Reklama

Aspekty

Wokół powołań. Dialog

Mądrość ludzi, których pytamy, których się radzimy, ma nam pomóc zobaczyć coś więcej – mówi ks. Mariusz Jagielski. Przedstawiamy drugą część rozmów o powołaniach.

Karolina Krasowska

Ks. Mariusz Jagielski, rektor Wyższego Seminarium Duchownego w Paradyżu

Ks. Mariusz Jagielski, rektor Wyższego Seminarium Duchownego w Paradyżu

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Katarzyna Krawcewicz: - Czy kiedy rozeznajemy nasze życiowe powołanie, powinniśmy pytać o radę innych? A jeśli już to zrobimy, to jak bardzo sugerować się podpowiedziami?

Ks. Mariusz Jagielski: - Zacznijmy od tego, że w spotkaniu z Bogiem człowiek najpełniej wraca do samego siebie. Święty Augustyn pięknie mówił: „Szukałem Cię wszędzie, a Ty byłeś we mnie”. Myślę, że dla każdego z nas życie duchowe jest wracaniem do siebie samego. Dzięki wierze wracamy do siebie samych z nadzieją. Bo bez Pana Boga to nasze wracanie jest różne, może wiązać się z obawą, lękiem przed tym, co tam znajdziemy. Ale skoro Pan Bóg do nas przychodzi, to warto byśmy my też do siebie wracali. Tym jest powołanie – to odkrywanie nas samych, tego co jest w nas najgłębsze. To jest coś więcej niż osiągnięcie jakiegoś celu w życiu.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

I patrząc z tej perspektywy – nic nie zastąpi naszego dialogu z Bogiem. To jest fundamentalne. Nikt nie przejdzie tej drogi za nas, to jest oczywiste. Nikt nas w tym nie zastąpi. To my musimy w pełni przeżyć nasze życie, na tyle, na ile dla każdego z nas jest to w tym momencie możliwe. Dlatego pytanie kogokolwiek nigdy nie zastąpi naszego stawania przed Bogiem.


- To znaczy, że nie trzeba się nikogo radzić?

- Można prosić o radę, ale nie należy zakładać, że ktoś weźmie odpowiedzialność za moje życie. To ja o moim życiu decyduję, nikt nie może tego zrobić za mnie. Dobrze mieć w życiu duchowym, przynajmniej na etapie rozeznawania powołania, stałego spowiednika albo kierownika duchowego, kogoś kto już nas trochę zna. I kto może nam pomóc zobaczyć pewne rzeczy w nas samych. Jednak ten człowiek nie jest od tego, żeby nam mówić, jakie jest nasze powołanie. To my musimy sobie na to pytanie odpowiedzieć. A już zwłaszcza taki człowiek nie może mówić: „Miałem poznanie, widzenie”. Nawet jeśli miał, to tym bardziej – bo jeśli to jest od Boga, to On sam będzie nam to ukazywał.

Nikt z nas też nie widzi wszystkiego w sobie samym bez drugiej osoby. Mądrość ludzi, których pytamy, których się radzimy, ma nam pomóc zobaczyć coś więcej. Żeby nasza perspektywa stała się szersza, głębsza. Żebyśmy dostrzegli, co w nas wynika z naszych lęków, z emocji, może z pragnienia pójścia na skróty. Może czegoś nie chcemy widzieć, może jakiś etap chcemy pominąć. I wtedy mądry człowiek powie: przyjrzyj się temu, zobacz, jaka jest twoja motywacja, jak to oceniasz. Taka rozmowa może być bardzo cenna.

Reklama

Myśląc o jakimkolwiek powołaniu, nie myślimy abstrakcyjnie, tylko zawsze mamy przed sobą kilka osób, które są dla nas pewnym obrazem tego powołania. Patrzymy, jak ktoś przeżywa małżeństwo, jakim jest ojcem czy matką, mężem czy żoną. Patrzymy też na księży, jeśli to jest powołanie do kapłaństwa. Coś nas w tej drodze może pociągać, fascynować. Dzięki tym przykładom widzimy, jak może wyglądać ta droga. Nawet jeśli na jakimś etapie idealizujemy to powołanie, bo to jest nie do uniknięcia – to mamy okazję pomyśleć o sobie w tym odniesieniu. I nie chodzi tu o naśladownictwo, bo każdy z nas niesie w sobie coś jedynego i niepowtarzalnego. To trochę jak z czytaniem żywotów świętym. Można się zafascynować np. świętym Franciszkiem, ale wiadomo, że drugim św. Franciszkiem się nie będzie.


