Gdzieś nad Tyberiadzkim Morzem
O wieczornej, późnej porze
Piotr z uczniami sobie siedział.
Nagle wstał i tak powiedział:
- Nuda, nie ma co tu robić!
Idę jakieś ryby złowić.
- My się, Piotrze, też nudzimy,
Razem z Tobą wyruszymy!
Wsiedli wszyscy więc do łodzi
I zaczęli się sposobić,
Do połowu obfitego.
Jednak nic nie było z tego.
Sieci ciągle puste były.
- Ryby morze opuściły -
Tomasz smutno rzecz spuentował.
- Głód nas sobie upodobał.
I do świtu tak pływali.
A nad ranem ktoś się zjawił,
I na brzegu w dali stojąc,
Wołał do nich: - Ryby biorą?
- Nie! - krzyczeli. - Puste sieci!
- To zarzućcie, drogie dzieci,
Sieć po prawej stronie łodzi.
Połów zaraz wam obrodzi!
Kiedy rozkaz ten spełnili,
Mnóstwo dużych ryb złowili.
Jan po cichu rzekł Piotrowi:
- Jezus tam na brzegu stoi,
Chyba, że mnie mylą oczy!
Piotr do wody szybko wskoczył,
A pływanie szło mu gładko,
Bowiem dobrze pływał żabką.
Gdy znaleźli się na lądzie,
Rozpoznali po wyglądzie,
Że to Pan ich Zmartwychwstały.
- Dajcie tutaj kosz ryb cały,
Przygotujcie i upieczcie
I ze smakiem wspólnie zjedzcie.
Kiedy zjedli już śniadanie,
Pan Piotrowi niespodzianie
Rękę na ramieniu złożył.
- Wiem, że człowiek z Ciebie Boży,
Przy tym bardzo Mnie miłujesz,
Zatem, Piotrze, zasługujesz
By prowadzić owce Moje.
To zadanie właśnie twoje!
Dzisiaj też ktoś jest pasterzem,
Nazywamy Go Papieżem.
Ma swe imię i nazwisko,
Mówcie, dzieci, o nim wszystko!
Pomóż w rozwoju naszego portalu