Konkurs był tak naprawdę tylko impulsem stymulującym do komponowania. Od początku chciałem pisane przez siebie Requiem zadedykować komuś wyjątkowemu. Pomyślałem, że jeżeli mój utwór nie doczeka się prawykonania w konkursie (było to przewidziane tylko dla pierwszego miejsca), to będzie to dla mnie znakiem, że mogę tę kompozycję rozwijać dalej, w formie nieograniczonej regulaminem konkursowym i zadedykować je zgodnie z własnym zamiarem. Zadedykowałem więc ten utwór człowiekowi, który bardzo mnie inspiruje, zarówno w wierze, jak i w muzyce, czyli śp. Wojciechowi Kilarowi.
Reklama
Dlaczego akurat jemu?
To wielki i znany polski kompozytor, dla którego wiara była czymś bardzo istotnym. Był głęboko wierzącym człowiekiem. Wojciech Kilar jest znany głównie z muzyki filmowej. Większość kojarzy skomponowanego przez niego poloneza z Pana Tadeusza czy mazura z filmu Zemsta albo walca z Trędowatej. Tylko węższej grupie osób jest znane życie Wojciecha Kilara i jego twórczość związana z muzyką poważną, religijną. Wybrzmiewa ona niejednokrotnie tylko podczas koncertów w filharmoniach, a tym samym jest dostępna tylko wyselekcjonowanej grupie osób. Kiedy zacząłem dokładniej czytać o życiu i wierze Wojciecha Kilara, stawał mi się coraz bliższy. Urzekł mnie pokorą, skromnością i głębią świadomości wiary, którą przekazywał także przez muzykę, co od zawsze było pragnieniem także mojego serca. I ja chcę przez muzykę pokazywać ludziom piękno Pana Boga. Niezależnie od tego, czy byłbym księdzem, czy też inaczej potoczyłaby się moja droga, to jednak przez muzykę zawsze chciałem opowiadać o Bogu, którego w tej muzyce doświadczyłem. Miałem przekonanie, że dedykuję pisane Requiem właściwej osobie, choć zdaję sobie sprawę, że to dopiero początek mojej drogi kompozytorskiej, a Wojciech Kilar zasługuje na coś o wiele lepszego.
Co jako kompozytor może Ksiądz powiedzieć o napisanym przez siebie Requiem?
Około 70 minut muzyki, kilkanaście części – to duża forma muzyczna na solistów, chór i orkiestrę symfoniczną. Cieszę się, że udało mi się skomponować tak monumentalny utwór. Nigdy bym nie przypuszczał, że dokonam czegoś takiego. Chciałem, żeby skomponowana muzyka była jak najbardziej zespolona z przesłaniem tekstu, więc zacząłem od medytacji nad poszczególnymi częściami. Szczególnie rozważałem sekwencję Dies irae, która jest dość trudna do opracowania ze względu na swój rozmiar i nieparzystą liczbę wierszy w strofach. Trzeba było trochę się natrudzić, żeby w logiczny sposób podzielić poszczególne strofy. Pomogły mi w tym zajęcia z kompozycji i retoryki muzycznej, dzięki którym mogłem poznać, jakich środków kompozytorzy używali w historii muzyki, aby uwypuklić znaczenie danego słowa, by lepiej dotarło do słuchacza.
Jak wyglądało komponowanie Mszy Requiem w praktyce?
Każdy, kto zmierza się z tym wyzwaniem, ma swoją metodologię pracy. Moja praca przebiegała w różny sposób. Ułatwieniem było, że piszę muzykę do tekstu, ponieważ słowa Mszy Requiem podpowiadały, w jakim charakterze ma być dana część. Przykładowo, chciałem, aby część Kyrie, gdzie wołamy do Chrystusa o miłosierdzie, brzmiała tak, by była w tym obecna świadomość człowieka, który zdaje sobie sprawę ze swoich grzechów i niepoukładania wewnętrznego. Ten człowiek woła do Boga, aby On się nad nim zmiłował; żeby znowu mogła w nim zagościć harmonia i pokój. Starałem się to wyrazić poprzez niejasną harmonię: z jednej strony słyszymy, że część jest utrzymana w konkretnej tonacji (c-moll), a z drugiej strony akordy dysonansowe nie przechodzą od razu w konsonase, tylko poddawane są kolejnym przeobrażeniom. W ten sposób dyskurs muzyczny pokazuje prawdę, że w człowieku jest dążenie do harmonii, ale ciągle coś przeszkadza. Dopiero, gdy spotyka się z miłosierdziem Boga, osiąga harmonię – stąd zakończenie czystym akordem durowym. Były części, w których korzystałem z motywów, które zapisałem sobie wcześniej – rok, dwa lata wstecz. Wtedy pojawiła mi się w głowie jakaś melodia, a później idealnie wpasowała się w kompozycję. Miałem też kilka momentów, w których utknąłem na dłuższy czas, nie mając pomysłu, co dalej, na przykład na ponad miesiąc w części Sanctus. Chciałem, aby wezwanie „Hosanna” zapowiadało niebo; aby była podniosłe i radosne, a nie smutne, patetyczne czy dramatyczne, bo tych momentów w Requiem jest wiele. Pomysł przyszedł nagle. Napełnił mnie wielką radością. To mogło być z Ducha Świętego.
Ks. Mateusz Szerwiński posługuje w konkatedrze św. Jadwigi Śląskiej w Zielonej Górze, studiuje muzykologię na Uniwersytecie Opolskim i jest nauczycielem w Diecezjalnym Instytucie Muzyki Kościelnej. Jest też członkiem Stowarzyszenia Polskich Muzyków Kościelnych