A na prowincji zachwytu nad koncertem „królowej popu” nie było. Bo kim się zachwycać? Uzurpatorką i prowokatorką, która już u progu kariery - przyjmując taki a nie inny pseudonim, hm, artystyczny - dała sygnał, iż szarganie świętości wpisze w swój wizerunek sceniczny? Skandalistką, ongiś nago pozującą do zdjęć erotycznych, od zawsze bardziej przypominającą tancerkę z podrzędnej rewii niż prawdziwą artystkę?
Tak! Bezkarna uzurpacja i prowokacja plus skandal obyczajowy to instrumenty w tzw. show-biznesie. Ośmieliła się wystąpić na warszawskim Bemowie w jeden z najświętszych dni dla naszego narodu. Oczywiście, sama tego nie wymyśliła. Za jej „show” stanął cały sztab „inżynierów”, by wszystko „zagrało” jak należy.
80 tys. fanów uczestniczyło - za niemałe pieniądze - w iluzji wielkiego wydarzenia artystycznego, w której nawet z zapałem wycinane białe papierowe serca wydawały się być dobrze zaprogramowanym „trickiem”. A fani myśleli, że będą oryginalni…
Pomóż w rozwoju naszego portalu