Jest wieczór Wielkiego Poniedziałku 15 kwietnia 2019 r., gdy media obiega dramatyczna informacja z Paryża. Pali się katedra Notre Dame.
Transmisja dramatu
Sygnał o pojawieniu się ognia u podstawy sygnaturki straż pożarna otrzymuje o godz. 18.50. Pojawia się na miejscu pożaru 6 min później. Świat wstrzymuje oddech. Nagle na progu Wielkiego Tygodnia ludzie w różnych zakątkach świata uświadamiają sobie, że oto na ich oczach ginie nie tylko symbol Paryża i dobro narodowe Francji, ale też bezcenny skarb, który należy do wszystkich, dzieło architektury, które mimo nie zawsze łatwych dziejów przetrwało ponad 850 lat. Skurcz serca czują wierzący i niewierzący.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
W godzinę ogień opanowuje dużą część dachu świątyni i powoduje zawalenie się kilkudziesięciometrowej sygnaturki-iglicy, która wdziera się do wnętrza katedry z kilkuset tonami drewna i ołowiu. Ogień rozprzestrzenia się na północną wieżę, gdzie znajduje się osiem dzwonów. Zachodzi obawa, że jeśli spadną zagrożą konstrukcji całej katedry. Walka z płomieniami i czasem ma coraz bardziej dramatyczny przebieg.
Płacz dzwonów
Trzej strażacy wysłani do wieży południowej, by schłodzeniem zapobiec przeniesieniu się na nią ognia, przekażą później w relacjach, że gdy woda zaczęła spływać po znajdujących się w niej dzwonach Emmanuel i Marie, słychać było wydobywający się z nich niezwykły dźwięk. Ten dźwięk brzmi jak przejmujący lament. Łka 500-kilogramowe serce Emmanuela, najstarszego dzwonu katedry. Wtóruje mu serce Marie. Płacz dzwonów napełnia mury katedry. Spływające tony roztopionego ołowiu, którego arkuszy użyto do budowy dachu nad nawą główną, są jak lejące się strumieniami łzy. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Notre Dame płacze nad swoim losem. Przez chwilę sami jej ratownicy myślą, że jest on przesądzony.