- Ale otaczają nas różne osoby, rodzina, przyjaciele, które nie zawsze potrafią zachować dystans. Mogą nas do czegoś zachęcać lub coś nam odradzać, kierując się własnymi emocjami, doświadczeniami.

- To jest naturalne, że nasi bliscy obawiają się o nas. Szczególnie w dzisiejszych czasach dla wielu rodziców decyzja o kapłaństwie ich syna będzie budzić mnóstwo lęków. Kapłaństwo dzisiaj nie kojarzy się z sukcesem, mogą pojawić się jakieś formy napiętnowania. A rodzice chcą, żeby ich dziecko było szczęśliwe, żeby nie stała mu się krzywda. Martwią się. Jednak trzeba pamiętać, że rodzice mają swoją drogę, a dziecko swoją. Uczymy się tego, by w pewnym momencie wziąć odpowiedzialność za własne życie. Więc rozumiemy uczucia rodziców, jednak to nie one mają być decydujące przy wyborze naszego powołania. Rodzice też kiedyś wybrali swoje powołanie, naturalnym jest, że w pewnym momencie takiego wyboru musi też dokonać ich dziecko.


- Jak ważna jest reakcja najbliższych?

- Patrząc z perspektywy kleryków – to ważne, kiedy mają oparcie w swoich domach. I nie chodzi tu o to, żeby szli do seminarium ze względu na swoje domy; zresztą w dzisiejszych czasach prawie nie ma takich sytuacji. Potrzebne są natomiast fundament i oparcie na różnych etapach powołania. Jeśli kleryk ma świadomość, że w jego domu jest akceptacja dla jego drogi, to jest mu na pewno łatwiej. Gdy tej akceptacji nie ma, to jest to dla niego jeszcze jedno wyzwanie, a nawet jeszcze jedno oczyszczenie motywacji – trzeba wtedy zmierzyć się ze świadomością, że w domu reakcja na powołanie nie jest pozytywna. Bo może być tak, że obawy rodziny, niezrozumienie będą brały górę.


- Czyli ostatecznie człowiek zostaje sam na sam ze swoim powołaniem?

- Powołanie jest zawsze relacją, więc decyzja o wyborze drogi też dokonuje się w relacji. To nie jest relacja do nas samych. Nasze życie ma być ofiarowane, a ofiarować je można tylko komuś. Tego szukamy – odpowiedzi na pytanie, gdzie możemy ofiarować nasze życie. Dlatego relacja z Bogiem jest niezastępowalna. To w dialogu z Nim dokonuje się ostatecznie decyzja o powołaniu. Powołanie zawsze ma czyjeś oblicze. Nie chodzi tu tylko o działanie, o to co będę w życiu robić.

Pamiętajmy, że decyzja o wejściu na drogę formacji nie jest końcem rozeznawania. To początek, pewien etap. Potem wchodzi się w doświadczenie głębszego życia duchowego, seminaryjnego, gdzie jest więcej czasu na osobistą modlitwę, określony rytm dnia, kierownictwo duchowe. I na tej drodze wracamy do pytania, jaka była nasza główna motywacja, co mi towarzyszyło, czego się nauczyłem o sobie. Myślę, że seminarium jest wyjątkowym miejscem na poznawanie siebie. Ten proces poznawania siebie zostaje tak zintensyfikowany, że pytanie o własne powołanie wciąż wraca.


- A co można powiedzieć rodzicom, których dziecko usłyszało Boże wezwanie?

- Chyba nie ma nic szczęśliwszego dla rodziców niż widzieć, jak ten, któremu dali życie, którego wychowywali, o którego się troszczyli, któremu dawali to, co najpiękniejsze z nich samych – że ten człowiek dojrzewa i potrafi też dawać swoje życie. Odkrycie powołania oznacza też zupełnie nowy etap dla rodziców i to może być trudne. Wkroczenie Pana Boga w te domy to nowy etap i dla powołanego, i dla jego rodziców. To normalne, że potrzeba czasu, żeby się w tym odnaleźć. Jedni mogą potrzebować tego czasu więcej, inni mniej. Ale Pan Bóg też ich zaprasza, niekiedy w sposób nieoczekiwany, i myślę, że to też przynosi owoce w rodzinach.

Pierwszą część rozmów "Wokół powołań" znajdziecie tutaj

Trzecią część rozmów "Wokół powołań" znajdziecie tutaj.

2022-08-14 08:11

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Komunikat Zgromadzenia oblatów w sprawie zakonników zatrzymanych na Białorusi

2024-05-12 23:03

[ TEMATY ]

komunikat

Red.

O dalszą modlitwę w intencji dwóch misjonarzy oblatów zatrzymanych przez władze białoruskie oraz wiernych, którzy zostali pozbawieni opieki duszpasterskiej proszą ich współbracia zakonni. "Obaj oblaci są obywatelami Białorusi. W związku z powyższym prosimy dziennikarzy i agencje prasowe o roztropność w przekazywaniu informacji na ich temat" - pisze w wydanym wieczorem komunikacie o. Paweł Gomulak OMI, rzecznik Polskiej Prowincji Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej.

W związku z zatrzymaniem przez władze białoruskie dwóch misjonarzy oblatów posługujących w diecezji witebskiej na Białorusi misjonarze oblaci wyrażają wdzięczność za wszelkie wyrazy wsparcia i solidarności oraz modlitwy w intencji ojców Andrzeja i Pawła.

CZYTAJ DALEJ

Niebo – misja na co dzień!

2024-05-07 08:46

Niedziela Ogólnopolska 19/2024, str. 22

[ TEMATY ]

homilia

Karol Porwich/Niedziela

Zmartwychwstały Pan dał swoim uczniom wystarczająco wiele dowodów na to, że żyje. A teraz, przed wstąpieniem do Ojca, przygotowuje ich do nowego etapu w dziejach zbawienia ludzkiej rodziny. Rozstający się z Apostołami Pan objawia im swoje (i Ojca) dalekosiężne plany. Oto dość zwyczajni ludzie – uczniowie Jezusa, chrześcijanie – mają maksymalnie zaangażować się w rozwój królestwa Bożego na ziemi. Wnet ruszą w świat z Dobrą Nowiną. Pamiętają też, że mają się modlić, wiedzą, jak to czynić i o co prosić Ojca: „Przyjdź królestwo Twoje, bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi”. Podczas licznych spotkań ze Zmartwychwstałym uczniowie zostali obdarowani tchnieniem Ducha Pocieszyciela. Ale będzie Go „więcej”. Jezus uroczyście obiecał, że wydarzy się cud zstąpienia Ducha Świętego, który obdarzy uczniów mocą i licznymi nadprzyrodzonymi darami. Tak wyposażeni będą zdolni nieść Ewangelię „aż po krańce ziemi”. Dobra Nowina o zbawieniu powinna być zaniesiona do wszystkich ludzi. A tymczasem Jezus – po wydaniu misyjnego polecenia i złożeniu obietnicy – „uniósł się w ich obecności w górę i obłok zabrał Go im sprzed oczu. Kiedy jeszcze wpatrywali się w Niego, jak wstępował do nieba, przystąpili do nich dwaj mężowie w białych szatach. I rzekli: «Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo? Ten Jezus, wzięty od was do nieba, przyjdzie tak samo, jak widzieliście Go wstępującego do nieba»”. Osamotnieni uczniowie, a po nich kolejne pokolenia wierzących mają się przystosować do nowego rodzaju obecności Zbawiciela. Już się boleśnie przekonali, że nie potrafią zatrzymać Go przy sobie. Teraz mają codziennie pielęgnować i doskonalić sztukę słuchania słowa Bożego, by odradzała się i rosła ich ufna wiara w Jezusa obecnego pośród nich – obecnego i udzielającego się szczególniej w eucharystycznej Ofierze i Uczcie.

CZYTAJ DALEJ

43. rocznica zamachu na Jana Pawła II

2024-05-12 22:59

[ TEMATY ]

św. Jan Paweł II

Adam Bujak, Arturo Mari/Biały Kruk

43 lata temu, 13 maja 1981 roku, miał miejsce zamach na życie Jana Pawła II. Podczas audiencji generalnej na placu św. Piotra w Rzymie, o godz. 17.19 uzbrojony napastnik Mehmet Ali Agca, oddał w stronę Ojca Świętego strzały.

Wybuchła panika, a papieża, ciężko ranionego w brzuch i w rękę natychmiast przewieziono do kliniki w Gemelli, gdzie rozpoczęła się kilkugodzinna dramatyczna walka o jego życie. Cały świat w ogromnym napięciu śledził napływające doniesienia. Wszyscy zadawali sobie pytanie, czy Jan Paweł II przeżyje. Dziś miejsce zamachu na papieża upamiętnia płytka w bruku po prawej stronie przy kolumnadzie Placu św. Piotra.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję